Ponad 20 osób, w tym dzieci, zginęło w ataku z powietrza w środkowej części Mali — poinformował przedstawiciel lokalnych służb medycznych. Do nalotu doszło w niedzielę i miał on miejsce, gdy odbywała się uroczystość weselna, w którą zaingerowali islamscy ekstremiści.
Francuskie wojsko, prowadzące operacje przeciwko działającym w regionie dżihadystom, odmówiło komentarza na temat doniesień o ofiarach śmiertelnych. Do sprawy nie odniosły się również malijskie władze. Mężczyzna ranny w nalocie powiedział agencji AP, że ekstremiści podeszli do grupy cywilów, którzy bawili się na weselu, i zażądali, aby mężczyźni zostali oddzieleni od kobiet.
Czytaj też: Krwawe ataki terrorystów w Afryce Zachodniej
"Właśnie robiliśmy, co nam kazali, gdy usłyszałem odgłos samolotu i natychmiastowe uderzenie z góry. Później nic nie widziałem, bo byłem nieprzytomny" - powiedział anonimowo świadek przebywający w ośrodku zdrowia w Douentza. Tłumaczył, że chce zachować anonimowość w obawie przed represjami.
Hamadoun Dicko, przywódca jednej z największych etnicznych organizacji ludu Fulani w Mali, powiedział, że świadkowie opisali dwa naloty 3 stycznia na wioskę Bouti. "Było co najmniej 20 zabitych i ponad 27 zaginionych. Osobiście straciłem dwóch przyjaciół" - powiedział Dicko, prezes Stowarzyszenia Młodzieży Tabital Pulaaku. Szef sekcji praw człowieka misji ONZ w Mali Guillaume Nguefa potwierdził incydent, ale nie podał więcej szczegółów.
Umacniająca się od kilku lat pozycja islamistycznych radykałów w środkowym Malipopsuła stosunki między ludami Fulani a Dogon. Dogoni oskarżają Fulanich o popieranie dżihadystów, ci z kolei zarzucają Dogonom, że wspierają malijską armię, która prowadzi walkę z terroryzmem.
Według Human Rights Watch (HRW) w 2019 roku w środkowym Mali zginęło ok. 500 cywilów. HRW niejednokrotnie już apelowała do malijskiego rządu o pociągnięcie sprawców zbrodni do odpowiedzialności.
"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie