- Komentarz
- Polecane
- Wiadomości
Czy Stany Zjednoczone stać na wojnę z Iranem?
Amerykańskie okręty i samoloty po raz kolejny zestrzeliły dużą ilość rakiet i dronów nad Morzem Czerwonym. Niestety koszt tej operacji wielokrotnie przekroczył wartość celów, które w jej wyniku zostały zniszczone. Amerykanie mając ograniczony zasób rakiet mogą więc zostać przymuszeni do ograniczenia swojej aktywności, skupiając się na zwalczaniu tylko tych obiektów, które stanowią dla nich bezpośrednie zagrożenie.

Autor. Aaron Lau/US Navy
Teoretycznie wydarzenia na Morzu Czerwonym są dowodem na skuteczność amerykańskiej marynarki wojennej, która okazuje się być dobrze przygotowana do obrony przeciwlotniczej wyznaczonego akwenu. No bo czy nie można nazwać sukcesem zestrzelenie 26 grudnia 2023 roku na południowym Morzu Czerwonym trzech „przeciwokrętowych rakiet balistycznych”, dwóch „lądowych” rakiet manewrujących i dwunastu dronów kamikaze przez niszczyciel typu Arleigh Burke USS „Laboon” oraz samoloty F/A-18 Super Hornet z lotniskowca USS „Eisenhower”?
Sukces był tym większy, że Amerykanie nie po raz pierwszy pokazali skuteczność stosowanych przez siebie systemów uzbrojenia. Wystarczy tylko przypomnieć wydarzenia z 19 października 2023 r., kiedy to amerykański niszczyciel typu Arleigh Burke USS „Carney” zestrzelił trzy rakiety wystrzelone z jemeńskiego brzegu oraz kilka bezzałogowych aparatów latających. Ten ciąg „zwycięstw” zamyka strącenie jednej jemeńskiej, przeciwokrętowej rakiety balistycznej i drona 28 grudnia 2023 roku przez niszczyciel typu Arleigh Burke USS „Mason”.
Zobacz też
Jest jednak pewne „ale”, związane z szacunkiem „koszt efekt” tego rodzaju operacji. Oczywiście sprawą bezdyskusyjną jest konieczność niszczenia rakiet i dronów wystrzelonych przez Huti lub Iran w kierunki statków i okrętów na Morzu Czerwonym lub celów lądowych w sąsiednich państwach. Staje się to jednak „opłacalne” tylko po uwzględnieniu ewentualnych strat wywołanych trafieniem przez rakiety i drony kamikaze wybranych wcześniej celów: zarówno ludzkie jak i materialne.
A straty te mogą być ogromne, o czym świadczą dwa ataki rakietowe przeprowadzone 15 grudnia 2023 roku przez rebeliantów Huti w Jemenie na statki handlowe „Palatium III” i „Al Jasrah” na Morzu Czerwonym w pobliżu strategicznej Cieśniny Bab el-Mandeb. Wywołało to natychmiastową reakcję armatorów, którzy zaczęli odwoływać rejsy w tamtym regionie. Ostatecznie mogło to wywołać zamknięcie tej ważnej, morskiej linii komunikacyjnej, co wywołałoby problemy gospodarcze w bardzo wielu państwach.
Zobacz też
Jeżeli jednak weźmie się pod uwagę tylko cenę wyprodukowania zwalczanych dronów i pocisków rakietowych, to sytuacja staje się już bardziej problematyczna. Systemy obronne wykorzystywane przez Amerykanów są bowiem coraz bardziej wyrafinowane i skuteczne, a to z kolei przekłada się na ich wyższą cenę. O ile więc rakieta SM-2 średniego zasięgu kosztuje około 2,1 miliona dolarów za sztukę to za SM-6 trzeba już zapłacić 4,3 miliona dolarów. Niepokoi cena nawet pocisku ESSM krótkiego zasięgu, która sięga 1,7 miliona dolarów.
Tymczasem cele, jakie są przez te pociski zwalczane, są coraz bardziej prymitywne, maksymalnie uproszczone i skomercjalizowane, a więc również tanie. Jest to możliwe, ponieważ w takich krajach jak Iran i Korea Północna (a obecnie również coraz bardziej Rosja) nikt nie trzyma się zachodnich standardów jakości ustalonych dla sprzętu wojskowego, a podzespoły są kupowane na cywilnym rynku bez koniecznych badań i testów. Dobitnym przykładem takiego podejścia są irańskie drony kamikaze Shahed 131/136, które w produkcji kosztują najprawdopodobniej zaledwie kilkanaście tysięcy dolarów.
Tymczasem Amerykanie do ich zwalczania muszą wykorzystywać rakiety warte co najmniej osiemdziesiąt razy więcej. Oczywiście amerykańska marynarka wojenna nie przyznaje się, czego użyła niszcząc około trzydzieści celów nad Morzem Czerwonym w trzech wymienionych powyżej przypadkach. Nie były to jednak na pewno „tańsze” systemy obrony bezpośredniej, takie jak artyleryjski zestaw Vulcan Phalanx kalibru 20 mm. Amerykanie na pewno nie dopuścili by bowiem na zbliżenie się obcych rakiet i dronów do ich okrętów na odległość mniejszą niż 2 km.
Najprawdopodobniej wykorzystano więc rakiety, co odnosi się również do samolotów F/A-18 Super Hornet. Tymczasem większość (około dwudziestu) zniszczonych w ten sposób obiektów stanowiły irańskie drony, które razem mogły kosztować maksymalnie około 300 tysięcy dolarów. To mniej niż jedna amerykańska rakieta przeciwlotnicza, a w zniszczeniu bezzałogowców wykorzystano tych pocisków co najmniej dwadzieścia.
Tak więc „sukcesy”, jakimi chwalą się Amerykanie przy zestrzeliwaniu rakiet i dronów nad Morzem Czerwonym w rzeczywistości sygnalizują poważny problem związany ze sposobem prowadzenia działań bojowych przez kraje „bandyckie”, takie jak: Rosja, Jemen, Korea Północna i Iran. By go rozwiązać trzeba znaleźć odpowiedni środek na zwalczanie bardzo tanich i często prymitywnych systemów uzbrojenia, ale za to stosowanych w dużej ilości. Takie kraje jak Jemen wspierane przez Iran mogą bowiem wysyłać w kierunku Morza Czerwonego setki tanich dronów licząc na to, że w pewnym momencie Amerykanom zabraknie po prostu amunicji.
Są dwa sposoby rozwiązania tego problemu. Pierwszym jest po prostu zwalczanie systemów startowych na lądzie, magazynów oraz fabryk produkujących niebezpieczne uzbrojenie. Do tego konieczny jest jednak stały nadzór nad podejrzanym krajem, a dodatkowo zabezpieczenie systemów reakcji – np. rakiet manewrujących, lub uderzeniowych grup lotniczych. A to również kosztuje.
Zobacz też
Drugi sposób polega na wprowadzeniu tanich środków przeciwdziałania. Mogą to być oczywiście niskokosztowe rakiety przeciwlotnicze, ale najbardziej przyszłościowym rozwiązaniem wydaje się jednak być broń energetyczna. Dlatego rozwinięte kraje, w tym również Polska powinny zrobić wszystko, by wprowadzić jak najszybciej na uzbrojenie działka laserowe i elektromagnetyczne, dla których koszt jednego „strzału” nie będzie przekraczał kilkuset dolarów, przy nieograniczonym zapasie amunicji (zależnym jedynie od wydajności źródła zasilania).
Bez tego rodzaju rozwiązań Rosja, Iran i Korea zasypią nas tysiącami tanich dronów, przesycając systemy obrony przeciwlotniczej, który mogą później nie zareagować odpowiednio na rzeczywiste zagrożenie w postaci rakiet balistycznych lub manewrujących. Morze Czerwone i Ukraina nam to właśnie coraz dosadniej pokazują.
WIDEO: Zmierzch ery czołgów? Czy zastąpią je drony? [Debata Defence24]