Siły zbrojne
Wojsko wychodzi na ulice w RPA [KOMENTARZ]
Kolejne dni eskalacji przemocy na ulicach południowoafrykańskich miast i miasteczek wywołują pytania o stabilność kraju pod kątem systemu energetycznego, paliwowego czy też w zakresie bezpieczeństwa żywności. Władze, chcąc przywrócić kontrolę w rejonach największych zamieszek oraz aktów bandytyzmu, mają dyslokować do działań wewnątrz kraju nawet do 25 tys. żołnierzy, w tym również zmobilizowanych rezerwistów.
Siły zbrojne Republiki Południowej Afryki (RPA) wzywają do służby również rezerwistów, którzy mają już dziś stawić się w swoich jednostkach. Ten niecodzienny ruch jest spowodowany falą zamieszek i przemocy w prowincjach KwaZulu-Natal oraz Gauteng. Minister obrony kraju, Nosiviwe Mapisa-Nqakula planuje wysłanie do działań 25 tys. żołnierzy, co zostało już autoryzowane przez prezydenta. Trzeba przypomnieć, że tamtejsze siły zbrojne liczą obecnie 66,500 żołnierzy w służbie czynnej oraz 15 tys. w aktywnej rezerwie i to najlepiej obrazuje skalę decyzji o zaangażowaniu 25 tys. wojskowych (ponad 30 proc. stanów osobowych). Należy też przypuszczać, że takie działania nie będą sprzyjały wychodzeniu z problemów finansowych sił zbrojnych. Od transformacji ustrojowej wojsko w RPA boryka się z problemami dotyczącymi modernizacji technicznej, zaopatrzenia, rekrutacji, spraw związanych z chorobami zakaźnymi wśród żołnierzy, etc. W tym ostatnim aspekcie, już w 2012 r. Lindy Heinecken (Stratfor) sugerowała, że wśród żołnierzy południowoafrykańskich może być wyższy współczynnik HIV/AIDS niż w skali kraju, co wpływa na gotowość bojową tamtejszego wojska. Obecnie trzeba do tego dodać również SARS-CoV-2, szczególnie, że żołnierze są już dyslokowani do pomocy w patrolowaniu miejsc zamkniętych w związku z walką z pandemią w tym kraju.
Czytaj też: Rwanda idzie na wojnę z tzw. Państwem Islamskim
W RPA to już szósty dzień masowych niepokojów. Wiążą się one nie tylko z manifestacjami o podłożu politycznym, ale również grabieżami, rozbojami i dewastacją mienia (w tym podpaleniami). W obu prowincjach doszło do gwałtownego zatrzymania działania kluczowych segmentów tamtejszej gospodarki, co każdego dnia ma generować coraz większe straty finansowe dla biznesu oraz państwa. W środę władze miały potwierdzić, że zginęło co najmniej 72 obywateli RPA. Dokonano już 1700 aresztowań osób odpowiedzialnych za akty przemocy i wandalizmu. Jednak nadal trudno jest doszukiwać się pozytywnych sygnałów, oznaczających obniżenie poziomu napięć społecznych. Cała sprawa budzi również kontrowersje jeśli chodzi o postępowanie instytucji państwa odpowiedzialnych za bezpieczeństwo. Tamtejsza Agencja Bezpieczeństwa Narodowego miała informować policję, że źródła wywiadowcze wskazują na możliwość masowych napięć społecznych, o czym poinformowała minister Ayanda Dlodlo. Podkreślano przy tym, iż dane zostały zdobyte przede wszystkim przez monitoring mediów społecznościowych i potwierdziły się później jeśli chodzi o konkretne miejsca oraz cele destabilizacji sytuacji w dwóch prowincjach. Jednakże, sam minister obrony wskazał, iż władze zostały zaskoczone eskalacją przemocy, a służby wywiadowcze przekazały jego zdaniem informacje o zagrożeniu zbyt późno. Pikanterii sprawie dodają komentarze wspomnianej Ayanda Dlodlo, że całe zamieszki mogą być podsycane przez byłych funkcjonariuszy służb specjalnych, którzy są zwolennikami byłego prezydenta Zumy.
Niepokoje trwają od 9 lipca, gdy były prezydent Jacob Zuma zaczął wykonywanie 15 miesięcznego wyroku więzienia, który ma odbywać w zakładzie penitencjarnym Estcourt w KwaZulu. Były prezydent został skazany na pobyt w więzieniu w związku z zarzutami obrazy sądu. Nie stawił się bowiem przed komisją śledczą Zondo analizującą kwestie korupcji na najwyższych szczytach władz państwa. Jednak zdaniem przewodniczącej Afrykańskiego Kongresu Narodowego (ANC), Gwede Mantashe, obecna przemoc, grabieże i wandalizm nie mają nic wspólnego z Zumą. Jej zdaniem są przejawem bandytyzmu, który wykorzystuje moment napięć politycznych w kraju.
Południowoafrykańscy żołnierze już teraz są wysłani w rejon Phoenix, zlokalizowany na północ od miasta Durban największego miasta KwaZulu-Natal. Tam doszło do eskalacji napięć pomiędzy ludnością pochodzenia indyjskiego i afrykańskiego. W Durbanie cały czas zauważalne mają być braki żywności, paliwa oraz innych kluczowych dla ludności produktów. Przed sklepami w tym mieście ustawiają się długie kolejki chcących dokonać podstawowych zakupów. W działania na rzecz przywrócenia pokoju było pierwotnie zaangażowanych 2,5 tys. żołnierzy, następnie ich liczba wzrosła do 5 tys., ale i to okazało się niewystarczające. Obecnie liczba wojska skierowanego do opanowania zamieszek może wzrosnąć do poziomu 25 tys., a zadaniem ma być przede wszystkim zabezpieczenie infrastruktury krytycznej. Przykładowo, w ten wtorek największa w RPA rafineria zamknęła swoją infrastrukturę przemysłową właśnie w Durbanie. Strata dla państwa może być wręcz gigantyczna, gdyż tamtejszy zakład był odpowiedzialny za jedną trzecią dostaw paliw dla całego kraju. Niedobory paliw mogą więc zacząć dotykać całą populację RPA i przekładać się na działanie innych segmentów gospodarki.
Jak informuje stacja TV France24 lokalne społeczności same formują już milicje, żeby walczyć z kradzieżami oraz podpaleniami bez pomocy sił policyjnych i wojska. To jeszcze bardziej może zaognić sytuację, przed czym przestrzegał niedawno szef tamtejszej policji. Doszło już bowiem do starć, włącznie z użyciem broni palnej, między chroniącymi sklepy i firmy obywatelami a grupami przestępców. Minister odpowiadający za policję w RPA podkreślił także, że jest to jego zdaniem pierwszy tego rodzaju akt terroru w kraju od czasu transformacji ustrojowej. Bheki Cele potwierdził, że służby policyjne koncentrują swoją uwagę na wzmocnieniu ochrony kluczowych obiektów w kraju, dotyczy to chociażby lotnisk czy też systemu energetycznego oraz zbiorników wody pitnej. W stanie gotowości ma znajdować się również system finansowy państwa, który wprowadził dodatkowe procedury ochronne względem banków.
Czytaj też: Szwedzka armia w walce z gangami?
Dotychczas na celowniku znalazły się przede wszystkim wielkie centra handlowe oraz sklepy, a także firmy prywatne. Blokowane były także kluczowe arterie komunikacyjne, szczególnie w nocy. Jednak do ataków miało dojść też wobec placówek służby zdrowia, co jest wysoce istotne jeśli spojrzy się na krytyczną sytuację w RPA jeśli chodzi o pandemię koronawirusa (ponad 65 tys. zgonów, według oficjalnych danych). Zizi Kodwa, wiceminister Agencji Bezpieczeństwa Narodowego, powiedział, że za atakami na stoi tzw. trzecia siła, a celem grabieży było wywołanie destabilizacji całej RPA i pogrążenie państwa w kryzysie żywnościowym oraz paliwowym.