- WIADOMOŚCI
- KOMENTARZ
Pancernik Trumpa. Szaleństwo czy metoda? [KOMENTARZ]
Prezydent Donald Trump ogłosił plany stworzenia nowej generacji pancerników dla Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych. Pomysł stworzenia podobnych jednostek jest rozważany od dawna i nie jest tylko kaprysem obecnego gabinetu.
Autor. White House/USN
Prezydent Trump lansuje pomysł stworzenia wielkich, wielozadaniowych okrętów już od czasów swojej pierwszej kadencji. Pomysł ten omawialiśmy już wówczas na naszym portalu. Temat odżył we wrześniu 2025 roku, kiedy amerykańska głowa państwa wspominała o potrzebie „powrotu pancerników”, chociaż nie było jasne wtedy, czy chodzi o zupełnie nowe jednostki, czy np. o reanimację okrętów typu Iowa.
Chodzi o nowe jednostki, które mają nazywać się „typem Trump” i nadać charakter nowej „Złotej Flocie”, które to miano ma nosić U.S. Navy. „Złota Flota” to oczywiście odniesienie do stworzonej przez Theodore’a Roosevelta Wielkiej Białej Floty ponad sto lat wcześniej, która utorowała drogę do morskiej dominacji USA na świecie.
Pierwszy okręt ma się nazywać USS Defiant, co sprawia, że nazywanie go „typem Trump” jest kuriozalne. Zazwyczaj bowiem typ bierze nazwę od imienia pierwszej jednostki. Zdaniem amerykańskiego prezydenta ma być wielki i budzić respekt na świecie, symbolizując „potęgę”, a sam Trump chce zająć się jego „stroną estetyczną”.
Jednostki mają powstać w amerykańskich stoczniach, być może we współpracy z zagranicznymi firmami, które stocznie już tam posiadają. Okręty nie są jednak jeszcze nawet zaprojektowane. Powiedziano bowiem, że mają dopiero zostać zaprojektowane przez U.S. Navy przy współpracy z rodzimym przemysłem. Pomysł ten sam w sobie wydaje się bardzo dobry, bo budowa „pancerników” może stanowić bodziec do odrodzenia się amerykańskiego przemysłu stoczniowego i do rozwoju technicznego. W projekt ma zostać zaangażowanych 1000 amerykańskich podmiotów gospodarczych.
Jednocześnie jednak widać, że nie wiadomo, kiedy okręty powstaną, ile będą kosztowały i jaki będzie ich koszt utrzymania w służbie. Niewiadomych jest więc wiele, a niezaprojektowany okręt zupełnie nowej klasy nie pojawi się szybko. A już na pewno nie zdąży na wojnę, gdyby Chiny uderzyły w najbliższych latach na Tajwan.
Niewiadomych jest więc tak wiele, że w toku ich poznawania może się jeszcze okazać, że cały projekt nie ma sensu. Szczególnie że nie wiadomo, jak długo utrzyma się przy władzy administracja, która projekt wspiera dzisiaj politycznie.
Parametry i liczba
Grudniowym wypowiedziom towarzyszyła jednak garść nowych informacji poza kwestiami nazewnictwa, politycznego gigantyzmu i estetycznymi. Pojawiły się bowiem grafiki koncepcyjne okrętu, z których można wyciągnąć wiele wniosków. Wiadomo też, że początkowo miałyby powstać dwie takie jednostki z możliwością wydłużenia ich serii do 10 lub więcej, a docelowo nawet 20 czy 25.
Jest także deklaracja co do zakładanej wielkości jednostek – od 30 do 40 tys. ton wyporności. Byłaby to więc wyporność porównywalna z przeciętnym pancernikiem z czasów drugiej wojny światowej, więcej niż rosyjskie krążowniki typu Kirow (24,4 tys. ton) i znacznie więcej niż wielki chiński niszczyciel Typ 055 (11 tys. ton, Amerykanie klasyfikują je jako krążowniki) czy planowane japońskie krążowniki rakietowe nowego typu (14 tys. ton).
Uzbrojenie ma stanowić 128 uniwersalnych pionowych wyrzutni VLS Mk 41 z możliwością przenoszenia różnej klasy uzbrojenia, oprócz tego ma się tam znaleźć 12-komorowa wyrzutnia pocisków hipersonicznych przyszłego systemu Conventional Prompt Strike i system pocisków manewrujących zdolnych do przenoszenia ładunków nuklearnych.
Uzbrojenie „lufowe” miałyby stanowić działo elektromagnetyczne o mocy 32 MJ i dwie armaty kalibru 127 mm. Do samoobrony miałyby być wykorzystywane dwa 300 lub 600 kW lasery (plus 4 lasery AN/SEQ-4 ODIN zdolne do niszczenia dronów), a także dwie wyrzutnie pocisków RIM-116, cztery 30 mm armaty automatyczne i dwa systemy antydronowe.
Oprócz tego okręt miałby być napędzany napędem nuklearnym, pełnić zadania jednostki dowodzenia dla okrętów klasycznych i jednostek bezzałogowych. W zasadzie jest to więc skonkretyzowanie założeń, o których mówiło się wcześniej w kontekście amerykańskiego „pancernika”, a raczej okrętu bojowego (dosłownie battleship).
Następca Ticonderogi?
Pomysł tworzenia wielkich nawodnych okrętów bojowych z wielu względów wydaje się mieć sens. Chociażby dlatego, że U.S. Navy jest w trakcie wycofywania krążowników rakietowych typu Ticonderoga. Obecnie w służbie pozostaje już tylko siedem takich okrętów, a jeszcze trzy lata temu było ich 22. Każda z tych jednostek miała 122 pionowe wyrzutnie uniwersalne VLS. Jednocześnie na miejsce tych jednostek nie wprowadzono nawet sześciu niszczycieli typu Arleigh Burke wersji Flight III, każdy z 96 wyrzutniami VLS. Widać więc, że siła ognia U.S. Navy spada zamiast rosnąć i to wszystko w przeddzień możliwej wojny z Chinami. Co gorsza, w najbliższych kilku latach zostanie wycofanych ostatnich siedem okrętów typu Ticonderoga i prawdopodobnie wszystkie cztery okręty podwodne typu Ohio z pociskami manewrującymi. W zamian – kilka kolejnych niszczycieli typu Arleigh Burke, a zatem siła ognia (czyli zarówno zdolności ofensywne, jak i defensywne) znowu spadnie.
„Pancernik Trump” może być w tej sytuacji odpowiedzią na to zjawisko, a dokładnie niemal bezpośrednim następcą krążowników typu Ticonderoga o znacznie większych możliwościach. Szczególnie że krążowników tych było 22, a ich następca miałby powstać w liczbie od 10 do 25 egzemplarzy. Wybudowanie około 20 „pancerników” stanowiłoby znaczne rozbudowanie, a nie tylko zmniejszenie siły ognia. Ale może to się wiązać z innym zjawiskiem w U.S. Navy, czyli rezygnacją z budowy fregat posiadających pionowe wyrzutnie VLS.

WIDEO: Stado Borsuków w WP | AW149 z polskiej linii | Defence24Week #140