Reklama

Geopolityka

„Orki są kilometr stąd!” [Reportaż Defence24.pl spod Charkowa]

Autor. defence24/Michał Bruszewski

Jesteśmy blisko pierwszej linii frontu. Nie mamy wiele czasu. To strefa rosyjskiego ostrzału. Przyjechaliśmy na północ od Charkowa. Poruszamy się szybko, musimy być cały czas w ruchu. Polacy zaangażowani w humanitarny transport rozdają żywność i najpotrzebniejszą pomoc. Kobiety i dzieci płaczą, dziękują, rzucają się wolontariuszom na szyję. Drogę znaczą kratery po pociskach. Słyszymy huk. Reportaż Defence24.pl z obwodu charkowskiego.

Reklama

Charakterystyczna dla Ukrainy biała popielata farba została nałożona także na budynek Centrum Wolontariatu, który znajduje się pod Charkowem. Lśni się w majowym słońcu tak jak i zielona trawa, na której zbudowano plac zabaw dla dzieci przed głównym wejściem. Na jednej ze ścian namalowano mural w kształcie ukraińskiej wyszywanki. Piękny budynek mógłby znaleźć się na widokówce. Gdyby nie było wojny i gdyby ostał się cały. Wystarczy go obejść by dostrzec, że to tylko złudzenie, resztki budowli. Frontowa ściana się ostała cudem, ale skrzydło budynku zostało zniszczone przez Rosjan. Wypalone zburzone ściany, ruiny, zniszczenia. Dzieci już nie bawią się na placu zabaw. Podchodzę do dawnego Centrum i robię zdjęcia. Huk. Charakterystyczny dla artylerii. Na prawo ode mnie dochodzi do eksplozji. Chyba na prawo. Spoglądam w tamtą stronę. Pomiędzy cywilnymi domami unosi się kłąb dymu. Pojedynczy wystrzał. Rosjanie strzelili z moździerza albo haubicy. To sygnał by zmienić miejsce. Poruszam się z polskim transportem humanitarnym, który niesie pomoc ofiarom wojny. Jesteśmy cały czas w strefie rosyjskiego ostrzału. Samochód musi się poruszać na pełnym gazie, nie ma czasu na pomyłkę. Przemieszczamy się. Jedna z dróg, która prowadzi do frontowej wioski, gdzie musimy dotrzeć jest naznaczona lejami po wybuchach. Mijamy dziurę, w której leżą elementy wysadzonego opancerzonego pojazdu.

Reklama
Autor. defence24/Michał Bruszewski
Reklama
Autor. defence24/Michal Bruszewski
Autor. defence24/Michał Bruszewski

Pod Charkowem toczą się zacięte walki. Ukraińcy przeprowadzili udaną kontrofensywę pod miastem. Pod granicę rosyjską dotarł nawet 227 batalion charkowskiej Obrony Terytorialnej, który postawił słupy graniczne w miejscu gdzie obalili je Rosjanie, gdy rozpoczynali inwazję na Ukrainę. To jednak nie koniec. Oczyszczanie pasa na północ od Charkowa cały czas trwa. Orków – jak mówi się o Rosjanach na froncie, jest ciągle wielu. Trzeba ich wypchnąć, wyrzucić za granicę, ale to będzie trwało. Wciąż są okopani i kontrolują część miejscowości. Przechodzą one z rąk do rąk. Wraz z niepowodzeniami we frontowych walkach z doborowymi jednostkami ukraińskimi Rosjanie wetują to sobie nieustannym ostrzeliwaniem cywilnych osiedli i wiosek. We frontowych miejscowościach jest dramatyczna sytuacja humanitarna. Głód jest charakterystycznym „odłamkiem" rosyjskich działań na Ukrainie, tam gdzie uderzają orki, tam ludziom szybko kończy się żywność i woda pitna.

Polacy pomagają Ukrainie. Trzeba jednak odnotować, że konwojów humanitarnych docierających na pierwszą linię frontu, z wiadomych przyczyn, nie jest wiele. Tam gdzie wjechał transport, któremu towarzyszyłem jako reporter, wcześniej krucho było z pomocą. Transport zorganizowała Fundacja Wolność i Pomoc oraz Fundacja Kawałek Nieba. „Dziękujemy, że o nas nie zapomnieliście. Chwała Polakom!" – krzyczy wzruszony polityk ukraiński, który zarządza kryzysową obroną tego rejonu. Jego praca polega de facto na walce każdego dnia, by ludzie mieli co jeść i mogli przetrwać do świtu. By ratować ludzi przed ostrzałem. Obwód charkowski jest nękany ciągłą kanonadą z Grad-ów, Uraganów, artylerii lufowej. Na miejscowości okalające Charków Rosjanie przeprowadzają naloty, a nawet wystrzeliwują Iskandery. Rosjanie atakowali wcześniej obrzeża Charkowa także z użyciem rakiet termobarycznych oraz bomb fosforowych (uważanych za najbardziej zbrodniczy rodzaj ładunku). Ludzie widząc samochody z humanitarnym czerwonym krzyżem płaczą i rzucają się na szyję wolontariuszom. Dziękują. Ich domy są jeden kilometr od pierwszej linii rosyjskich pozycji.

Autor. defence24/Michał Bruszewski
Autor. defence24/Michał Bruszewski
Autor. defence24/Michał Bruszewski

"W przypadku ostrzału artylerii szybko do piwnic! Do budynku!" – krzyczy Maks z Fundacji „Szansa na życie", ukraiński wolontariusz pracujący na pierwszej linii frontu. „Pamiętajcie, amunicja kasetowa to śmierć, to jest najgorsze" – podkreśla tłumacząc, że musimy być cały czas w ruchu. Gdy nas przestrzega naśladuje charakterystyczny dźwięk kasetowej subamunicji. To abecadło w tym miejscu. Każde słowo chłoniemy jako cenną naukę. Charkowski front był dla Rosjan poligonem z użyciem wszelkiej maści wariacji amunicji kasetowej. W zrzucanych bombach i w wystrzeliwanych ładunkach. Kasety to śmiercionośne ładunki wybuchowe wypluwane przez bombę albo rakietę zadające ogromne straty ludności cywilnej, nie tylko burzą, ale także ranią cywilów w szerokim obszarze rażenia. Ludobójcze ostrzały trwają. Słyszymy raz cichszą, raz głośniejszą kaskadę wybuchów. Wyizolowane huki. Rosjanie w czasie wojny stosują także wyrzutnie min. W połączeniu z niewybuchami, które pozostały po regularnych ostrzałach artylerii tworzy to zabójczą „mieszankę", która skryta w ziemi może w każdej chwili odpalić. Wchodząc na zarośniętą ziemię ryzykuje się nie tylko swoje życie, ale również cywilów - dzieci odbierających obok pomoc humanitarną oraz współtowarzyszy podróży, którzy są w pobliżu. Detonacja miny może uruchomić domino eksplozji. Bezpieczna jest tylko ulica lub chodnik.

Autor. defence24/Michał Bruszewski
Autor. defence24/Michał Bruszewski
Autor. defence24/Michał Bruszewski
Autor. defence24/Michał Bruszewski
Autor. defence24/Michał Bruszewski

Charków to miasto-twierdza. Przed wojną zamieszkiwane przez 1,5 mln ludzi. Obok Kijowa i Mikołajowa to kolejne ukraińskie miasto, którego obrońcy w heroicznym boju odparli rosyjską inwazję. Przed wojną był to prężnie rozwijający się ośrodek akademicki, bardzo młode miasto – ulice były pełne studentów. Charków to też swojego rodzaju ekologiczny fenomen, bo pomimo zakładów ciężkich, które są szeroko rozsiane na wschodniej Ukrainie, było to miasto wyjątkowo zielone, gdzie każdą ulicę podprowadza szpaler pięknych kwitnących drzew. Gdy jednak spojrzymy między konary dostrzeżemy powypalane na czarno mury, wybite szyby, zbombardowane dachy dawnych mieszkalnych domów. Schodzę do piwnicy na jednym z charkowskich osiedli, które z furią ostrzeliwują Rosjanie. Zamiast w łóżkach ludzie śpią na śpiworach. Ich mieszkanie zostało totalnie zniszczone, więc musieli się przenieść do prowizorycznego schronu w piwnicy. Ludzie nie mają tutaj nic, ale starają się przetrwać. I chociaż jest to kolejny konwój humanitarny z Polski to jego uczestnicy są bardzo poruszeni losem cywilów. „To nasz piętnasty wyjazd z pomocą" – mówi Łukasz, wolontariusz, pracujący na co dzień w branży logistycznej. „Wierząc, że to piekło się skończy, już zaczynamy myśleć o pomocy przy odbudowie domów, szpitali i schronisk dla zwierząt. Mamy wspaniałą ekipę. Nie znamy się długo, ale łączy nas pewna, trudna do zniszczenia więź oparta na wzajemnym szacunku, zrozumienia, miłości i chęci do pomocy" – podkreśla. Nie ma wielu transportów humanitarnych na front. Co było motywacją by odważyć się na taki krok? „Nie potrafiłam siedzieć z założonymi rękami, gdy za rogiem dzieją się takie rzeczy. Dla mnie Ukraińcy to bracia i siostry" – odpowiada wolontariuszka Martyna. „Moją motywacją była dla mnie skala krzywdy jaka dotyka ludzi i zwierzęta" – stwierdza. „Mało kto tam dojeżdża a mamy taką możliwość dzięki naszym ukraińskim partnerom. Chcielibyśmy pojechać wszędzie aby pomóc" – dodaje jedna z organizatorek pomocy. Marcin, wolontariusz wspierający transport, widzi to także jako test dla całej Europy. „Z Ukrainy dobiegło wołanie o pomoc, o przebudzenie świata zachodniego i danie świadectwa, że głoszone wartości zjednoczonej Europy nie są tylko pustymi hasłami. Dla mnie osobiście pomoc jest czymś wyjątkowym. Musimy dostrzec ogrom tragedii wojny, która dotyka lokalną społeczność" – stwierdził. W humanitarnym transporcie pomagali także Łukasz i Mikołaj.

Autor. defence24/Michał Bruszewski
Autor. defence24/Michał Bruszewski
Autor. defence24/Michał Bruszewski
Autor. defence24/Michał Bruszewski
Autor. defence24/Michał Bruszewski
Autor. defence24/Michał Bruszewski

Wyjeżdżamy z frontu. Gdzieś na pierwszej linii nadal słychać huk wystrzałów. W drodze powrotnej, w głowie zapala mi się jedna myśl - przez najbliższe dni, w prowizorycznych schronach, na zazwyczaj pustych stolikach pokrytych tynkiem odpadającym z sufitu ilekroć spadną obok granaty moździerzowe i pociski artyleryjskie, wreszcie zagości jedzenie. Rodziny przetrwają.

Michał Bruszewski

Z uwagi na bezpieczeństwo pracujących na miejscu ukraińskich wolontariuszy nie podajemy trasy transportu humanitarnego

Autor. defence24/Michał Bruszewski
Autor. defence24/Michał Bruszewski
Autor. defence24/Michał Bruszewski
Autor. defence24/Michal Bruszewski
Autor. defence24/Michał Bruszewski
Reklama

"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie

Komentarze (4)

  1. MoherStary

    Niemożliwe, przecież kacapy ciągle przegrywają.?

  2. Jaruzelski

    Z ciekwosci "bomby fosforowe" to to samo co slynny Napalm? Ktos sie zna moze?

    1. Czaja1

      Nie, napalm to cięższe frakcje ropy (co by się ładnie kleiły) plus lżejsze (aby, aby się ładnie paliło). Lub lżejsze z dodatkami (nowocześniejsze) powodujące zagęszczenie lżejszych frakcji ropy. Dodatków różnej maści było multum. Temperatury od 800 do 1200 stopni celcjusza (nowsze 1200). Bomby fosforowe to zaś biały fosfor temperatury spalania sięgającej 800-1000 stopni Celsjusza. Innym ważnym czynnikiem jest zdolność tej substancji do samozapłonu podczas interakcji z tlenem w powietrzu. Podczas spalania biały fosfor wydziela gęsty toksyczny dym, który powoduje również oparzenia wewnętrznych dróg oddechowych i zatrucie organizmu. Dawka 0,05-0,1 g jest śmiertelna dla ludzi.

  3. szczebelek

    Wyobraźmy, że ma to miejsce w Polsce, a państwa NATO nie wysyłają ciężkiego sprzętu na tyle by skończyć koszmar wojny. To pokazuje, że Europa zapomniała czym jest wojna i myśli, że to jak w Afryce jakieś plemiona z kałachami biegają...

    1. pomz

      No ale Polska to nie Ukraina! my jestesmy czescia NATO, Ukraina ( z cala sympatia do nich) nie jest w NATO! I tak dajemy cholernie duzo...

    2. Czytelnik D24

      Twoje wyobrazenia jeszcze niczego nie pokazują bo Polska to nie Ukraina.

    3. wert

      Eurokołchoz nie zapomniał czym jest wojna. On nie chce wojny z sojusznikiem (kacapią) i zapłaci wiele aby sojusz stał się realny. NATO póki co udaje jedność tylko dlatego że niemiec nie jest pewny że zrzuci jankeski kaganiec. niemiec odmawia UKR broni, francja udaje wielką pomoc, hiszpania i włochy dołączają niestety. Rośnie grono zwolenników "POkoju" za UKR cenę. Na razie jankesi grają razem z Intermarium, zobaczymy jak będzie po wyborach do Kongresu- tam izolacjonizm też łeb POdnosi.

  4. Karrol

    Hańbą dla Europy jest to wojna . Mamy doskonałe podsumowanie światłego przywództwa takich krajów jak Niemcy czy Francja. Niewiarygodne jest to że w 21 wieku staruszkowie nie mogą w spokoju dożyć swoich lat, bez ryzyka gwałtownej śmierci lub kalectwa. Podziwu godni są ludzie niosący pomoc w tak ekstremalnych warunkach. Chwała Wam.

Reklama