Reklama
  • Wiadomości
  • Analiza

„Gdzie podziała się 155. Brygada?”. Fala dezercji i szczątki pod Pokrowskiem

Parafrazując tytuł francuskiej komedii wojennej „Gdzie podziała się siódma kompania?”- podobne pytanie można zadać sformowanej de facto nad Sekwaną i uzbrojonej przez Paryż ukraińskiej brygadzie, która w niewyjaśnionych okolicznościach dosłownie zniknęła zanim trafiła pod Pokrowsk.  

ukraina wojsko żołnierz wojna inwazja rosja
zdjęcie ilustracyjne
Autor. Ukraine Territorial Defense Forces (@TDF_UA)/X / Defense of Ukraine (@DefenceU)/X

„Najgorszy rok wojny” – tak zatytułowałem podsumowanie ostatnich miesięcy na froncie. Niestety sprawa 155. Brygady im. Anny Kijowskiej spowodowała ogromne wzburzenie na Ukrainie i potwierdziła, że źle się dzieje po ukraińskiej stronie frontu. Sprawa będzie także rezonowała w relacjach ukraińsko-francuskich. Prezydent Emmanuel Macron doznał niedawno pro-ukraińskiego przebudzenia. Przestał telefonować do Władimira Putina, a stał się wręcz drugim Napoleonem Bonaparte zagrzewającym do dawaniu odporu Rosji, będąc w awangardzie przywódców europejskich w obozie obrony Ukrainy. Owocem tej przemiany był projekt wyszkolenia i uzbrojenia przez Francję 155. Brygady Sił Zbrojnych Ukrainy. Już sama numeracja brygady była pechowa, ponieważ jak przeczytałem, że Francuzi będą szkolić „155” pomyślałem, by nie skończyli jak rosyjska piechota morska. Przypomnę, że rosyjska 155. Brygada Piechoty Morskiej została zniszczona w toku obecnej wojny w ok. 80 proc.

Pechowa 155 Brygada

Ukraińską „155” także niestety prześladował pech. W październiku Emmanuel Macron, w nieznanej mediom destynacji, odwiedził szkolącą się we Francji ukraińską brygadę. Nie znam poziomu wiedzy prezydenta Macrona co do zagadnień wojskowych, ale wątpię, by nie zauważył on braków kadrowych formacji. W drodze z Ukrainy do Francji, właśnie na wspomniane szkolenie, z formacji na starcie zdezerterowało 900 żołnierzy. Jak raportuje korespondent wojenny Jurij Butusow, na francuskie poligony dotarł sztab i resztka lojalnych wojskowych. Francuzi zaczęli szkolić Ukraińców w czerwcu. Przypomnę, że w tym czasie Kijów organizował operację kurską, a pod Pokrowskiem Rosjanie zaczęli przerywać front. Do dezerterów doszły zatem uzupełnienia. Kijów nakazał natychmiastowe odesłanie z Francji ponad 2 tys. ukraińskich żołnierzy. W ten sposób etat brygad zmniejszył się praktycznie o 2/3 stanu osobowego. Paryż przeznaczył 900 mln euro na szkolenie formacji, uzbroić ją miano w 128 transporterów opancerzonych VAB, 18 haubic samobieżnych Caesar i 24 lekkich haubic kołowych, „czołgi” kołowe AMX-10C, a nawet niemieckie Leopardy 2A4. Tymczasem, na francuskich poligonach pustki, nie ma Ukraińców do szkolenia.  

Zobacz też

Nabrzmiewał międzynarodowy skandal, więc Kijów aby załagodzić sytuację, zaczął dosyłać Paryżowi ukraińskich „mobików”. Etat się uzupełniał, ale byli to ludzie dosłownie z łapanki. Okazało się także, że liczba wysłanych z Ukrainy rekrutów na szkolenie do Francji rozmija się ze stanem osobowym 155. Brygady. W drodze z Ukrainy do Francji zdezerterowało kolejnych 700 żołnierzy. Doszło do tego, że finalnie dezerterowano bezpośrednio z francuskiego poligonu, skąd zniknęło 50 ukraińskich żołnierzy. Z pozostałej resztki skompletowano szkieletową brygadę i wysłano w listopadzie na Ukrainę. Problem w tym, że sztab brygady musiał ukończyć francuski kurs dowódczy. Gdy dowódcy swojej formacji wrócili na Ukrainę okazało się, że ich brygada bije się już pod Pokrowskiem, ponosząc przy tym wysokie straty osobowe. Jeden z oficerów brygady miał z tego powodu dostać zawału serca. 155. Brygadę podzielono pododdziałami i rzucono pod Pokrowsk, gdzie potrzebny jest każdy żołnierz zdolny do walki. To spotęgowało skalę dezercji. Warto zaznaczyć, że 155. Brygada im. Anny Kijowskiej, jest jedną z 14 brygad „zachodnich”, które Zełenski obiecał Zachodowi jako remedium na porażki na froncie, a Zachód obiecał mu dla nich wsparcie.

To oczywiste, że ludzi wysłano na front

Historię feralnej brygady podchwyciła rosyjska propaganda. Czy odejmuje to wiarygodności historii Jurija Butusowa? I tak, i nie. Redaktor Butusow jest skonfliktowany z ukraińskim kierownictwem politycznym, krytykując Zełenskiego na każdym kroku. To wybitny dziennikarz wojskowy, ale inna rola jest publicysty – nawet najwybitniejszego, a inna polityka kierującego nawą państwa. Inna także skala odpowiedzialności. Historia ta z rodzaju śmieszno-strasznych absurdów wojennych nadających się do wznowienia „Paragrafu 22” już służy do krytyki państwa ukraińskiego jako skorumpowanego tworu, który marnotrawi wysiłek Zachodu. To akurat bzdura.

Spójrzmy przez chwilę na wojnę oczyma Wołodymyra Zełenskiego. Siedzi on w jednym ze swoich strzeżonych schronów i odbiera meldunki od kierownictwa wojskowego państwa. Pięciu kolejnych oficerów – od najmłodszego do najstarszego mówi mu to samo. „Panie Prezydencie, jeżeli nie rzucimy pod Pokrowsk odwodów, które mamy, Rosjanie przerwą front”. W końcu patrzy w postarzałą twarz gen. Syrskiego. Ten wie, że Ukraina ma odwody, ale są to mizerne siły, do tego część szkoli się jeszcze na zachodnich poligonach. „Francja się wkurzy” – mówi jeden z ministrów Zełenskiego odczytując myśli Syrskiego z twarzy. Zełenski wbija w niego wzrok ganiąc go za takie porady. Zełenski nie jest prezydentem Francji, tylko Ukrainy, a państwa ukraińskiego toczącego totalną wojnę obronną nie stać na projekt „zachodnich” brygad i trzymania odwodów we… Francji. Po prostu. Układ, w który wszedł Zełenski z Macronem był doraźną decyzją, w której Kijów nie miał żadnego pola manewru. Zachodnie państwa obawiając się ukraińskiej korupcji, a zarazem tanim relatywnie kosztem podtrzymując gwarancje bezpieczeństwa na niskim poziomie, chcą szkolić Ukraińców u siebie. Wizja natowskich poligonów dla Sił Zbrojnych Ukrainy jest świetnym rozwiązaniem w perspektywie długofalowej. Ukraina integruje się z Zachodem, a jej kadry – przyszłe kierownictwo armii – szkoli się przykładowo we Francji. Ale nie krótkofalowo. Wciąż o wojnie na Zachodzie myśli się kategoriami roku 2022, względnie początku 2023. Można było postawić na „mniej, a efektywniej”. Z pożytkiem dla wszystkich.

Zobacz też

Nie twierdzę, że na Ukrainie nie ma korupcji i nie twierdzę, że Kijów podjął dobre decyzje w związku z potencjałem „155” Brygady. Wszelako wizja, że pod Pokrowskiem będą trwały walki o przetrwanie donbaskiego odcinka frontu, a w międzyczasie po poligonach we Francji będą biegali ukraińscy żołnierze to rozmijanie się rzeczywistości z oczekiwaniami zachodnich stolic co do możliwości utrzymania polityki „zaangażowania poprzez nieangażowanie”. Wojna zmusiła ukraińskich dowódców polowych do szybkich decyzji taktycznych. Jeżeli Rosjanie na południowej flance pod Pokrowskiem wyszli daleko na zachód, pod miejscowością Szewczenko, to zaczęli już operację okrążania miasta. A to oznacza, że ktokolwiek mógł unieść karabin i miał w miarę zdrowe nogi musiał być pospiesznie wysłany na północ od Pokrowska, bo gdyby i tam przerwano front, to miasto wpadłoby w stan oblężenia. „Przyjechali żołnierze z Francji”, „dawać ich tutaj” – to się sprowadza do takich decyzji.

Dobre samopoczucie Macrona czy Pokrowsk?

Do tego przełom 2024 i 2025 roku niestety potwierdził, że zachodnie szkolenia są dla Ukraińców szansą na łatwiejszą dezercję. Wynika to z różnicy między państwem w reżimie wojennym, a regionem będącym daleko od linii walk. Żołnierze nie są pilnowani przez przełożonych, a we Francji już w latach 90. w armii zanikła kompletnie kontrola żołnierzy, którzy notabene mogą odmówić wykonania rozkazów przełożonym i nie ma wyciąganych przeciwko nim konsekwencji. Różnica między sytuacją Francji, a Ukrainy, jest tak kolosalna, że nawet trudno o porównanie. Widać to także w decyzjach administracyjnych. Rola Wołodymyra Zełenskiego sprowadziła się już tylko i wyłącznie do polityka błagającego o trochę broni i amunicji dla swoich ludzi, a prezydent Macron ma komfort rozpisywania danych w Excellu ilu Ukraińców udało się przeszkolić i uzbroić. Czas reakcji jest zupełnie inny, administracje zachodnie planują cały program rozłożony w czasie, Ukraina musi reagować z dnia na dzień, bo wymusza to front.

Zachodni łańcuch reakcji musi zostać skrócony, a przerost biurokratycznej wizji przygotowań do wojny odchudzony. Nie tylko dla bezpieczeństwa Ukrainy, ale przede wszystkim Zachodu. Z drugiej strony, Kijów musi uszanować, że Europa stoi na prawie, bo to czyni ją właśnie cywilizacyjnym Zachodem, więc wojenna reaktywność kosztem zachodniej pomocy uderza w wizerunek Kijowa. Wiadomo, że postsowiecka byle-jakość uderza w te relacje, ale nie bijmy się w cudzą pierś, bo Polska też przechodziła ten proces westernizacji.

Kolejnym aspektem, korespondującym z tym co pisałem wyżej, jest destynacja zachodniej broni. Jaki jest sens przekazywanie „świeżej” brygadzie broni, która zanim okrzepnie na polu walki może go po prostu bez sensu wytracić? Dlatego im bardziej doświadczona „dobrowolska” jednostka, tym ten sprzęt może być efektywniej wykorzystywany. Zwłaszcza, że casus 155. Brygady był postawieniem na głowie całego modelu uzbrajania formacji. Czekała już na nią nowoczesna francuska broń, a nie mieli nawet małych dronów FPV, które zakupiono przez wolontariuszy w ramach zrzutek.

Obie strony mogą się od siebie wiele nauczyć, obie popełniły błędy. Wszelako w tym wypadku uznawanie, że winny jest tylko Zełenski i ukraińska armia to przesada Butusowa. Wytypowanie kilku ukraińskich bitnych ochotniczych batalionów do projektu zachodnich szkoleń dałoby lepszy efekt, niż ten biurokratyczny mezalians, między Zachodem a Kijowem. Zarówno kierownictwo polityczne Ukrainy, jak i Zachodu, musi wiedzieć komu najlepiej dać broń, kto zrobi z niej efektywny użytek, kto sprawdził się na froncie i kto nie opuszcza swoich pozycji. Problem w tym, że polityczna poprawność nie pozwala obu stronom projektu szkolenia brygad wybrać tych batalionów. Kijów nie chce by zanadto urosły w siłę, bo już cieszą się wysoką autonomią, którą wywalczyły sobie na polu walki – a Zachód woli inwestować w regularną armię, którą łatwiej wpisać do pozycji w Excellu.

W ten sposób marnotrawi się wielki potencjał. Powtórzę: nie muszą to być nawet brygady. Finalnie Francuzom udało się przeszkolić zaledwie część brygady, którą i tak wytracono bezsensownie na froncie. Skuteczniejszym sposobem byłoby wyselekcjonowanie dobrze rokujących brygad, następnie stworzenie batalionów szkoleniowych na Zachodzie dla tych brygad i te stałyby się naturalnym uzupełnieniem wypełniającym straty. Brygada taka nie może być ogołacana z ludzi, by wysłać ją na szkolenie za granicę, bo sytuacja frontowa na to nie pozwala. Batalion szkoleniowy po zachodniej unitarce i uzbrojeniu, jest zgrywany na poligonach przyfrontowych, „zasypując” dziury kadrowe powstałe w okresie tego szkolenia. Oficerowie, których szkolono z batalionem docelowo mają poprowadzić swoich ludzi do walki. Tymczasem, sztab rozjechał się z żołnierzami. We Francji szkolenie trwało od czerwca do listopada. Okres ten zmarnowano, a można było także - alternatywnie dla jednostek ochotnicznych - przeszkolić i wyposażyć rezerwy dla 110. Brygady Zmechanizowanej, 47. Brygady Zmechanizowanej czy innej istniejącej i doświadczonej formacji bijącej się pod Pokrowskiem, zaangażowanej na innym ważnym odcinku lub będącej częścią odwodu strategicznego.

WIDEO: Zmierzch ery czołgów? Czy zastąpią je drony? [Debata Defence24]
Reklama
Reklama