Polityka obronna

Wojna na Ukrainie: Wnioski dla polskiej artylerii (i nie tylko) [OPINIA]

Strzelanie ukraińskiej artylerii
Strzelanie ukraińskiej artylerii
Autor. Ministerstwo obrony Ukrainy

Każda wojna traktowana jest jako okazja do pozyskania doświadczeń pomagających wzmocnić swoje zdolności obronne w przyszłości. Daje to sposobność poznania, jak w praktyce sprawdzają się nowe rozwiązania techniczny i taktyka oraz organizacją poszczególnych komponentów sił zbrojnych oraz jaki jest faktyczny poziom wyszkolenia wojsk potencjalnego przeciwnika. Uzyskując przy tym możliwość poznania jego słabych i mocnych stron, a także dokonania analiz, na ile wiedzę tę można wykorzystać do powiększenia własnego potencjału.

Początkowe tygodnie wojny, zapoczątkowanej 24 lutego agresją sił zbrojnych Federacji Rosyjskiej na Ukrainę, nie dostarczają jeszcze dostatecznie głębokiej i szczegółowej wiedzy, niezbędnej dla dokonania odpowiedzialnych i zobiektywizowanych merytorycznych analiz czysto militarnych aspektów prowadzonych działań. Wojna trwa nie tylko między ugrupowaniami zbrojnymi obydwu stron, ale też, być może najsilniej i to od bardzo dawna, objęła tzw. przestrzeń informacyjną. Obydwie strony wykorzystują informację jako istotny czynnik wsparcia własnych działań oraz osłabiania i dezorganizacji działań strony przeciwnej. Temu ma służyć nie tylko podawanie informacji o stratach strony przeciwnej, ale także instrumentalne traktowanie informacji o szczegółach własnych działań bojowych, efektach zastosowania poszczególnych rodzajów i typów uzbrojenia, jego skuteczności w stosunku do określonych zagrożeń i w określonych warunkach, itp.

Kryzys ukraiński - raport specjalny Defence24.pl

Oceny, jakich możemy dokonać, z konieczności bazować muszą na ogólnodostępnym zasobie informacji, pozyskiwanych głównie z mediów lub dających się zweryfikować źródeł pochodzących od stron konfliktu. Jednym z podstawowych źródeł informacji są środki masowego przekazu reprezentujące punkt widzenia oraz ukazujące przebieg działań wojennych z perspektywy kraju napadniętego, który ponosi bezprecedensowe straty w infrastrukturze. Te w infrastrukturze wojskowej nie są, ze zrozumiałych względów, przez stronę ukraińską nadmiernie eksponowane, jednak te odnoszące się do infrastruktury cywilnej znane są całemu światu. Dla światowej opinii publicznej szokujące są zdjęcia pokazujące ataki na obiekty cywilne – nie tylko dzielnice mieszkaniowe czy urzędy publiczne, ale także szkoły, przedszkola i szpitale, obiekty infrastruktury komunalnej (ciepłownie i kotłownie, zajezdnie tramwajowe itp.). Dla wojskowych szokujące jest to, jaka rolę w barbarzyńskich aktach o charakterze zbrodni wojennych odgrywają nowoczesne środki walki, takie jak uzbrojenie rakietowe, lotnictwo i artyleria.

Czytaj też

Przez ostatnich kilkanaście lat siły zbrojne wielu państw, w tym Rosji, z dumą prezentowały swoje osiągnięcia w dziedzinie rozwoju broni precyzyjnych – lotniczych, rakietowych i artyleryjskich (jeśli artylerię potraktujemy rozłącznie od wojsk rakietowych). W doktrynach wojennych krajów szeroko rozumianej cywilizacji zachodniej nacisk, kładziony na ten kierunek rozwoju systemów uzbrojenia tłumaczono nie tylko dążeniem do zapewnienia jak największej skuteczności zwalczania szczególnie cennych celów w zasobie przeciwnika (stanowiska dowodzenia, centra łączności, stacje radiolokacyjne, magazyny środków bojowych, mosty na strategicznych szlakach komunikacyjnych itp.). Konieczność ponoszenia znacznych wydatków na rozwój skomplikowanych systemów broni i amunicji precyzyjnej tłumaczono równie często dążeniem do minimalizacji tzw. strat pobocznych w przypadku konieczności zwalczania celów militarnych znajdujących się na obszarach cywilnych.

To, co już od drugiego-trzeciego dnia wojny rosyjsko-ukraińskiej demonstrują siły zbrojne FR, jest dokładnym zaprzeczeniem obydwu tych logik. Jesteśmy świadkami stosowania amunicji niekierowanej, przeznaczonej do atakowania celów powierzchniowych, do ataków na obszary zabudowane, a także uderzeń amunicją precyzyjną (za taką uznawane są systemy Kalibr oraz Iskander) w obiekty o charakterze niemilitarnym usytuowane na obszarach zamieszkałych. Jeśli nie jest to efektem błędnego działania systemów naprowadzania, awarii technicznych pocisków albo przeciwdziałania obrony powietrznej Ukrainy, lecz działaniem w pełni intencjonalnym, to wystawia to jak najgorsze świadectwo rosyjskim artylerzystom i „rakietnikom", nie mówiąc już o rosyjskich planistach. Nie lepsze świadectwo wystawiają rosyjskiej flocie powietrznej piloci wykonujący ataki niekierowanymi bombami o dużym wagomiarze na cele cywilne na terenie miast ukraińskich. Szokujące, iż do zrzutu bomb paliwowo-powietrznych i burzących o wagomiarze nawet 500 kg na cele cywilne używane są zaawansowane technicznie bombowce Su-34, z założenia dedykowane zupełnie innym zadaniom z wykorzystaniem wyspecjalizowanego kierowanego lub samonaprowadzającego się uzbrojenia bombowego i rakietowego. Udokumentowane są przypadki stosowania na terenach zamieszkałych, czyli w znacznej mierze przeciwko ludności cywilnej, amunicji termobarycznej (tzw. „miotaczy ognia" systemu TOS1A Sołncepiek) oraz amunicji kasetowej.

