Reklama
  • Wiadomości

SKW rozwieje dym ze Spikeów?

Dziesięć lat po zakupie przez Wojsko Polskie przeszło 2,5 tyś rakiet przeciwpancernych Spike, ujawniono  w nich usterkę. Występuje ona w pociskach składowanych i eksploatowanych w warunkach odmiennych od Izraelskich. W jakich nie sprawdzono ich działania przed zakupem. - Trzeba wyjaśnić kto jest za to odpowiedzialny i oczywiście rozliczyć. - napisał na Twitterze szef MON, Tomasz Siemoniak.

fot. slovenskavojska.si
fot. slovenskavojska.si



To był ogromny kontrakt. W 2003 roku zakupiliśmy nowoczesne pociski rakietowa Spike w izraelskiej firmie Rafael za 1,5 mld zł. Kontrakt obejmował 264 wyrzutnie i ponad 2,5 tyś rakiet. Są one odpalane z przenośnych wyrzutnik, ale też z transporterów opancerzonych KTO Rosomak.

Czytaj też - Marynarka Wojenna kupuje holowniki

Tymczasem jak donosi najnowszy tygodnik "Wprost", pociski mają poważną wadę, która nie została ujawniona podczas pokazów i testów w Izraelu. Jest ona widoczna dopiero podczas strzelań w Europie, gdzie temperatura i pogoda znacznie odbiegają od standardów bliskowschodnich poligonów. Po odpaleniu rakieta pozostawia smugę dymu, który doskonale wskazuje przeciwnikowi stanowisko strzelca. Jest to więc defekt zagrażający życiu żołnierzy. 

Czytaj również - Nowy certyfikat dla M28

MON będzie negocjować z Izraelczykami wymianę wadliwych silników, lecz rozmowy będą trudne. Nie może być mowy o gwarancji. Zaś przy zakupie nowych pocisków strona Polska będzie nalegać na testy w kraju. W sezonie jesienno-zimowym.

W sprawie dymiących Spikeów wypowiedział się szef MON . - W Izraelu  możliwe, w Polsce nie przejdzie. Ktoś w 2003 zgodził się na testy tylko na pustyni Negev a nie w Polsce. - napisał Tomasz Siemoniak na Twitterze. - Trzeba wyjaśnić kto jest za to odpowiedzialny i oczywiście rozliczyć, - rozwija temat minister. Informuje też, co ma sprawę będzie wyjaśniać  Departament Kontroli MON i Służba Kontrwywiadu Wojskowego.

(JS)

 

WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS
Reklama
Reklama