Reklama
  • Wiadomości
  • Analiza

Trump chce pancerniki. Czy to ma sens?

W czasie spotkania z 800 najważniejszymi dowódcami Sił Zbrojnych Stanów Zjednoczonych prezydent Trump mówił m.in. o swoich pomysłach na zmiany w marynarce wojennej. Wspominał m.in. o powrocie pancerników. Czy stoją za tym realne plany? A jeżeli tak, to na ile mają one sens?

Pancernik Yamato, największa w historii jednostka tej klasy
Pancernik Yamato, największa w historii jednostka tej klasy
Autor. Public Domain

Na początku tych rozważań trzeba zauważyć, że polskie słowo „pancernik” nie odpowiada dosłownie angielskiemu terminowi „battleship”. Pancernik wskazuje na opancerzenie, podczas gdy battleship, podobnie jak wcześniej „okręt liniowy”, oznacza okręt służący do prowadzenia bitwy. Czyli wyjścia z bazy, stoczenia bitwy i powrotu do niej, bez np. długotrwałego krążenia wzdłuż szlaków handlowych (do czego służyły kiedyś krążowniki, a dzisiaj przede wszystkim fregaty i niszczyciele).

Trumpowi chodziło więc o chęć stworzenia ciężkich jednostek, które mogłyby prowadzić bitwę przy wykorzystaniu pokładowego uzbrojenia, a nie np. pokładowego lotnictwa. Przy tej okazji głowa państwa amerykańskiego wspomniała o chęci lepszego opancerzenia, które mogłoby dzięki temu absorbować trafienia, a także o wyposażeniu takiej jednostki w broń „lufową”, której salwa jest znacznie tańsza niż salwa rakietowa.

Czy założenia te są poważne? Mogą nie sprawiać takiego wrażenia, szczególnie że wypowiedziane zostały m.in. w sąsiedztwie uwag o brzydocie okrętów z cechami stealth. Wiadomo też, że prezydent Trump mówi różne rzeczy i nie zawsze są one zgodne z rzeczywistością czy jego rzeczywistymi planami. Projekt stworzenia podobnej jednostki był rozważany już jednak wcześniej.

Więcej na temat możliwości budowy „neopancernika” pisaliśmy w 2020 roku.

Reklama

W obecnym morskim wyścigu zbrojeń prowadzonym z Chinami USA wydają się pod niektórymi względami przegrywać. Opóźniają się wszystkie programy budowy okrętów. Amerykańskie budownictwo stoczniowe, z wyjątkiem okrętów podwodnych, nie nadąża za potrzebami i jest teraz tak naprawdę odbudowywane, m.in. dzięki pomocy Koreańczyków i Japończyków. Ostatnie dekady upłynęły pod znakiem nieudanych programów, takich jak budowa niszczycieli Zumwalt, czy „modułowych” okrętów przybrzeżnych klasy Littorial Combat Ship (LCS). Na miejsce tych ostatnich mają zostać wprowadzone fregaty typu Constellation, oparte o projekt bardzo dobrej francusko-włoskiej fregaty FREMM. US Navy wprowadziło jednak tak dużo zmian w tym projekcie, że program opóźnia się już o trzy lata. A po fiasku programu LCS potrzeba posiadania jednostek tej klasy jest paląca.

Oprócz tego wszystko wskazuje na to, że Chińczycy odrobili w tym samym czasie pracę domową. Do służby wprowadzili całe rodziny pocisków balistycznych, manewrujących i hipersonicznych. Rozwinęli lotnictwo i broń dronową. Do dzisiaj wprowadzili do służby 3 pełnowymiarowe lotniskowce, 4 śmigłowcowce desantowe, 46 nowoczesnych niszczycieli, w tym wielkie jednostki typu Type 055 (przez Amerykanów klasyfikowane jako krążowniki), 39 nowoczesnych fregat i 50 korwet. W służbie pozostaje też kilkadziesiąt okrętów podwodnych, w tym osiem nosicieli pocisków balistycznych.

Chińska flota nie jest silniejsza od amerykańskiej, ale stale – i, jak się wydaje, z powodzeniem – się rozwija. Jej zadaniem jest stoczenie ewentualnej bitwy w relatywnym pobliżu własnych wybrzeży, przy użyciu potencjału własnych sił powietrznych i rakietowych. Tendencje są więc takie, że USA niekoniecznie muszą uzyskać przewagę w ewentualnej wojnie przyszłości. A przynajmniej nie taką, która pozwoli odnieść – niepyrrusowe – zwycięstwo.

Zobacz też

Gamechanger?

Czy Waszyngton na dłuższą metę może utrzymać przewagę? A może potrzebny jest nowy, rewolucyjny środek walki? Taki, który wywróciłby stolik i anulował to, co Chiny wybudowały na morzu przez ostatnie 20 lat?

Oczywiście nie chodzi tutaj o reanimację okrętów typu Iowa ani o budowę podobnych jednostek. Musiałaby to być jednostka zupełnie nowa.

Pancerz, który dawałby bierną odporność na wiele głowic bojowych, mógłby powstać na podstawie najnowszych technologii i chronić całkowicie np. przed głowicami dronów samobójczych klasy OWA i mniejszych, a także minimalizować zagrożenie ze strony większych środków napadu powietrznego. Chyba że w ogóle nie chodzi o bierne opancerzenie, ale o wielowarstwowy system samoobronny, oparty na środkach rakietowych, ale także elektromagnetycznych czy emiterach laserowych.

„Tanie” uzbrojenie ofensywne, o którym mówił Trump, to dzisiaj także nie muszą być pociski artyleryjskie. Obecnie obserwujemy rozwój dział elektromagnetycznych (railgun), które zapewniają większy zasięg i precyzję rażenia (pancerniki typu Iowa mogły razić cele na nieco ponad 40 km). Do ich zalet należy też brak składu amunicji, który może eksplodować po trafieniu przez przeciwnika. Strzelanie z railguna polega bowiem na rozpędzaniu bryły masy do wysokiej prędkości, a porażenie celu odbywa się dzięki samej energii pędzącego z dużą prędkością pocisku. Broń rakietowa (umieszczona w uniwersalnych wyrzutniach pionowych) mogłaby być dodatkowym systemem uzbrojenia.

Zasilanie dla dział elektromagnetycznych i energetycznych systemów obronnych mógłby zapewniać reaktor atomowy. Na przykład taki, jaki jest stosowany w superlotniskowcach typu Nimitz albo Gerald R. Ford.

Zobacz też

Wątpliwości

Pewną wątpliwość budzi samo użycie operacyjne takiego okrętu. Z racji uzbrojenia o mimo wszystko krótszym zasięgu musiałby on zejść w zasięg rażenia pocisków przeciwnika. A zatem musiałby operować sam albo wspólnie z innymi podobnymi jednostkami. Wykorzystanie do ich eskorty niszczycieli czy fregat byłoby dla nich samobójstwem. Chyba że stworzono by nową kategorię jednostek eskortowych, np. bezzałogowych. W skład grupy takiego „pancernika” nadal mogłyby wchodzić, podobnie jak dziś, okręty podwodne.

Najbardziej oczywistą wątpliwością co do tego rodzaju pomysłu jest to, że USA nie potrafią dzisiaj terminowo przeprowadzić nawet wprowadzenia do służby klasycznej fregaty, mimo że ma być ona oparta o istniejący europejski projekt. Jak w tej sytuacji poradzą sobie z awangardową jednostką, należącą do zupełnie nowej klasy? Ile będzie to kosztowało, czy zaważy negatywnie na innych programach i czy nie wyjdzie z tego nowa klapa w rodzaju Zumwalta lub LCS? I czy takie okręty w ogóle mogą być gotowe w krótkiej perspektywie czasu, wystarczającej do wzięcia udziału w ewentualnej wojnie?

Reklama

Zobacz również

WIDEO: "Żelazna Brama 2025" | Intensywne ćwiczenia na poligonie w Orzyszu
Reklama
Reklama