Reklama

„Brytyjskie lasy nie przypominają Ukrainy”. Co ze szkoleniami za granicą?

ukraina wojna wojsko
zdjęcie ilustracyjne/cyberdefence24/ministerstwo obrony Ukrainy
Autor. 92nd Assault Brigade/Defense of Ukraine (@DefenceU)/X

Casus feralnej 155. Brygady im. Anny Kijowskiej szkolonej we Francji spowodował, że na dalszy plan spadł temat szkoleń formacji Sił Zbrojnych Ukrainy za granicą. Tymczasem, pojawiają się relacje z trwających szkoleń w Wielkiej Brytanii. Czy to dalej ma sens?

„Następnym przystankiem jest wojna” – czytamy w reportażu z Anglii opiniotwórczego serwisu „Ukraińska Prawda”. Tak jak różni się historia sztuki wojennej rodem z Londynu i Paryża, tak inaczej do szkolenia Ukraińców podeszły władze Wielkiej Brytanii i Francji. Prezydent Emmanuel Macron, który wyraźnie chciał zaznaczyć, że to Francja może być w przyszłości gwarantką ukraińskiego bezpieczeństwa postanowił sformować „francuską” brygadę Sił Zbrojnych Ukrainy. To ona miała być ukoronowaniem poprawy relacji francusko-ukraińskich. Na Ukrainie, wśród żołnierzy, wszystkie brygady powyżej „stopięćdziesiątej”, uważa się za przeklęte, więc pomysł od początku powodował nerwowość. W tym czasie Brytyjczycy, bez podobnego francuskiego karnawału, kontynuowali program podstawowych szkoleń dla ukraińskich żołnierzy. Z „francuską” brygadą wyszła katastrofa, z ambitnymi planami rozminęło się wszystko, wojsko dezerterowało jeszcze przed przyjazdem na francuskie poligony, potem Kijów, z uwagi na kłopoty pod Pokrowskiem rzucił resztki Brygady Anny Kijowskiej pod Pokrowsk, której sztab w tym czasie, był dopiero w drodze na Ukrainę. Polityka jedno, wojna wymusza drugie.

    Francuski model szkolenia vs. brytyjskie doświadczenia

    W analizie pt. „Gdzie podziała się 155. Brygada?” – pisałem, że jestem sceptycznie nastawiony do szkolenia całych brygad poza granicami Ukrainy w tej fazie wojny. „W ten sposób marnotrawi się wielki potencjał. Powtórzę: nie muszą to być nawet brygady. Finalnie Francuzom udało się przeszkolić zaledwie część brygady, którą i tak wytracono bezsensownie na froncie. Skuteczniejszym sposobem byłoby wyselekcjonowanie dobrze rokujących brygad, następnie stworzenie batalionów szkoleniowych na Zachodzie dla tych brygad i te stałyby się naturalnym uzupełnieniem wypełniającym straty. Brygada taka nie może być ogołacana z ludzi, by wysłać ją na szkolenie za granicę, bo sytuacja frontowa na to nie pozwala. Batalion szkoleniowy po zachodniej unitarce i uzbrojeniu, jest zgrywany na poligonach przyfrontowych, „zasypując” dziury kadrowe powstałe w okresie tego szkolenia. Oficerowie, których szkolono z batalionem docelowo mają poprowadzić swoich ludzi do walki. Tymczasem, sztab rozjechał się z żołnierzami. We Francji szkolenie trwało od czerwca do listopada. Okres ten zmarnowano, a można było także - alternatywnie dla jednostek ochotniczych - przeszkolić i wyposażyć rezerwy dla 110. Brygady Zmechanizowanej, 47. Brygady Zmechanizowanej czy innej istniejącej i doświadczonej formacji bijącej się pod Pokrowskiem, zaangażowanej na innym ważnym odcinku lub będącej częścią odwodu strategicznego” – przestrzegałem. To o czym piszę wynika z faktu, iż ukraiński dezerter łamie prawo krajowe, ale przecież ono nie obowiązuje za granicą. W takich państwach jak Francja, gdzie dezercja nie jest w zasadzie przestępstwem, a jedyną formacją z prawdziwie wojskową dyscypliną pozostała Legia Cudzoziemska, pokusa do rzucenia broni i nieubezpieczonego marszu po bagietkę i kawę okazała się zbyt silna. Przeciwieństwem francuskiej wpadki z dezercją części ukraińskiej brygady jest brytyjska wersja szkolenia dla Ukraińców – „Operacja Interflex”.    

    Reklama

    Precedens z „francuską” brygadą spowodował wiele pytań o jakość i sensowność szkoleń na Zachodzie. Zaznaczę, że jestem wyłącznie entuzjastą ograniczonych i organicznych wzajemnych szkoleń, czyli systemu, w którym szkoląc Siły Zbrojne Ukrainy Zachód buduje sobie proatlantystyczne elity Kijowa przy okazji ucząc się strategii i taktyki sił inwazyjnych Federacji Rosyjskiej od samych Ukraińców, bazując na ich doświadczeniach frontowych. Wynika to z obecnej fazy wojny. Ukraina boryka się z brakiem rezerw wojskowych. Strzeliste projekty zachodnich brygad na Ukrainie zdezaktualizowały się już w 2023 roku, gdy widzieliśmy jak desperacko ukraińskie Brygady Szturmowe, próbowały przerwać Linię Surowikina. Ale teraz wyciąganie z systemu ewidencji kolejnych ludzi zakrawa wręcz o sabotaż. Ponadto dominacja dronów na polu walki wschodniej Europy powinna być przedmiotem równie intensywnych szkoleń naszych żołnierzy, co próby zachodniej Europy, by pomóc ukraińskim żołnierzom.

    Kto kogo uczy?

    Ciekawym przykładem jest więc „Operacja Interflex”. Oficjalnie Brytyjczycy od lata 2022 roku przeszkolili już ponad 50 tys. ukraińskich żołnierzy. To podstawowe szkolenie piechoty, ale uwzględniające wspomniane przeze mnie drony. Brytyjczycy chłonął to co dzieje się na Ukrainie, jak przysłowiowa gąbka.

    „Jedną z innowacji, którą Brytyjczycy zaczęli wprowadzać do szkoleń, kierując się doświadczeniami Ukraińców, jest wykorzystanie dronów. Instruktorzy uczą w szczególności, jak unikać zagrożeń z ich strony i z bezpośrednich ataków dronów” – relacjonuje „Ukraińska Prawda”. Przypomnę, że 155 Brygada im. Anny Kijowskiej, nie miała nawet plutonu operatorów dronów. Dowódca programu Interflex, brytyjski pułkownik zaznacza: „Kładziemy ogromny nacisk na wykorzystanie dronów w działaniach taktycznych podejmowanych przez ukraińskich rekrutów na naszym kierunku. Aby to osiągnąć, ściśle współpracujemy z ukraińskimi instruktorami pilotów bezzałogowych statków powietrznych, aby odtworzyć taktykę i techniki stosowane na linii frontu”.

    „Operacja Interflex” z perspektywy żołnierzy ma jeszcze jedną zasadniczą zaletę. Żołnierze otrzymują wyposażenie, które zabierają ze sobą nad Dniepr. Nie zmienia to jednak faktu, że jest wiele różnic, których nie sposób nie odnotować. Pamiętajmy, że geografia walczy na wojnie. „Całe życie marzyłem o przyjeździe do Wielkiej Brytanii, żeby zwiedzać bagna” – żartuje jeden z ukraińskich żołnierzy i bohater reportażu „Ukraińskiej Prawdy”. „Nie pamiętam w obwodzie chersońskim, skąd pochodzę, abym przedzierał się przez takie bagna. Pod tym względem lasy angielskie wcale nie są podobne do ukraińskich” – zaznacza.

      Zachodnie szkolenia dla Ukrainy są fantastycznym kapitałem, by budować wzajemne relacje oraz integrować Siły Zbrojne Ukrainy z zachodnimi strukturami. Pamiętajmy wszelako, że na samej Ukrainie jest ogromne zjawisko dezercji, które z każdym takim zagranicznym projektem może się nasilać. Do tego dynamika wojny wymusza na Sztabie Generalnym Ukrainy reaktywność. Plany zawarte pomiędzy politykami mogą w ciągu miesiąca się dezaktualizować. W krytycznej fazie wojny zawiesza się szkolenia, by pospiesznie wysyłać tych ludzi, którzy są pod bronią. Wojna na Ukrainie to wschodnioeuropejski teatr działań, a przeciwnik nie liczy się z ludzkim życiem. Ogromną zaletą jest to, że daleko w Europie, tygodnie szkolenia nie są obarczone ryzykiem rosyjskich bombardowań. Ale w razie załamania frontu i tak przyjdzie rozkaz: wracać.

      W filmie „Spaleni słońcem 2” jest scena, w której kremlowscy kadeci pospiesznie trafiają do podmoskiewskich okopów, a dowodzącymi nimi porucznik z dumą mówi, że wszyscy mają prawie dwa metry wzrosty i to „kwiat Armii Czerwonej”. Na co dowódca zeków odpowiada „durniu, po co mi tutaj oni, teraz będziemy musieli kopać dwa razy głębsze okopy”. Brudna rzeczywistość wojennych okopów wymyka się nawet najlepszym natowskim regulaminom pisanym na Zachodzie.

      Reklama
      WIDEO: Podwodny Sokół od środka
      Reklama

      Komentarze (2)

      1. Ma_XX

        ukraińskie lasy są tylko na terenie Ukrainy, rozumiem, że aby szkolenie było na 100% realne potrzeba tam przewieźć trochę wojska

      2. Przyszłość

        Brytyjskie lasy....dobre...

      Reklama