Reklama

Siły zbrojne

Amerykanie dopiero rozliczą swoją obecność w Afganistanie [OPINIA]

Ostatni amerykański żołnierz wsiada do samolotu w Kabulu, fot. Jack Hol, US CENTCOM
Ostatni amerykański żołnierz wsiada do samolotu w Kabulu, fot. Jack Hol, US CENTCOM

Stany Zjednoczone oficjalnie zakończyły swój dwudziestoletni udział w konflikcie zbrojnym w Afganistanie. Na chwilę obecną symbolem tego wycofania się ma być obraz maj. gen. Chrisa Donahue z 82nd Airborne Division (82 Dywizja Powietrznodesantowa US Army) wsiadającego do odlatującego samolotu. Czy jak kto woli talibańskich komandosów, uzbrojonych i wyposażonych w amerykański sprzęt (Badri-313), idących pośród pozostawionych zachodnich śmigłowców i samolotów. Jednak, śmiało można uznać, że prawdziwe podsumowanie amerykańskiej obecności wojskowej (również to symboliczne) w Afganistanie jeszcze w żadnym razie nie nastąpiło.

Podsumowanie jeszcze długo nie nastąpi w pełnym tego słowa znaczeniu dlatego, że każdy dotychczasowy konflikt zbrojny, w którym w historii partycypowały Stany Zjednoczone musi przejść przez szereg, swego rodzaju, wewnętrznych filtrów. Jak pokazują doświadczenia jest to proces wyjątkowo skomplikowany oraz częstokroć długotrwały, osadzony również na specyfice amerykańskiej kultury politycznej i nie tylko. Stąd też wszelkie oceny względem dwudziestu lat walki w Afganistanie będą musiały przejść w Stanach Zjednoczonych przez szereg pomniejszych ewaluacji, a następnie dojdzie do niewątpliwego starcia kilku większych narracji względem oceny końcowej. Poszczególne pola ocen będą oczywiście dotyczyły w pierwszej kolejności kwestii politycznych i procesu decyzyjnego. Czyli zarządzania działaniami zbrojnymi widzianymi z perspektywy Białego Domu i Pentagonu (jego części politycznej), ale też Kongresu.

Tutaj należy zauważyć, że czas trwania wojny obejmuje administracje Georga W. Busha juniora (dwie kadencje i przede wszystkim samo rozpoczęcie działań w Afganistanie) – Republikanina *(w przypadku określeń o przynależności partyjnej mowa jest oczywiście z ramienia, której partii była nominacja), Baracka H. Obamy (dwie kadencje) – Demokraty, Donalda Trumpa (jedna kadencja i kluczowe wydarzenie jakim było porozumienie wynegocjowane z Talibami) - Republikanina oraz finalnie Joe Bidena (początek kadencji, ale i odpowiedzialność za proces ewakuacji w finalnej fazie konfliktu) - Demokraty. Mamy więc do czynienia z różnymi prezydentami, różnym zapleczem politycznym, ekspertami ds. bezpieczeństwa narodowego, itd. Wszystko to nadaje analizie konfliktu afgańskiego, z perspektywy Stanów Zjednoczonych, wysoki stopień skomplikowania.

Reklama
Reklama

Dziś, wszelkie dyskusje są niewątpliwie toczone przede wszystkim wokół roli i znaczenia administracji Bidena, gdyż to ona rządziła i podejmowała decyzje w momencie końcowym (od 20 stycznia-31 sierpnia 2021 r.). Stąd też wiele ocen odnosi się właśnie do obecnie rządzących, bowiem mieli oni do czynienia z synergią zdarzeń. W ostatnim czasie upadały władze Afganistanu, w pełni tryumfowali talibowie, a Stany Zjednoczone musiały dość „gwałtownie” i w dramatycznych okolicznościach (atak terrorystyczny i wątpliwości o pozostawieniu obywateli, etc. w Afganistanie) prowadzić ewakuację. Naturalnie, Biały Dom i jego zwolennicy starają się do tej debaty włączać również wątki postępowania administracji Donalda Trumpa. Albowiem to właśnie ona stała za wspomnianym porozumieniem z talibami i przygotowaniem końca amerykańskiej obecności wojskowej w Afganistanie. Jednak, silne emocje polityczne oraz społeczne, generowane przez obrazy ewakuacji nie pozwalają na zbyt efektywne akcentowanie korelacji obecnych zdarzeń z polityką poprzedniej administracji. Szczególnie, że Biały Dom od pewnego czasu przyjął zasadę przetrwania kryzysu wokół Afganistanu i przejścia nad tym do porządku dziennego.

Nie zmienia to jednak potrzeby przyszłej, bardzo szczegółowej analizy szerszego segmentu decyzji politycznych w przedziale całego okresu zróżnicowanych działań w Afganistanie - lata 2001-2021. Szczególnie ważne stanie się wychwycenie tzw. momentów przełomowych, które doprowadziły do obecnej kosztownej (nie tylko wizerunkowo) porażki. Dotyczyć to będzie wszystkich prezydentów oraz ich postawy wobec wspomnianego konfliktu. Wystarczy spojrzeć na spuściznę rządów G.W. Busha juniora, który z jednej strony potrafił zgodzić się na wysoce efektywną operację wywiadowczo-paramilitarną wspieraną z powietrza, w pierwszej fazie konfliktu, z drugiej jednak zaprzepaścił (oczywiście mowa o spersonalizowanych decyzjach głównodowodzącego, ale za nimi stały również inne osoby np. Donald Rumsfeld) pewne efekty operacyjne czy wręcz strategiczne w przypadku oblężenia kompleksu jaskiń Tora Bora. To również G.W. Bush junior stał za podziałem sił, wobec planów inwazji Iraku i pozbawienia swoich dowódców w Afganistanie znacznych zasobów.

image
Fot. Staff Sgt. Benjamin Gonsier, US CENTCOM

W ten sposób, znając amerykańskie podejście do analizy własnych działań będą rozkładane na czynniki pierwsze wszystkie lata lub nawet miesiące konfliktu. Wobec czego, żeby uzyskać pełen obraz musimy niestety jeszcze poczekać i uzbroić się w przysłowiową cierpliwość. Co więcej, sama analiza konfliktu afgańskiego nie ogranicza się jedynie do decyzji prezydentów i ich administracji. To tym bardziej komplikuje wszelkie rozważania z perspektywy analizy działań strony amerykańskiej. Albowiem, żeby móc uzyskać pełen obraz musi nastąpić rozszerzenie o kontrolę (lub jej niedostateczny poziom) kongresową nad prowadzeniem działań zbrojnych w Afganistanie. To Kongres ma "władzę nad sakiewką" (the power of the purse) i to właśnie przez pryzmat transferów finansowych będzie prowadzone również rozważanie o skuteczności prowadzonych działań w Afganistanie. Pewien, jedynie bardzo drobny refleks takiego rozliczenia mamy dziś, w obliczu rozważań o finansowaniu afgańskich sił zbrojnych czy też policji.

Jednak, kolejne lata przyniosą zapewne pogłębione studia nad wykorzystaniem środków, które były przeznaczane na prowadzenie działań wojennych w Afganistanie (lub jak kto woli operacji antyterrorystycznej, kontrpartyzanckiej oraz szkoleniowo-doradczej). W tym przypadku zadanie jest jeszcze trudniejsze niż w obliczu debaty o prezydentach, gdyż cykl wyborów co dwa lata generuje bardziej skomplikowane środowisko polityczne. Lecz bez połączenia tych dwóch ośrodków władzy, nie jest możliwe uzyskanie pełnego oglądu błędów jakie popełniano i sukcesów jakie odnoszono w Afganistanie. Choć będzie to niepopularne stwierdzenie, ten obraz w żadnym razie nie zmieści się w jednym tweecie lub nawet kilku. W tym miejscu, subiektywnie uważam, że zaprzepaszczono możliwość osiągnięcia sukcesu w momencie podjęcia decyzji o wprowadzeniu większych sił konwencjonalnych do Afganistanu i co by nie mówić, podjęto decyzję o budowaniu tam państwa. Oznaczało to zmianę priorytetu i militaryzację polityki, ograniczając elastyczność działań w sferze tajnych operacji służb specjalnych. Przy jednoczesnym, osłabieniu zdolności bojowych sił tam stacjonujących w związku z przygotowywaniem się do operacji w Iraku. Kluczowe były więc lata 2001-2003 i to de facto ówczesne decyzje prowadziły do obecnego symbolicznego uznania własnej politycznej porażki w Afganistanie. Lecz to jedynie wysoce subiektywne spostrzeżenie.

Wracając do głównego nurtu komentarza, ważnym elementem jest również rozliczenie się z doświadczeń wojennych, jeśli chodzi o wojsko i służby specjalne. Mówiąc wprost wskazanie jak działał aparat państwa odpowiadający za bezpieczeństwo narodowe i obronność w chwili największego wyzwania jakim jest właśnie prowadzenie działań zbrojnych. Jak również, jak następowały przeobrażenia w sposobie walki na różnych szczeblach – od strategicznego ujęcia, poprzez operacyjne i wreszcie spojrzenie na wszelkie aspekty taktyczne. To zadanie jest wbrew pozorom o wiele bardziej krytyczne dla samych Amerykanów niż wspomniane wcześniej rozliczenia polityczne i ocena systemu podejmowania decyzji. Albowiem mowa jest o pewnym konflikcie granicznym jeśli chodzi o sposób prowadzenia operacji wojskowych i myślenia o potrzebach obronności Stanów Zjednoczonych. Amerykanie wchodzili do Afganistanu w wysoce komfortowej sytuacji strategicznej, patrząc przez pryzmat możliwości oddziaływania na system międzynarodowych relacji. Opuszczają ten konflikt, gdy należy szybko redefiniować własne potrzeby obronne względem Chin i Rosji – czyli mocarstw o klasycznym wymiarze siły, w tym militarnej.

Co więcej, Stany Zjednoczone eksperymentowały w zakresie swoich działań zbrojnych w Afganistanie, starając się znaleźć najlepsze połączenie relacji koszt-efekt. Przy czym koszt, oznacza nie tylko kwestie finansowe, ale też społeczne związane z zabitymi i rannymi, popularnością całej operacji wśród obywateli, etc. Stąd też w przypadku Afganistanu olbrzymi zasób doświadczeń mają siły operacji specjalnych, ale też inne rodzaje wojska. Przy czym, kluczowym starciem będzie dokonanie lessons learned wobec konfliktu afgańskiego, ale jednocześnie co ważne odcinając się od niego. Ta dość karkołomna figura analityczna, na pierwszy rzut oka, wynika z tego, że Stany Zjednoczone muszą redefiniować swoje priorytety w obronności. Bogactwo analiz afgańskich nie jest jednoznacznym zastrzykiem wiedzy dla odstraszania strategicznego, tworzenia zdolności do niwelowania przewag innych mocarstw w systemach walki radioelektronicznej, itd. Co więcej, już teraz mowa jest o potrzebie budowania nowej świadomości i rozumienia pola walki wśród dowódców, którzy byli niejako podporządkowani przez lata amerykańskiej obecności wojskowej właśnie w Afganistanie czy Iraku.

Ważne będzie też odpowiednie uhonorowanie poświęcenia żołnierzy i weteranów Afganistanu, tak aby lekcja z działań w tym państwie nie uderzyła w sposób negatywny w morale obecnych sił zbrojnych. Nie jest to nowa sytuacja, gdyż analogiczne problemy można było zaobserwować po wycofaniu się w Wietnamu. Z tą jednak różnicą, że obecnie Stany Zjednoczone i ich siły zbrojne są dziś w o wiele lepszej sytuacji niż po 1975 r. Przede wszystkim nie ma mowy o nałożeniu się kwestii modernizacji sił na implementację całkiem nowego systemu AVF – oznaczającego wręcz kopernikański zwrot w systemie służby wojskowej w Stanach Zjednoczonych i odejście od klasycznego poboru. Amerykańskie siły zbrojne wychodzą z Afganistanu o wiele mniej zranione niż było to w okresie traumy wietnamskiej również jeśli chodzi o ich relację ze społeczeństwem. Dziś, trudno jest przypuszczać, aby pojawiły się w amerykańskich miastach tak agresywne postawy wobec wojskowych i weteranów jak to miało miejsce w okresie wietnamskim i tuż po nim.

image
Fot. Jet Fabara, US CENTCOM

 

Kluczowe będzie jednak nadrobienie zaległości w zakresie spraw modernizacyjnych. Albowiem nie da się ukryć, że kosztowne operacje afgańskie przez lata wpływały na budżet Pentagonu i pewne priorytety zakupowe. Świetnie można to dostrzec w bardzo symbolicznym i znacznym nasyceniu wojsk amerykańskich całą gamą MRAP-ów. Pojazdów dedykowanych właśnie potrzebom konfliktów w Iraku i w pewnym sensie również Afganistanu lecz w żadnym razie nie wkomponowanych w rywalizację z Rosją i Chinami. Należy przy tym zaznaczyć, że generalnie traumy wojenne z Wietnamu dały ważny asumpt do zmian technologicznych w amerykańskim potencjale obronnym. W przeciwieństwie do tryumfu z okresu II wojny światowej, gdy Waszyngton rozkoszował się jedynie posiadaniem przewagi w zakresie odstraszania atomowego, a stan reszty sił zbrojnych (szczególnie wojsk lądowych) oddawały pierwsze dni walk w Korei w 1950 r. Amerykańscy analitycy, dowódcy, planiści i inżynierowie mają wręcz naturalną umiejętność przekuwania porażek w zmiany w obrębie własnych sił zbrojnych. Nawet jeśli chodzi o porażki w poszczególnych misjach, jak ta odnosząca się do fiaska odbicia zakładników w Teheranie - op. Szpon Orła, gdzie później dokonano kluczowych przeobrażeń w zakresie dowodzenia i kontroli siłami operacji specjalnych.

Realnym staje się więc pytanie czy trauma afgańska nie prowadzi Stanów Zjednoczonych do reformy na miarę Goldwater-Nichols Department of Defense Reorganization Act of 1986. Jednak w Stanach Zjednoczonych nie tylko wojsko musi zmierzyć się z dwudziestoletnim okresem zmagań w Afganistanie. Takie samo wyzwanie stoi po stronie Wspólnoty Wywiadowczej, która będzie rozliczana z poszczególnych form działania, ale przede wszystkim ogólnego, strategicznego oglądu amerykańskiej obecności w konflikcie afgańskim. Dziś, najczęściej widać emocjonalne hasła w stylu "porażka wywiadu" lub "wywiad zawiódł". Można się z nimi zgodzić, gdy weźmie się pod uwagę sposób w jaki Amerykanie opuszczali sam Afganistan. Jednakże, sprawa dwudziestu lat działania w warunkach afgańskich wymaga o wiele bardziej pogłębionej analizy. Dotyczy to zarówno kwestii efektywności cyklu wywiadowczego w procesie podejmowania decyzji na szczeblu państwa, ale też chociażby formatowania postawy Stanów Zjednoczonych względem Pakistanu. Co więcej, długofalowo Wspólnota Wywiadowcza też zmienia swoje priorytety i musi znów wrócić do zwiększonej aktywności wobec innych mocarstw, kosztem segmentu antyterrorystycznego i tajnych operacji, w tym działań paramilitarnych. Trzeba zaznaczyć, że kosztem części sił i środków w tym finansowych, ale nie rugując tego typu działań zupełnie.

Mówiąc o sferze rozliczeń politycznych i wojskowych nie można zapomnieć o aspekcie kulturowym oraz społecznym wycofania się po dwudziestu latach z Afganistanu. Chociaż dla analityków kwestii międzynarodowych, przywykłych do obserwacji działań państw, pragmatycznej oceny ich decyzji, etc. część tego rozliczenia wyda się absurdalna lub irracjonalna (bo i często taka jest) to jednak w przypadku Stanów Zjednoczonych powinna być brana pod uwagę. Dlatego, że z przysłowiowym efektem Sajgonu lub efektem wietnamskim walczyli wszyscy późniejsi amerykańscy prezydenci, przy podejmowaniu decyzji o użyciu siły. Nie bez przyczyny z wielką ulgą przyjęto w Waszyngtonie sukces op. Pustynna Burza. Zaś wcześniej starano się walczyć z narracją wietnamską na mniejszą skalę w przypadku działań na Grenadzie i w Panamie. Jak symboliczne traumy mogą przekładać się bezpośrednio na politykę zagraniczną widać było bardzo dobrze, gdy po 1993 r. i krwawej bitwie w somalijskiej stolicy Mogadiszu, amerykański prezydent William Clinton pozostał głuchy na prośby o pomoc w Rwandzie.

image
Fot. Sean Kimmons, US CENTCOM

 

Wojna w Afganistanie musi obecnie być przepracowana przez amerykańskie społeczeństwo na wielu płaszczyznach, z ich wewnętrzną specyfiką czy to się podoba obywatelom innych państw czy też uznają to za irracjonalne. Oscyluje to wokół bardzo emocjonalnego zrozumienia poświęceń, w tym strat osobowych oraz całej grupy żołnierzy-weteranów, którzy wrócili ranni i z jeszcze trudniejszymi do leczenia ranami psychicznymi. Jak również starcia wokół sensu prowadzenia działań zbrojnych i akceptacji decyzji o wysłaniu wojsk w przypadku kolejnych konfliktów. Obywatele muszą zmierzyć się z dziedzictwem 9/11, gdy problemy bezpieczeństwa narodowego i terroryzm doprowadziły do akceptacji społecznej względem dwóch konfliktów – Afganistanu i Iraku. Tak czy inaczej, już teraz można postawić hipotezę, że pojawi się tzw. efekt Kabulu/Afganistanu i będzie on implikował różne elementy amerykańskiej debaty społeczno-politycznej, wpływał na sposób myślenia części elit politycznych oraz części amerykańskiego społeczeństwa. Szczególnie, że nie da się w przypadku państwa demokratycznego tak łatwo oddzielić sfery emocji, narracji politycznych i historycznych od późniejszego procesu decyzyjnego.

Amerykańscy politycy i media będą wykorzystywać efekt Kabulu/Afganistanu do własnych celów, co się już dzieje w kontekście wyborów do Kongresu 2022 i następnie wyborów prezydenckich. Lecz również będą determinowani postawami samych Amerykanów, którzy samodzielnie będą mieli własną ocenę zaangażowania ich państwa w Afganistanie oraz reperkusji z tym związanych. W tym ostatnim przypadku, trzeba tylko przypomnieć, że wyborcą jest zarówno przysłowiowy ekspert z think tanku z Waszyngtonu z pełną gamą analiz czy też wykładowca z uniwersytetu Ivy League jak i zwykły Amerykanin z Środkowego Zachodu (Midwest). Niechęć w dostrzeganiu całego spektrum postaw różnych Amerykanów wobec polityki afgańskiej może bardzo łatwo zaburzyć efektywność analiz politologicznych ergo wybór Donalda Trumpa na prezydenta. Należy jeszcze dodać, że przestrzeń polityki będzie w tym przypadku jedynie elementem rozliczeń. Z efektem Kabulu lub raczej szerzej Afganistanu mierzy się i mierzyć będzie w niedalekiej przyszłości również sfera amerykańskiej kultury na czele z tamtejszą kinematografią. Nie wspominając o mediach, które w Stanach Zjednoczonych dość sprawnie posługują się kalkami pojęciowymi w stylu – efekt Sajgonu, efekt Mogadiszu, efekt Teheranu, itd. Ponownie można się na to obrażać, jako na zbyt daleko idące uproszczenia, próbę grania emocjami, a także przeinaczania pewnych faktów. Lecz z analitycznego punktu widzenia, należy brać pod uwagę właśnie wspomniane czynniki. Przede wszystkim dlatego, że od czasu katastrofy okrętu USS Maine w Hawanie istnieje silna korelacja między amerykańskimi mediami i polityką wobec konfliktów zbrojnych, polityki zagranicznej, etc. Afganistan oraz lekcje wyciągnięte z obecności wojskowej w tym państwie na przestrzeni dwudziestu lat nie będą wyjątkiem w tym zakresie.

Podsumowując, dziś 1 września 2021 r. bardzo łatwo jest budować szczególnie w przestrzeni medialnej proste i łatwe deklaracje odnoszące się do dziedzictwa amerykańskiej obecności w Afganistanie. Bazujące przede wszystkim na perspektywie dwóch ostatnich lat. Wskazując, że Stany Zjednoczone wychodzą z Afganistanu przegrane i bez woli walki. Czy, jak kto woli, że Stany Zjednoczone odbudowują się po fatalnych w skutkach decyzjach Donalda Trumpa względem Afganistanu i Joe Biden oraz jego administracja naprawiają wszystko, nie widząc innego wyjścia. Jednak, amerykańska historia oraz specyfika tamtejszego państwa i jego społeczeństwa nakazują zachować większy dystans i wstrzemięźliwość co do ocen. Dlatego, że Stany Zjednoczone czeka bardzo interesująca kwestia rozliczeń efektywności systemu politycznego, elit politycznych i procesu decyzyjnego.

image
Fot. Sgt. Jessica Quezada, US CENTCOM

 

Nie zdziwiłbym się, że właśnie na gruncie afgańskim i tak traumatycznej ewakuacji oraz postawy administracji Joe Bidena nie będą poszukiwane w przyszłości narzędzia po stronie Kongresu do większego oddziaływania na Biały Dom. Zauważmy, że symboliczne jest wręcz uchwalenie The War Powers Resolution (the War Powers Resolution of 1973) w obliczu doświadczeń wietnamskich. Zaś dziś dyskusje polityków amerykańskich odnoszą się też do doświadczeń Authorization for Use of Military Force of 2001 uchwalonej po 9/11. Pytanie czy w przypadku wysoce prawdopodobnych zmian w Kongresie w 2022 r. deputowani nie będą chcieli wykorzystać słabszej pozycji obecnej administracji prezydenckiej również w aspekcie definiowania ram użycia siły. Również za wcześnie jest na pełną ocenę wpływu działań w Afganistanie na amerykańskie siły zbrojne i wywiad, gdyż nie istnieje jeszcze pewien dystans czasowy, z którego można spojrzeć całościowo na okres dwudziestoletniego zaangażowania (które też było przecież wielce zróżnicowane w konkretnych okresach czasu).

Finalnie, bardzo trudno jest mówić o przełożeniu Afganistanu na coś o wiele bardziej nieuchwytnego czyli postaw ludzi, postaw wyborczych, narracji medialnej (nie tylko obecnej) i kulturowej. Wszystkie te kwestie będą zapewne badane przez politologów, amerykanistów, socjologów, medioznawców czy psychologów społecznych. Jednak najgorsze co można obecnie zrobić to uznać, że mniej widoczne efekty dziedzictwa działań w Afganistanie będą nieistotne z perspektywy długofalowej. W końcu weterani Afganistanu już teraz zasiadają w Kongresie, rodziny weteranów głosują w wyborach, itd. Jednego możemy być pewni, patrząc na Stany Zjednoczone z zewnątrz, rozliczenie konfliktu w Afganistanie dopiero rozpoczyna się, a maj. gen. Chris Donahue wsiadający do samolotu w Kabulu będzie tego symbolicznym początkiem.

Reklama

Wideo: Rok dronów, po co Apache, Ukraina i Syria - Defence24Week 104

Komentarze (10)

  1. Marek

    Pytanie o nasze rozliczenie kto go dokona a tak nawiasem amerykanie -jeśli im wierzyć - zniszczyli czy też trwale uszkodzili około 100 helikopterów dlaczego Polska nie postarała się przejąć tych maszyn mielibyśmy tanim kosztem sporo śmigłowców coś nam się w końcu należało za tyle lat pobytu jako sojusznikowi .

    1. Kiks

      No logistycznie ktoś tego nie rozegrał.

    2. kaczkodan

      Pewnie były zużyte na tyle, że nie opłacało się ich sprowadzać.

  2. thrawn

    Amerykanie dali się wciągnąć w trzecio rzędowy konflikt bez znaczenia militarnego i politycznego. Uwikłali się w spory wewnątrz afgańskie i utknęli na dobre 20 lat. Budowali narrację, że zbudują naród i państwo. A tym czasie dali wolną rękę chinom na rynku pracy i chińczycy ich ograli w ciągu 20 lat na własne życzenie. Pazerność kapitału amerykańskiego aby osiągać zyski, przeszła oczekiwania i większość produkcji z ameryki została przeniesiona do chin. Cięcie kosztów i tym podobne.

  3. Szymon

    USA jest na skraju katastrofy ekonomicznej. Niemały udział w dojściu do krawędzi miały dwie głupie wojny i okupacje, czyli Irak i Afganistan. Zazwyczaj w historii mocarstw, kiedy państwo prowadziło dziwne wojny nie wiadomo o co, to poprzedzało upadek. Tak już jest od starożytności. Trump-Biden zrobili słusznie, wychodząc z Afganistanu. To była krwawiąca rana w boku USA, teraz problem ma ktoś inny, a Stanu mogą się koncentrować na starciu z Chinami.

    1. say69mat

      Hmmm ... neurotyczne uzależnienie od perspektywy nieustannej katastrofy??? Cały świat jest na krawędzi katastrofy ekonomicznej i dzięki rzeczonemu zagrożeniu balansuje jak swojak w trakcie piątkowej podróży z remizy do geesu i abarotna.

    2. Kiks

      Jeżeli tam katastrofa ekonomiczna to co powiedzieć o ruskich? Nie bądź śmieszny. A co do Afganistanu, nie można pomóc komuś kto sam sobie nie chce pomóc.

    3. afgan

      Jak dwoch wlamywaczy sie do Ciebie wlamie i zamieszka na stale chcac wprowadzic swoja demokracje, jestem pewien, ze sie do nich przylaczysz i uznasz ich racje. Chyba nie powiesz, ze nie mozna komus pomoc, kto sam nie chces sobie pomoc?

  4. trzcinq

    W raporcie wyjdzie że.... Wygrali! :)

    1. T72b3

      Tak a żeby poprawić sobie chumor to teraz Amerykanie zaatakują Tobago i nakręcą fajny film

  5. Andrzej

    Niestety największe mocarstwo poniosło sromotną klęskę. Mieli szczęście że Talibowie nie dostali wsparcia ze strony zaawansowanego sojusznika.

  6. dr

    Talibowie już ich rozliczyli i podsumowali.

    1. Kiks

      Teraz ktoś rozliczy Talibów.

  7. yaro

    Tymczasem Talibowie podarowali Iranowi różne wersje Humvee. Żaden high-tech, ale irańska kopia będzie Prawdopodobnie każdy wzór uzbrojenia trafi do Iranu, a może i Chin. Iran wznowił dostawy paliwa dla Afganistanu, więc Talibowie będą dbać o dobre relacje z Iranem.

    1. Kiks

      No szok. Faktycznie problem było sobie załatwić Humvee z pokątnych źródeł. Ty tak na poważnie?

  8. patriota

    Przepraszam za czyje pieniądze afgańskie dziecko miało przeszczep wątroby i z jakich środków będą finansowane leki immunosupresyjne, bo ja co miesiąc płacę na kasę chorych, moja matka musiała w czasie pandemii zapłacić 300zł za badanie gardła, mam nadzieję, że jeśli są pieniądze na leczenie współpracowników, przepraszam, ale w czasie hitlerowskiej okupacji mówiło się na takich ludzi KOLABORANCI, to pewnie będę jako Polak leczony w jeszcze lepszych warunkach. Jeszcze jedno pytanie za czyje pieniądze OKUPANCI po raz pierwszy w historii świata ewakuowali KOLABORANTÓW, ja się nie dziwię Talibom, że ich szukają, skoro każdy "współpracownik" ma na sumieniu co najmniej kilkunastu z nich, no ale nasze wojsko ma inny etos.

    1. Czarna owca

      Ty nazwałeś się patriotą ? Byliśmy na wojnie ci ludzie pracowali dla nas , Polaków dla bepieczeństwa naszego kontyngentu , wielu chłopaków wróciło do Polski , bo ludzie ci pomogli , ostrzegli , brali broń od rannych i godzinami ich bronili , a teraz odmawiasz im pomocy? Nie napiszę tu co myślę o takich jak ty , przez wzgląd na ten portal , ale ty chyba możesz sobie , wyobrazić , brak spójności w naszym społeczeństwie i rozkład jego , przez takich jak ty , to Polska choroba

    2. I

      Polsce potrzebni są kolaboranci? Skoro raz zdradzili czemu nie drugi?

    3. Ja

      Za moje. Myślę, że do sierpnia zapłaciłem pod 0,5 mln podatków. A Ty ile się dołożyłeś?

  9. Ech

    A my też przeanizujemy czy warto śmierci naszych 44 za awanturnicza polyke usa?

  10. Sarmata

    Artykuł ku pokrzepieniu serc, miód na duszę Daviena. Można i tak.

    1. rezerwa 77r.

      przyznam RACJĘ

Reklama