Technologie
Więcej małych okrętów, czyli amerykańska flota przyszłości [ANALIZA]
Nie 355 ale prawdopodobnie nawet ponad 500 okrętów ma liczyć przyszła marynarka wojenna Stanów Zjednoczonych, która powstanie do 2045 roku. Takie przynajmniej założenia przyjęto w dwóch spośród trzech prac studyjnych przeprowadzonych na zlecenie Departamentu Obrony, do których dotarł amerykański portal Defense News. Potwierdza to wypowiedzi sekretarza obrony Marka Espera, który mówił o zmianach planów dotyczących U.S. Navy i zwiększeniu liczebności tej formacji.
Do określenia ostatecznego kształtu jaki miałaby mieć U.S. Navy około roku 2045 roku jeszcze nie doszło. Końcowe wnioski w ramach studium przyszłej siły marynarki wojennej (Future Naval Force Study) mają pojawić się pod koniec bieżącego roku. W jego ramach o stworzenie swoich wizji „idealnej” floty poproszono cztery podmioty: będące organem doradczym Sekretarza Obrony biuro oceny i ewaluacji programów - Cost Assessment & Program Evaluation (CAPE), sztab U.S. Navy i Instytut Hudsona. Floty te miały stoczyć następnie gry wojenne, a wnioski z nich znajdą odzwierciedlenie w ostatecznym raporcie i rekomendacjach. Na ich podstawie ma już być wnioskowany budżet U.S. Navy już na rok fiskalny 2022.
Portal Defense News dotarł do dwóch projektów amerykańskiej floty przyszłości i są one w ogólnych założeniach dość podobne. Można na tej podstawie zakładać, że nie będzie się też różnił od nich ostateczny raport ze studium. Jaka będzie więc przyszła marynarka wojenna USA?
Rozmiary
Obydwie „idealne floty” różnią się od siebie wielkością i mają liczyć między 480 a 534 jednostki pływające. W każdym z tych przypadków to jednak olbrzymi przyrost ilościowy w porównaniu z planowaną rozbudową floty do 2030 roku zakładającą liczebność 355 jednostek. Z tego, w połowie czwartej dekady tego wieku Amerykanie mieliby mieć między 316 a 358 okrętów załogowych wspartych przez jednostk bezzałogowe.
Lotniskowce i śmigłowcowce
Obydwa ujawnione plany zakładają redukcję liczby amerykańskich superlotniskowców z 11 do 9 egzemplarzy, co ma być jednoznaczne z możliwością utrzymania w gotowości jednocześnie ośmiu jednostek tej klasy (statystycznie jedna zawsze będzie znajdowała się na wymianie paliwa z rektora atomowego połączonej z gruntowną modernizacją, inne na dyżurach, albo w niższej lub wyższej gotowości do wyjścia w morze). Jednocześnie wg. CAPE utrzymana miałaby zostać liczba 10 dużych doków będących jednocześnie śmigłowcowcami desantowymi, chociaż Hudson Institute rekomenduje tu raczej rezygnację z pięciu takich jednostek i zastąpienie ich czterema dodatkowymi lekkimi lotniskowcami. Te ostatnie nie są zresztą niczym nowym. U.S. Navy ma obecnie w linii dwie jednostki - USS America i USS Tripoli - które powstały na podstawie projektu typu śmigłowcowca desantowego (ulepszony typ Wasp), ale zostały ukończone bez doku desantowego i ze zmniejszoną powierzchnią pomieszczeń zaplecza medycznego. Zaoszczędzone miejsce zostało wykorzystane do zwiększenia hangarów i magazynów potrzebnych przy operacjach lotniczych. Chodzi tu zapewne o wygospodarowanie czterech stworzonych w ten sposób jednostek - zdolnych do przenoszenia stosunkowo licznych (dywizjon czyli połowa tego co przenoszą superlotniskowce) samolotów krótkiego startu i pionowego lądowania F-35B.
