Reklama

Wojsko, bezpieczeństwo, geopolityka, wojna na Ukrainie

USA: Drony do nadzoru oceanów. W tle miliardy dolarów [ANALIZA]

Pierwszy dron MQ-4C Triton lądujący 9 listopada 2017 r. w bazie lotnictwa morskiego Ventura County w Kalifornii. Fot. T.Miller/U.S. Navy
Pierwszy dron MQ-4C Triton lądujący 9 listopada 2017 r. w bazie lotnictwa morskiego Ventura County w Kalifornii. Fot. T.Miller/U.S. Navy

Amerykanie w coraz większym stopniu przygotowują się do wprowadzenia systemów bezzałogowych do nadzoru mórz i oceanów. Ich działania mają zapewnić zarówno permanentną obserwację powierzchni wody z dronów powietrznych i nawodnych, jak i śledzenie sytuacji podwodnej z powierzchni oraz przez drony podwodne.

Szybujące drony podwodne — glidery

Najtrudniejszym zadaniem jest zapewnienie środków do ciągłego obserwowania sytuacji podwodnej, ponieważ tego nie można zrobić za pomocą statków powietrznych i systemów satelitarnych. Szczególnie przydatne do tego celu wydają się być „inteligentne”, działające autonomicznie podwodne pojazdy „szybujące” - glidery (sea gliders) Takie podwodne szybowce nie korzystają z napędu, ale pomimo tego mogą przez wiele miesięcy, poruszać się w głębinach wykorzystując energię słoneczną, prądy morskie oraz różnice temperatur w warstwach wody (stąd przez analogie stosuje się nazwę „szybowiec”).

Prace nad tego rodzaju autonomicznymi dronami są nadzorowane przez naukowców z laboratorium badawczego amerykańskiej marynarki wojennej NRL (U.S. Naval Research Laboratory). Ich celem jest stworzenie szybowców, które oficjalnie poprawiłyby zdolność US Navy do przewidywania warunków oceanicznych. Jest to konieczne m.in. do działania amerykańskim okrętom podwodnym. To dlatego większość z ponad 130 gliderów w US Navy jest wykorzystywana dla potrzeb dowództwa morskiej meteorologii i oceanografii (Naval Meteorology and Oceanography Command). Nic jednak nie stoi na przeszkodzie, by w razie potrzeby wykorzystać glidery do alarmowania o nagłym wykryciu jakiegoś niebiologicznego obiektu podwodnego.

image
Przygotowanie do pracy dziesięciu gliderów LBS-G (Littoral Battlespace Sensing-Glider) na okręcie oceanograficznym USNS „Maury” na wschodnim Atlantyku. Zdjęcie z 16 lipca 2018 r. Fot. R. Eckhoff/U.S. Navy

Sprawa z prowadzeniem tego rodzaju nadzoru jest o tyle trudna, że chodzi o ogromne obszary i przekazywanie danych w czasie quasi-rzeczywistym. Stąd naukowcy z NRL nie tylko pracują nad samymi szybowcami podwodnymi, ale również nad optymalnym sposobem ich rozmieszczania i wykorzystaniem w grupach. Takie działanie zespołowe dronów jest związane z wprowadzeniem nowych technik pilotowania, do czego wykorzystano wcześniej opracowane oprogramowanie do sterowania szybowcami GHOST (Guidance for Heterogenene Observation Systems). Musiało ono zostać zmodyfikowane, ponieważ wcześniej zapewniało ono tylko „zoptymalizowane użycie pojedynczego szybowca w warunkach zdefiniowanych przez użytkownika”.

Jak na razie prace nad zespołowym działaniem dronów opierają się na dwóch, pozornie wykluczających się zasadach. Po pierwsze poszczególne szybowce nie mogą się znajdować zbyt blisko siebie, ponieważ trudno jest wtedy skorelować zebrane przez nie dane. Po drugie glidery nie mogą się znajdować zbyt daleko, ponieważ tworzą się wtedy luki w mapie przebadanych akwenów. Dodatkowo szybowce poruszają się najczęściej bardzo wolno i są podatne na niespodziewane zmiany środowiska wodnego (np. prądy, wiry, itp.). Znaleziono jednak rozwiązanie i zaktualizowane oprogramowani GHOST zostało już przebadane u wybrzeży Karoliny Północnej z wykorzystaniem sześciu gliderów.

Drony nawodne

O wiele bardziej zaawansowane prace są realizowane w Stanach Zjednoczonych w odniesieniu do bezzałogowych pojazdów nawodnych USV (Unmanned Surface Vehicle). Tutaj postępy są już na tyle duże, że amerykańska marynarka wojenna zamierza zainwestować w rozwijanie tej dziedziny około 982,1 miliona dolarów w ciągu najbliższych od pięciu do dziesięciu lat.

image
Napędzany przez energię słoneczną dron nawodny Sphyrna Odyssey firmy Sea Proven jest oparty na konstrukcji pirogi polinezyjskiej i może przenosić nawet tonę ładunku. Fot. M.Dura

Firmy wybrane do tego projektu mają możliwość ubiegania się w Dowództwie systemów morskich NSSC (Naval Sea Systems Command) o zamówienia w co najmniej sześciu kategoriach. Jednym z faworytów w tej rywalizacji jest firma Peraton, która otrzymała na ten cel grant o wartości 27,5 miliona dolarów i to we wszystkich sześciu domenach obejmujących: ładowany moduł zadaniowy, sensory niewchodzące w skład modułów zadaniowych, systemy wsparcia misji, zdalnie sterowany i autonomiczny systemy kontroli pojazdu, lądowe i platformowe systemu zabezpieczenia oraz wsparcie logistyczne. Wszyscy ewentualni kontrahenci będą mogli rywalizować o zlecenia związane ze wsparciem już istniejących i przyszłych bezzałogowych systemów nawodnych USV.

image
Testowany w październiku 2018 roku na Hawajach bezzałogowy trimaran „Sea Hunter’. Fot. Corwin M. Colbert/U.S. Navy

 W tej dziedzinie Amerykanie mają już bowiem rozwiązania, które wykazały się dużymi możliwościami w czasie prób morskich. Przypuszcza się, że bazą dla przyszłych, patrolowych dronów nawodnych może być bezzałogowy trimaran „Sea Hunter”, którego wielkość zapewnia samodzielne działanie w dużym oddaleniu od własnych baz i okrętów-matek. Program jest nadzorowane przez Biuro badawcze US Navy ONR (Office of Naval Research) i nie obejmuje już tylko, jak zakładano na początku, modułów zadaniowych do wykrywania okrętów podwodnych i zwalczania min, ale również badanie innego wyposażenia: rozpoznawczo-obserwacyjnego oraz uzbrojenia do zwalczania okrętów podwodnych.

image
System bezzałogowy Wave Gliders składa się z dwóch współdziałających dronów: nawodnego i podwodnego. Fot. www.liquid-robotics.com

Przykładem rozwiązania pośredniego pomiędzy gliderami i bezzałogowymi pojazdami nawodnymi USV jest system bezzałogowy Wave Gliders. Jest to zestaw wspólnie działających: drona nawodnego (pływającego na powierzchni) i holowanego przez niego drona podwodnego, który jest zanurzony na głębokości około ośmiu metrów. Wyróżniającą cechą tego zestawu jest możliwość działania w oparciu jedynie o naturalne źródła energii (energia słoneczna i falowanie). Jest to więc system przyjazny dla środowiska, który może działać samodzielnie przez kilkanaście miesięcy, bez konieczności uzupełniania paliwa.

image
Stacjonujący na baize Guam bezzałogowy samolot MQ-4C Triton (zdjecie z 12 stycznia 2020 r.). Fot. Ryan Brooks/U.S. Navy

Drony powietrzne

Wydaje się, że bezzałogowe statki powietrzne to dziedzina, w której Amerykanie osiągnęli najwięcej jeżeli chodzi o nadzór akwenów morskich. Udało się im już bowiem, w 2017 r. wprowadzić do służy system obserwacyjny oparty na bezzałogowych aparatach latających MQ-4C Triton, które przebywając w powietrzu przez ponad 20 godzin, w wielu zadaniach mogą bez problemu zastępować załogowe, morskie samoloty patrolowe, takie jak np. P-8 Poseidon i P-3 Orion.

image
Bezzałogowy samolot Phantom Eye mogący z założenia ma przebywać w powietrzu przez co najmniej 10 dni. Fot. Boeing

Jednak pomimo że drony te zalicza się do klasy HALE (dużego pułapu — do 16700 m i dużej autonomiczności — ponad 24 godziny) to jednak Amerykanie nie poprzestają na nich i szukają sposobu na prowadzenie jeszcze dłuższego nadzoru przez bezzałogowce — latające bez przerwy przez kilkadziesiąt dni. Przykładem może być opracowany przez koncern Boeing  dron Phantom Eye z dwoma silnikami napędzanymi paliwem wodorowym oraz skrzydłami o bardzo dużej rozpiętości. Zakłada się, że w wersji docelowej mógłby on przebywać w powietrzu nawet przez 20 dni.

Jaki cel w tej dziedzinie postawiła sobie amerykańska marynarka wojenna, jak na razie nie wiadomo.

Reklama
Reklama

Komentarze (4)

  1. Ein

    Można spekulować, do do celu... wiadomo, dzisiaj informacja jest nadrzędnym elementem, bez niej nic nie wystrzeli, nic nie zareaguje, uzależnienie od stałego dopływu bardzo dokładnych danych to klucz. Także to wydaje się oczywiste, ale być może są jeszcze inne aspekty wykorzystania takich platform. Pomyślmy... nadmiarowość i rodzaj samoświadomego, inteligentnego systemu o bardzo dużej autonomii, reagującego z wyprzedzeniem na to, co może się zadziać. SF? No niekoniecznie. Samowystarczalność, brak konieczności kierowania, a nawet nadzorowania otwiera zupełnie nowe możliwości. Jeżeli gdzieś AI miałaby być szeroko zastosowana to właśnie w przypadku bezzałogowych ustrojstw zbierających dane i reagujących w sposób bezkrwawy (czy raczej - nie zabijający wprost). Jakie to mogą być działania? Szerokie ECM, z wykorzystaniem precyzyjnego rażenia elektronicznego wybranych obiektów, obszarów, zakłócanie albo fizyczne niszczenie infrastruktury komunikacyjnej przeciwnika (dno morze, przekaźniki naziemne, oślepianie zwiadu satelitarnego). Zakres takich działań może być ogromny. Amerykanie działają tutaj zresztą nie tylko w opisanych domenach, ale także na orbicie (chyba nikt nie ma wątpliwości co do ewentualnego, ofensywnego, ale właśnie przykładowo takiego jak wyżej opisane, wykorzystania X-37). Moim zdaniem dążą do tego, by mieć zupełnie nowy środek oddziaływania w postaci sieci wzajemnie się uzupełniających, różnorodnych platform autonomicznych, o minimalnych potrzebach w zakresie nadzoru, wykorzystujących opisane naturalne zasoby do funkcjonowania, długotrwałego pełnienia misji. USN na pewno jest tu liderem, co zrozumiałe, bo marynarka będzie dźwigać ciężar walki z takim przeciwnikiem jak Chiny (Rosja to bezzębny niedźwiedź, kompletnie przestaje się liczyć w globalnej rozgrywce). Kto wie, może takie rozwiązania bardzo mocno ograniczą możliwości prowadzenia wojny w sposób, że tak powiem, klasyczny. To znaczy stanie się to praktycznie niemożliwe, albo bardzo utrudnione, bo wiedza na temat poczynań potencjalnego przeciwnika będzie na tyle duża, że element zaskoczenia będzie właściwie niemożliwy do uzyskania. O ile obie strony (Chiny i USA - a jest to całkiem realne za parę dekad) będą się wzajemnie szachować za pomocą takich możliwości, paradoksalnie, będzie to coś dobrego dla stabilizacji, pokoju na świecie, bo broń nuklearna (przez analogię, bo tu będzie podobnie w sensie strategii) przestanie być elementem wymuszającym racjonalne podejmowanie decyzji przez decydentów w ramach wzajemnego trzymania młotka nad głową przeciwnika.

    1. Gulden

      -Ein-Z przyjemnością czyta się Pana posty.Od siebie dodam,że wcale nie tak trudno( o ile ma się środki do tego i pomyślunek jak to zrobić)namieszać w USA.Co jak co, ale chińczycy,mają i jedno i drugie.Czyli górę pieniędzy,i kiepełe.Mało tego,uważnie obserwują co się dzieje wokół i wyciągają odpowiednie wnioski.Załóżmy że chcieliby się zabrać na serio za USA.Militarnie dobrać się do nich trudne,nie wiem czy w ogóle wykonalne.Ale spowodowanie niesłychanego chaosu na ich terenie,wcale nie takie trudne.Na terenie USA jest całkiem spora diaspora samych chińczyków.Co już ma swoję zaletę,bo dżwignia jest.Następnie popatrzmy na różnorakie mniejszości,z południa choćby,które na ich terytorium pomieszkują,od meksykanów począwszy,na reszcie latynosów skończywszy.Chcieliby więcej,niż mają.Druga dżwignia.Miliony nielegałów którzy w każdej chwili mogą wyfrunąć z USA,jak ich imigration namierzy.Trzecia dżwignia.Chińczycy mają pieniądze,wystarczy odpowiednio podsypać pieniędzmi,na czele ruchów "domagających się"postawić swoich figurantów...i jest jazda na całego.Można powiedzieć że to,co wyprawia FR,w temacie wojny hybrydowej na Ukrainie choćby,to byłaby niewinna zabawa w porównaniu z tym,co chińczycy rozkręciliby na terenie USA.A potem już normalnie,precyzyjne kierowanie kontrolowanym chaosem,docelowo po kawałeczku ustanawianie swoich władz w poszczególnych regionach/stanach,uniezależnianie od Waszyngtonu,i w takim układzie wszystkie cudeńka technologiczne rodem z USA zdają się na nic,na czele z lotniskowcami,bo już widzę "punktowe bombardowania"zbuntownych terenów USA,z obywatelami USA,bądż co bądż na celowniku.Nie muszę wspominaż pewnie,że do ataku wewnętrznego,dochodziłby precyzyjny demontaż interesów USA,poza granicami,za pomocą banków,gospodarek,przemysłu w którym bralby udział rząd Chin,ich służby i kontrolowane przez nich przedsiębiorstwa,koncerny i nad czym tam mają kontrolę.A mają całkiem spory wpływ na gospodarkę światową chińczycy.Najzabawniejsze jest to,że wielu na świecie przyklaskiwałoby tresowaniu kowboja zza oceanu.Mina by tylko zrzedła,jakby się pod chińskim butem obudzili.Wtedy by już tak wesoło nie było.

    2. baz

      Chyba protesty antyrządowe w Chinach pokazują że łatwiej byłoby zrobić to w drugą stronę :) Wyobraź sobie podobny scenariusz zrealizowany przez US w Chinach, dla mnie jest to bardziej realne.

    3. Gulden

      -baz-No niezbyt to widzę.Raz,że długonosi(europejczycy,amerykanie)wyróżniają się znacznie w Chinach,od tubylców,dwa,nie ma pewnie tak dużo agentów by to zrealizować,trzy,opozycja w Chinach jest tak trzymana za twarz,że głowa mała.Cztery,chińskie służby dość szybko wymacałyby kto za tym stoi,i ci których by złapali na miejscu,bardzo szybko pożegnaliby się z życiem.Ogólnie rzecz biorąc,widać jak sobie radzą w sytuacjach kryzysowych kitajce obecnie,jak sobie całkiem dobrze radzą z wirusem.W UE,takie numery niedopomyślenia,vide Włochy.Także,jeśli chodzi o hybrydową wojnę,chińczycy w konfrontacji z USA mają o wiele większe szanse powodzenia.

  2. Gulden

    To w sumie zabawne.Obecnie można zaobserwować taką sytuację.USA pompuje miliardy USD w technologię,wynalazki,drony,cuda techniki AI.I za pomocą tego chce uzyskać przewagę technologiczną,militarną,jakościową,czy jaką tam akurat chcą uzyskać nad potencjalnym nieprzyjacielem.Docelowo,moim zdaniem,chodzi o to,by wykluczyć praktycznie do zera straty w sile żywej(swoich żołnierzy oszczędzić),podczas konfliktu zbrojnego.No,w sumie już dziś, operator/pilot Predatora steruje nim praktycznie rzecz biorąc"spod domu".I po skończonym locie,jedzie sobie do domu,który jest niedaleko,i w nosie ma potencjalny rewanż przeciwnika,bo ten jest po drugiej stronie globu.W inną stronę poszli rosjanie,których wynalazek pod tytułem wojna hybrydowa,zielonoludzikowa czy jak to tam zwać,opiera się na całkiem innych zasadach.Bez praktycznie rzecz biorąc w kosmos wystrzelonych technologii,są w stanie opanować teren suwerennego państwa(Donbas,Krym choćby),za pomocą kałasza,kanałów informacyjnych TV,tudzież ściśle ukierunkowanego przekazu propagandowego,nad którym czuwają wysokiej klasy specjaliści.Ba,mają to tak opanowane,że nawet opinia publiczna na zachodzie kupuje ten mesydż i przechodzi do porządku dziennego nad tym, co się wydarzyło,że ktoś zmienił granice.Ba,też szanują swoich ludzi,żołnierzy,bo na pierwszą linię ślą opłacanych najemników,którzy robią swoją robotę.I nikt się w sumie o nich nie upomni,jak zejdą,bądż będą ranni.Po skończonej robocie jak są grzeczni-żyją.Jak wybijają się na niezależność,bez trudu FR ich wysyła nach heaven.I jedni i drudzy mają po części rację co do kierunków rozwoju swoich sił zbrojnych.Moim zdaniem rosjanie osiagają swoje cele, o wiele mniejszym kosztem,wyrażanym w rublach.Bo co jak co,te drony da się jakoś wyłączyć,zakłócić sterowanie nimi.A weż człowieku "wyłącz"dobrze wyszkolonego najemnika, uzbrojonego po zęby, w urban fight,nie posiadając "odronowania"terenu,gdzie koleś operuje.

    1. adasfdsfdsfd

      Twierdzisz, że dobrze wyszkolonego wojownika nie da się wyłączyć? Polemizował bym.

    2. Gulden

      -adas....-Każdego da się wyłączyć,prędzej czy póżniej.Ale łatwiej jak go sobie namierzysz za pomocą dronów,obserwacji,czy czego tam jeszcze jeśli chodzi o elektronikę.Ale jak poślesz na niego podobnie uzbrojonego gościa,bez eletroniczncyh cudeniek,to już skala trudności rośnie.No,chyba że pójdziesz po calości,i na dom/kamienicę/kwartał, gdzie bojownik siedzi,spuścisz salwę artyleryjską.I razem z otoczeniem się go pozbędziesz.

  3. codybancks>>>

    Takie drony z radarami pasywnymi powinny krążyć cały czas, nad północną i wschodnią granicą również morską !!! Mogą latać 10 dni bez tankowania !!! Zebrane dane o ruchach za granica on line bezcenne !!!

  4. Dyktatorek

    Na początku zaznaczam , że nie jestem ekspertem ...ale czy nie warto inwestować właśnie w takie drony podwodne / nadwodne i odpuścić sobie program Orka , który ma kosztować grube miliardy .Historia nam pokazała , że taki Orzeł w 1939 nie zdziałał nic ...kupa kasy poszła w tamtych czasach poszła w błoto...z całym szacunkiem dla marynarzy

    1. tkm

      Oczywiście, że warto inwestować w nowe technologie, co nie oznacza automatycznego rezygnowania z normalnych okrętów. Warto inwestować w badania, ale zanim coś się opracuje, to trzeba korzystać z istniejących, dopracowanych systemów. Chcę się jeszcze odnieść do ciągłego wspominania roku 1939 - nie ma sensu robienie tego. Były wówczas inne niż obecnie uwarunkowania polityczne, geograficzne, techniczne. Wypominanie współczesnym marynarzom niepowodzeń ich poprzedników z 1939 r. jest nie na miejscu. Na marginesie: polecam roczniki statystyczne - może przekonają kogoś, że wojnę wygrywa mocna i nowoczesna gospodarka.

    2. Andrettoni

      Tak, to jest tańsza alternatywa. Z drugiej strony, nawet "zwykłe okręty " powinny mieć zmniejszone załogi, a my ciągle trzymamy złomy bez uzbrojenia i z licznymi załogami... za to każdy okręt ma admirała, których mamy najwięcej w historii...

    3. Pim

      Nie sposób przyznać Ci racji. Ale: jak MON ogłosi fazę analityczną i dialog, to w ich efekcie powstaną wymagania....których nikt nie spełni. Nawet liderzy technologii.