Wojna na Ukrainie
500 dni przetrwania. Pod gradem bomb i rakiet [KOMENTARZ]
„Boże, dziękujemy Ci że mogliśmy dożyć świtu” – głosił napis na jednym z plakatów, który mijałem po drodze. Na obrazie narysowana rodzina wpatrująca się smutnymi oczami w niebo. „Przed bombami kasetowami nie ma ucieczki. Gdy usłyszycie ten charakterystyczny dźwięk to oznacza koniec” – słyszałem od jednego z Ukraińców. To już 500 dni wojny, część z nich mogłem relacjonować z „pierwszej ręki”.
Dzisiaj 501. dzień pełnoskalowej wojny. 500 dni wojny to pół tysiąca prób przetrwania każdego dnia, byle do świtu, byle do wieczora. Byle do ciepłego posiłku – a gdy go nie ma – byle cokolwiek zjeść. W zimę – byle dotrwać do ciepłych dni, gdy mróz nie przeszywa każdego centymetra polowego munduru. Gdy wschodni żar wyciska z Ciebie ostatnie krople potu, w ustach jest tak sucho jakbyś żuł piasek – miło wspominasz chłodny dzień. Na Ukrainie klimat jest ostry, zima i lato są na poważnie, panuje chłód i gorąc jakiego nie znamy w Polsce. Żołnierze nie dopuszczają do siebie myśli, że może być źle – nie ma na to czasu bo są rozkazy, ale nawet gdyby był ten czas, o tym się nie myśli, na wszelki wypadek nie mówi. Wojna to żołnierska rzecz, na froncie nikt nie ma złudzeń, czy czeka go walka. Gorzej jest z cywilami, których wojna zaskakuje, wdziera się w ich życie często znienacka, rujnuje uporządkowany świat, który budowali latami. Do dzisiaj pamiętam łzy w oczach kobiety, która odbierała w Buczy polską pomoc humanitarną. Czy można płakać, gdy widzi się olej do smażenia, ryż i kilka batoników? Na jednym ze zdjęć, na którym mały chłopczyk z Buczy cieszy się z kolorowej czekolady, którą dostał - dostrzegam, że ma zdeformowaną rękę.
Czytaj też
Z perspektywy skutecznej obrony Kijowa, Charkowa i Mikołajowa, trzech operacjach ofensywnych (Izjum, Chersoń i Zaporoże-Bachmut) operacyjna inicjatywa Ukrainy wydaje się oczywista. Dzisiaj rozmawiamy w innych nastrojach. Gdy pojechałem w marcu 2022 roku na środkową Ukrainę wyglądało to zgoła odmiennie. Do obrony terytorialnej zgłaszały się tysiące ludzi, prowizoryczne umocnienia i okopy tworzono na przedpolach każdego z miast środkowej i zachodniej Ukrainy – nie wiedząc jak daleko zajdą Rosjanie, agresorzy zablokowali szosę Żytomierz-Kijów co oznaczało, że w zagrożeniu nie jest tylko stolica kraju, ale także jego zachodnia część. Półki w sklepach były puste, ludziom w oczy zajrzał głód, piwnice zapełniły się przerażonymi rodzinami, przez granicę trwał exodus uchodźców wojennych. Na granicy, w przeszywającym chłodzie, koczowały nawet ciężarne kobiety. Wielkim wysiłkiem militarnym, społecznym i politycznym (postawa Wołodymyra Zełenskiego) udało się okiełznać efekt szoku, jaki przyniosła pełnoskalowa ofensywa. W mojej opinii nie doceniamy tego czego dokonali Ukraińcy w pierwszej fazy wojny. Przetrwali próbę.
Śledząc na bieżąco sytuację na Ukrainie i pisząc codziennie dla Państwa artykuły dotyczące sytuacji nad Dnieprem mam to uczucie, który towarzyszy każdemu z reporterów, który tam był nie miejscu. Znasz miejsca o których piszesz, widziałeś je naocznie, a teraz okazuje się, iż zostały starte na proch. 8 kwietnia 2022 roku Rosjanie ostrzelali za pomocą rakiety Toczka-U dworzec w Kramatorsku. Zabili 59 osób, ranili ponad setkę. Kramatorsk zna każdy z polskich reporterów, który pielgrzymował na linię frontu w Donbasie by pisać swoje artykuły. To sielski, kameralny, historyczny mały dworzec dla ludności cywilnej, na którym można było kręcić odcinek familijnego serialu. Pociąg, który jeździł do Kramatorska był schludny, nowoczesny i punktualny. Kto zna się na wojsku ten wie, że aby uszkodzić tory – jeżeli taki był cel, nie trzeba bombardować budynku dworca, gdzie koczują uchodźcy wojenni. Podobnie było z Winnicą, którą – chyba tak mogę stwierdzić – znam bardzo dobrze. Dzień przed bombardowaniem Winnicy rozmawiałem z Polką, która tam mieszkała. Stwierdziła, że miasto wróciło do życia, że rakiety już nie latają im nad głowami, że robi się „normalnie". Słyszałem w jej głosie optymizm, którego nie było od początku inwazji. Gdy wszystko wracało do „normy", 14 lipca Kalibrami Rosjanie ostrzelali centrum miasta. Zabili 27 osób, raniono ponad 100. Najtragiczniejsza była historia mamy i niepełnosprawnej dziewczynki, które szły do pobliskiej kliniki na leczenie.
Czytaj też
Irpiń i Bucza stały się symbolem rosyjskich zbrodni, ale gdy Polacy słyszą nazwy tych miejscowości widzą przed oczami sielskie wioseczki z popielatymi ścianami chłopskich chatek. Może to przez tę rustykalną nazwę „Bucza". Może tak właśnie brzmi. Tymczasem, podkijowskie miejscowości – a w zasadzie dzielnice – można porównać z Konstancinem czy Wilanowem. Klasa średnia Kijowa dorabiała się i osiedlała pod miastem, w tych „sypialniach", gdzie świeżo stawiano ładne i nietanie osiedla. Nowo stawiane wysokie budynki, kolorowe i zadbane, straszą obecnie powypalanymi na czarno dziurami po pociskach.
Czytaj też
W Buczy ludzie połykali własne łzy opowiadając mi o tym co wyprawiali Rosjanie. Gwałty, grabieże, terror, zakaz wychodzenie z piwnic, a więc pragnienie i głód – bo zapasy szybko się skończyły. Poza piwnicą świstały kule, więc ryzykiem było wyjść z piwnicy, pozostać w niej – ryzykowało się śmierć z odwodnienia i głodu. Ludzie pili wodę z kałuż. Listy proskrypcyjne, egzekucje. Podobne relacje były w Borodiance, zwanej przez skalę zniszczeń „małym Mariupolem". Patrząc na bloki mieszkalne w tym mieście uświadomiono mnie, że to był kiedyś jeden blok, ale po środku zrzucono bombę i budynek w środku, nie tyle co nawet został zniszczony, ale dosłownie „wyparował", zniknął. Na Borodiankę spadło chyba wszystko czym dysponuje rosyjski arsenał. W ciałach zabitych znajdowano nawet szrapnele strzałkowe. Z kolei, jazda przez zbombardowany Żytomierz przypominała podróż przez polskie miasto we wrześniu 1939 roku. Zaciemnienie, zero ludzi na ulicach i ten ponury obraz zbombardowanej szkoły. Z tego wyjazdy przywiozłem materiały wideo, które mogliście oglądać w pierwszych odcinkach „Raportów z wojny", nasz redakcyjny kolega Tomasz, który to montował stwierdził: „na nich jest taka przerażająca cisza w tle".
Byłem pod Charkowem, gdy jeszcze pod miastem przebiegała umowna linia frontu – jeszcze przed skutecznym uderzeniem na Izjum i Bałakliję. Pamiętam ten chaos, gdzie są Rosjanie, a gdzie Ukraińcy, do końca nie było wiadomo, ponieważ podcharkowskie miejscowości przechodziły z rąk do rąk. To na Charków Rosjanie zrzucali bomby kasetowe, więc nas przed nimi ostrzegano. W 2018 roku w Donbasie najgorsze co mogło na Ciebie spaść to Grad-y. Artyleria bije zazwyczaj wolno, pojedynczo, „maca", podobnie moździerz. „Grady" spadają seriami. Ich dźwięk przeraża i na samo słowo „Grady" człowiek odmawiał modlitwę. W 2022 roku okazało się, że „Grady" są relatywnie małym zagrożeniem i na nikim już nie robią wrażenia. Dlaczego? Zaczęły spadać bomby kasetowe, czyli ładunki wybuchowe, które wypluwają kolejne eksplozje. Rosjanie wyciągnęli z magazynów takie bomby i rakiety, że Grady przestały przerażać, okazały się przewidywalne. Pod Charkowem, „na szczęście", spadł koło nas pocisk artyleryjski, Rosjanie nie zrzucili ładunków kasetowych. Na podcharkowskiej terenowej drodze, małe pobocze straszyło wrakami tych pojazdów, których kierowcy nie mieli tyle szczęścia.
Czytaj też
Od 2014 roku zjechałem Ukrainę, wzdłuż i wszerz. Byłem na polskich cmentarzach na Wołyniu, ale byłem też na świeżych mogiłach poległych w Donbasie żołnierzy. Dima, młody chłopiec z – wówczas – batalionu „Azow" rzucił się na granat by ratować kolegów. Jego grób był przykryty świeżymi kwiatami. Chłopiec z Wołynia. Jeden z polskich księży pomimo ciężkiego stanu zdrowia związanego z nowotworem wrócił na Ukrainę – „do moich parafian", jak mówił. Wrócił na Wołyń. Umarł, ale przed śmiercią nie wyobrażał sobie, że po 24 lutego 2022 roku, miałby nie wrócić. On polski ksiądz i oni – Ukraińcy i potomkowie mieszanych polsko-ukraińskich rodzin. Wołyniacy. Żałuję, że nie dożył tych wzruszających wołyńskich uroczystości, które miały miejsce z udziałem prezydentów: Dudy i Zełenskiego. W Łucku odprawiał msze dla Polaków i Ukraińców.
Są na Ukrainie miasta, które bronią się od 2014 roku. Donbas. Awdijiwka. To frontowe miasto nie od 500 dni, ale od 8 bez mała lat. „Droga życia" z Awdijiwki do frontowych Piesek (Pisek) prowadziła wzdłuż donieckiego lotniska, o które toczyła się jedna z najważniejszych bitew poprzedniej fazy wojny. Lotnisko było już zajęte przez separatystów, na zniszczonej wieży kontroli lotów trzymali wyrzutnię. Poprzedni transport humanitarny oberwał rakietą. Rosjanie próbowali ponownie zdobyć, a nawet okrążyć Awdijiwkę. Na rogatkach miasta, ku ich wściekłości, nadal powiewają ukraińskie flagi. Miasto broni się nadal. Miejscową szkołę wyremontowali Polacy, jedna z nauczycielek z dumą mnie po niej oprowadzała. Szkoła spłonęła od rosyjskiego ostrzału. Koszmar wojny nadal trwa i nie wiadomo kiedy się skończy. To już 500 dni pełnoskalowej wojny, kolejne lata terrorystycznych ostrzałów.
bezreklam
A jednak 9000 osob zabitch przez cala wojne - wedlog Policji Ukrainskiej. JAk to sie ma do 650 tys w Iraku? Tam na plakatach co dzieci mowily?
TIGER
9000 Zabitych przez całe 8 lat? W Iraku zginęło tyle ponieważ działania zbrojne toczą się już tam 20 lat kiedy USA zrobiło wjazd by zrobić "demok"rację". Specjalnie użyłem 3 cudzysłów bo demokracja wprowadzili ale jak już chodzi o bezpieczeństwo to już co innego. Działania zbrojne mam też na myśli rajdy ISIS na bezbronne wioski
bezreklam
WOjne w Iraku- relacjonwalo TYLKO 2 dzinnikarzy - na caly Zachod - stad nie bylo "wojny infracjnej i cisza" - Ale czasmi cos docieralo np BBC "13 lutego niewidoczny dla radarów amerykański bombowiec zrzucił dwie, kierowane laserem bomby na obiekt, w którym miało się znajdować centrum komunikacyjne i ośrodek dowodzenia irackiej armii. Okazało się jednak, że w budynku mieszkali cywilni uchodźcy wojenni. Zginęło 315 osób, w tym 130 dzieci." W Przadku jednak np wybicia indian - dziennikarzy bylo wiely tylko ukazwali ich jako "barbazzyncow". Taka byla porzeba przekazu.
Franek Dolas
Gdzie się podziały komentarze? Nie ma bo 80 % je piszących to brejzotrole i ruskie trole. Nie ma co skrytykować to cisza. Sugestywna relacją czym jest wojna dla zwykłych ludzin. Mam nadzieję że tego nie doświadczymy. Powinniśmy robić wszystko źeby Ukraina tę wojnę wygrała maksymalnie isłabiając tę wschodnią dzicz.
TIGER
to jest chyba jedyna strona gdzie pod każdym artykułem o wojnie są komentatorzy którzy są antyrosyjscy
Anty 50 C-cali
Panie Michale - czy to powtórka Sienkiewiczowskiego "W stepie szerokim"...i jak echo tych armat (Krabów, T-72/Twardych) nie odezwie się - zginie Rzeczpospolita? Tym razem na Majdanie inne towarzystwo, a i nie tylko z Szkocji (przez ) ale i z Chateroux , Francji dla przykładu tylko - ciecze odsiecz. By znowu nie dostał kto zawału - jak by padł Kamieniec. Podolski
Rusmongol
Brawo Szwecja. Sojusz coraz silniejszy. Mongolo faziole z 4 rzeszy rosyjskiej coraz słabsi. Tak trzymać.