Flota desantowa i logistyka
Rekomendacje zakładają redukcję liczby dużych okrętów desantowych-doków z obecnej liczby 23 do 15-19. W zamian oba ośrodki rekomendują wybudowanie 20-26 lekkich okrętów desantowych. Wzrost liczby jednostek umożliwiających desantowanie ma odpowiadać potrzebom zajmowania wysp i tworzenia tam baz rakietowych przez U.S. Marine Corps, do czego ta ostatnia formacja już teraz się przygotowuje. Bazy te będą musiały być też zaopatrywane, czemu ma towarzyszyć zwiększona liczba jednostek logistycznych U.S. Navy. Wybudowanych ma zostać 19 albo 30 (w zależności od wizji) „małych okrętów logistycznych”. Wzrosnąć miałaby też liczba tankowców floty – do 21 a nawet 31 z obecnych 17. Wzrosnąć z 33 do 52 jednostek (Hudson Institute), bądź pozostać na tym samym poziomie (CAPE) miałaby liczba okrętów dowodzenia i wsparcia, w skład których wchodzą także duże jednostki towarowe, szybkie transportowce ekspedycyjne, ekspedycyjne doki przeładunkowe i mobilne bazy morskie.
Nawodne okręty bojowe
Obecna liczba dużych nawodnych jednostek bojowychw zasadzie miałaby zostać zachowana. O ile jest ich dzisiaj 89 (krążowniki typu Ticonderoga i niszczyciele typu Arleigh Burhe), o tyle CAPE widzi w przyszłości ich liczbę minimalnie zmniejszoną (od 80 do 90 jednostek), za to wzmocnioną 65 – 87 dużymi korwetami „opcjonalnie załogowymi” albo wręcz bezzałogowymi – to jest największe novum jeśli chodzi o przewidywane nowe klasy okrętów nawodnych. Nawodną flotę bojową uzupełniać miałoby od 56 do 70 niewielkich nawodnych okrętów, co jest wzrostem założeń w stosunku do tych z roku 2016 (52 jednostki).
Flota podwodna
Niewielki wzrost miałaby odnotować flota amerykańskich uderzeniowych okrętów, których dotąd planowano mieć wsłużbie 66 (stan faktyczny na dziś to 57 okrętów). Jednostki te mają otrzymać wsparcie w postaci od 40 do 60 bezzałogowych wielkich pojazdów podwodnych, które wypełniałyby za nie najniebezpieczniejsze i najbardziej żmudne zadania, uwalniające okręty do przeprowadzania innych działań.
Koszty
Koszty na koniec wypada zadać podstawowe pytanie – ile to wszystko będzie kosztowało i czy Amerykanów w ogóle na to stać, szczególnie w dobie przewidywanego kryzysu. Plany U.S. Navy, dysponującej rocznym budżetem 207 mld USD, przy założeniu stabilnego finansowania i wymiany jednostek pływających przez lata, jest realny. Utrzymanie większej liczby okrętów także ma być możliwe, a to dzięki temu, że nowa większa flota wcale nie będzie zatrudniała większej liczby marynarzy. Przyczynią się do tego okręty bezzałogowe, ale także „opcjonalnie załogowe” (które docelowo mogłyby stać się z czasem bezzałogowymi). Wiele mniejszych jednostek ma cechować się niewielkimi potrzebami jeżeli chodzi o liczebność załogi. Jednocześnie jednostki te mają dysponować wysokimi zdolnościami, a to przez zastosowanie nowatorskich rozwiązań, nie tylko jeśli chodzi o cyfryzację i zdolność do sieciocentrycznego działania, ale także wykorzystanie nowych rodzajów stopów, uzbrojenia precyzyjnego, a także – Departament Obrony wymienia to w szczególności – statków powietrznych pionowego startu i lądowania nowych generacji. Prawdopodobnie będzie też chodziło o bojowe bezzałogowce zdolne do wspierania myśliwców i bombowców, które będzie można odpalać z pokładów stosunkowo niewielkich jednostek pływających (być może nawet korwet).
Wycofanie przynajmniej części wielkich i łatwych do zniszczenia celów, szczególnie lotniskowców i zastąpienie ich liczniejszymi i łatwiejszymi do rozśrodkowania mniejszymi jednostkami operującymi jako jedna wielka sieć, w skład które będą wchodziły też patrolujące statki powietrzne w tym liczne BSP, z pewnością będzie pozwalało na uniknięcie dużych strat spowodowanych oddziaływaniem broni masowego rażenia, której użycia może dopuścić się potencjalny przeciwnik. A tym tak wskazują wszystkie znaki, także plany co do kompozycji przyszłej floty – będzie Chińska Republika Ludowa.
"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie