Reklama

Polityka obronna

Rafał Trzaskowski: "złota era bezpieczeństwa" dobiegła końca [WYWIAD]

Autor. Szymon Pulcyn/Urząd m.st. Warszawy

„W Warszawie jak w całej Polsce musimy sobie uświadomić, że „złota era bezpieczeństwa” dobiegła końca” - mówi Rafał Trzaskowski, prezydent m.st. Warszawy. Jak dodaje, „jeśli chcemy dalej utrzymać ten poziom poczucia bezpieczeństwa, który mamy obecnie, to musimy zacząć myśleć i działać całościowo”. Szef stołecznego ratusza przekonuje też, że „ważne jest żebyśmy budowali jeden wspólny system reagowania od poziomu samorządu do poziomu całego państwa, w którym wszystkie służby od policji, przez straż pożarną po wojsko potrafiły ze sobą współdziałać”.

Dominik Mikołajczyk, redaktor naczelny InfoSecurity24.pl: Czy mieszkańcy Warszawy mogą czuć się bezpiecznie?

Rafał Trzaskowski, prezydent m.st. Warszawy: Mogą czuć się bezpiecznie, bo – jeżeli porównujemy miasta o podobnej wielkości, a zwłaszcza stolice europejskie - Warszawa generalnie rzecz biorąc, na co wskazują wszystkie badania i statystyki, jest miastem bezpiecznym. Natomiast oczywiście bezpieczeństwo zawsze można poprawiać i przygotowywać się na przeróżnego rodzaju ewentualności. W ostatnich latach jako miasto musieliśmy reagować na kryzysy, których nikt się nie spodziewał, bo przecież od pandemii po wojnę za naszą wschodnią granicą to były tragiczne wydarzenia, bardzo trudne do przewidzenia.

Coraz większą rolę w radzeniu sobie z tymi kryzysami pełnią samorządy, które są na pierwszej linii. I dlatego mówimy o bezpieczeństwie w takim wymiarze codziennym - choćby właśnie na ulicach miasta, jak również o bezpieczeństwie jako przygotowaniu się na przeróżnego rodzaju scenariusze.

Reklama

Wspomniał Pan o pandemii i wojnie za naszą wschodnią granicą. Pozostając w temacie, chciałem zapytać o ustawę o ochronie ludności. Sejm rozpoczął już prace nad tym rządowym projektem, który zakłada m.in., że w budowaniu całego sytemu kluczową rolę odegrać ma samorząd. Czy Warszawa jest na to gotowa?

Przede wszystkim na razie mamy projekt, który jest procedowany w Sejmie i którego losy śledzimy na bieżąco. Rzeczywiście część obowiązków ma być pozostawiona samorządom. Pytania oczywiście jak zawsze dotyczą definicji, standardów obiektów i pieniędzy, które mają towarzyszyć tej ustawie.

Definicje są ważne, dlatego że bardzo wiele będzie zależało od szczegółów rozporządzeń, które będą towarzyszyły tej ustawie. Chodzi o to, co będziemy uznawali za miejsce schronienia, co będziemy uznawali za schron i jakie dokładne będą parametry. Dopiero na tej podstawie będzie można ocenić koszty, które każde miasto będzie musiało ponieść, żeby się przygotować do wypełnienia nałożonych przez tę ustawę obowiązków. Wtedy też będzie można nakreślić horyzont czasowy.

Czytaj też

Rząd mówi o tym, że na ten cel co roku przeznaczone zostanie 0,3 proc. PKB. Trzeba będzie ocenić w jakiej perspektywie czasowej, te wszystkie zalecenia, które znajdą się w tej ustawie, będziemy w stanie wcielić w życie. Ale oczywiście będziemy to robić tak szybko, jak będzie to tylko możliwe, bo to jest kwestia fundamentalna. 

Od lat upominałem się u poprzednich ministrów, w poprzednim rządzie o to, żeby takie prace podjąć, i żeby taka ustawa mogła ujrzeć światło dzienne. Kiedy wróciłem z Kijowa, tydzień przed wojną, przeprowadziliśmy audyt miejsc schronienia. Musieliśmy jednak przyjmować sami pewne kryteria z innych państw po to, żeby móc odpowiedzieć na pytanie, czy takie miejsca mamy, czy nie. Natomiast oczywiście to nie była informacja precyzyjna, bo nie było polskich przepisów, które by to regulowały.

Reklama

Zatrzymajmy się na chwile przy tym audycie. Jakie były wnioski, co te liczby Panu wtedy pokazały?

Jeżeli chodzi o miejsca schronienia, to byłbym spokojny. Ten audyt przeprowadziliśmy, bowiem posiłkując się wiedzą o tym, jak to jest przygotowane w innych miastach. I w związku z tym, że mamy system metra, mamy wiele parkingów podziemnych, to - jeżeli dokonamy pewnych przystosowań – z miejscami schronienia nie powinniśmy mieć problemu.

Zupełnie czym innym są schrony. Bardzo mało jest takich krajów i takich miast, które mają schrony dla wszystkich mieszkańców i które są przystosowane na przykład na atak biologiczny, chemiczny czy nuklearny. 

Zobaczymy, co będzie w tej ustawie. Jeżeli chodzi o dostosowanie miejsc schronienia w wypadku konwencjonalnej wojny, to myślę, że będzie można zrobić dosyć szybko. Natomiast na zbudowanie schronów oraz przystosowanie i zabezpieczanie tych, które już są, potrzebne będą olbrzymie nakłady finansowe i czas.

Zostawiając na chwilę ustawę o ochronie ludności. Czy Pana zdaniem samorządy w Polsce mają narzędzia do budowania odporności?

Ja już podjąłem takie decyzje. Oczywiście cały czas trzeba pamiętać, że rząd PiS-u zabrał nam 11 miliardów z budżetu. Gdybyśmy je mieli, to w ogóle nie byłoby żadnych problemów finansowych. 

Wracając do Pana pytania. W marcu tego roku zdecydowałem o tym, żeby przeznaczyć prawie 120 mln złotych na program „Warszawa Chroni”. Co jest w tym programie? Po pierwsze, wzmocnienie ochrony infrastruktury krytycznej, czyli na przykład wodociągów, czy oznakowanie ujęć wody i przygotowanie ich do ewentualnego zabezpieczenia. Po drugie, kwestia wzmocnienie cyberbezpieczeństwa infrastruktury całego miasta. Po trzecie, wzmocnienie naszego centrum bezpieczeństwa, bo warto powiedzieć, że mamy jedyne centrum bezpieczeństwa, zarządzane przez miasto, które funkcjonuje 24 godziny na dobę. Wszystkie kamery, jakie widzimy w Warszawie, to jest miejski system. Co więcej, chcemy, żeby było ich więcej. Musimy mieć również backup tego systemu w razie, gdyby coś się stało z centralą. 

Reklama

W Kijowie, w pierwszych dniach po rosyjskiej inwazji cały system został wyłączony, a człowiek, który był za niego odpowiedzialny, zniknął. Tylko dlatego, że władze miały przygotowany system zapasowy - o czym nikt nie wiedział - udało się przywrócić jego funkcjonowanie. Dzięki temu złapano setki rosyjskich dywersantów, którzy byli przekonani, że nikt ich nie widzi. 

Działania zwiększające odporność podejmujemy już teraz. Budujemy na Wawrze duży magazyn, chcemy kupić sprzęt, który pozwoli nam być gotowym na różne ewentualności.

Jeżeli mówimy o infrastrukturze krytycznej, o wzmacnianiu naszej odporności na cyberataki, to do tego nie potrzeba wojny. Silniejsze centrum bezpieczeństwa to bezpieczniejsze ulice. Jeżeli chcemy mieć magazyn, w którym będą generatory, sprzęt, to pamiętajmy, że jest on potrzebny zarówno w momencie jakiegoś bardzo poważnego kryzysu, ale też w przypadku podtopień nie mówiąc o powodzi, czy na przykład blackoucie. Mówiąc wprost działania, miasto już robi to, co może, by wzmacniać naszą odporność.

Czytaj też

Osobnym wyzwaniem, które zdefiniowaliśmy jest też kwestia transportu. Warszawa ma bardzo ambitną politykę w zakresie rozwoju transportu niskoemisyjnego – inwestujemy w metro, tramwaje a także autobusy elektryczne. I w tym ostatnim wypadku wiemy już, że w sytuacji zagrożeń, które wymagają ewakuacji dużych grup mieszkańców musimy utrzymać rezerwę w postaci autobusów na paliwa stałe. To jest drobny, ale istotny przykład, że także cele miejskiej polityki klimatycznej i budowanie odporności na kryzysy wymagają chłodnej analizy. Będziemy chcieli o tym rozmawiać m.in. w trakcie polskiej prezydencji w UE. 

Najważniejsze jednak jest, żeby zdać sobie sprawę z tego, że dzisiaj wojna to nie tylko atak czołgów czy ataki rakietowe, które mam nadzieję, w Polsce nigdy nie będą miały miejsca. Dziś wojna to także odporność na dezinformację, to odporność na cyberataki, to w końcu przygotowanie na wszelkiego rodzaju kryzysy, które są nieprzewidywalne.

Powiedział Pan o magazynie i o tym, co może się w nim znaleźć. To brzmi trochę jakby Warszawa chciała budować miejską agencję rezerw strategicznych.

To się dzisiaj źle kojarzy. Ale mówiąc zupełnie poważnie, to dzisiaj mamy czas, więc możemy kupować sprzęt w normalnych warunkach za normalne pieniądze. 

Wyznaczyliśmy sobie cel, żeby mieć więcej beczkowozów i więcej maszyn, które pozwolą nam w razie czego „opakować” wodę. To przydaje się dziś choćby w pomocy powodzianom na południu kraju. I tutaj nie trzeba jakiegoś wielkiego kryzysu, żeby tego typu zakupy się zwróciły, czy żeby były potrzebne. Generatory prądu mogą się przydać właściwie przy każdym kryzysie, podobnie ozonatory wody – co udowodniła awaria Czajki. Więc lepiej taki sprzęt mieć niż później go szukać w momencie, kiedy jest potrzebny.

Byłem na zalanych obszarach i jest tam mnóstwo fantastycznych ochotników, policjantów czy strażaków, ale część z nich była pozbawiona podstawowego sprzętu takiego jak rękawice czy łopaty. Myśmy zbierali przecież w całej Polsce worki po to, żeby je wysyłać na południe Polski. Warto to mieć w swoim zasobie. My oczywiście już posiadamy takie rezerwy, bo przepisy nakładają na nas taki obowiązek, ale lepiej takiego sprzętu mieć więcej. On też powinien być różnorodny. Zresztą to właśnie zakłada na przykład kupowanie sprzętu dla naszych przedsiębiorstw – dźwigów czy spychaczy. 

Tworzenie tego magazynu, tych rezerw, to takie miejskie działania wyprzedzające, żeby być gotowym na wejście w życie ustawy o ochronie ludności?

To są miejskie działania wyprzedzające, które nie były dokładnie skoordynowane z pracami nad ustawą. Po prostu wyciągnęliśmy lekcje z tego co dzieje się w różnych miejscach w Europie. 

Czyli ta koincydencja czasu jest przypadkowa.

Jeżeli chodzi o ustawę to tak, bo ona powinna być przygotowana kilkanaście lat temu. Dobrze, że ten rząd się na nią zajął i wypełnił to zaniedbanie poprzedniego rządu. 

Czytaj też

Natomiast ponownie: moje decyzje nie były podyktowane dokładnie tą ustawą, ale na pewno w rozporządzeniach znajdą się zapisy, które będą realizowane również poprzez te działania, które w Warszawie już funkcjonują. Pewnie nie w pełni, pewnie niedokładnie, pewnie trzeba będzie wykonać dodatkowe rzeczy, a niektóre decyzje były na wyrost, ale warto się przygotować na każdą ewentualność. Dzisiaj kryzys może mieć bardzo różne oblicze, o czym zresztą przekonaliśmy się w ciągu tych ostatnich lat. Notabene przecież ani odporność wobec pandemii, ani odporność na wojnę, czy kryzys uchodźczy to nie są zadania samorządów. Niemniej jednak to właśnie samorządy większość tych zadań wykonywały. 

W Warszawie za kilka dni mają odbyć się ćwiczenia alarmowe z użyciem syren. Jak Pana zdaniem wygląda dziś świadomość tego co oznaczają poszczególne sygnały? Wydaje się, że większości warszawiaków wycie syren kojarzy raczej z jakąś rocznicą, a nie z tym, że dzieje się coś złego.