Czytaj też

To są bardzo smutne konstatacje, jeśli zważyć, jak dużą rolę w doktrynie militarnej obecnej rosyjskiej armii, a także wszystkich jej poprzedniczek, przypisywano artylerii, a w wyniku rozwoju technicznego środków rażenia – także artylerii rakietowej. Miały onezapewnić siłom naziemnym przewagę w rozstrzygających starciach lądowych, a także decydować o przełamywaniu umocnień wojskowych i silnie ufortyfikowanych pozycji w liniach obrony przeciwnika. Tymczasem w wojnie toczonej od 24 lutego oficjalnie o takich starciach słychać mniej (co nie znaczy, że ich nie ma, bo wiadomo, że Ukraina przygotowywała od dawna umocnienia na różnych kierunkach). Rosjanie koncentrują się jednak w dużej mierze na walkach o duże miasta, okazując całkowitą niezdolność do zajmowania i trwałego kontrolowanie znacznych obszarów Ukrainy. Praktycznie kontrolują, choć i tak w dyskusyjnym zakresie, otoczenie obleganych miast oraz, częściowo, drogi niezbędne do obsługi logistycznej walczących oddziałów.

Rozwinięcie operacyjne jednostek ciężkich w terenie niedostępnym bez utwardzonych dróg uniemożliwiła pogoda; od fazy przygotowań do inwazji panowały niespotykanie od kilkudziesięciu lat wysokie jak na luty temperatury, co uczyniło niedostępnymi dla ciężkiego sprzętu podmokłe tereny w rejonie pogranicza białorusko-ukraińskiego, skąd miało być wyprowadzone rozstrzygające uderzenie na Kijów (możliwości operacyjne Rosjan zdecydowanie ograniczyło także prawdopodobne zatopienie przez Ukraińców podmokłych terenów na północ od stolicy). W praktyce kontrola armii rosyjskiej skoncentrowała się na utrzymaniu dróg niezbędnych do dowożenia zapasów paliwa i amunicji dla sił pancernych oraz wykorzystywanej na masową skalę artylerii, zarówno lufowej jak i rakietowej.

Czytaj też

To, co siły te demonstrują w trakcie działań na terenie Ukrainy, zdaje się potwierdzać, iż tym formacjom, ale też w znacznym stopniu lotnictwu uderzeniowemu, przypisywana jest nie tylko rola środka rażenia celów militarnych ale też, a może nawet przede wszystkim, rola środka militarnego terroru, który ma przyspieszyć (ułatwić? w ogóle umożliwić ?) osiągnięcie celów politycznych „bez względu na koszty". Nie są pozbawione podstaw tezy, że w wojnie 2022 w Ukrainie armia Rosji powtarza schematy działania artylerii typowe dla II wojny światowej. Takie założenia zdaje się potwierdzać stosunkowo duże nasycenie jednostek rosyjskich klasyczną artylerią holowaną, z założenia predystynowaną bardziej do prowadzenia operacji ogniowych ze stanowisk stacjonarnych, niż do uczestnictwa we wspieraniu działań manewrowych, w których pierwsze skrzypce gra artyleria samobieżna.

Potwierdza to twierdzenia, iż rosyjska armia bardziej przygotowywała się do archaicznych (choć w ostatnich latach powtarzanych podczas jej działań w Syrii) działań oblężniczych wokół miast, niż do dynamicznych operacji manewrowych, w których zadaniem artylerii jest przygotowanie artyleryjskie terenu do działań silnych zgrupowań zmechanizowanych/zmotoryzowanych oraz wspieranie ich w trakcie walk.

Z dostępnych źródeł, obficie publikowanych przez stronę ukraińską oraz przez zachodnie media mające swoich korespondentów w Ukrainie, można przekonać się o dewastującym wpływie ostrzału artyleryjskiego na infrastrukturę ukraińskich miast, co kładzie się najgłębszym cieniem na etosie artylerzystów i „rakietników", już i tak sponiewieranym ich niechlubnym wkładem w realizację zadań w trakcie kampanii syryjskiej, w tym – dewastowanie Aleppo. Ten scenariusz, określany jako „rosyjska szkoła zdobywania miasta", w pierwszej kolejności zakładająca izolację obszaru poprzez otoczenie miasta zwartym pierścieniem, odcinającym drogi zaopatrzeniowe i szlaki komunikacyjne, a w przypadku Ukrainy – także blokowanie ewakuacji ludności cywilnej korytarzami humanitarnymi. Praktycznie na zasadzie „kopiuj-wklej", powtórzono go w przypadku miast ukraińskich.

Do dnia, w którym piszemy te słowa – bez większego powodzenia, co tylko zwiększyło intensywność ataków artyleryjskich (w mniejszym stopniu rakietowych, zapewne wszystkim z powodu wyczerpywania się amunicji). Odcinanie rosyjskim jednostkom źródeł uzupełniania zapasów bojowych, plus nędzne morale większości rosyjskich żołnierzy, przyczyniło się m.in. do porzucania przez nich sprawnego, lub nieznacznie uszkodzonego, zdolnego teoretycznie do dalszej walki ciężkiego sprzętu, od transporterów, ciężarówek i bwp, po mobilne systemy przeciwlotnicze, wyrzutnie rakietowe i czołgi. Okazało się, że teoretycznie znacznie silniejszy potencjał przeciwnika w dziedzinie broni pancernej, wspartej zresztą przez nowoczesne śmigłowce bojowe, można z powodzeniem neutralizować nie tylko przy pomocy przeciwdziałania własnymi siłami pancernymi.

Można to realizować siłami lekkiej piechoty posługującej się nowoczesnymi środkami przeciwpancernymi wszelkich typów, od granatników RPG7 i RPG-18, zachodnich Panzerfaust 3, AT4 czy M72 poprzez będące już wcześniej w zasobach ukraińskiej armii ppk Kornet, StugnaP, Barier czy Fagot, po najnowocześniejsze ppk Javelin i NLAW oraz Milan. Nasycenie ukraińskich wojsk środkami przeciwpancernymi tego rodzaju jest obecnie wręcz imponujące, a to przekłada się na skuteczność zwalczania pojazdów opancerzonych armii FR i ograniczenie ich mobilności. Z często publikowanych zdjęć wynika, że użycie tych środków pozwala na zwalczanie także czołgów klasy T72B różnych wersji, T80 i nawet T90, chronionych pancerzem reaktywnym oraz dodatkowo stalowymi klatkami osłaniającymi boki i tył wozów, a także – to najnowszy „wynalazek" – prętowymi osłonami zabudowywanymi ponad stropem wieży w celu uniemożliwienia wykonania skutecznego uderzenia w trybie top attack. Oczywiście bardzo istotną rolę odgrywa też artyleria, w tym z amunicją precyzyjnego rażenia, ale widać też że Ukraina z powodzeniem stosuje przeciwko pojazdom bojowym (niekoniecznie czołgom) inne środki artyleryjskie, w tym amunicję kasetową.

Czytaj też

W dostępnych publicznie źródłach pod dostatkiem jest informacji o skuteczności dronów Bayraktar TB2, i to zarówno w operacjach zwalczania pojazdów opancerzonych, starannie wybranych celów na zapleczu – cystern paliwowych i innych pojazdów logistycznych oraz wyrzutni rakiet przeciwlotniczych, jak i w realizacji zadań rozpoznawczych. Wykonywane są one głównie na potrzeby własnej artylerii, stanowiąc bardzo istotne uzupełnienie dla najprawdopodobniej obficie przekazywanych Ukrainie danych rozpoznawczych, jakie udostępniają źródła wywiadu satelitarnego i rozpoznania radioelektronicznego NATO. Zwiększa to skuteczność użycia artylerii.

Wykazują to źródła ukraińskie, przytaczające w publicznej przestrzeni informacyjnej liczne zapisy skutecznego działania własnej artylerii, zwalczającej m.in. kolumny zaopatrzeniowe Rosjan oraz zgrupowania wojsk. To jednoznacznie potwierdza, jakie znaczenie ma sprawna współpraca środków ogniowych z systemami rozpoznania, jak się wydaje skuteczniejsza niż w przypadku armii rosyjskiej, gdzie artyleria często wykonuje „obszarowe zadania ogniowe", strzelając według mapy. Niczym innym jest przecież prowadzenie zmasowanego ognia z wyrzutni wieloprowadnicowych BM21 Grad przeciwko obszarom intensywnej zabudowy mieszkaniowej, bądź – tam gdzie Rosjanie nie mają możliwości podejścia na mniejszą odległość – ostrzeliwanie celów położonych w granicach miast amunicją niekierowaną z wyrzutni wieloprowadnicowych wyższych kalibrów, takich jak np. BM30 Smiercz/Tornado-S, bądź nawet rakietami balistycznymi Toczka-U. Na marginesie: rakiet tych, ze zmiennym powodzeniem, w początkowej fazie wojny użyli także Ukraińcy, kierując je przeciwko celom wojskowym (np. lotnisko Millerowo w obwodzie rostowskim na terytorium FR).

Czytaj też

Bez głębokiej, i dobrze udokumentowanej, analizy skuteczności użycia poszczególnych komponentów sił zbrojnych obydwu państw, w tym skuteczności zastosowania artylerii wszystkich klas, lufowej i rakietowej – co będzie możliwe dopiero po całkowitym zakończeniu działań wojennych – nie sposób mówić o jednoznacznych wnioskach, pomocnych w doskonaleniu naszej artylerii. Niemniej warto pochylić się nad niektórymi elementami poznanych już aspektów użycia przez Rosjan środków artyleryjskich i, szerzej, przyjętej taktyki działania różnych rodzajów sił zbrojnych. Dostarczają one informacji o tym, czego – w razie potencjalnego konfliktu – można się po takim przeciwniku spodziewać, i czemu powinno się mieć możliwość przeciwdziałać (lub przynajmniej minimalizować efekty działań podejmowanych w trakcie potencjalnych operacji).

Nauki płynące dla armii państw NATO są w niektórych przypadkach wręcz szokujące, nawet jeśli pominiemy w nich fakt wykorzystania w charakterze broni ekonomicznej surowców energetycznych czy nie zawsze możliwe do pełnego udokumentowania intensywne działania ofensywne w cyberprzestrzeni. Bez wątpienia należy do nich zaliczyć gotowość prowadzenia przez armię FR dynamicznych operacji wojskowych na terenie obiektów energetyki nuklearnej, w tym także – operacji z użyciem ciężkiego uzbrojenia. Historia wojskowości nie znała wcześniej takich przypadków, z jakimi mamy do czynienia na terenie Czarnobyla i największej w Europie elektrowni atomowej w Enerhodarze. W jednym i drugim przypadku mamy do czynienia z braniem w charakterze zakładników pracowników cywilnych obiektów energetyki atomowej oraz, przynajmniej w przypadku Czarnobyla, z dezorganizacją systemu monitoringu statusu odpadów promieniotwórczych oraz likwidacją monitoringu online tego stanu przez międzynarodowe instytucje zajmujące się tą dziedziną. Rosjanie nie cofnęli się także przed bombardowaniem instytutów naukowych, w których do prac badawczych wykorzystywane są materiały promieniotwórcze. Stworzyło to potencjalne zagrożenie skażeniem promieniotwórczym o niemożliwej do prognozowania skali i zasięgu.

Za pomocą rakiet operacyjnych, odpalanych znad terytorium Białorusi oraz znad Morza Czarnego m.in. z pokładów takich nosicieli uzbrojenia rakietowego powietrze-ziemia jak Tu-22M i, prawdopodobnie, Tu-160 i Tu-95, Rosjanom udało się wykonywać uderzenia w cele na całym terytorium Ukrainy, także na jej zachodzie (m.in. Iwano-Frankowsk, Żytomierz, Łuck, Winnica), nie objętych działaniami naziemnymi, i chyba będących poza możliwościami Rosjan w tym zakresie. To dla nas istotna nauka w kontekście dokonanej kilka lat temu decyzji, by potencjał naszych F-16 zwiększyć zdecydowanie umożliwiając im projekcję siły dzięki takiemu uzbrojeniu jak JASSM i JASSM-ER. Ale Siły Powietrzne to jeszcze nie artyleria, choć współdziałanie i współdzielenie zadań pomiędzy tymi komponentami SZ RP jest sprawą oczywistą. Niemniej – warto pozostać przy artylerii...

Artyleryjski komponent Sił Zbrojnych RP, o czym wielokrotnie mieliśmy okazję pisać, oceniany jest jako ten, który jest modernizowany najsprawniej, w najbardziej przemyślany sposób i z największą konsekwencją. Co nie znaczy, że absolutnie bezbłędnie i bez niepotrzebnych wpadek. W tym miejscu należałoby przypomnieć lata zaniechań decyzyjnych (to najłagodniejsze określenie...) w odniesieniu do programu kołowej sh 155 mm Kryl, w wyniku których w blisko 11 lat od podpisania umowy w sprawie realizacji programu (28 grudnia 2011), i w 8 lat po zaprezentowaniu prototypu Kryla (lato 2014) nadal nie wiadomo, czego tak naprawdę wojsko właściwie chce od przemysłu, jeśli chodzi o kołową armatohaubicę 155 mm. Dotychczasowe doświadczenia wojny w Ukrainie pokazują, że w pewnych sytuacjach i uwarunkowaniach terenowych ciężkie pojazdy gąsienicowe tracą znaczną część swoich zalet. Ponadto nie można tracić z pola widzenia ważnego czynnika, jakim jest możliwość elastycznego przemieszczania potencjału artylerii wzdłuż wschodnich granic Polski.

Dotychczas z terytorium naszego potencjalnego przeciwnika, ze strony którego napaść jest najbardziej prawdopodobna, dzieliła nas granica państwowa o długości 210 km, oddzielająca RP od terytorium RF w Obwodzie Kaliningradzkim. Podporządkowanie sobie przez Rosję Białorusi, możliwość lokowania na jej terytorium dowolnie licznych sił zbrojnych FR, wydłuża naszą granicę z Rosją o 418 km. Gdyby trwająca od 24 lutego wojna miała doprowadzić do tego, że Rosji uda się podporządkować sobie pod względem militarnym także Ukrainę, i tym samym zablokować jej wejście do NATO i przysporzenie Polsce na granicy wschodniej ważnego sojusznika (teoretycznie można brać pod uwagę taką opcję, choć dotychczasowy przebieg wojny czyni ją mało prawdopodobną), wówczas ta granica, o którą możemy być niespokojni, wydłuży się o kolejnych 535 km. Policzmy: łącznie możemy mieć do czynienia z liczącą 1163 km wspólną z potencjałem militarnym Rosji granicę lądową. To jest ponad pięć razy więcej niż stan, jaki uwzględniano w pracach nad obecnym kształtem Sił Zbrojnych, ich strukturą, wydatkami na obronność, rozlokowaniem sił itp. Wymagać to będzie rewolucyjnego wręcz podejścia do planowania strategicznego i obronnego na najbliższe lata i dekady. Nawet, jeśli przyjmiemy, iż Ukraina zachowa suwerenność i, kiedyś, zostanie członkiem NATO i UE, graniczyć będziemy z Rosją i Białorusią na prawie 630 km granicy lądowej, czyli na odcinku dłuższym, niż graniczymy z Niemcami czy Slowacją, krajami sojuszniczymi. To na porządku dziennym powinno postawić pytanie o to, w jakim zakresie powinny zostać zaktualizowane nasze plany obronne. W tym – plany dotyczące dalszej modernizacji i wsparcia rozwoju artylerii.

Wzdłuż wschodniej granicy Polski istnieje już stosunkowo niezły system komunikacji drogowej w postaci drogi ekspresowej S19. Umożliwia ona szybką dyslokacją jednostek wojskowych, w zależności od powstających potrzeb, wzdłuż granicy. Na podkreślenie zasługuje słowo „szybką". Ciężki komponent artyleryjski, czyli DMO Regina, wymaga do przemieszczania się na duże odległości mobilizacji transportu kolejowego, bądź posiadania odpowiedniej wojskowej infrastruktury transportowej w postaci odpowiedniej liczby jednostek platform niskopodwoziowych o odpowiedniej nośności. One, podkreślmy to, będą potrzebne nie tylko do przerzucania dywizjonów artylerii, ale także, a może przede wszystkim, sprzętu pancernego. W takiej sytuacji kapitalnego znaczenia nabiera zdolność do autonomicznego i szybkiego przemieszczania się jednostek artylerii samobieżnej wzdłuż granicy – bez potrzeby angażowania rozbudowanego zaplecza logistycznego.

Ugrupowania artyleryjskie, oparte o kołowe haubice takie jak wz. 77 Dana czy sh 155 mm Kryl (jeśli wreszcie kiedyś powstanie w satysfakcjonującej MON formule) mogą z powodzeniem wykorzystywać sieć istniejących dróg. Dotyczy to nie tylko środków ogniowych, ale także pojazdów wsparcia (dowodzenia, amunicyjnych, rozpoznania, technicznych), również opartych o platformy kołowe. To podstawowy argument za dwoma działaniami, które powinny zostać podjęte już nie dziś, ale „wczoraj". Pierwszym jest nadanie odpowiedniej rangi programowi Kryl, który – przypomnijmy – jeszcze w 2016 r. przewidywał zakup 7 kompletnych DMO po 24 haubice w każdym. Z perspektywy dzisiejszych doświadczeń i po weryfikacji sytuacji strategicznej, a także planowanego ostrego wzrostu wydatków na obronność do 3 proc. PKB należałoby poddać radykalnej korekcie. Tymczasem – wciąż jesteśmy na etapie „zbliżania się do finału" pracy rozwojowej zapoczątkowanej w 2011 r. i... przygotowań do podpisania umowy na nową PR z nowymi wymaganiami...

Czytaj też

Dobrze, że utrzymywane jest założone tempo wdrażania systemu gąsienicowego (ciężkiego) artylerii samobieżnej 155 mm, czyli DMO Regina z sh Krab (dotychczas dostarczono trzy DMO, trwa produkcja i dostawa czwartego spośród pięciu zamówionych modułów). Wiele wskazuje na to, że liczba zamówionych DMO Regina zostanie zwiększona. W kontekście dość znaczącej zmiany sytuacji strategicznej na granicy wschodniej należałoby podjąć decyzje co do skali wzrostu zamówień.

Pilną kwestią jest opanowanie w pełni suwerennej produkcji jak najszerszego zakresu typów amunicji. Sprawa jest o tyle ważna, że w sytuacji możliwego zagrożenia dla stabilności i pokoju w naszym regionie nie do końca racjonalnym jest poleganie w tak ważnej dziedzinie budowaniu potencjału obronnego na imporcie kluczowego składnika amunicji, nawet jeśli miałby to być import od sprawdzonego i wiarygodnego sojusznika w obrębie NATO.

Skoro jesteśmy przy amunicji: czy, poza biurokratycznymi ograniczeniami oraz pewną inercją decyzyjną, coś stoi na przeszkodzie, aby przyspieszyć prace nad dokończeniem programu produkcji rodzimej, niezależnej od zagranicznych dostawców, amunicji precyzyjnego rażenia dla systemów artylerii lufowej 155 mm? Podobne pytanie należałoby zadać w odniesieniu do APR120, czyli amunicji precyzyjnej do dumy polskiej armii, systemu bliskiego wsparcia artyleryjskiego M120 Rak? Obydwa systemy amunicji precyzyjnej od co najmniej kilkunastu miesięcy „są w końcowej fazie badań", po których powinny zapaść decyzje co do wdrożenia ich na uzbrojenie. Obydwa, ten dla artylerii 155 mm i dla systemu moździerza automatycznego 120 mm, powstają w polskim przemyśle obronnym.

Czytaj też

Doświadczenia z dotychczasowej fazy walk w Ukrainie z wykorzystaniem artylerii dowodzą, jak fundamentalne znaczenie ma nasycenie jednostek artylerii środkami rozpoznania wszystkich klas. Chodzi nie tylko o dostęp do danych z rozpoznania satelitarnego, pomocne przy planowaniu operacyjnym działań jednostek artylerii, ale też, a właściwie przede wszystkim, o rozpoznanie na szczeblu operacyjnym i taktycznym. Dobrze się stało, że „w drodze" jest realizacja zamówień na tureckiej produkcji drony rozpoznawczo-uderzeniowe Bayraktar TB2, których kult budowany jest właśnie na polach bitew Ukrainy. Pierwsze efekty trafionej decyzji MON w tym zakresie powinniśmy odczuć na przełomie roku bieżącego i przyszłego. Dobrze się też stało, że skonkretyzowano kwestię pozyskania bezzałogowców General Atomics Aeronautical Systems Inc. (GAASI) MQ-9 Reaper, pozyskiwanych w trybie PPO (pilna potrzeba operacyjna). Niedobrze się dzieje, że z powodów nieznanych opinii publicznej ugrzęźliśmy w gmatwaninie towarzyszącej pozyskaniu systemu rozpoznawczych bsl Orlik.

Niejasne są powody, dla których nie tyle odrzucono, co wręcz storpedowano ofertę Grupy WB, nie dopuszczając jej do przetargu w programie Orlik, choć firma posiadała już gotowe do wdrożenia rozwiązania. Niejasne są też powody, dla których zdecydowano się wybrać znacznie droższą, mniej korzystną także z powodów operacyjnych (terminy dostaw) ofertę rozwiązania PGZ-19R, których dostawy mają rozpocząć się w 2022 r. i potrwają do 2024 r. Mowa jest o 8 zestawach obejmujących łącznie 40 platform.

Ten program, o ile dojdzie do rozszerzenia skali zamówień na DMO Homar, już powinien zostać zweryfikowany pod względem ilościowym tak, aby zapewnić dywizjonom artylerii odpowiednie nasycenie środkami rozpoznania szczebla taktycznego. Także – z uwzględnieniem ewentualnych strat bojowych w sytuacji konieczności użycia systemów artylerii w realnych warunkach bojowych (a nawet i w sytuacji prowadzenia bardzo intensywnych ćwiczeń z użyciem tego systemu).

Wartą rozważenia jest też kwestia rozszerzenia dotychczasowego zakresu programu Radiolokacyjnego Zestawu Rozpoznania Artyleryjskiego Liwiec. Realizacja programu została zakończona w 2018 r. po dostawie 7 egz. systemu. W świetle potrzeb związanych z nieuniknionym prawdopodobnie zwiększeniem skali zamówień na systemy artylerii samobieżnej 155 mm, zarówno gąsienicowej (Regina), jak i kołowej (Kryl) należałoby zweryfikować dotychczasowe założenia odnoszące się do skali zamówień na ten system, tak jak i nad jego rozwojem jakościowym, uwzględniającym dokonujący się postęp techniczny i technologiczny w dziedzinie zarówno artylerii, jak i środków wykrywania celów i zakłócania sygnałów.

Wyliczanie niezbędnych z punktu widzenia skuteczności artylerii działań nie może być bezrefleksyjnym koncertem życzeń, w którym będą pobrzmiewać wyłącznie teoretyczne argumenty z dziedziny „należałoby...". Bezwzględnie koniecznym jest doprowadzenie w możliwie najszybszym czasie do finalizacji kilku projektów, pozwalających zwiększyć efektywność już posiadanych systemów uzbrojenia. Takich jak uzupełnienie dywizjonów wyrzutni rakietowych WR40 Langusta o komponenty rozpoznania i zautomatyzowanego dowodzenia. To samo odnosi się do programu modernizacji, choćby w podstawowym zakresie, dywizjonów sh 152 mm wz. 77 Dana, które również „aż się proszą" o nowoczesne systemy dowodzenia i rozpoznania. Obydwa te programy powinny w stosunkowo krótkim czasie zwiększyć bojową efektywność już posiadanych, opanowanych i dobrze „oswojonych" przez wojsko systemów artylerii.

Stosunkowo dobra sytuacja panuje w obszarze systemów bezpośredniego wsparcia artyleryjskiego pododdziałów piechoty, czyli faktycznie nie mającego licznych odpowiedników armiach sąsiednich państw samobieżnych moździerzy automatycznych SM120K Rak. Dotychczas przemysł nie tylko zrealizował w pełni umowy z wiosny 2016 r. w sprawie dostawy 8 KMO (kompanijny moduł ogniowy) M120K Rak w liczbie 64 wozów ogniowych oraz odpowiedniej liczby wozów dowodzenia (32 egz. AWD), wozów technicznych i amunicyjnych, ale też realizuje zgodnie z harmonogramem kolejne umowy. Punktem docelowym jest dostarczenie do 2024 r. łącznie 120 Raków wraz z odpowiednim parkiem pojazdów towarzyszących. Pomimo że zakończone zostały wszystkie badania Artyleryjskiego Wozu Rozpoznania (AWR), który jest ostatnim, ale niezmiernie ważnym składnikiem KMO Rak, nadal nie ma podpisanego zamówienia AWR dla wszystkich zakontraktowanych dotychczas 15 modułów kompanijnych Rak w wariancie na podwoziu kołowym. Jak się dowiedzieliśmy, podpisanie umowy w tej sprawie powinno nastąpić w 2022 r.

Rozwodzenie się nad perspektywami programu Homar o tyle jest pozbawione głębszego sensu, że, z jednej strony, przebieg wojny w Ukrainie dowodzi, jak ważne jest posiadanie systemu artylerii rakietowej o takim zasięgu, jaki wpisano w wymagania Homara, a z drugiej – że w tej dziedzinie jesteśmy praktycznie skazani na wolę naszego największego sojusznika. Program Homar, przypomnijmy, „odpalono" praktycznie w 2014 r. (choć koncepcja funkcjonuje w MON od 2012 r.) uruchomieniem postępowania na prace projektowe, rok później do postępowania zaproszono Hutę Stalowa Wola a w 2017 r. ogłoszono, iż dostawy trzech DMO Homar po 24 wyrzutnie w każdym DMO, plus dwóch wyrzutni szkolnych, rozpoczną się w 2018 roku, przy czym dwa DMO miały być dostarczone do 2022 r. Program przeżywał wiele opisywanych przez nas dość szczegółowo zawirowań, nie zawsze zrozumiałych i czytelnych dla opinii publicznej. Po to, aby 13 lutego roku 2019, kiedy liderem programu przejętego od konsorcjum pod kierownictwem HSW SA stała się PGZ, ogłosić decyzję o zakupie w procedurze LOA jednego dywizjonu systemu HIMARS z 18 wyrzutniami bojowymi oraz dwoma szkolnymi. Pakiet objął m.in. 36 modułów z 6 pociskami GMLRSU M31A1, 9 modułów z pociskami GMLRSAW z 6 pociskami GMLRSAW M30A1 i 30 taktycznych pocisków balistycznych ATACMS M57. Dostawa sprzętu (20 wyrzutni) została uzgodniona na przyszły rok. Ostatnio, już po wybuchu wojny w Ukrainie, zapewniono o przyspieszeniu realizacji dostaw, ale szczegóły nie są na razie znane. Nie wiadomo zatem, kiedy SZ RP uzyskają zdolność posługiwania się tym systemem, ani kiedy i w jakim trybie mają zostać pozyskane kolejne moduły dywizjonowe, jako że jest sprawą oczywistą, iż zakontraktowane dostawy nijak się mają choćby tylko do założeń z 2012 r. o potrzebie pozyskania łącznie 56 wyrzutni systemu Homar. Doświadczenia z działań wojennych prowadzonych w Ukrainie od 24 lutego dowodzą, że system rakietowy tej klasy ma istotne znaczenie dla potencjału całych sił zbrojnych. Rakiet o tym „formacie" używają zarówno wojska FR, jak i Ukrainy (system Wilcha różnych wersji o donośności od 70 do ponad 200 km i masie głowicy bojowej od 170 do 236 kg).

Przypomnijmy: dla systemu Homar przewidziano kierowane pociski rakietowe, pociski 227 mm GMLRS (Guided Multiple Launch Rocket System) przenoszą głowicę bojową o masie do 89 kg i charakteryzują się donośnością rzędu 70 km, natomiast pociski ATACMS (Army Tactical Missile System ) M57 przenoszą głowice o masie do 560 kg na odległość do 300 km. Tej klasy uzbrojenie rakietowe, o ile wejdzie do użycia, przeniesie naszą artylerię rakietową w zupełnie nowe obszary, dotychczas ograniczone możliwościami różnych wariantów Grada, czyli BM21, BM021M, RM70, WR40 Langusta), których zasięg oddziaływania kończy się dziś praktycznie na ok. 40 km (systemy rakiet o donośności rzędu 70 km, wyposażonych w systemy precyzyjnego naprowadzania, jak na razie są raczej obce naszym Siłom Zbrojnym). To sprawia, że uzbrojenia tej klasy możemy używać, jak na razie, na jedynie w ograniczony sposób, stosując "salwy" zamiast pojedynczych, celnych strzałów...

"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie

Komentarze (13)

  1. raf4

    popieram ze nie ma co ko,binoac i wymyslac na nowo: zwiad FlyEye z WB plus FT-5 ---masowa skala kilkaset sztuk Dana zamieniec w Zuzanne 2 155mm , rozliczenie z Borsukiem Słowacy dostana BWP my samobiezną 155 wdrozyc Homar zgodnie z projektem czyli 3 DMO z pełna produkcja w Polsce cyli produkcja u nas GMLRS i mam nadzieje taze GMLRS-ER plus zamowiec z 40 Langust z Feniksami ....a grady wysyłac jak najszybciej do Ukrainy nic prostszego tylko w jeden dzien usiac i podpisac zamowienia.

    1. Hamak

      Moze zapytaj najpierw Slowacje czy bedzie chciala wymienic Zuzanne na istniejacy w prototypie Borsuka. Moze najpierw powinna ruszyc jego produkcja co?. USA niecsprzedadza ci licencji na Himarsa ani na rakiety trzeba bylo o tym myslec jak kupilo sie produkt z polki odrzucajac polskie firmy. Wiekszych bredni dawno nie czytalem.

    2. raf4

      co do Słowaków dopuscili Borsuka jako prototyp, zakup Zuzanny moze pomóc naszej ofercie...pilka po ich stronie ;)

    3. raf4

      co do GMLRS odpal sobie youtube i masz PGZ HOMAR cała prezentacje kto gdzie kiedy i co bedzie w Polsce.....ale "oszczednie" wzieli z półki i transfer który kosztuje nie został zrealizowany wiec proponuje powrot do 3DMO z transferem technologi

  2. Prezes Polski

    To ja jeszcze dodam, że przedstawione w tekście ilości dronów do obserwacji i kierowania ogniem są dalece niewystarczające. To powinien być jeden dron na baterię i to o zasięgu co najmniej 50-60km. Dopiero przy takim nasyceniu będziemy mogli zadać sowietom straty ogniem precyzyjnym.

    1. ito

      "Sowietom'? Dlaczego chcesz walczyć z Ukraińcami? Albo Litwą?

  3. Al.S.

    Teraz należałoby wynegocjować od Ukraińców licencję na 300 mm system Wilcha. Głowica o masie ca. 200 kg , CEP 10-30 m i donośność 100-200 km, dają potrzebną siłą ognia i zasięg. Choć pociski lufowe dzięki gazogeneratorowi strzelają dziś na podobnym dystansie, to przenoszą tylko kilka kg ładunku. Rakieta 300 mm to ok 40 armatnich pocisków 155 mm. Taki system rozwiązałby nam problem zwalczania artylerii oraz zgrupowań wojsk npla na dalekich rubieżach. Donośność systemu umożliwiałby mu pozostawanie daleko w głębi kraju, gdzie byłby mniej narażony na zniszczenie. Używanie w takiej roli kołowych systemów lufowych, strzelających na max 40km, a więc operujących bardzo blisko przeciwnika, oznacza spore straty. Gdyby rakiety produkować w kraju, główna wada amunicji rakietowej - jej cena, mogłaby być pod kontrolą. Pocisk GMLRS 227 mm kosztuje 100 tys dolarów i nawet gdyby krajowa amunicja 300mm nie była tańsza, to te środki pozostawałyby w kraju, wspierając rodzimy przemysł.

    1. Valdore

      AIS, rozumiem że w Polsce mamy wyrzutnie bm-30 by je dostosować do pocisków Wilcha? I jakos zdecydowanie wolę GMLRS o CEM kilka razy mniejszym czy GMLRS-ER zdolne nawet do ataku na cele ruchome, podobnie jak juz mogą ATACMS. A cod o ceny to byłaby sporo wyższa bo musiałbyś najpierw zbudować całą bazę produkcyjna i wyszkolić ludzi a to też kosztuje. Jak bysmy mieli Smiercze, to mozna by o tym mysleć, ale nie mamy.

  4. Ech

    Napewno te zachwalanie broni preczujenj i narzenie na Rosjan ktrzy zabijaja cywilow jest propagadna - chyba ze pan autor tak samo krytykowal dzialnia USa? Wted by bylo ucziwie. PRZYPOMNE - 2 MILIONY ZABITCH W IRAKU przez USa. 20 lat okupacji w Afgastanie (nie 5% kraju jak teraz Rosjanie i UKRANIa) 100% keaju -20 lat, 300 tys zabitych. A Irak - 2 miliony. I to jest tragedia. JEsli Rosjanie zabija 20 tys to tez smutno - ale to jst 100 razy mniej niz USA. Co do broni prezzyjnej swego czasu BBC - tak to opisalo "13 lutego niewidoczny dla radarów amerykański bombowiec zrzucił dwie, kierowane laserem bomby na obiekt, w którym miało się znajdować centrum komunikacyjne i ośrodek dowodzenia irackiej armii. Okazało się jednak, że w budynku mieszkali cywilni uchodźcy wojenni. Zginęło 315 osób, w tym 130 dzieci." *BBC - jesli sie pomija 2 milinty zabitch w Iraku a pisze sie wyklad o 2 tysiacach - to czy to nie jest propaganda? Jak to logicznei wylmaczyc?

    1. Valdore

      I znowu rustroll Ech zaczyna swój skowyt. Ale jak bronisz rosyjskich zbrodniarzy to sam jesteś jednym z nich.

    2. Ech

      Davien - zabolala prawda? Wolisz filkcie i klamstwa?

    3. ito

      Davien woli bajki nie od dzisiaj. Precyzyjne naprowadzanie zostało bardzo pięknie skompromitowane w czasie ucieczki Amerykanów z Afganistanu- precyzyjny pocisk miał zabić jedną osobę- zabił 17. Głównie dzieci. Wisienką na torcie okazała się wiadomość, że Amerykanie POMYLILI CEL i uderzyli w Bogu ducha winnego człowieka. Oczywiście masz rację co do ograniczeń naprowadzania precyzyjnego- tym niemniej póki co drony jako podświetlacze celów wydają się najrozsądniejszym rozwiązaniem. Natomiast wydaje mi się, że docelowo powinno się dążyć do prowadzenia przez operatora posługującego się kamerą w głowicy pocisku. W bombie takie rozwiązanie da się zaaplikować stosunkowo prosto, w pocisku artyleryjskim rzecz jest bardzo trudna, tym niemniej warta zachodu.

  5. Prezes Polski

    Nie chcę być złośliwy, ale amunicja precyzyjna naprowadzana laserowo to w naszym przypadku ślepa uliczka. Krab ma strzelić na 30-40km, a gdzieś w pobliżu celu musi się znaleźć urządzenie które wyemituje ten promień lasera. Wiadomo, że może to być oświetlacz przenoszony przez żołnierzy na lądzie (jak ich tam dostarczyć?) albo np. na dronie (nie mamy panowania w powietrzu). W obu przypadkach szansa na skuteczne oświetlenie celu jest niska. Reasumując przestańmy żyć złudzeniem, że coś mamy i wystarczy to wdrożyć, bo nic nie mamy. Liczy się tylko amunicja typu excalibur, albo jeszcze mądrzejsza, która sama znajdzie cel.

    1. Witcher

      Bzdura, amunicja precyzyjna to nie tylko podświetlanie laserem. Precyzyjnie można też strzelać z użyciem GPS

    2. Prezes Polski

      Przecież właśnie o tym napisałem. Excalibur naprowadzany jest gps, a my uparcie rozwijamy naprowadzanie laserem.

    3. Szabelkajakulani

      To co się dzieję na Ukrainie raczej sugeruje odwrotnie, a wolę jednak praktykę niż teoretyzowanie. Po pierwsze nie jest tak łatwo opanować niebo jak atakujesz przeciwnika - oczywiście my nie mamy dzisiaj własnego OPL, no zakładam, że jednak rząd to naprawi, ale to też chyba najłatwiejsze co mogą sojusznicy podrzucić, zresztą widać to po reakcji NATO. Plus jednak mamy nowsze lotnictwo niż Ukraina i znowu, samoloty to łatwe środki do przesunięcia przez sojuszników w Europie. Więc założenie, że przeciwnik, który słabo dzisiaj radzi sobie na Ukrainie w zdobywaniu przewagi lotniczej poradzi sobie u nas jest bardzo pesymistyczne. Dalej - z tego co wskazywali eksperci, wiele z tych słynnych bombardowań przez drony, to tak naprawdę efekt naprowadzenia pocisków z artylerii. I wg mnie to jest lepszy sposób na wykorzystywanie dronów - te są przecież tanie i liczne, a jak pokazuje praktyka Rosjanie w ruchu mają problem z własnym OPL.

  6. mc.

    1/ Musimy uzyskać ukierunkowanie ataku nieprzyjaciela, tak by go zmusić do wybrania kierunku który sami wskażemy. 2/ Na wybranym kierunku "pobocze" minujemy przy pomocy systemów Kroton, i co do 2-3 km ustawiamy baterie Krabów do niszczenia przeciwnika 3/ Kraby muszą mieć zabezpieczenie w postaci baterii Himarsów prowadzących ogień przeciwbateryjny (w zasadzie Himarsy powinny działać w momencie "pojawienia się" artylerii przeciwnika). JAK ? Ad.1 Tereny na zachód od Bugu (czyli najważniejszego kierunku rosyjskiego natarcia) na min odległość 15-20 km od brzegu rzeki muszą być wykupione i ustanowione jak "Nad Bugowy teren obronny" Zalesione i "zagęszczone" przeciwczołgowymi zaporami. Ad.2 Na pograniczu tego terenu muszą być umiejscowione jednostki (6-8 jednostek) artyleryjsko-rakietowo-minowe tak by szybko mogły podjąć działania. Ad.3 Rozpoznanie na odległość min 200 km musi wskazywać cele naszym jednostkom.

  7. Piotr Skarga

    Niezły artykuł , taki zdroworozsądkowy! Ale zdrowy rozsądek jest obcy obecnej władzy politycznej jak i szefostwu MON! Dlaczego? Bo np multum kasy MON zdecydował wydać na... fregaty rakietowe i kolejne de facto pomocnicze , NIE-bojowe i bezbronne niszczyciele min. Ps. Skoro mamy aż 111 Dan, które posłużą jeszcze dooobrych parę lat dlaczego APR155 nie powstaje od razu także dla 152 mm?

    1. Był czas_3 dekady

      Nasze działa 122mm powinny być czym prędzej zastępowane 155mm. Kaliber 122mm jest nieperspektywiczny w NATO i powinniśmy od niego odchodzić. Wiem, wiem, mamy tysiące pocisków w magazynach ale kupiec na nie by się znalazł

    2. B1ob

      A skąd wiesz co będziemy mieli w magazynach po tej wojnie?

    3. Valdore

      Panie Skarga, po pierwsze APR-155 to rozwiniecie pocisku Kwitnyk o kalibrze 152mm z Ukrainy, po drugie Dany sa zastępowane Krabami, po trzecie każda fregata rakietowa to bateria OPL, , mozliwość ataku na okrety przeciwnika i na cele naziemne w jednym do tego wyposażona w doskonałe radary. i mogaca prowadzic ogień w ruchu.

  8. Z lewej strony

    Osobiście uważam, że program Kryl nie jest perspektywicznym rozwiązaniem, co zresztą widać po innych krajach. W większości z nich odchodzi się powoli od idei działa przewożonego na odkrytej platformie i obsługiwanego z zewnątrz na rzecz zautomatyzowanego działa samobieżnego na podwoziu kołowym (w typie szwedzkiego Archera). Tylko, że u nas samobieżne działa na podwoziu kołowym już się znajdują - a są to Dany. Aktualnie prowadzony jest program modernizacji podwozia (bardzo udany zresztą) a gdyby zmodernizować wieżę i działo (np. na 155/45) to mamy doskonały system dla samodzielnych jednostek artylerii, które mogłyby zostać szybko przesunięte na zagrożony odcinek.

    1. Piotr Skarga

      Kryl zyskałby większy sens pod warunkiem co najmniej półautomatu ładującego. Dziś czas odpowiedzi kontrbateryjnego artylerii rosyjskiej to dopiero 8-9 minut. Ok 2 lata temu oficjalnie chcieli zejść do poziomu 6-7 minut. Ale ile potrzebują dziś ? Zatem nasze działa powinny mieć zdolność do oddania maksimum strzałów w ciągu do 3 minut , by mieć ze 2 minuty na zwinięcie się i odskok. Rak i Krab to już potrafią, Czy będzie to potrafił Kryl?

    2. Witcher

      Nie da się zmodernizować Dany do 155. Taka modernizacja to wymiana wieży na całkowicie inną

  9. Flaczki

    Artyleria bedzie dzialala jak ma kiedy bedzie przewaga w powietrzu misliwcami I dronami wspieranymi samolotami AWACS i tankers. Tego sprzetu Polska nieposiada i nierozumie dlaczego I prosze nie pisac bzdur ze pieniedzy niema bo wlasnie na takie cos sa. 48 F16, 18 SU22 I 22 Mig29 to jest zamalo zebykontrolowac przewage w powietrzu, Polska jest krajem frontowym I zawsze nim bedzie i Polska potrzebuje co najmniej 150 misliwcuw, cztery KC135 Luke MRTT/KC46A I czyery AWACS’ jak I rakiety CAMM i patrioty.

  10. Giray

    Jest tu zbyt wiele myślenia na poziomie taktyczno-operacyjnym, przez co umyka nam bardzo ważny aspekt tej wojny, jakim są ograniczone możliwości Rosji w dziedzinie zbrojeń. Państwo to nie dość, że produkuje nowe wzory uzbrojenia w niewielkich jak na swoje możliwości ilościach, to jeszcze na dodatek ma duże problemy z wdrażaniem nowych rozwiązań i technologii. Przyczyną jest głównie brak środków finansowych. Przeciwdziałanie polega na ich ograniczeniu, nie myśli się nad tym, aby wciągnąć Rosję w wyścig zbrojeń w innych dziedzinach, co spowoduje mniejsze inwestycje w innych dziedzinach. Mam tu na myśli odwlekany w nieskończoność program ORKA. 4 albo jeszcze lepiej 6 nowoczesnych OP w PMW zmusi Rosję do rozbudowy Floty Bałtyckiej kosztem wojsk lądowych i lotnictwa. A teraz mamy najlepszy czas na tego rodzaju decyzje.

    1. kaczkodan

      Nie jesteśmy pępkiem świata i jedynym państwem w NATO, w przeciwdziałanie wobec okrętów podwodnych może Rosjan wkręcać ktoś inny.

  11. Gniewko

    "Niejasne są powody, dla których nie tyle odrzucono, co wręcz storpedowano ofertę Grupy WB, nie dopuszczając jej do przetargu w programie Orlik" przecież w mailu Dworczyka było napisane wyraźnie dlaczego nie.

  12. Siódmy

    Moim zdaniem Kryl; nie ma sensu, jego zamiennikiem powinna być Langusta, ale niestety, potrzeba zainwestować w rozwój tych rakiet, by były bronią precyzyjną a nie powierzchniową.

  13. KrzysiekS

    HOMAR powinien być zrealizowany z Koreą Pół. Można spokojnie produkować ich systemy bo są kompatybilne z USA a efektory można produkować Koreańskie oraz kupować z USA. Korea ma też systemy OPL możemy na dzień dobry kupić kilka z nich (będzie taniej niż z USA oraz rozmawiać o produkcji na licencji).

    1. M@niek

      To się dopiero Korea Północna zdziwi...

    2. Był czas_3 dekady

      Można też było zakupić w Serbii pociski o kalibrze 400 mm mogące razić cele oddalone nawet o 300 km. (patrz: Serbskie Homary i Kryle) byłoby taniej i być może z korzyścią dla naszego przemysłu.

    3. X

      Chyba ci się Koree delikatnie pomyliły...