Prezydent USA Donald Trump nazwał we wtorek potężny wybuch w porcie w Bejrucie „atakiem prawdopodobnie spowodowanym przez bombę”. Powiedział, że tak mają przypuszczać amerykańscy generałowie, z którymi rozmawiał. W wyniku silnej eksplozji w stolicy Libanu obrażenia odnieść mieli także marynarze sił pokojowych ONZ.
Podczas konferencji prasowej w Białym Domu Trump powiedział, że spotkał się z "niektórymi wielkimi amerykańskimi generałami" i oni "wydają się sądzić", że w Bejrucie "był atak, była jakiegoś rodzaju bomba". Portal CBS News zauważył, że był to pierwszy raz, gdy wybuch w libańskiej stolicy nazwano atakiem.
Jak podało dowództwo UNIFIL (Tymczasowe Siły Zbrojne ONZ w Libanie), jeden z jego okrętów cumował w porcie, gdzie nastąpiła eksplozja. Część załogi okrętu została ranna, niektórzy ciężko. Jednostka została uszkodzona. Rannych przewieziono do szpitali.
W tweecie poinformowano, że UNIFIL obecnie dokonuje oceny sytuacji, w tym skali eksplozji. Dowódca misji UNIFIL generał Stefano Del Col powiedział: "Jesteśmy z narodem i rządem Libanu w tym trudnym czasie i jesteśmy gotowi pomóc i zapewnić wszelkie wsparcie".
Media libańskie informowały, że przyczyną eksplozji w Bejrucie były składowane w porcie chemikalia. Saletra amonowa (azotan amonu) miała być przechowywana w porcie po skonfiskowaniu jej przez władze.
Prezydent Libanu Michel Aoun napisał na Twitterze we wtorek, że "jest nie do przyjęcia" aby 2 750 ton saletry amonowej było przechowywanych w portowym magazynie przez 6 lat, bez żadnych środków zabezpieczających.
Jak poinformowało we wtorek wieczorem libańskie ministerstwo zdrowia, w potężnej eksplozji w porcie w Bejrucie zginęło ponad 100 osób, a ponad 4000 zostało rannych.
"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie