- Analiza
- Ważne
- Wiadomości
Wojsko od podszewki: Śmigłowcowa karuzela MON. Czy szybkie zakupy będą skuteczne? [ANALIZA]
Jednym ze skutków trwającej wojny w Ukrainie jest odcięcie w znacznym stopniu od źródeł części zamiennych i kluczowych komponentów dla śmigłowców proweniencji posowieckiej. Polska dysponuje największą flotą tego typu maszyn z rodziny „Mi”, liczącą ponad 60 wiropłatów szturmowych, transportowych i morskich. Skutkiem wieloletnich zaniedbań dopiero teraz MON rozpoczyna proces ich wymiany, ścigany zarówno potrzebami sił zbrojnych jak też wyczerpanymi resursami i topniejącymi zapasami części zamiennych. Czy doraźne zakupy to najlepsza metoda reformowania floty?

Nie podlega dziś żadnej dyskusji, że wojna ukraińska z jednej strony uniemożliwia w zasadzie pozyskanie części z Rosji, a jednocześnie ich ukraińskie zamienniki mogą być niedostępne przez dłuższy czas. Ceny części i elementów na runku, również wtórnym, rosną lawinowo, gdyż obie strony potrzebują ich dla utrzymania flot śmigłowców w akcji. Sytuacja ta powoduje coraz większe problemy dla użytkowników posowieckiego sprzętu. Co ważne, to Polska jest największym spośród użytkowników śmigłowców rodziny „Mi" w NATO.
Według bardzo pobieżnych obliczeń w służbie jest 28 śmigłowców szturmowych Mi-24, niemal 40 transportowych Mi-8/17 oraz 8 morskich Mi-14. Nie liczę tu produkowanych w PZL Świdnik Mi-2, które po pierwsze były produkowane wyłącznie w Polsce, a jednocześni są „na wykończeniu". Ich zadania w dużym stopniu przejmują maszyny W-3 Sokół. Oczywiście to właśnie W-3 różnych wersji są najliczniejszym typem śmigłowców w polskim wojsku i ich eksploatacja jest obecnie niezagrożona, a nawet producent sugeruje ich modernizację. Nie są to jednak maszyny, które mogłyby wypełniać zadania posowieckich maszyn w szerszym zakresie. Od wielu lat oznacza to powstawanie rosnącej luki w zakresie możliwości. Jeśli nie możliwości na dziś, to w perspektywie lat, nie mówiąc o perspektywie dekady czy dłuższej.
Trzy dekady zaniedbań?
Problemem, który stale narasta, a w zasadzie który narastał od lat a obecnie daje bardzo gorzkie owoce, jest zaniedbywanie de facto przez całe dekady systematycznego zastępowania floty śmigłowców produkcji radzieckiej. Przyczyny były różne, zarówno polityczne jak i finansowe czy koncepcyjne. W 1989 roku siły zbrojne były jeszcze relatywnie silne, również w zakresie floty śmigłowców, a plany były bardzo ambitne.
Zobacz też
Z jednej strony rozpoczęto prace nad modernizacją, „westernizacją" i dostosowywaniem do standardów NATO posiadanych maszyn. Mowa tu choćby o zapomnianym programie Pluszcz, którego celem było przezbrojenie w zachodnie pociski kierowane oraz modernizacja awioniki śmigłowców Mi-24 w kooperacji m. in. z Czechami i Węgrami. Został on zakończony bez sukcesu w 2004 roku i od tego czasu temat na kilkanaście lat odłożono ad acta. Zapoczątkowany kilka lat temu ponownie program modernizacji, mimo że co najmniej o generację nowocześniejszy, jest na tyle spóźniony, że raczej nie dojdzie do skutku. Szczególnie w obecnej sytuacji, gdy do USA trafiło już zapytanie ofertowe na niemal 100 śmigłowców AH-64E Apache Gurdian.

Jeszcze gorzej wygląda sytuacja, jeśli chodzi o śmigłowce Mi-8/17 które stanowią trzon floty transportowej i wielozadaniowej Sił Zbrojnych RP. Zostały one w niewielkim stopniu odświeżone, jeśli chodzi o awionikę, „przeskalowane" na jednostki NATO-wskie oraz dostosowane do użycia gogli noktowizyjnych. Jednocześnie w ostatnich latach całkowicie zastępowano silniki rosyjskie jednostkami napędowymi z Ukrainy. Jednak realnie maszyny te od lat powinny być zastępowane przez śmigłowce wielozadaniowe proweniencji zachodniej. Zastępowane sukcesywnie, bo ich resursy są albo na wyczerpaniu, albo zostały wydłużone.
Jednocześnie rosnącym problemem jest dostęp do części zamiennych oraz ich koszt. Pierwsze wynika z zaostrzenia stosunków z Rosją, ale też trwającej obecnie wojny w Ukrainie, która była dotąd głównym alternatywnym źródłem komponentów. Zakłady produkcyjne zostały często zniszczone lub znajdują się na terenach okupowanych, a przede wszystkim sama Ukraina potrzebuje obecnie wspierać eksploatację maszyn biorących udział w konflikcie. Jest to również powodem rosnącej ceny komponentów na rynku.
Zobacz też
Oznacza to, że w dużym stopniu Polska jest zmuszona polegać na zapasach, które systematycznie się kurczą. Sytuację ratują nieco w przypadku Mi-8/17 możliwość pozyskania części dostępnych na rynku wtórnym, również cywilnym. Większym problemem są komponenty dla Mi-24, szczególnie elementów systemów uzbrojenia oraz łopat wirnika głównego, które są odporne na trafienie broni i odłamków. Dostęp do nich jest bardzo ograniczony i bardzo kosztowny. Nie należy też zapominać, że śmigłowce rodziny Mi są szeroko stosowane w konfliktach trwających obecnie w innych częściach świata, a sankcje wobec Rosji ograniczają nie tylko możliwości zakupu ale również dostawy.

Autor. BLMW
Relatywnie najlepiej wygląda kwestia maszyn morskich Mi-14, które realizują zadania ratownictwa morskiego oraz zwalczania okrętów podwodnych. Śmigłowce te nie tylko były wielokrotnie modernizowane, również w kwestii uzbrojenia przeciw okrętom podwodnym. Resurs tych śmigłowców był kilkukrotnie przedłużany i są one dość intensywnie eksploatowane, szczególnie w wersji poszukiwawczo-ratowniczej. Brakuje im też nowoczesnego wyposażenia, takiego jak głowice optoelektroniczne. Jednocześnie jednak są to maszyny, których następca w postaci ciężkich maszyn Leonardo Helicopters AW101 został już zakupiony. Co prawda liczba pozyskanych śmigłowców jest niewystarczająca, gdyż są to zaledwie cztery maszyny, ale ich dostawa ma zostać zrealizowana w bieżącym roku.
Widać też mniej lub bardziej realne plany zwiększenia liczby tych śmigłowców o kolejne cztery. Nadal nie będzie to liczba wystarczająca dla realizowanych obecnie zadań, o czym już pisałem na łamach Defence24.pl. Pozyskano maszyny bardzo nowoczesne i kosztowne, których zakup budzi pewne kontrowersje, jednak z pewnością przełamał stagnację w zakresie zakupu śmigłowców morskich trwającą od słynnej sprawy Caracali.
Zakupy homeopatyczne i pełzające modernizacje
W tym samym roku w którym podpisano umowę na cztery śmigłowce morskie AW101, czyli w 2019, do Wojsk Specjalnych trafiły cztery maszyny wielozadaniowe S-70i Black Hawk. Były to pierwsze śmigłowce tej klasy jakie znalazły się w siłach zbrojnych. W obu przypadkach zakupy były jednak selektywne i „homeopatyczne", albo jak niektórzy mówią, „defiladowe". O ile jeszcze Black Hawki zwiększyły możliwość JW Grom do której trafiły, to AW101 w żadnym wypadu nie będą w stanie zastąpić Mi-14, które trzeba będzie w końcu wycofać. Potrzebne jest pozyskanie co najmniej dwukrotnie większej liczby ciężkich maszyn morskich.
Zobacz też
Patrząc na zakupy można odnieść wrażenie, że udały się ponieważ były relatywnie proste i niewielkie. Potrzebujące dużej liczby maszyn Lotnictwo Wojsk Lądowych na tym tle wypadało przez lata bardzo źle. Modernizacja i dostosowanie do zadań wsparcia pola walki, czyli de facto program uzbrojenia śmigłowców W-3WA Sokół w przeciwpancerne pociski kierowane była odwlekana i nie wyszła poza fazy analityczno-koncepcyjne i analizy rynkowe. W obliczu zakupu 32 śmigłowców AW149 wydaje się, że plan modernizacji Sokołów raczej nie będzie dalej realizowany.

Podobny los podzieli raczej modernizacja śmigłowców Mi-24D/W do wersji Mi-24PL, która wydawała się szansą na dość ambitne ich „odmłodzenie" w ramach opcji pomostowej do czasu osiągnięcia gotowości bojowej przez śmigłowce uderzeniowe Kruk. Realizacja tego projektu była zawieszona do czasu ukończenia prób zmęczeniowych struktury śmigłowca Mi-24, aby sprawdzić czy możliwe jest jego dłuższe użytkowanie. Testy miały się skończyć już jakiś czas temu, ale w sytuacji, gdy MON wysłał już LOR w kwestii zakupu 96 śmigłowców Apache raczej nie spodziewam się kontynuacji programu modernizacji Mi-24. Szczególnie w sytuacji gdy Agencja Uzbrojenia informuje, że w ramach zdolności pomostowej planowane jest pozyskanie używanych Apache w nieco starszej wersji.
Lepsze błędne decyzje, czy brak decyzji?
Generalnie można odnieść wrażenie, że w planach MON śmigłowce raz pojawiają się a raz znikają. Zwieńczeniem tego nurtu był los przetargu na wspólną platformę śmigłowcową, lepiej znany jako „przetarg na Caracale." Jest to o tyle mylące, że obserwując jego wieloletni przebieg można było odnieść wrażenie, że w różnych okresach manipulowano wymaganiami faworyzując różne oferty. Ostatecznie tak sformułowano wymagania dotyczące ujednolicenia w ramach całej floty, że tylko jeden śmigłowiec mógł je potencjalnie spełnić realizując jednocześnie wszystkie typy zadań. Potencjalnie, ponieważ część wersji wymaganych w przetargu nie istniała w momencie wyboru zwycięskiej oferty. Tym śmigłowcem był słynny H225M Caracal firmy Airbus Helicopters, chociaż wcześniej za faworyta uważano maszyny Black Hawk i Sea Hawk.
Zobacz też
Ostatecznie umowa nie została zawarta, a tym bardziej zrealizowana. Decyzja o podłożu mocno politycznym dorobiła się z resztą wielu półprawd i mitów, powtarzanych do dziś. Mowa o słynnych „nielotach", ogromnych kosztach eksploatacji i innych kwestiach, które jakoś nie przeszkadzają innym krajom decydować się na ten typ maszyn. Niemniej każda informacja dotycząca tych maszyn, szczególnie negatywna, rezonuje w polskich mediach jako dowód na zasadność tamtej decyzji.
Co warto podkreślić, jej tryb i okoliczności były co prawda silnie upolitycznione, ale sam przetarg miał w sobie wiele wad, z których największą była próba de facto zastąpienia rodziny śmigłowców Mi-8/17 i Mi-14 wywodzącej się od maszyn Mi-8 jedną maszyną, właśnie H225M Caracal. Realnie, o czym już wielokrotnie pisałem, należało stworzyć kompleksowy plan i pozyskiwać odpowiednie do zadań rodziny śmigłowców: wielozadaniowych, transportowych, morskich SAR i ZOP oraz wsparcia pola walki. Część tych zadań, ale nie wszystkie, może realizować jedna platforma.

Czasem jednak problemem jest nie tyle decyzja, jej kulisy czy techniczne uwarunkowania, co pozorne działania i proceduralne mielizny na których utknęła. Dotyczyło to wielu, w ostatniej dekadzie czy dwóch, programów zakupowych i modernizacyjnych. Często nie wychodziły one poza fazy ananlityczno-koncepcyjne, których celem teoretycznie jest wypracowanie wymagań i założeń, oraz określenie możliwości dostępnych na rynku rozwiązań. Realnie potrafiły one trwać tak długo, że wypracowane wymagania od dawna były nieaktualne i procedura ruszała ponownie, lub też wymagania zmieniano podczas trwania procedury zakupowej.
Drugi problem to proceduralne mielizny i „lodówki", pozwalające opóźniać o całe lata realizację procedury, które teoretycznie ruszyły, ale np. praktycznie nie ma na nie pieniędzy. Jednym z klasycznych przykładów takiej lodówki jest „ocena występowania podstawowego interesu bezpieczeństwa państwa." Jest to de facto ocena, czy można pominąć procedury konkurencyjne i dokonać zakupu z wolnej ręki lub zakupu w procedurze międzyrządowej, czy też należy przeprowadzić przetarg. Taka ocena, realizowana przez MON, potrafi trwać bardzo długo.
Zobacz też
Na przykład w przypadku zakupu śmigłowców uderzeniowych Kruk procedura oceny występowania Podstawowego Interesu Bezpieczeństwa Państwa (PIBP), trwała w MON co najmniej od połowy 2016 roku. Od tego czasu mowa była o pozyskaniu 32 maszyn w programie Kruk, czyli zastąpieniu dwóch eskadr obecnie wykorzystywanych śmigłowców Mi-24. Jeszcze pod koniec 2021 roku w zasadzie nie było żadnych decyzji w tej sprawie, poza informacją udzieloną przez wiceministra w Sejmie, że śmigłowców Kruk nie będzie przed rokiem 2024.
Tymczasem już wiosna bieżącego roku, na fali wydarzeń na Ukrainie, minister Mariusz Błaszczak ogłosił, że wybór zostanie podjęty między dwoma ofertami amerykańskimi, czyli śmigłowcami Bell AH-1Z Viper i Boeing AH-64E Apache Guardian. We wrześniu 2022 roku, w trakcie trwania XXX MSPO, podczas którego po raz pierwszy obie maszyny były prezentowane, minister poinformował w mediach społecznościowych, że wysłano zapytanie ofertowe dotyczące pozyskania 96 śmigłowców Boeing AH-64E Apache Guardian. Nie dość, że udało się szybko zakończyć procedurę trwającą od lat, ale jeszcze liczba pozyskiwanych maszyn, przynajmniej w zakresie planów, wzrosła trzykrotnie. Równocześnie nie porównując dwóch ofert wybrano jedną, ograniczając sobie możliwości negocjacyjne.

Przełamanie stagnacji, czy procedur?
Obecnie wiele decyzji dotyczących zakupu sprzętu, w tym również śmigłowców, zapada w sposób szybki, niespodziewany i nie bójmy się tego określenia – mało przejrzysty. Co wcale nie musi oznaczać, że są to decyzje złe. Brak jest natomiast jasności, czy są one elementem większej przemyślanej całości, czy też doraźnego połączenia możliwości i chęci. Obok wspomnianego wcześniej programu Kruk, dobrym przykładem jest program wielozadaniowych śmigłowców wsparcia Perkoz obejmujący pozyskanie 32 maszyn. Został on nagle uruchomiony w 2020 roku, co ciekawe, mimo tego, że na początku 2019 roku Wydział Prasowy Ministerstwo Obrony Narodowej poinformował redakcję Defence24.pl - „ze względu na priorytetową realizację programu Kruk, program Perkoz nie został ujęty w Planie Modernizacji Technicznej na lata 2017-2026".
We wrześniu 2021 roku pojawiła się informacja, że „dialogu technicznego dotyczącego wielozadaniowego śmigłowca wsparcia (kryptonim Perkoz) został, po konsultacjach w MON, wstrzymany. Jednocześnie faza analityczno-koncepcyjna nadal trwa." Jak się wydaje było to związane z negocjacjami prowadzonymi z wybranymi producentami. Jednocześnie zakłady PZL-Świdnik należące do Leonardo Helicopters intensywnie promowały śmigłowiec AW139, jako swoją propozycje w programie Perkoz, m. in. podczas MSPO.
Zobacz też
W czerwcu 2022 roku, podczas odprawy kadry kierowniczej MON i Sił Zbrojnych RP z udziałem prezydenta Andrzeja Dudy, minister obrony Mariusz Błaszczak poinformował, że w najbliższym czasie podpisana zostanie umowa na dostawy wielozadaniowych śmigłowców wsparcia AW149 oferowane przez PZL-Śwdinik. Okazało się, że chodzi właśnie o 32 śmigłowce wielozadaniowe w ramach programu Perkoz, w wersji w pełni wyposażonej w optoelektroniczną głowicę, uzbrojenie niekierowane i kierowane w tym również przeciwpancerne pociski kierowane „klasy Hellfire" jak powiedział ppłk Krzysztof Płatek, rzecznik Agencji Uzbrojenia.
Tak więc wybrano śmigłowiec AW149 w procedurze negocjacji, co ciekawe tego samego typu, który w 2015 roku „przegrał" w przetargu na wspólną platformę śmigłowcową z maszyną H225M Caracal. Tym razem „wygrał", przynajmniej na poziomie wewnętrznych, nieujawnionych procedur, z oferowanym przez PZL Mielec S-70M Black Hawk, maszyną której wariant trafił już wcześniej do Wojsk Specjalnych. Jednym z ważnych czynników mogło być, jak powiedział w wywiadzie z września 2022 roku prezes PZL-Świdnik Jacek Libucha, że termin dostawy był krótki a maszyny mają być dostarczone „battle ready", czyli z całym zakontraktowanym wyposażeniem.

Autor. J. Sabak
Z jednej strony zamówienie tych maszyn to bardzo dobra informacja, szczególnie dla 25. Brygady Kawalerii Powietrznej do której mają trafić. Z drugiej strony po raz kolejny procedury jakie zastosowano i tryb wyboru akurat tej maszyny jest niejawny i nietransparentny. Tymczasem jest to tylko początek zakupów dla Lotnictwa Wojsk Lądowych, które są niezbędne i coraz pilniej potrzebne. Powinny się one również łączyć z reorganizacją struktury, zarówno floty jak i jej przyporządkowania. Wynika to ze zmian w strukturze całej armii.
Koniec „monokultury" ale więcej śmigłowców w armii
Polska, ze względu na swój status państwa granicznego NATO, zagrożenie ze Wschodu i w porównaniu z przeciwnikiem małe siły zbrojne, powinna postawić na dużą siłę ognia i wysoką mobilność. Stan floty śmigłowcowej nie może być dziełem przypadku ani tym bardziej „spadku po LWP". Ta ostatnia kwestia jak zaznaczyłem na początku tego tekstu, rozwiązuje się sama, choć w ryzykowny sposób. Wojna w Ukrainie powoli „zabija" floty posowieckiego sprzętu w całej Europie, w tym również polską. Generuje to jednak ryzyko stworzenia niespójnego systemu ze względu na działania mające ad hoc połatać „prującą się tkankę" komponentu śmigłowcowego, szczególnie w Wojskach Lądowych.
Postawienie na możliwe dużą liczbę śmigłowców uderzeniowych powinno być priorytetem. Pierwotny Plan Modernizacji Technicznej przewidywał zakup do 32 silnie uzbrojonych śmigłowców uderzeniowych, choć optymalna byłaby liczba nie mniej niż 48 maszyn. Dziś ogłoszony przez MON potencjalny jeszcze plan zakupu 96 maszyn jest dobrym kierunkiem, choć powinien być realizowany etapami. Pierwszy to moim zdaniem co najmniej 32 śmigłowce uderzeniowe Kruk. Śmigłowce Mi-24 trzeba jak najszybciej zastąpić i przywrócić de facto istnienie odwodu strategicznego w postaci dwóch eskadr śmigłowców uderzeniowych realnie uzbrojonych w przeciwpancerne pociski kierowane.
Z tej perspektywy uważam, że plan przyporządkowania znacznej liczby śmigłowców w pierwszej kolejności 18. Dywizji nie jest najszczęśliwszy, choć w perspektywie każda z dywizji powinna dysponować własnym komponentem śmigłowcowym o strukturze mieszanej. Powinny się w nim znaleźć śmigłowce uderzeniowe, ale przeważającą część powinny go stanowić maszyny wielozadaniowe i ewentualnie ciężkie śmigłowce transportowe.

Jeśli chodzi o średnie i lekkie śmigłowce wielozadaniowe, to tutaj absolutnym minimum powinny być siły umożliwiające wsparcie działań bojowych wojsk aeromobilnych, czyli nie mniej niż 3-4 eskadry śmigłowców transportowych i wsparcia. W tej roli pojawiają się zamówione w br. maszyny AW149, które wraz z służącymi tam już W-3 Sokół będą, jak się wydaje tworzyć trzon floty, wraz z powoli schodzącymi Mi-8/17. Ważne z tej perspektywy może być pozyskanie w najbliższych latach jakichś maszyn transportowych o większej ładowni, najlepiej wyposażonych w rampę. Kluczowy może tu być nie tyle udźwig co objętość ładowni w kontekście liczby przewożonych żołnierzy. Jeśli chodzi o Sokoły to powinny być one przesuwane do roli maszyny lekkich, wykonywanej dotąd przez śmigłowce Mi-2.
Do tego należy dodać śmigłowce przeznaczone do zadań wsparcia pola walki, transportowych, rozpoznawczych, poszukiwawczo-ratowniczych i ewakuacyjnych, czyli łącznie od 50 do nawet 100 śmigłowców wielozadaniowych mających wspierać działania wojsk lądowych w ich trzonie. W kontekście trwającej rozbudowy sił zbrojnych poza „rezerwą strategiczną", która powinna znajdować się w gestii głównodowodzącego, każda z dywizji powinna de facto posiadać komponent powietrzny.
Zobacz też
W obecnej sytuacji powinno to być co najmniej 6-8 śmigłowców uderzeniowych Kruk oraz co najmniej 16 śmigłowców wielozadaniowych, dla realizacji kluczowych zadań. W optymalnej konfiguracji byłaby to jedna eskadra śmigłowców uderzeniowych, 2-4 eskadry maszyn wielozadaniowych oraz klucz ciężkich śmigłowców transportowych.
Czyniłoby to dywizję bytem w dużym stopniu samodzielnym pod względem realizacji działań lotniczych, takich jak wsparcie ogniowe, rozpoznanie, przerzut odwodów czy zadania MEDEVAC i CSAR w sytuacji zwiększenia zapotrzebowania np. w wyniku szczególnie intensywnych walk skutkujących dużą ilością poważnie rannych wymagających pilnej ewakuacji. Posiadanie własnego, przypisanego lotnictwa, zwiększałoby też elastyczność zastosowania i szybkość użycia poprzez skrócenie łańcucha dowodzenia o kilka szczebli decyzyjnych. W razie potrzeby siły te mogłyby działać na rzecz innych związków taktycznych.
W dyspozycji Sztabu Generalnego powinny się znajdować również ciężkie śmigłowce transportowe, gdy już zostaną pozyskane, stanowiąc wyposażenie co najmniej dwóch eskadrach o wysokiej autonomii. Tego typu formacje pozwalają na przerzut znacznej ilości sprzętu, w tym artylerii czy pojazdów, co powinno być prerogatywą dowództwa na wyższych szczeblach. Niezbędnym odwodem są też wspomniane wcześniej śmigłowce uderzeniowe w liczbie co najmniej dwóch eskadr. Z kolei kawalerię powietrzną należałoby traktować jako jednostkę „strażacką", która oprócz operacji desantowych jest też w stanie wesprzeć szczególnie zagrożone odcinki obrony w zasadzie natychmiast. Jednostka musi być silnie nasycona bronią przeciwpancerną i amunicja krążącą, w tym również przenoszoną przez śmigłowce, dla zwiększenia mobilności i siły ognia.

Autor. J. Sabak
Oczywiście opisane tu zdolności w zakresie floty śmigłowców dotyczą tylko Wojsk Lądowych. Nie należy zapominać o Wojskach Specjalnych, nie tylko w kontekście nowych Black Hawków, które trafiły do dyspozycji JW Grom. Co najmniej równie ważne jest zastąpienie Mi-17 w 7. Eskadrze Działań Specjalnych, która jest częścią Sił Powietrznych, ale jej zadaniem jest wsparcie, w tym wsparcie ogniowe, działań Wojsk Specjalnych. Jednostka powinna posiadać śmigłowce transportowe, wielozadaniowe oraz szturmowe/uderzeniowe. Na krótszą metę ciekawym pomysłem może być wyposażenie jej w maszyny rodziny „Mi" co może ułatwić penetrację linii przeciwnika ale zwiększy ryzyko „friendly fire". Docelowo jednak należy myśleć o nowoczesnych śmigłowcach średnich i ciężkich do realizacji zadań specjalnych w tym CSAR (Combat Serach and Rescue), który znajduje się w zakresie zadań polskich Wojsk Specjalnych.
Lotnictwo Marynarki Wojennej, proporcjonalnie do swojej skali, ma otrzymać sporo dużych i nowoczesnych maszyn, ale docelowo minimalna liczba śmigłowców AW101 powinna wynosić 12-16 maszyn. Jest to szczególnie istotne, jeśli dla jednostek, takich jak budowane w programie Miecznik, przewidziane będą AW101 jako maszyny pokładowe. W innym przypadku trzeba będzie myśleć o zakupie lżejszych śmigłowców pokładowych klasy AW159 Wildcat czy SH-60R Seahawk.
Mniej polityki, więcej logiki
Patrząc holistycznie, potrzeby Sił Zbrojnych RP w zakresie śmigłowców są znaczne i nie powinny być traktowane jako „dziesięciorzedny priorytet", gdyż są one niezbędnym komponentem nowoczesnych sił zbrojnych. Część ich zadań, szczególnie w zakresie rozpoznania i zwalczania celów naziemnych, może być wykonywana przez bezzałogowce, ale kluczowe są zadania związane z transportem, których w obecnej chwili tego typu platformy nie wykonują. Dotyczy to zarówno ludzi jak i sprzętu, a przede wszystkim zadań o szczególnym znaczeniu takich jak MEDEVAC i CSAR. Decydują one nie tylko o ograniczeniu strat, ale również wpływają znacząco na morale jednostek na pierwszej linii.
Jak widać potrzeby są ogromne i z jednej strony coraz bardziej naglące, a z drugiej trzeba będzie rozłożyć je w czasie. Należy mieć nadzieję, że decyzje w tym zakresie zapadną w sposób spójny i przemyślany. A przede wszystkim, że największa wagę będą miały względy techniczne i operacyjne a nie polityczno-wyborcze. Należy bowiem pamiętać, że w kwestii sprzętu wojskowego, takiego jak śmigłowce, czołgi czy samoloty są to decyzje wiążące nasze bezpieczeństwo na całe dekady z konkretnym producentem i konkretnym państwem. Powinny to więc być decyzje bardzo precyzyjnie przemyślane na poziomie wojskowym i dyplomatycznym, ponieważ zaważą na bezpieczeństwie naszego kraju nie zależnie od tego kto będzie nim akurat rządził. Dlatego kluczowe kwestie powinny moim zdaniem być podejmowane w porozumieniu głównych sił w sejmie, aby nie stały się elementem gier politycznych, jak wspominany tu wielokrotnie zakup śmigłowców Caracal.
Wojsko od podszewki to nowy cykl artykułów w Defence24. W wyniku ataku Rosji na Ukrainę Rząd RP uruchomił bezprecedensowy program modernizacji Sił Zbrojnych RP zwiększając poziom wydatków na obronność do 3 % PKB. Miliardy wydawane na nowy sprzęt nie rozwiązują jednak licznych systemowych wyzwań przed którymi stoi Wojsko Polskie, a które wpływają na codzienne funkcjonowanie żołnierzy i ...cały system bezpieczeństwa państwa. Celem nowego cyklu Wojsko od podszewki jest pokazanie właśnie tych problemów Wojska Polskiego, które nie są widoczne z centralnych urzędów i dowództw w Warszawie.
Wiele naszych artykułów nie powstałoby bez zaangażowania naszych Czytelników - zachęcamy Państwa do pisania na adres [email protected] aby informować o sprawach, które mogą być nas inspiracją w pracy nad cyklem Wojsko od podszewki.
WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS