- Analiza
US Navy: Powstaje flota „okrętów–duchów”
Amerykańska marynarka wojenna planuje w ciągu najbliższych pięciu lat zakupić dziesięć nowych, uzbrojonych okrętów, które nie będą miały na pokładzie żadnej załogi, a ich sterowanie będzie się odbywało zdalnie – za pomocą systemów łączności i transmisji danych.

W US Navy już od dawna wykorzystuje się różnego rodzaju zdalnie sterowane jednostki pływające. Jak dotąd chodziło jednak najwyżej o pojazdy nawodne lub ostatecznie kilkunastometrowe łodzie motorowe. Teraz jednak w US Navy ma powstać „Flota okrętów–duchów” (Ghost Fleet), która będzie się składała z okrętów-dronów nie posiadających podczas pływania stałej załogi na swoim pokładzie.
Flota ta ma się składać jak na razie z dziesięciu jednostek pływających o wyporności do około 2000 ton i długości od 62 do 93 m. Będą to więc „normalne” okręty: uzbrojone i wyposażone w systemy obserwacji technicznej. Mają one wyraźnie zwiększyć zdolności amerykańskiej marynarki wojennej dając jej dowódcom możliwość wysyłania jednostek pływających do najbardziej niebezpiecznych misji, bez narażania życia marynarzy.
Nowością będą tu dwa fakty. Po pierwsze w US Navy wojenna nie wykorzystuje się obecnie okrętów klasy korweta, a teraz zamierza się wprowadzić jednostki właśnie tego rodzaju. Po drugie planowane jest wprowadzenie okrętów, które mają działać bez załogi na pokładzie, a więc w pełni zautomatyzowane i w pełni podporządkowane systemom informatycznym. Muszą więc być one wiec szczególnie zabezpieczone przed cyberatakiem, a więc przejęciem kontroli przez niepowołane osoby.

Jak na razie zakłada się wydanie około 2,7 miliarda dolarów na dziesięć tzw. dużych bezzałogowych okrętów nawodnych LUSV (Large Unmanned Surface Vessel) w przeciągu pięciu lat. Wydatki te ma zacząć suma około 400 milionów dolarów na dwa pierwsze okręty w roku finansowym 2020. W następnych latach (do 2024 roku) mają być opłacane co roku kolejne jednostki (po dwie) na co zaplanowano kolejno: 500, 600, 600 i 600 milionów dolarów.
Wyposażenie poszczególnych okrętów nie jest jeszcze dokładnie ustalone, ale rodzaj uzbrojenia i sensorów będzie na pewno wynikał z najważniejszego zadania stawianego nowym korwetom–dronom. Mają one bowiem tworzyć pierwszą linię obrony dla innych amerykańskich jednostek pływających – w tym przede wszystkim zespołów lotniskowcowych i amfibijnych.
Amerykanie zdają sobie bowiem sprawę ze zwiększającego się zagrożenia ze strony ponaddźwiękowych i hiperdźwiękowych rakiet przeciwokrętowych, których wykrycie z dużej odległości sprawia coraz większy kłopot – szczególnie gdy lecą na niskiej wysokości. Co ciekawe mniej się przy tym mówi o rosyjskich rakietach typu „Oniks” i „Cyrkon”, a częściej o chińskich pociskach przeciwokrętowych DF-21D i DF-26 o zasięgu ponad 1800 km.
W zwalczaniu tego rodzaju zagrożeń naturalną przeszkodą jest krzywizna Ziemi, która niebezpiecznie zmniejsza zasięg wykrycia nadlatujących pocisków, a więc zmniejsza czas reakcji dla systemów samoobrony. Wysunięcie na pierwszą linię okrętów–dronów może poprawić tą sytuację z dwóch powodów.

Po pierwsze okręty te samodzielnie mogą stanowić punkt obrony niszcząc nadlatujące zagrożenie. Już teraz zakłada się bowiem, że będą to jednostki uzbrojone m.in. w wyrzutnie pionowego startu: „standardowe” typu Mk 41 (stosowane np. na okrętach AEGIS) lub „burtowe” typu Mk 57 (jakie po raz pierwszy zastosowano na niszczycielach typu Zumwalt). Oznacza to, że bezałogowe okręty będą mogły wykorzystywać całą gamę rakiet przeciwlotniczych – w tym głównie ESSM, SM-2 i SM-3, jak również nowej generacji rakiety przeciwokrętowe LRASM (Long Range Anti-Ship Missile) i rakietotorpedy ASROC.
Po drugie okręty–drony mogą kierować ogniem systemów uzbrojenia znajdujących się na innych jednostkach pływających. Przydadzą się w tym przypadku pozytywne efekty amerykańskich prac nad pozahoryzontalnym (over-the-horizon) zwalczaniem celów powietrznych i nawodnych za pomocą zintegrowanego, morskiego systemu kierowania obroną przeciwlotniczą NIFC-CA (Naval Integrated Fire Control – Counter Air). To właśnie dzięki nim udało się już doprowadzić do trafienia niskolecącego celu rakietą SM-6 wystrzeloną z okrętu znajdującego się w odległości ponad 100 Mm. Wymagało to wskazania celu przez inne źródło informacji i teraz takim źródłem mogą stać się okręty drony.
Jak na razie przypuszcza się, że by przyśpieszyć prace i ograniczyć koszty Amerykanie skorzystają z rozwiązań opracowanych w czasie innych programów w tym z prac nad bezzałogowy trimaranem Sea Hunter. Jest on jak dotąd największym zbudowanym w Stanach Zjednoczonych dronem nawodnym (ma długość 41 m i wyporność 140 ton). Przydatne okażą się również na pewno rozwiązania z budowy systemu sterowania i łączności dla bezzałogowych aparatów latających – w tym przede wszystkim dronów bojowych, jak np.: X-47B czy MQ-25 Stingray.

Zupełnie nie wiadomo natomiast jak będą wyglądały przyszłe drony–okręty. W amerykańskich mediach już pojawiły się przypuszczenia, że nie mając doświadczeń w budowie korwet, amerykańska marynarka wojenna zaadoptuje projekt dwóch pełnomorskich okrętów wsparcia OSV 60 (Offshore Support Vessel) typu Al Basrah o długości 60 m, które Stany Zjednoczone dostarczyły do Iraku. W rzeczywistości jest to mało prawdopodobne, ponieważ irackie jednostki są słabo przystosowane do montażu skomplikowanych systemów uzbrojenia i obserwacji technicznej. O wiele większa szansa jest na zastosowanie pomniejszonej wersji niszczycieli typu Zumwalt, które nie dość że są dobrze uzbrojone to dodatkowo są trudnowykrywalne (mogą więc działać bliżej przeciwnika).

Są to jednak tyko przypuszczenia i wygląd Floty okrętów–duchów jest nadal wielką niewiadomą, o czym zresztą informował kontradmirał Randy Crites, zastępca sekretarza US Navy do spraw budżetowych.
„Będą miały [okręty–drony] 200 do 300 stóp, 2000 ton. Nie jestem pewien, jaka będzie ostateczna forma kadłuba, tego co obecnie rozumiemy pod pojęciem jednostki kupionej dla dla Floty okrętów duchów”
Nieznane są także docelowe zadania okrętów–dronów. Samo to, że wzorem dla nich ma być m.in. bezzałogowy trimaran Sea Hunter może wskazywać, że nie skończy się tylko na atakowania celów nawodnych i powietrznych, ale również na wykorzystaniu nowych jednostek do zwalczania okrętów podwodnych. Zdalnie sterowane systemy ZOP są już zresztą gotowe więc i w tym przypadku Amerykanie będą mogli skorzystać z już gotowych rozwiązań. Ostateczne decyzje mają zapaść w ciągu najbliższych dwunastu miesięcy.
„Jeśli chodzi o rozwój dużego USV, zakup „wydaje się być kolejnym naturalnym krokiem. Chcę przejść przez fazę [badania i rozwój] i jak najszybciej wprowadzić ją w fazę operacyjną”. ”
WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS