Technologie
Dlaczego MiGi-29 nie mogą być szybko przekazane Ukrainie [ANALIZA]
Pomimo dramatycznych apeli Kijowa o przekazanie samolotów MiG-29 jak najszybciej ale też niezależnie od różnego typu działań dyplomatycznych, przekazanie tych samolotów nie może być ani szybkie ani łatwe. Realnie, jeśli w ogóle polskie myśliwce trafią na Ukrainę, to zdarzy się to nie za dni czy tygodnie, ale raczej miesiące. Wchodzą tu przede wszystkim w grę kwestie techniczne, ale również logistyczne.
Nerwowa reakcja zarówno Pentagonu jak też niektórych europejskich państw NATO w kwestii dostawy polskich MiGów-29 dla Ukrainy przez amerykańską bazę w niemieckim Ramstein obnażyły pewną istotną słabość sojuszu. Z jednej strony są nią Niemcy, które po krótkiej zmianie stanowiska znów próbują co najmniej nie drażnić Rosji. Kanclerz Olaf Scholz stwierdził wprost – „Musimy bardzo dokładnie przemyśleć faktyczne działania. I na pewno nie obejmują one samolotów bojowych" - podkreślił kanclerz, dodając, że "rozwiązanie militarne nie mają sensu." Jest to powrót do wygodnej dla Niemiec, ale nie dla Ukrainy, polityki unikania konfrontacji z Rosją przy jednoczesnym blokowaniu zdecydowanych działań NATO. Francja również wykazuje niewiele wsparcia dla Kijowa, a prezydent Macron mówi, że Rosja musi być traktowana z szacunkiem.
Tym samym Niemcy i Francja stają de facto w jednym szeregu z Węgrami, których prezydent Viktor Orban który powiedział wprost, że nie będzie ryzykował wyższych cen gazu czy ropy pomagając Ukrainie. Była to przynajmniej szczera odpowiedź od polityka utrzymującego bliższe kontakty z Moskwą niż Kijowem. Brak zgody NATO na przekazanie samolotów przy jednocześnie trwających stale dostawach pocisków rakietowych, amunicji i innego sprzętu wyglądają dość osobliwie.
Czytaj też
Podobnie oceniam odpowiedź Pentagonu który ostatecznie stwierdził, że odrzuca polską propozycję przekazania Stanom Zjednoczonym samolotów które oni mieliby przekazać Ukrainie. Rzecznik Pentagonu John Kirby oświadczył, że "tego rodzaju operacja budzi poważne wątpliwości dla całego sojuszu NATO". Te wątpliwości, to jak się wydaje niepewność, na ile państwa takie jak Francja czy Niemcy chcą narażać się bardziej Rosji, szczególnie jeśli są od niej zależne paliwowo. A to powoduje brak zgodności sojuszu i w efekcie wahanie USA, którym zależy na stabilnym i godnym zaufania sojuszniku w Europie.
Wbrew pozorom jednak to nie tylko polityczne zawirowania stoją na drodze do szybkiej dostawy samolotów na Ukrainę. Kluczowe wyzwania leżą po stronie czysto merytorycznych i technicznych wyzwań, które realnie odsuwają czas dostawy o tygodnie i miesiące. Jednak czas ten będziemy liczyć od chwili podjęci decyzji i wydania stosownych dyspozycji, dotyczących przed wszystkim szkolenia, techniki i logistyki.
Dni, tygodnie, miesiące?
Zacząć należy od kwestii, która jak mam wrażenie umyka wielu osobom komentującym czy dyskutującym na temat dostawy samolotów dla Ukrainy. Mówiąc obrazowo, MiG-29 to nie „Passat w gazie" którego wystarczy przerejestrować i przekazać kluczyki, żeby mógł być użyty za granicą. Wyposażenie polskich samolotów znacznie różni się od standardu jaki znają piloci Ukraińscy.
Na poziomie czysto użytkowym największym problemem jest wyskalowanie wszystkich systemów i wskaźników zgodnie ze standardem stosowanym w NATO oraz lotnictwie cywilnym. Oznacza to, że wysokość podawana jest w stopach, odległość w milach a prędkość w węzłach. Rosyjskie standardy, stosowane też w ukraińskim lotnictwie, to metry, kilometry i kilometry na godzinę. Różnice są znaczące, bo jeden metr to ponad 3 stopy, czyli patrząc na wskaźniki wysokości polskiego MiGa-29 ukraiński pilot może pomyśleć, że jest trzy razy wyżej niż jest naprawdę.
Czytaj też
Jakie wyzwanie stanowi przeliczanie sobie w głowie takich kluczowych parametrów podczas realizacji zadania bojowego, szczególnie w samolocie poruszającym się z prędkością kilkuset kilometrów na godzinę możecie sobie państwo wyobrazić. Rozwiązania są dwa. Albo przeszkolenie pilotów zgodnie z obecną konfiguracją albo też wymiana wskaźników i oprogramowania np. w systemach nawigacji, na stosującą system metryczny. I paradoksalnie oba mogą wymagać zbliżonego czasu.
Jeśli chodzi o szkolenie, to nawet piloci latający na ukraińskich MiGach-29 będą potrzebowali nie mniej niż kilku miesięcy, aby na tyle przyzwyczaić się do „NATOwskich MiGów" aby móc bezpiecznie ich używać. Należy jednak pamiętać, że wówczas de facto będą mogli latać tylko na takich maszynach, przestawionych na system anglosaski. O wiele sensowniejsze jest więc ujednolicenie tych maszyn ze standardem stosowanym w Ukrainie. W takim wypadku piloci będą musieli jedynie opanować dodatkowe wyposażenie, co może zająć kilka tygodni i może być zrealizowane już na pierwszych maszynach które zostaną zmodyfikowane. Oznaczałoby to szkolenie pilotów równolegle z modyfikacją i dostawą maszyn. Dlatego uważam, że to sensowniejsze rozwiązanie, szczególnie gdy przejdziemy do kwestii czysto technicznych.
MiG nierówny MiGowi
Wielu politykom i komentatorom całego tematu przekazania Polskich, czy szerzej NATOwskich MiGów-29 Ukrainie umyka bardzo istotny aspekt techniczny. I nie chodzi tylko o wspomniane wcześniej wyskalowanie systemów i wskaźników jednostkach anglosaskich a nie metrycznych. Równie ważne jest odmienne wyposażenie kabiny, które uległo zmianie m. in. w toku modernizacji. Oznacza to, że piloci muszą zostać tak czy inaczej przeszkoleni, aby zwyczajnie wiedzieć co się zmieniło i gdzie patrzeć, gdzie sięgać do przełączników itp.
Do tego problem stanowi to, że samoloty stacjonujące w Malborku i w Miński Mazowieckim reprezentują odmienną konfigurację. W 23. Bazie Lotnictwa Taktycznego są samoloty dostarczone do Polski przez producenta w 1989 roku, które przeszły następnie modernizację realizowaną przez Wojskowe Zakłady Lotnicze nr. 2 we współpracy z Izraelem w latach 2011-2014. Zmiany obejmowały m. in. instalację dwuzakresowej radiostacji, ulepszonego systemu pozycjonowania oraz nowoczesnego komputera aerodynamicznego. Nowa awionika jest wyposażona w szyny danych w standardzie MIL-Std-1553B, komputer misji umożliwiający planowanie przed akcją oraz analizę po jej zakończeniu. Najbardziej widoczne są jednak zmiany w zakresie zobrazowania danych, w postaci wskaźnika wielofunkcyjnego "5x4" i nowoczesnego wyświetlacza HUD. Jak więc widać prace były dość kompleksowe i wpłynęły na konfigurację kabiny. Ten standard reprezentuje łącznie 15 maszyn, 12 jednomiejscowych i 3 dwumiejscowe.
Pozostałe samoloty to operujące z 22. Bazy Lotnictwa Taktycznego w Malborku 5 samolotów pozyskanych od Czech oraz 9 bardzo mocno wyeksploatowanych samolotów Niemieckich, które średnio mają około tysiąc godzin więcej nalotu niż pozostałe. Zarówno czeskie jak i niemieckie maszyny zostały de facto jedynie dostosowane do standardów NATO, poprzez przeskalowanie wskaźników i zmiany w zakresie wyposażenia radionawigacyjnego, łączności oraz systemów IFF.
Aby te samoloty przekazać stronie ukraińskiej trzeba więc nie tylko wyszkolić pilotów ale też dokonać zmian w wyposażeniu, w tym nie tylko wymiany wskaźników na metryczne ale też poprzez demontaż systemów łączności czy IFF i wymianę ich na systemy stosowane w ukraińskim lotnictwie lub z nimi zgodne. Na sam koniec pozostaje kwestia tak prozaiczna jak malowanie. Samoloty nie mogą trafić na Ukrainę w polskich barwach a warto zauważyć, że nasze MiGi są bardzo charakterystyczne. Wiele maszyn posiada bardzo atrakcyjne a dziś problematyczne elementy dekoracyjne. Nie jestem ekspertem od malowania, ale wydaje mi się, że najprościej i najszybciej byłoby przemalować wszystkie w jakiś prosty sposób, na przykład na jednolity kolor lub dwa i nanieść na nie ukraińskie oznaczenia.
Czytaj też
Wszystkie te prace wymagają czasu. W przypadku modyfikacji samolotów mówimy o kilku tygodniach na każdą maszynę. Są w Polsce zakłady które mogłyby zrealizować takie prace, oczywiście o ile będą miały dostęp do odpowiednich komponentów, pracując jednocześnie nad kilkoma maszynami. Świadomie nie podaję tu dokładnego czasu ani liczby maszyn jakie można by obsługiwać jednocześnie. Jeśli chodzi o malowanie, to pewnie szybkie zamalowanie oznaczeń i naniesienie nowych da się zrobić relatywnie szybko, ale tak nałożone dość szybko ulegną uszkodzeniu. Pamiętajmy że mowa o samolocie poruszającym się z prędkościami kilkuset a nawet sporo ponad tysiąca km/h. Gdyby malowanie zrobić „zgodnie z zasadami sztuki" to jest to proces wieloetapowy, obejmujący usunięcie starych powłok, czyszczenie, zabezpieczenie antykorozyjne i ponowne lakierowanie. Łącznie doda to około tygodnia do czasu pracy nad każdą maszyną.
Na wojnę raczej nie zdążymy
Szybkie podsumowanie wszystkich tych czynników czasowych daje nam prostą odpowiedź, której politycy chyba nie chcieliby usłyszeć. Dostawa samolotów na Ukrainę, to kwestia nie dni czy tygodnia, ale raczej miesięcy. Dopiero w tym czasie maszyny można dostosować do użycia przez ukraińskie załogi i personel techniczny a jednych i drugich odpowiednio przeszkolić. Realnie pewnie pierwsze samolot i załogi mogłyby być gotowe nie wcześniej niż w ciągu 2-3 miesięcy. Nie jest to odpowiedź którą chcieliby usłyszeć ludzie w Kijowie czy Lwowie.
Tymczasem jest to tylko początek problemów. Osobna kwestia, która jak się wydaje ma najwięsze znaczenie, to sposób ich transportu. Oczywiście najlepiej aby poleciały. Jednak jeśli polecą podczas trwania działań wojennych, to mogą stać się dla Rosji cassus belli, szczególnie jeśli przyleci z dowolnego państwa NATO w barwach Ukraińskich i z uzbrojeniem. Jeśli przylecą nieuzbrojone też powodują ryzyko, choć mniejsze, ale za to mogą zostać wykryte, przechwycone i zniszczone przez przeciwnika. Można zdemontować samoloty przynajmniej częściowo i przewieźć drogą lądową, ale taki transport z pewnością stanie się ważnym celem ataku. Nie da się tego również przeprowadzić w taki sposób, aby nie zwracać uwagi rosyjskich służb. To wymagałoby też bezpiecznego miejsca na montaż, sprawdzenie i ponowny oblot takich samolotów. Jest to więc ogromne wyzwanie logistyczne, polityczne i militarne.
Realnie moim zdaniem jest jedno dobre wyjście z tej sprawy. Należy innymi sposobami wesprzeć teraz obronę powietrzna Ukrainy ale też podjąć decyzję i ewentualnie zacząć prace na przeznaczonych dla Kijowa samolotach MiG-29. Wymaga to jednak ustalenia jak w sposób szybki i skuteczny zastąpić je na polskim niebie. Wówczas Migi nie wezmą raczej udziału w walkach, ale po ich zakończeniu zastąpią samoloty zniszczone, co zapewni Ukrainie ciągłość w zakresie zdolności operacyjnych. W okresie powojennym może to być bardzo istotne. Nie tylko w lotnictwie, dlatego oprócz samolotów warto może zaproponować Ukrainie polskie czołgi T-72 i innego typu posowiecki sprzęt, którego zastąpienie należy przyspieszyć. To jest jednak temat na zupełnie inną analizę.
"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie