- Analiza
- Wiadomości
„Krążowniki Obrony Wybrzeża” dla Marynarki Wojennej RP?
Amerykanie zamierzają wycofać wszystkie swoje krążowniki rakietowe typu Ticonderoga w ciągu najbliższych pięciu lat. Okręty te nawet nie mając pełnych możliwości pływania mogą być jednak przydatne, ponieważ stanowią odpowiednik lądowych systemów Aegis Ashore, mając o wiele większy zapas i wybór możliwych do wykorzystania rakiet.
Jeżeli sprawdzą się zapowiedzi amerykańskich wojskowych to do 2028 roku w NATO nie będzie już żadnych krążowników. Ostatnie jednostki tej klasy typu Ticonderoga mają bowiem zostać wycofane w ciągu najbliższych pięciu lat. US Navy pozbawi się w ten sposób aż 16 krążowników, które nadal pozostały w służbie z serii 27 wprowadzanych w amerykańskiej marynarki wojennej od 1983 roku.
Tak duże cięcie jeżeli chodzi o okręty wynika: nie z samych możliwości okrętów typu Ticonderoga (bo one są nadal bardzo duże), ale a przyśpieszenia procesu wycofywania starszego sprzętu. W ten sposób amerykańskie siły zbrojne zamierzają znacznie „obniżyć koszty operacyjne w obliczu rosnącego obciążenia budżetu". Podobną decyzję w US Navy podjęto również w odniesieniu do w miarę nowych okrętów do działań przybrzeżnych (Littoral Combat Ships). Cały proces obniżania kosztów dotknie nawet lotnictwo, które planuje pozbyć się m.in. bombowców B-1B i myśliwców F-22.
Ticonderogi wcale nie są największymi pod względem wyporności i długości okrętami bojowymi amerykańskiej marynarki wojennej. Mają one bowiem wyporność pełną 9800 ton, długość 173 m i szerokość 16,8 m. Niewiele mniejsze są najnowszej wersji niszczyciele rakietowe typu Arleigh Burke (o wyporności pełnej 9700 ton, długości 155,3 m i szerokości 20 m), a już znacznie większe niszczyciele typu Zumwalt (o wyporności pełnej 15907 ton, długości 190 m i szerokości 24,6 m).
Zobacz też
Nie można się zresztą temu dziwić, ponieważ Ticonderogi zbudowano w oparciu o sprawdzony projekt starych niszczycieli typu Spruance (o wyporności 8040 ton). Klasę krążownik nadano tym zmodyfikowanym „niszczycielom" ze względu na niespotykane w tamtych czasach możliwości nowych okrętów. Jako pierwsze na świecie jednostki operacyjne, zostały one bowiem wyposażone w system kierowania walką Aegis, wsparty radarem AN/SPY-1 z nieruchomymi antenami ścianowymi, wkomponowanymi w burty nadbudówek.
Na pierwszych pięciu krążownikach (wprowadzanych do służby od 1983 do 1985 roku) zestaw ten kierował strzelaniem rakiet odpalanych z dwóch dwuprowadnicowych wyrzutni rakietowych typu Mk 26. Jednak już w 20 września 1986 roku do linii wszedł krążownik USS „Bunker Hill" (CG-52), który uzbrojono w wyrzutnie pionowego startu typu Mk41 (wykorzystywane i produkowane do dzisiaj).

Autor. M.Dura
Proces wycofywania Ticonderog rozpoczął się w 2004 roku i w pierwszej kolejności objął jednostki najstarsze, wyposażone w wyrzutnie Mk 26 (pomimo że służyły tylko od 18 do 21 lat). Planowane na później cięcia przerwał jednak gwałtowny proces budowy przez Chiny potężnej marynarki wojennej i agresywna polityka władz w Pekinie wobec sąsiadów. Ostatecznie do tzw. Floty Rezerwowej wycofano więc tylko 6 krążowników, tak więc obecnie aktywnych jest 16 okrętów typu Ticonderoga.
Zobacz też
Co ciekawe za wycofaniem tych jednostek z linii jest sama, amerykańska marynarka wojenna. Kiedy więc w grudniu 2021 roku Izba Reprezentantów zatwierdziła ustawę o wycofaniu pięciu krążowników typu Ticonderoga, to było to o dwa mniej niż wnioskowała US Navy. Takie podejście marynarzy wynika prawdopodobnie z konsekwentnie realizowanych planów budowy niszczycieli nowej generacji, które zastąpiłyby swoje obecne odpowiedniki typu Arleigh Burke. A na to potrzeba pieniędzy, które można by zaoszczędzić ograniczając liczbę kosztownych w eksploatacji krążowników.
A jednak krążowników szkoda
Wycofanie okrętów typu Ticonderoga z wyrzutniami Mk41 nie wynika więc z ich ograniczonych możliwości bojowych, ale przede wszystkim z szacunków ekonomicznych. Oczywiście Amerykanie tłumaczą, że nie są to np. jednostki zbudowane z wykorzystaniem technologii stealth, ale podobna uwaga odnosi się w pewnym stopniu również do obecnie budowanych i wprowadzanych niszczycieli typu Arleigh Burke. Tylko okręty typu Zumwalt zasługują na miano jednostek stealth, jednak okazały się zbyt drogie by je wprowadzić w dużej serii do US Navy (skończyło się więc na zbudowaniu trzech takich jednostek).
Co ciekawe Ticonderogi pod względem możliwości bojowych nadal przewyższają starsze wersje niszczycieli typu Arleigh Burke. Jest to możliwe, ponieważ w międzyczasie Amerykanie prowadzili sukcesywne modernizacje swoich krążowników, obejmujące przede wszystkim okrętowy system walki Aegis. Ośmiu okrętom typu Ticonderoga dodano m.in. możliwość zwalczania rakiet balistycznych. Są to więc jednostki, które mogą lokalnie stanowić wzmocnienie dla tarczy antyrakietowej BMD (Ballistic Missile Defence).
Zobacz też
Krążowniki typu Ticonderoga zostały dodatkowo uzbrojone w rakiety wielozadaniowe SM-6 i doposażone tak, by mogły działać w ramach zintegrowanego systemu obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej amerykańskiej marynarki wojennej NIFC-CA (Naval Integrated Fire Control-Counter Air). Dzięki temu uzyskano możliwość atakowania obiektów, które nie są widziane przez sensory okrętu z którego zastały wystrzelone. Dane do krążowników o celach nawodnych mogą więc być przekazane przez inne jednostki pływające lub statki powietrzne (np. samoloty wczesnego ostrzegania E-2D Advanced Hawkeye oraz samoloty wielozadaniowe F-35).
Na Ticonderogach zmodernizowano również radar SPQ-9B (ulepszając tym samym system kierowania ogniem artyleryjskim) oraz unowocześniono kompleks sonarowy SQQ-89A(V)15 (dodając wielofunkcyjny, antenowy zestaw holowany). To wszystko łączy się z ogromnym zapasem amunicji rakietowej. Na jednym krążowniku znajdują się bowiem aż 122 silosy wyrzutni pionowego startu Mk41. Dla porównania niszczyciele typu Arleigh Burke mają „tylko" 96 komór startowych (starsze warianty 90) a europejskie niszczyciele przeciwlotnicze tylko 48 (np. okręty włosko francuskie typu Horizon/Orizzonte).

Autor. M.Dura
Jeżeli pamięta się przy tym, że dwa ośmioprowadnicowe moduły wyrzutni Mk41 na krążownikach mogą przenosić nie tylko pojedyncze rakiety przeciwlotnicze SM-2, SM-3 i SM-6, ale również po cztery rakiet przeciwlotnicze krótkiego zasięgu ESSM, to widać, że jest to najpotężniejszy pod względem siły ognia okręt zachodni. Często uważa się zresztą, że tylko Ticonderogi można porównać pod względem ilości przenoszonego uzbrojenia rakietowego z chińskimi niszczycielami Typ 055 i południowokoreańskimi typu Sejong the Great, klasyfikowanymi propagandowo jako „najpotężniejsze na świecie".
W rzeczywistości amerykańskie okręty są najprawdopodobniej lepsze, ponieważ to one mają dostęp do najnowszych rakiet przeciwlotniczych w swojej klasie, jak również do najnowszych wersji systemu Aegis. Wycofanie krążowników typu Ticonderoga będzie więc znacznym osłabieniem dla natowskich sił morskich, tym bardziej że inne państwa wprowadzają swoje większe okręty bardzo powoli i w małych ilościach.
Co dalej z krążownikami?
Wielką niewiadomą pozostaje los amerykańskich krążowników po ich wycofaniu. Starsze okręty (z wyrzutniami Mk26) zostały po prostu przekazane na złom poza okrętem ex-USS „Valley Forge" (CG-50), który zatopiono w ramach ćwiczeń 2 listopada 2006 roku (jako okręt cel) na poligonie koło wyspy Kauai na Hawajach. Był to zresztą pierwszy przypadek zatopienia okrętu Aegis w historii i jak dotąd ostatni.

Autor. US Navy
Pozostałe sześć wycofanych okrętów (w tym co dziwne najnowsza w serii Ticonderoga USS „Port Royal" wprowadzona do służby 9 lipca 1994 roku) zostały przesunięte do tzw. Floty Rezerwowej (Reserve Fleet), znanej również potocznie jako „Flota Mothball" („Mothball Fleet"). Amerykanie już kilkakrotnie zmieniali zasady utrzymywania utrzymywanych tam jednostek pływających, jednak zasadniczo chodzi o: utrzymywanie okrętów na powierzchni i w takim stanie sprawności, by można je był szybko reaktywować w sytuacji kryzysowej. W rzeczywistości do takiej, skutecznej reanimacji bojowej dochodziło tylko w czasie Wojny Koreańskiej.

Autor. Wikipedia
Okręty z Floty Rezerwowej są bowiem najczęściej zbyt stare, przestarzałe i w złym stanie technicznym, by można je było obecnie doprowadzić do pełnej gotowości bojowej. Jednostki takie kończą więc po kilku latach najczęściej w stoczni złomowej, jako cele w czasie manewrów morskich lub w najlepszym przypadku jako statki muzealne, pomniki lub sztuczne rafy.
W przypadku krążowników typu Ticonderoga jest jednak inaczej. Oczywiście są to jednostki kosztowne w pływaniu (chociażby ze względu na siłownie starej wersji), ale sam system bojowy mógłby być wykorzystywany w dalszym ciągu. Trzeba bowiem pamiętać, że najstarszy okręt typu Ticonderoga pozostający w linii USS („Bunker Hill") był wprowadzony do służby 20 września 1986 roku, a najnowszy (USS „Cape St. George") 12 czerwca 1993 roku.
Zobacz też
Tymczasem polska fregata ORP „Gen. T. Kościuszko" była wprowadzona do linii w US Navy 2 kwietnia 1980 roku, a ORP „Gen. K. Pułaski" - 9 maja 1980 roku. Amerykanie wycofywać więc będą jednostki młodsze od polskich fregat nawet o 13 lat, a dodatkowo będące w pełnej gotowości bojowej. Okręty typu Ticonderoga są bowiem nadal najważniejszym elementem sił osłony amerykańskich grup lotniskowcowych, a więc muszą mieć w pełni sprawny, okrętowy system walki.
Zaletą krążowników typu Ticonderoga jest dodatkowo to, że stanowią siłę nawet stojąc w porcie. Mogą się w ten sposób stać np. mobilnym odpowiednikiem system Aegis Ashore, który przez kilka lat i za duże pieniądz budowano w Deveselu w Rumunii oraz w polskim Redzikowie. Teoretycznie dzięki Ticonderogom takie systemy obrony przeciwrakietowej można by w ciągu kilku dni wprowadzić bez jakichkolwiek prac inwestycyjnych np. w Świnoujściu, Sztokholmie i Helsinkach. Co więcej byłyby to kompleksy z o wiele większymi możliwościami, mając do dyspozycji aż 122 silosy startowe. Tymczasem z założenia Aegis Ashore mają mieć do dyspozycji 3 moduły Mk41 dla 24 rakiet.

Autor. U.S. Navy/Amy Forsythe
Sprawa nie jest prosta, chociażby ze względu na stosunkowo dużą załogę krążowników typu Ticonderoga (średnio ok 330 osób). Liczbę tą można by jednak znacznie zmniejszyć, gdyby ograniczono się rzeczywiście do obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej, jak również atakowania celów lądowych. Trzeba bowiem pamiętać, że Toconderogii mają także możliwość przenoszenia rakiet manewrujących Tomahawk. Kraj, gdzie postawiono by amerykański krążownik uzyskałby więc automatycznie zdolność do odstraszania.
Dyskusja na temat tego, co zrobić z amerykańskimi krążownikami niewątpliwie się dopiero rozpocznie. Warto się jednak naprawdę zastanowić, czy zamiast trzymać wycofane okręty na kotwicowiskach amerykańskich portów we „Flocie Mothball" nie lepiej je oddać za przysłowiowego dolara chętnym krajom sojuszniczym, by to one płaciły za ich utrzymanie. Tym bardziej, że Amerykanie zarabiali by dodatkowo na serwisowaniu systemów okrętowych i sprzedaży rakiet, którymi trzeba by załadować wyrzutnie Mk41.
Zobacz też
Ważny jest również sam efekt polityczny takiego działania, wywarty np. na władzach w Moskwie i Pekinie. Amerykanie jednym ruchem mogliby bowiem otrzymać: nie dwuelementowy system Aegis Ashore, ale nawet osiemnastoelementowy (16 „stacjonarnych" krążowników plus kompleksy z Redzikowa i Deveselu). Wściekłość i upokorzenie Putina za postawienie jednej Ticonderogi na stałe w Helsinkach, jednej w Świnoujściu i jednej w rumuńskiej Konstancy byłaby wystarczającą rekompensatą, za konieczne do poniesienia przy tej okazji koszty modernizacji i usprawniania starzejących się okrętów.
Tym bardziej, że amerykańskie Ticonderogi, nawet po tylu latach, miałby większe możliwości bojowe, niż jakikolwiek okręt nawodny rosyjskiej marynarki wojennej.
WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS