Brytyjski szef sztabu stanął w obronie wojskowego wywiadu, wskazując publicznie, że jego raporty zawierały różne scenariusze rozwoju sytuacji w Afganistanie. Wcześniej, to właśnie wojsko i przede wszystkim wywiad były obarczane winą za słabą reakcję Londynu względem kryzysu. Zaś twarzą ostrej krytyki ich działań był tamtejszy minister spraw zagranicznych Dominic Raab, dziś tracący popularność już nawet wśród własnych kolegów partyjnych.
Wszyscy pomylili się względem możliwości talibów w Afganistanie, stwierdził bez ogródek generał Sir Nick Carter szef sztabu sił zbrojnych Wielkiej Brytanii. Broniąc tym samym na antenie BBC, z wyjątkową stanowczością i pewnością w głosie, przede wszystkim wojskowych służb wywiadowczych (Defence Intelligence - DI podporządkowane w przeciwieństwie do MI6/SIS pod resort obrony). Zauważając, że upadek Afganistanu nie był sprawą czysto zależną od kwestii wywiadowczych. Jego zdaniem wiele istniejących ocen wywiadowczych sugerowało, że cały proces upadku rządu w Kabulu nie potrwa dłużej niż rok, co okazało się być prawdą. Brytyjskie służby specjalne zajmujące się wywiadem oraz analizą spraw międzynarodowych (wojskowe DI i cywilne MI6) znalazły się pod politycznym pręgierzem w związku z krytyką ich analiz, wysuniętą w ostatnim czasie przez brytyjskiego ministra spraw zagranicznych Dominica Raaba. Polityk miał podkreślić, w trakcie przesłuchań przed deputowanymi w parlamencie, że to właśnie wywiad twierdził, iż upadek Kabulu i rozpad władz w Afganistanie w tym roku jest „nieprawdopodobny”.
Obecnie jednak gen. Carter miał zaznaczyć, że istniało wiele ocen wywiadowczych, które sugerowały jednak możliwość szybkiej porażki afgańskich sił rządowych w ich walce z talibami. Dlatego nie można mówić o porażce wywiadu. Generalnie wspomniana diagnoza ministra Raaba względem pomyłki wywiadu jest także odrzucana przez jego kolegę z tego samego gabinetu czyli Bena Wallace`a. Szef resortu obrony sam wskazuje, iż ostrzegał swoich kolegów z gabinetu, iż sytuacja w Afganistanie ulega dynamicznemu pogorszeniu i czynił to jeszcze w lipcu tego roku. Na diametralnie różne oceny roli służb specjalnych i wojska, co więcej przekazywane publicznie przez członków tego samego gabinetu, zareagował deputowany Tobias Ellwood. Szef komisji obrony w Izbie Lordów zaapelował, aby obaj przestali już krytykować się nawzajem, bo może to wyrządzić dalsze szkody wizerunkowi Wielkiej Brytanii. Jak widać, nawet wśród wielu konserwatywnych polityków istnieje obecnie olbrzymi sprzeciw, aby starać się obarczyć winą za całą sytuację wokół Afganistanu własne służby specjalne i wojsko.
Trzeba przy tym pamiętać, że przede wszystkim postawa Dominica Raaba wywołała sporo kontrowersji w całej Wielkiej Brytanii. Minister, w momencie eskalacji operacji talibów w Afganistanie miał spędzać wakacje na greckiej Krecie i pojawił się problem z jego powrotem do Londynu. Generalnie, Raab miał tłumaczyć się później, iż to właśnie wojsko i społeczność wywiadowcza miała mu oraz całej administracji wskazywać na nikłą szansę sukcesu talibów w tak krótkim czasie, stąd kontynuacja jego rodzinnego wyjazdu. Zaznaczano wtedy, na jego obronę, że miał on kontakt zdalny z wszystkimi centrami reagowania kryzysowego. Jednak, poparcie do ministra spada nie tylko wśród zwykłych Brytyjczyków, ale też kolegów z Partii Konserwatywnej, co dobitnie pokazuje postawa szefa resortu obrony. Być może Boris Johnson będzie zmuszony dokonać rekonstrukcji swojego gabinetu i pozbawić stanowiska obecnego szefa resortu spraw zagranicznych. Szczególnie, że również sam premier znalazł się pod ostrzałem mediów i opozycji w kraju, właśnie z racji postawy wobec kryzysu w Afganistanie. Wraz z nową sesją parlamentu będzie musiał odpowiadać chociażby na kwestie pozostawienia grupy Afgańczyków wcześniej pomagających Brytyjczykom, a którzy nie zostali ewakuowani. Można też dodać, że ze swoimi planowanymi „wakacjami” w okresie ofensywy talibów i upadania Afganistanu swoje własne problemy miał również prezydent Stanów Zjednoczonych Joe Biden.
Wracając do samego gen. Cartera, w wywiadzie dla mediów, stwierdził także, że tempo działań talibów zaskoczyło generalnie wszystkich. Zaś wojska międzynarodowe mogły nie do końca zdawać sobie sprawę z wszystkich planów operacyjnych i strategicznych wspomnianych talibów w obliczu procesu wycofywania z Afganistanu. Podkreślając, że generalnie nie doszło do ciężkich walk o miasta, które miały być bastionami rządu jak zakładano. Talibowie skupili się na negocjacjach i być może kluczowe okazały się ich obietnice finansowe (jego zdaniem wiele pieniędzy przeszło z rąk do rąk), które doprowadzały do przejmowania kontroli nad ośrodkami miejskimi w całym państwie. Trzeba przy tym pamiętać, że po 2001 r. również Amerykanie i ich służby specjalne wykorzystywały nie tylko siłę militarną, ale właśnie przekupstwa etc. do przekonywania lokalnych liderów, aby ci odstąpili od wspierania talibów i Al-Kaidy. Co interesujące, brytyjski generał stwierdził, że nawet sami talibowie nie spodziewali się tak szybko odzyskać władzę w Afganistanie. Stąd zaskoczenie jest po obu stronach konfliktu, a talibowie obecnie dopiero starają się konsolidować tak szybko uzyskaną władzę.
"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie