Reklama
  • Komentarz

Polska fregata w zespole NATO. Pomoc czy balast? [OPINIA]

Wysłanie okrętu ORP „Generał T. Kościuszko” do stałego zespołu NATO jest przedstawiane jako sukces. Tymczasem polska fregata po raz kolejny nie przejdzie wszystkich egzaminów dopuszczających do działań w ramach Sił Odpowiedzi NATO, ponieważ nie jest w pełni sprawna. W czasie faktycznego konfliktu zbrojnego wymagałaby więc ochrony i stanowiłaby balast dla rzeczywiście walczących okrętów.

Autor. M.Dura
Reklama

Oficjalna informacja, że fregata ORP „Generał T. Kościuszko" dołączy do zespołu SNMG1 będącego częścią Sił Odpowiedzi NATO może wprowadzić w błąd. Zastanawiając się, czy to jest sukces trzeba bowiem pamiętać, że polski okręt owszem, rzeczywiście „dołączy" do zespołu SNMG1, ale nie stanie się jego pełnoprawną częścią. Po wybuchu faktycznego konfliktu zbrojnego nie jest bowiem w stanie od razu realizować zadań bojowych bez okrętów osłony, a więc robić to, do czego są przeznaczone jednostki pływające w ramach Sił Odpowiedzi NATO.

Reklama

Co wniesie polska fregata do Sił Odpowiedzi NATO?

Gdyby fregata ORP „Generał T. Kościuszko" właśnie dołączyła do jakiegoś zespołu ćwiczącego np. na Północnym Atlantyku faktycznie nie byłoby żadnego problemu. Polska załoga miałyby bowiem możliwość szkolenia się we współpracy z sojusznikami i zwiększania interoperacyjności wykonując tylko te zadania, do których jest przygotowana i do których ma odpowiedni, sprawny sprzęt.

Reklama

W przypadku Sił Odpowiedzi NATO jest już jednak inna sytuacja, bo tam wysyłane są jednostki już przygotowane do natychmiastowego działania bojowego. Ich zadaniem jest bowiem szybka reakcja w przypadku zagrożenia bezpieczeństwa jakiegokolwiek z państw członkowskich Traktatu Północnoatlantyckiego. To właśnie dlatego jednostki tam wprowadzane mają zgodnie z założeniami być zaawansowane technologicznie (a więc przygotowane na współczesne zagrożenia), mieć na pokładzie bojową amunicję (całą jednostkę ognia) oraz pozostawać w stałej gotowości do działań, w pierwszej kolejności w ramach operacji reagowania kryzysowego.

W Siłach Odpowiedzi NATO (NATO Response Force - NRF) nie odbywa się więc szkolenie, ale najwyżej treningi zgrywające, zwiększające interoperacyjność. Przed przyjęciem w skład NRF, dany okręt jest więc sprawdzany: zarówno jego załoga, jak i wyposażenie okrętowe. Dopiero po przejściu pozytywnie takiego dopuszczenia można mówić o wejściu do Sił Odpowiedzi NATO.

Reklama

O ile w przypadku polskiej załogi nie powinno być problemu, ponieważ ta jest dobrze przygotowana do pływania na morzu, to jeżeli chodzi o sprzęt okrętowy jest już o wiele gorzej. Od sprowadzenia fregaty ORP „Gen. T. Kościuszko" ze Stanów Zjednoczonych do Polski część jej systemów bojowych jest po prostu niesprawna i nie ma możliwości oraz planów, by je w ogóle naprawić. Tym bardziej, że zgodnie z decyzją z 2018 roku przedłużono normę docelowej eksploatacji obu fregat" – tylko do 2024 roku.

Autor. M.Dura

Nie pomogło nawet to, że ORP „Gen. T. Kościuszko przechodził od 2019 roku 2,5-roczny remont w PGZ Stocznia Wojenna. Prace kosztowały około 50 mln zł i zgodnie z informacjami przekazanymi przez wykonawcę obejmowały: „zarówno zasadnicze naprawy jak remont zespołów prądotwórczych, wymianę łożysk w linii wału, wymianę napędu stabilizatorów czy prace konserwacyjno-malarskie kadłuba i nadbudówki, jak i mniejsze, ale równie istotne naprawy i usprawnienia, takie jak wymiana oświetlenia lądowiska czy systemu monitoringu z kamerami".

Reklama

W 2018 roku zadecydowano jednak, że polskie fregaty typu Oliver Hazard Perry nie zostaną doposażone w rakiety przeciwokrętowe. Oznacza to, że okręty nie mogą być wykorzystywane do zwalczania okrętów nawodnych powyżej 20 km, czyli teoretycznego zasięgu jedynej, posiadanej na pokładzie armaty OTO Melara kalibru 76 mm. Zetknięcie się z jakimkolwiek okrętem rakietowym przeciwnika (nawet małymi kutrami rakietowymi) zakończyłoby się dla polskich fregat katastrofą.

Autor. M.Dura

Oba polskie okręty nie mają bowiem również sprawnego systemu obrony bezpośrednie kalibru 20 mm Phalanx, a więc nie mogą się bronić przed nadlatującymi pociskami przeciwokrętowymi. Oczywiście nie jest znany oficjalny stan Phalanxów, ale już w 2018 roku zapowiadano, że systemy te nie podlegają modernizacji. Ich eksploatacja jest realizowana z ograniczeniami". Trudno jest przypuszczać, by w puli 50 milionów na remont w PGZ Stocznia Wojenna, znaleziono środki na usprawnienie tego zestawu artyleryjskiego.

Reklama

Tajemnicą pozostaje stan przeciwlotniczego systemu rakietowego SM-1. Na fregacie ORP „Pułaski" przeszedł on już częściową modernizacją z wizowaniem systemu kierowania ogniem Mk-92, a rakiety SM-1 przeszły u producenta certyfikację połączoną z planowanymi wymianami bloków systemu. W 2018 roku informowano, że w trakcie prac związanych z naprawą fregaty ORP „Gen. K. Pułaski", na okręcie ORP „Gen. T. Kościuszko" wykonano m.in.: wymianę armaty Mk-75 kalibru 76 mm na nowszą (po naprawie głównej), tego samego typu, remont konsoli operatorskich w Bojowym Centrum Informacyjnym oraz naprawę wyrzutni rakiet Mk-13.

Prawdopodobnie nie wystarczyło to jednak do całkowitego usprawnienia systemu rakietowego, a tym bardziej do certyfikowania rakiet SM-1, co oznacza, że i w tej dziedzinie ORP „Gen. T. Kościuszko" nie przejdzie sprawdzeń w czasie dopuszczenia do działań w ramach NRF. Dodatkowo należy pamiętać, że według amerykańskich specjalistów nawet sprawne rakiety SM-1 nie są w dostatecznym stopniu skuteczne w odniesieniu do atakujących, niskolecących rakiet manewrujących (klasy „sea skimmer"), a praktycznie nieprzydatne przy zwalczaniu rakiet ponaddźwiękowych (np. wystrzelonych z rosyjskiej baterii nabrzeżnej systemu „Bastion"). Polskie okręty, by działać w ramach NRF, będą więc musiały być osłaniane przez amerykańskie niszczyciele i natowskie fregaty.

Reklama

Nie wiadomo nawet, czy polska fregata ma system identyfikacji IFF z obowiązującym obecnie modem 5. Transpondery, które były wcześniej zamontowany na tych okrętach mogły działać tylko do modu 4 (format Mark XII), a więc jeżeli ich nie wymieniono, to polski okręt dostrzeżony zza horyzontu będzie traktowany przez siły NATO w czasie wojny jako „obcy". Jeśli nawet dokupiono transpondery (urządzenia odpowiadające na zapytanie z jednostek NATO, które wykryły nasz sprzęt), to problem dotyczy na pewno interrogatorów (urządzeń wysyłających zapytanie do celów widzianych przed naszą fregatę). To oznacza, że polska fregata nie będzie też mogła sprawdzić, czy zbliżający statek powietrzny jest „swój", czy też może być „obcy".

Autor. M.Dura

ORP „Gen. T. Kościuszko" nie będzie więc mógł przejąć dyżuru osłony powietrznej zespołu, tym bardziej, że nie ma możliwości dostarczania informacji o sytuacji powietrznej innym okrętom. Podstawowym źródłem informacji o zbliżających się celach powietrznych jest bowiem nadal stary, dwuwspółrzędny radar typu AN/SPS-49. Polacy nie będą więc mogli przekazać danych o wysokości oraz przynależności („swój" czy „obcy").

Reklama

Co wniesie polska fregata do Sił Odpowiedzi NATO?

Opisując zalety polskich fregat typu Oliver Hazard Perry wskazuje się przede wszystkim na w miarę nowoczesny system zwalczania okrętów podwodnych (ZOP) tych okrętów. Na obu tych jednostkach przeprowadzono bowiem modernizację systemów sonarowych (z udziałem Politechniki Gdańskiej) oraz zainstalowano nowoczesne torpedy ZOP typu MU-90 (w tym na śmigłowcach pokładowych typu Kaman SH-2G).

Reklama

Polskie okręty mogą więc realizować zadania związane poszukiwaniem i śledzeniem okrętów podwodnych z jednym jednak zastrzeżeniem. Mogą to robić bezpiecznie tylko w czasie pokoju. Realizacja zadań w czasie wojny, do jakiego są w ogóle przeznaczone siły szybkiego reagowania, jest już jednak niemożliwa. Starcie fregaty ORP „Gen. T. Kościuszko" z jakimkolwiek, rosyjskim okrętem podwodnym w czasie wojny skończyłoby się bowiem dla niej tragicznie. Rosjanie mają bowiem na swoich jednostkach rakiety przeciwokrętowe, które mają większy zasięg niż torpedy wykorzystywane przez Polaków. Polska fregata w czasie wojny mogłaby więc realizować zadania ZOP, jeżeli obok płynęłyby inne natowskie okręty zespołu SNMG1 i broniły jej przed atakiem z powietrza.

Autor. M.Dura

Polska fregata może być też przydatna do realizowania zadań czasu pokoju, takich jak nadzór obszarów morskich, zwalczanie piractwa, operacje SAR, prowadzenie operacji inspekcyjno-abordażowych i reprezentowanie bandery w regionach zagrożonych konfliktem. W momencie jednak, kiedy konflikt wybuchnie, zagrożenie stanie się zbyt duże i polski okręt będzie musiał zostać wycofany.

Reklama

Nie mówienie prawdy, jako postawa funkcjonowania armii

Od wielu lat podstawowym błędem polskich Sił Zbrojnych (i nie tylko polskich) jest systemowe omijaniu prawdy. Wprowadza się więc w błąd polityków i społeczeństwo zarówno przedstawiając stan Wojska Polskiego, jak i jego możliwości. Z jednej strony wojskowi zapewniają sobie w ten sposób spokój, bo nikt ich za nic nie rozlicza i można spokojnie dosłużyć się emerytury. Z drugiej jednak strony nie można budować systemu bezpieczeństwa nie wiedząc, co tak naprawdę trzeba naprawić. Bo u polityków w dziedzinach nie przynoszących im bezpośrednich zysków funkcjonuje jedna zasada: jeżeli coś działa, to po co to ruszać.

Reklama
Autor. M.Dura
Reklama

Najlepszym tego przykładem jest Marynarka Wojenna. Od lat opierano się w niej na zasadzie, że lepsze jest często byle co, niż nic. Utrzymywało się więc ponad normy stare okręty i często wprowadzało tzw. jednostki pomostowe tłumacząc, że w ten sposób zachowuje się ciągłość szkolenia załóg oraz liczebność sił morskich. Tymczasem praktyka pokazała, że tylko brak okrętów powoduje, że politycy zaczynają myśleć o wprowadzeniu nowych.

Sprowadzenie od Amerykanów dwóch fregat typu Oliver Hazard Perry było właśnie taką typową „prowizorką". Ich obecność miała dać czas na zbudowanie serii nowych korwet Gawron, a w rzeczywistości dało politykom możliwość odsuwania momentu rozpoczęcia programów okrętowych i to na kilkanaście lat. Podobny efekt osiąga się poprzez przekazywanie niejednoznacznie brzmiących informacji.

Reklama

Tymczasem politykom trzeba jasno uświadomić, że fregata ORP „Generał T. Kościuszko" dołączy do Sił Odpowiedzi NATO, ale nie będzie ich pełnoprawnym członkiem. Wiedząc o tym, nie byłoby żadnych prób do ograniczania finansowania nowych programów okrętowych – w tym przede wszystkim „Miecznika". A obecne przekazywane komunikaty właśnie do tego zachęcają.

Reklama
WIDEO: Zmierzch ery czołgów? Czy zastąpią je drony? [Debata Defence24]
Reklama
Reklama