Reklama

Siły zbrojne

Australijczycy wymieniają bumerangi na Tomahawki

Niszczyciel HMAS „Brisbane” odpala pocisk Tomahawk u wybrzeży Stanów Zjednoczonych koło San Diego.
Niszczyciel HMAS „Brisbane” odpala pocisk Tomahawk u wybrzeży Stanów Zjednoczonych koło San Diego.
Autor. Royal Australian Navy

Australijczycy wystrzelili z niszczyciela HMAS „Brisbane” pocisk manewrujący TLAM (Tomahawk Land Attack Missile) do celu ćwiczebnego ustawionego na amerykańskim poligonie. Jest to pierwszy przypadek użycia tego rodzaju uzbrojenia przez Australię i dobry sygnał, że Amerykanie mogą przekazać obecnie swoje pociski manewrujące również innym swoim sojusznikom, w tym Polsce.

Próba przeprowadzona z wykorzystaniem australijskiego niszczyciela przeciwlotniczego typu Hobart HMAS „Brisbane” (DDG-41) została określona w Australii jako swoisty „game-changer”. Australijskie siły zbrojne uzyskały w ten sposób możliwość precyzyjnego atakowania celów lądowych oddalonych o nawet ponad 2000 km, a więc są obecnie w posiadaniu skutecznego systemu odstraszania. Jest to zresztą zgodne z założeniami australijskiej Strategii Obrony Narodowej, która zakłada zwiększenie możliwości australijskich sił zbrojnych w zakresie uderzeń dalekiego zasięgu.

Reklama
Zwiększona siła rażenia okrętów nawodnych marynarki wojennej ma kluczowe znaczenie dla zapewnienia, że australijskie siły zbrojne są wyposażone tak, by sprostać naszym strategicznym wyzwaniom i zapewnić bezpieczeństwo Australijczykom. Udany test odpalenia pocisku Tomahawk pokazuje siłę naszego sojuszu i współpracy obronnej ze Stanami Zjednoczonymi.
Richard Marles, Minister Obrony Australii

Testy nowej rakiety zorganizowano we współpracy z Amerykanami przy zachodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych, niedaleko San Diego. Technicznie sprawa nie była trudna, ponieważ australijskie niszczyciele typu Hobart są wyposażone w sześć ośmiokomorowych modułów wyrzutni pionowego startu Mk41 oraz w amerykański okretowy system kierowania walką Aegis. Integracja rakiet Tomahawk polegała więc tak naprawdę jedynie na ich załadowaniu do odpowiedniego silosu i wprowadzeniu zmian w oprogramowaniu okrętowego systemu walki (który po modyfikacji ma w tej chwili możliwości wersji Aegis Baseline 7.1).

Niszczyciel HMAS „Brisbane” odpala pocisk Tomahawk u wybrzeży Stanów Zjednoczonych koło San Diego.
Niszczyciel HMAS „Brisbane” odpala pocisk Tomahawk u wybrzeży Stanów Zjednoczonych koło San Diego.
Autor. Royal Australian Navy

O wiele trudniejsze było załatwienie zgody amerykańskiego rządu i Kongresu na przekazanie tak „wrażliwego” uzbrojenia jak pociski manewrujące, o zasięgu sięgającym nawet 2500 km i zdolności do przenoszenia dużych głowic bojowych. O tym, jakie to może być trudne, przekonali się wcześniej Hiszpanie, którzy do dzisiaj nie otrzymali Tomahawków do swoich fregat typu Álvaro de Bazán. Sukces Australijczyków był tym większy, że to właśnie projekt hiszpańskich niszczycieli został wykorzystany przy budowie okrętów typu Hobart.

Czytaj też

W ten sposób to Australia stała się trzecim krajem, który może wykorzystywać Tomahawki, po Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii. Jest to również państwo, które uzyskało dostęp i sprawdziło w tym roku (w ramach ćwiczeń Pacific Dragon) możliwość użycia ze swoich niszczycieli pocisków SM-6 zdolnych do zwalczania celów powietrznych i nawodnych na odległościach ponad 300 km, w tym pocisków balistycznych. Okręty typu Hobart stały się w ten sposób nie tylko ważnym elementem systemu odstraszania Australii, ale również podstawą australijskiej tarczy antyrakietowej.

Obsada Bojowego Centrum Informacyjnego na niszczycielu HMAS „Brisbane” podczas pierwszego odpalenia pocisku manewrującego Tomahawk.
Obsada Bojowego Centrum Informacyjnego na niszczycielu HMAS „Brisbane” podczas pierwszego odpalenia pocisku manewrującego Tomahawk.
Autor. Royal Australian Navy

Jak na razie Australia zamówiła ponad 200 pocisków Tomahawk (200 sztuk Block V i 20 egzemplarzy Block IV), które wejdą na uzbrojenie trzech będących w służbie niszczycieli typu Hobart, a w przyszłości na wyposażenie fregat typu Hunter (prawdopodobnie) i atomowych okrętów podwodnych typu Virginia pozyskanych w ramach programu AUKUS. Jest zresztą bardzo prawdopodobne, że to właśnie ten program wpłynął na Amerykanów, by wydać zgodę na przekazanie Australijczykom pocisków Tomahawk. Ma to bowiem zachęcić Australię do zakupu nawet pięciu okrętów podwodnych typu Virginia, które będą przenosić pociski manewrujące załadowane w wyrzutniach pionowego startu.

Czytaj też

Czwartym krajem, który może otrzymać Tomahawki, może być Japonia. W styczniu 2024 r. portal USNI News przekazał bowiem informację o japońskich planach zakupu aż 400 takich rakiet z całym wyposażeniem pomocniczym za około 2,35 miliarda dolarów. Tym razem o zgodzie może zadecydować zwiększające się zagrożenie ze strony Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej.

Reklama
Reklama

"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie

Komentarze (2)

  1. Golf

    Polska potrzebuje 200 Tomahawków na Mieczniki i Orki - czyli jeszcze troszkę czasu mamy i...przynajmniej ze 100 pocisków wraz z lądowymi wyrzutniami Typhoon. Z tego co wiem...to setkom Tomahawków właśnie kończą się powoli resursy !! Aż żal ich nie "zezłomować" poprzez Ukrainę...

  2. Chyżwar

    Kluczowe słowa: Pacyfik i Chiny. Z tym tylko, że Amerykanie powinni przestać się wygłupiać. Globalny konflikt to dużo więcej. Dlatego Hiszpanie powinni byli dostać Tomki. My także powinniśmy je dostać. Zarówno na Mieczniki jak i przyszłe OP. Na przykład o rodowodzie hiszpańskim.

Reklama