Reklama
  • Wiadomości
  • Analiza
  • Komentarz

Rakiety przeciwko dronom nie muszą kosztować milionów. I można je produkować w Polsce

Po wtargnięciach rosyjskich dronów w polską przestrzeń powietrzną i zestrzeleniu części z nich przez myśliwce F-35 i F-16 rakietami powietrze-powietrze pojawiły się pytania o koszty takiej obrony. O ile jednak klasyczne systemy rakietowe powinny być stosowane przede wszystkim przeciwko innym zagrożeniom, a do dronów tylko w ostateczności, to w służbie już są rozwiązania łączące zalety pocisków rakietowych i cechujące się dużo niższym kosztem. Co więcej, opracowanie podobnych systemów jest w zasięgu polskiego przemysłu.

Wieloprowadnicowa wyrzutnia rakietowa WW-15 zasilana pociskami kal. 70 mm przeznaczona do integracji ze śmigłowcami.
Wieloprowadnicowa wyrzutnia rakietowa WW-15 zasilana pociskami kal. 70 mm przeznaczona do integracji ze śmigłowcami.
Autor. Mesko S.A.

Po wtargnięciu rosyjskich dronów nad Polskę w nocy z 9 na 10 września do ich zwalczania skierowano myśliwce F-16 i F-35, uzbrojone w klasyczne rakiety powietrze-powietrze typu AMRAAM (o koszcie szacowanym na około 1,5 mln dolarów przy nowej produkcji) i lżejsze Sidewinder, kosztujące około pół miliona dolarów. Od razu zauważono, że są one dużo droższe od środków napadu stosowanych przez Rosję, a te ostatnie powstają dodatkowo w dużo większych ilościach (nawet do kilkuset dziennie). Oczywiście były one wyposażeniem dyżurnych środków obrony przeciwlotniczej i musiały zostać zastosowane, użyto ich zresztą tylko wobec kilku celów stanowiących największe zagrożenie spośród ponad 20 dronów użytych przez Rosję.

W dyskusji, jaka toczy się po rosyjskim wtargnięciu, stosunkowo największy nacisk kładziony jest na wprowadzanie środków przechwytywania bezzałogowców alternatywnych do pocisków rakietowych. Obok systemów walki radioelektronicznej, które nie zawsze są skuteczne, i systemów energii skierowanej (mikrofale, lasery), które są dość drogie w zakupie, a przede wszystkim (poza Izraelem) nie zostały wdrożone na szeroką skalę, jako rozwiązanie wskazuje się broń lufową i drony przechwytujące. I niewątpliwie te elementy powinny stanowić ważną część obrony antydronowej, także ze względu na stosunek koszt-efekt, ale one również nie są pozbawione wad.

Jeśli chodzi o systemy artyleryjskie (poza armatami kalibru 35-40 mm i większego, które z kolei są nieliczne), to większość z nich cechuje relatywnie mały zasięg, co oznacza, że mogą one stanowić obronę punktową, a nie strefową. Z kolei stosowane coraz częściej przez Ukraińców przechwytujące bezzałogowce są wysoce skuteczne przy zastosowaniu na dużą skalę, ale również mają swoje ograniczenia (choćby prędkość i manewrowość w stosunku do zwalczanych dronów, które są stale udoskonalane przez Rosjan).

Reklama

Dlatego elementem zintegrowanej obrony antydronowej – obok szeregu innych środków – powinny być także systemy rakietowe, które mają przewagę prędkości nad zwalczanymi bezzałogowcami i mogą być przenoszone nie tylko przez systemy naziemne i nawodne, ale także statki powietrzne (samoloty, śmigłowce, ale także BSP), tak by móc prowadzić mobilną obronę tam, gdzie jest ona potrzebna w danej sytuacji. Bo o ile odejście od przygotowywania terenu i umacniania granicy jest błędem, to jak uczy historia, wyłącznie obrona statyczna, linearna („mur” wzdłuż granicy), również nie daje możliwości pełnej, skutecznej obrony przed zagrożeniem i potrzebne są systemy mogące bardziej elastycznie reagować na to, co zrobi przeciwnik.

To jednak nie zmienia faktu, że konwencjonalne systemy rakietowe są kosztowne i trudne w produkcji w stosunku do bezzałogowców, a nade wszystko powinny być stosowane przede wszystkim do zagrożeń, których zwalczaniu pierwotnie zostały zaprojektowane (pociski cruise, samoloty, śmigłowce). Bo te wcale z pola walki nie znikają.

Jednym z elementów obrony przed bezzałogowcami powinny być pociski rakietowe, dostosowane do odpalania z różnych platform (od samolotów, przez śmigłowce, aż po pojazdy i małe jednostki nawodne), ale jednocześnie lżejsze i tańsze od konwencjonalnych rakiet. Najbardziej rozpowszechnionym i znanym przykładem takiego rozwiązania jest amerykański APKWS, produkowany przez BAE Systems.

Amerykańska konfiguracja F-16 do zwalczania celów powietrznych - 2 pociski AMRAAM, 2 Sidewindery i aż 14 pocisków APKWS
Amerykańska konfiguracja F-16 do zwalczania celów powietrznych - 2 pociski AMRAAM, 2 Sidewindery i aż 14 pocisków APKWS
Autor. SSgt John B. Ennis

System ten powstał poprzez połączenie konstrukcji rakiety niekierowanej kalibru 70 mm typu Hydra i specjalnie opracowanej w tym celu półaktywnej głowicy naprowadzanej laserowo. Początkowo, jeszcze w czasie operacji w Iraku i Afganistanie, powstał z myślą o zwalczaniu głównie celów naziemnych, ale już co najmniej od 2019 roku rozpoczęto prace dostosowujące go do niszczenia celów powietrznych. Wtedy też pocisk APKWS odpalony z F-16 zniszczył cel symulujący pocisk manewrujący w ramach jednego z eksperymentalnych ćwiczeń obrony powietrznej sił USA.

Pociski APKWS przeznaczone do zwalczania celów powietrznych są dodatkowo modyfikowane poprzez dodanie zapalnika zbliżeniowego. Istnieje również wersja przeznaczona do przenoszenia przez samoloty bojowe, wprost nazwana jako system do zwalczania bezzałogowych statków powietrznych (FALCO Fixed-Wing Air-Launched Counter Unmanned Aerial Systems – cUAS). Zestawy APKWS z wyrzutniami naziemnymi i nawodnymi zostały dostarczone Ukrainie w trakcie pełnoskalowej wojny i są z powodzeniem używane. Kijów miał otrzymać ich dużą partię jeszcze w ramach uzgodnień z administracją Joe Bidena (prezydent Zełeński mówił o 20 tys. pocisków, ale w 2025 roku USA przekierowały znaczną część dostaw na Bliski Wschód. Sami Amerykanie wykorzystują APKWS, z powodzeniem, do zwalczania dronów wykorzystywanych przez Huti (i wspierający ich Iran), a szerokie wdrożenie tej broni pozwoliło na ograniczenie wykorzystania rakiet ziemia-powietrze i powietrze-powietrze w rodzaju Sidewindera czy nawet Standard SM-2. Dziś standardowym wyposażeniem amerykańskiego F-16 patrolującego przestrzeń powietrzną nad Bliskim Wschodem są po dwie rakiety AMRAAM i Sidewinder oraz 14 rakiet APKWS, co pokazuje, jakie są proporcje, jeśli chodzi o zwalczanie dronów. A teoretycznie F-15E Strike Eagle i nawet F-16 mogą przenieść do 42 takich pocisków.

Istnieją też inne rozwiązania, zapewniające podobne zdolności i oparte na podobnych zasadach. Kierowane laserowo rakiety 70 mm typu FZ275 w swojej ofercie ma Thales. I choć początkowo nie były one integrowane na myśliwcach, a jedynie na lekkich pojazdach i śmigłowcach, to wiele wskazuje na to, że w niedalekiej przyszłości to się zmieni. Obie konstrukcje (i inne podobne rozwiązania) łączy bowiem kilka zalet: relatywnie niski koszt (przy masowej produkcji nawet ponad dziesięciokrotnie niższy od klasycznych rakiet powietrze-powietrze), prostota konstrukcji, niska masa, możliwość integracji na bardzo różnych platformach (od prostych wyrzutni na terenówkach aż do samolotów bojowych) oraz zasięg ponad 5 km (a przy odpalaniu z myśliwców nawet kilkanaście km) i szybkość kilkuset metrów na sekundę, a więc dużo więcej niż w wypadku dronów przechwytujących. To daje możliwość zwalczania większej liczby celów przez jednego nosiciela, bo nawet jeśli system jest „jednokanałowy”, to można skutecznie ostrzelać co najmniej kilka dronów, zanim dotrą do chronionego obszaru lub obiektu.

Sam APKWS jest stale rozwijany, bo BAE Systems niedawno demonstrowało odpalenie tego pocisku z wyrzutni podwieszonej pod kwadrokopterem, a na konferencji Sea-Air Space 2025 zaprezentowano nową wersję, która ma dodatkowy system naprowadzania na podczerwień do wykorzystania w ostatniej fazie lotu (obok systemu laserowego).

Reklama

Polska już zdecydowała się na wprowadzenie tego typu rozwiązań (przynajmniej w standardowej wersji), pozyskując je wraz z nowymi śmigłowcami: APKWS z Apache Guardian oraz rakiety Thalesa z AW149. Okazuje się jednak, że Warszawa ma możliwości własnego opracowania podobnych rozwiązań i to dosyć szybko.

Do zbudowania rakiety potrzeba bowiem konstrukcji rakiety 70 mm, systemu sterowania oraz systemu naprowadzania. Jeśli chodzi o same niekierowane rakiety 70 mm, to zdolności ich produkcji posiada już Mesko. Zostały one ustanowione we współpracy z Kongsbergiem, a same rakiety przetestowano z wyrzutni WW-15 ze śmigłowcem Mi-17.

Istotne jest jednak również to, że w kraju są inne elementy, które można by zastosować do takich pocisków. Duża część elementów sterowania, a także zapalnik zbliżeniowy (bardzo ważny przy zwalczaniu małych celów w rodzaju dronów), mogłaby być zbliżona do tej stosowanej w sprawdzonych bojowo rakietach Piorun, bo te mają kaliber 72 mm. Z kolei krajowe systemy naprowadzania na odbity promień lasera zostały z powodzeniem opracowane dla rakiety przeciwpancernej typu Pirat i można je łatwo zaadaptować do nowego pocisku. System naprowadzania laserowego do Pirata, wraz z systemem podświetlania, opracowała spółka CRW Telesystem-Mesko, ta sama, która opracowała i wdrożyła z powodzeniem system naprowadzania na podczerwień dla zestawu Piorun, a wcześniej Grom, współpracując z Mesko.

Odpalenie PPZR Piorun przez żołnierzy piechoty zmotoryzowanej, obok widoczny KTO Rosomak z ZSSW-30.
Odpalenie PPZR Piorun przez żołnierzy piechoty zmotoryzowanej, obok widoczny KTO Rosomak z ZSSW-30.
Autor. Łukasz Zając/Defence24

Półaktywny układ naprowadzania laserowego stanowi z kolei dobry kompromis pomiędzy kosztem a efektem. Gdyby bowiem wykorzystać tylko system kierowania na podczerwień, tak jak w rakietach Piorun czy Mistral, to mógłby on być zbyt kosztowny, bo stosowanie takiego rozwiązania do przechwytywania celów, które niemal nie emitują własnego promieniowania cieplnego (jak drony) wymaga stosowania zaawansowanych komponentów, jeśli zakładamy przechwycenie celu przez głowicę naprowadzającą na odpowiedniej odległości.

Natomiast wykorzystanie jako „bazy” niekierowanych rakiet ma pewne zalety w stosunku do opracowywania nowego pocisku od podstaw. Przede wszystkim skraca się czas opracowania (a system obrony potrzebny jest „na wczoraj”), analogicznie zmniejsza się też koszt prac rozwojowych. Z kolei produkcja może wiązać się z korzyściami skali, jeśli stosujemy do zwalczania bezzałogowców rakiety wykorzystywane też do innych zadań.

Reklama

Tego rodzaju pociski mogłyby być przenoszone zarówno przez załogowe statki powietrzne (w tym samoloty – np. FA-50PL, AW149, a po uzyskaniu zgody USA również Apache), ale też systemy bezzałogowe, w tym produkcji krajowej. Oczywiście takie pociski mogłyby być też stosowane przez jednostki lądowe i nawodne, w tym w ramach modułów uzbrojenia – np. z karabinem maszynowym i 2-4 rakietami na lekkiej wyrzutni.

Rakiety 70 mm można więc stosować na wielu różnych rodzajach uzbrojenia, jako tylko jeden z wielu używanych elementów. Realne zapotrzebowanie Wojska Polskiego na tego rodzaju pociski, patrząc na skalę rosyjskich ataków na Ukrainę, można liczyć nawet w dziesiątkach tysięcy sztuk, biorąc pod uwagę konieczność wyposażenia zarówno jednostek na granicy, jednostek lotniczych i bezzałogowych, jak i pododdziałów bezpośredniej OPL w głębi kraju. Oznacza to, że podjęcie produkcji i opracowania takiego uzbrojenia w Polsce jest ze wszech miar zasadne i opłacalne.

Zobacz też

WIDEO: Zmierzch ery czołgów? Czy zastąpią je drony? [Debata Defence24]
Reklama
Reklama