Dokładnie mam taką samą analizę, że dzisiaj – w pewnym sensie na szczęście - sygnał alarmowy kojarzy nam się z rocznicą Powstania Warszawskiego czy Powstania w getcie warszawskim. I dobrze, bo to znaczy, że jesteśmy bezpieczni. 

Sam nie miałem tej wiedzy, bo kiedyś były różne sygnały oznaczające różnego typu zagrożenie. Dzisiaj mamy jeden sygnał, trzyminutowy, modulacyjny, który po prostu oznacza zagrożenie. Wszyscy muszą przyzwyczaić się do tego, że włączają wtedy telewizor, słuchają radia, albo biorą telefon i czytają ewentualny komunikat Rządowego Centrum Bezpieczeństwa, żeby sprawdzić z jakiego typu zagrożeniem mamy do czynienia.

Podstawą walki o bezpieczeństwo jest profilaktyka i edukacja. Po to właśnie chcemy przeprowadzić takie ćwiczenia, żeby to bardzo mocno nagłośnić i żeby każdy warszawiak wiedział, jak w danym momencie reagować. 

Chcemy też oczywiście sprawdzić, czy na pewno syreny są słyszalne w każdym miejscu w Warszawie, czy są słyszalne z takim samym natężeniem i czy tu potrzebne są jakieś dodatkowe inwestycje, czy nie.

Pozostając w temacie bezpieczeństwa. Stołeczna Policja boryka się z problemem wakatów. Nie pozostaje to bez wpływu na liczbę policjantów na ulicach, czy czas reakcji. Jest coś, co ratusz może zrobić w tej kwestii?

My oczywiście możemy pomóc. Przede wszystkim poprzez dopłacanie do dodatkowych patroli i to robimy. Wiem od samych policjantów, że to pomaga im w podjęciu decyzji, żeby się zaciągnąć do policji, albo żeby w niej pozostać. Na tyle, na ile możemy, współfinansujemy zakupy sprzętu i remonty infrastruktury. A wszyscy wiemy, że lepiej się pracuje w wyremontowanym komisariacie, dysponując nowoczesnym sprzętem. W kontekście lat miasto przeznaczyło na ten cel setki milionów złotych. 

Czytaj też

Natomiast rozmawiamy z panem ministrem i wiemy, że głównym problemem jest kwestia mieszkalnictwa. Będziemy się starali wspólnie jakoś na to odpowiedzieć. Oczywiście nie jesteśmy w stanie zapewnić kilku tysięcy mieszkań policjantom czy strażnikom miejskim, ale może, w jakichś konkretnych przypadkach, będziemy w stanie pomóc. 

Jeśli dobrze rozumiem, rozważa Pan przeznaczenie pewnej puli miejskich mieszkań na potrzeby stołecznych policjantów?

Rozważamy to, chociaż to musiałby być wspólny program. Patrząc realnie, sami jesteśmy w stanie rozwiązać problem wierzchołka góry lodowej. Bo ile mieszkań możemy przeznaczyć? Kilkadziesiąt, może sto, a tych wakatów jest prawie 3000. W związku z tym my tego problemu od razu nie rozwiążemy, ale możemy myśleć o jakiejś formule współpracy w tej sprawie.

W Warszawie obchodzony będzie tydzień bezpieczeństwa. Jaki jest jego cel? To preludium do akcji edukacyjnych, jakie będą towarzyszyć ustawie o ochronie ludności?

Przede wszystkim celem jest jasne powiedzenie warszawiankom i warszawiakom, że bezpieczeństwo to nie tylko kwestie militarne. Bezpieczeństwo to również gotowość na różnego rodzaju kryzysy, to bezpieczeństwo naszego miasta, to w końcu ich bezpieczeństwo na ulicach. O tym musimy rozmawiać. Chodzi właśnie m.in. o umiejętność czytania różnych sygnałów, ale również o te wszystkie działania, które razem podejmujemy. Bezpieczeństwo to przeciwdziałanie dezinformacji, to zabezpieczanie swojego systemu komunikacji, a także stosowanie się do przepisów ruchu drogowego. 

Są takie rzeczy, które możemy zrobić sami i to robimy. Na przebudowę infrastruktury drogowej pod kątem bezpieczeństwa pieszych i kierowców przeznaczyłem właśnie dodatkowe 164 mln złotych. Mamy mapę takich miejsc w Warszawie, gdzie trzeba zbudować dodatkowe przejścia przez jezdnię, zamontować spowalniacze, dodatkowe oświetlenie czy inaczej zaplanować ruch na skrzyżowaniu. To są olbrzymie nakłady finansowe, ale nie możemy - tak jak niektórzy by chcieli - rozpocząć działań we wszystkich miejscach naraz, bo już dzisiaj część warszawiaków narzeka na poruszanie się po mieście, bo kończymy pewne inwestycje. Więc musimy to robić z głową.

Ale zupełnie czym innym jest przykład tego, co stało się na Trasie Łazienkowskiej, kiedy po prostu pijany bandyta, bez uprawnień rozpędza się do nieprawdopodobnej prędkości i na prostej drodze uderza w kogoś innego, bo tutaj miasto nie ma możliwości przeciwdziałania tego typu zachowaniom. W tym przypadku potrzebne są zmiany na poziomie ustawowym i ewentualnie to, co postuluję, czyli przywrócenie radarów samorządom. 

A jak do tego pomysłu odnosi się Ministerstwo Infrastruktury?

Rozmawiamy o tym. Do tej pory argument był taki, że samorząd stawiał te radary w nieuprawnionych miejscach i zarabiał na tym pieniądze. Ja jasno mówię - to mogą być radary tylko stacjonarne i my możemy pobierać pieniądze jedynie za obsługę tego systemu. Resztą jesteśmy w stanie się dzielić z ministerstwem pod warunkiem, że te pieniądze będą wydawane na zabezpieczenie dróg w Warszawie.

Ale tego typu zmian może być wiele. Dam kolejny przykład. Policja, też na moją prośbę, na prośbę pana ministra, w ostatni weekend reagowała w tych miejscach, gdzie odbywają się nielegalne wyścigi. Ale znowu, my nie mamy uwarunkowań prawnych, które pozwalałyby nam temu przeciwdziałać w sposób systemowy. Dzisiaj jedyne co można zrobić, to spisać tych ludzi, którzy tam są i dopiero, jeżeli złamią przepisy ich ukarać. Natomiast gdyby pojawił się zapis ustawowy, który mówi, że organizacja tego typu wyścigów jest zabroniona, Policji dużo łatwiej byłoby interweniować.

Organizację takiego procederu też trzeba byłoby udowodnić.

Zgoda, ale przepisy mogłyby iść w taką stronę, że policji łatwiej by było interweniować. Trzeba rozmawiać o tym, jak te regulacje powinny wyglądać. 

Są działania, które miasto może wykonać samodzielnie, np. poprzez zabezpieczanie miejsc niebezpiecznych, ale są też takie, gdzie bez zmian ustawowych nie jesteśmy w stanie zmienić tego, co się dzieje.

Wrócę jeszcze do projektu ustawy o ochronie ludności. Zakłada on m.in. przygotowanie planów ewakuacji. Czy Pana zdaniem w takim mieście jak Warszawa, da się sprawie i efektywnie przeprowadzić ewakuację?

My mamy plan ewakuacji, natomiast oczywiście dopiero, po wejściu w życie ustawy, ten plan będzie naprawdę szczegółowy i moim zdaniem będzie dużo łatwiejszy do wykonania. 

Do tego też potrzebne są jasne działania edukacyjne. Bardzo często ludzie mówią, że nie wiedzą, gdzie mają się skierować lub ukryć, bo nie ma żadnej mapy, nie ma żadnych oznaczeń itd. Właśnie po to ustawa, po to rekomendacje, po to jasne przepisy, żebyśmy mogli budować świadomość.

Oczywiście każde miasto musi być gotowe do tego, żeby je ewakuować, bo przecież ta ewakuacja może być związana np. z jakimś zjawiskiem pogodowym czy powodzią. Do tego musimy być gotowi, ale musimy być też gotowi na znacznie poważniejsze zagrożenia. I powtórzę, po to jest właśnie ta ustawa, dlatego potrzebne są definicje, inwestycje w infrastrukturę czy działania edukacyjne. My chcemy zacząć od samych sygnałów alarmowych - mimo że ustawy jeszcze nie ma - żeby ludzi przyzwyczaić m.in. do tego, że trzeba przeprowadzać takie ćwiczenia, właśnie po to, by później ewentualna ewakuacja mogła sprawnie przebiegać.

Południe i zachód kraju zmagają się ze skutkami powodzi. Tysiące ludzie pozostało bez dachu nad głową, a odbudowa zniszczonej infrastruktury kosztować będzie miliardy i potrwa długie miesiące, jeżeli nie lata. Czy Warszawa jest przygotowana na takie zagrożenie? Czy wyciągnięto systemowe wnioski z doświadczeń poprzednich lat, ale też tego co obserwujemy dziś?

Mało kto o tym pamięta, jaki olbrzymi protest towarzyszył budowie dodatkowych zabezpieczeń przeciwpowodziowych przy ZOO. Ekolodzy twierdzili wtedy, że prowadzimy niepotrzebną wycinkę, a myśmy naprawdę dbali o każde drzewo i głównie wycinali samosiejki, a większość tych drzew chronili. Ludzie przywiązywali się do drzew łańcuchami. Wtedy panowało oburzenie, dlaczego ja w ogóle podejmuję tego typu działania. Nie słyszałem ani jednego głosu obrony. A przecież dzięki temu wybudowaliśmy cały szereg zabezpieczeń przeciwpowodziowych przy warszawskim zoo na Pradze, bardzo niewiele ingerując w naturę.

Ale tego typu działania są potrzebne na samym początku biegu Wisły. Myśmy takie rzeczy - jako poprzedni rząd Platformy Obywatelskiej i PSL-u - robili, ale dzisiaj oczywiście jest pytanie, czy te działania są wystarczające, czy nie powinniśmy mieć więcej takich zbiorników jak Racibórz, tylko że na Wiśle po to, żeby Warszawa była gotowa na ewentualną falę powodziową. Oczywiście niezależnie od tego prowadziliśmy i prowadzimy wiele inwestycji, jeżeli chodzi o wzmacnianie wałów.

Czytaj też

Warto też powiedzieć, że jednym z problemów na Dolnym Śląsku było po prostu zabudowywanie terenów, które kiedyś były terenami zalewowymi. My też mamy takie miejsca, które były zabudowane. Dzisiaj staramy się, przygotowując kolejny plan rozwoju urbanistycznego Warszawy, tzw. plan ogólny, też głośno o tym mówić, że tereny zalewowe nie powinny być zabudowywane. 

Jakim budżetem na obronę cywilną, ochronę ludności, zarządzanie kryzysowe w ogóle dysponuje Pan dzisiaj jako prezydent Warszawy?

Jak wspomniałem na program Warszawa chroni wydaliśmy dodatkowe 120 milionów złotych. Natomiast pytanie o budżet, to będzie pytanie właśnie o te wszystkie definicje, które znajdą się w ustawie o ochronie ludności. Dopiero jak będziemy je znali, będziemy mogli ocenić jaką część tej infrastruktury mamy, jaka musi zostać zbudowana, a jaka ma być modernizowana. Wtedy będziemy mogli mówić o kosztach. Ale one, w kontekście Polski, będą szły w dziesiątki miliardów złotych. 

A w kontekście Warszawy?

Trudno mi to dzisiaj ocenić, bo to wszystko zależy od tego, co będzie w tej ustawie. 

Mnie uspokaja oczywiście to, że będziemy mieli jasny dopływ pieniędzy, te 0,3 proc. PKB, ale na pewno każdy samorząd będzie musiał też wygospodarować swoje środki.

To jest też kwestia samej infrastruktury. Ja już podjąłem decyzję, że w nowo budowanych szkołach będziemy starali się takie miejsca zapewniać, będą dodatkowe przyłącza prądu i wody. To podwyższa koszt inwestycji jakieś 5 proc., ale uważam, że tego typu przepisy powinniśmy w ogóle wprowadzić, tak by budynki użyteczności publicznej, ale być może też wszystkie duże inwestycje, zawierały w sobie tego typu infrastrukturę i w ten sposób wszyscy - również prywatni przedsiębiorcy - będą się w pewnym sensie brali na siebie część odpowiedzialności za stworzenie tego systemu.

Samorządowcy będą brać udział w pracach nad szczegółowymi rozwiązaniami?

Byliśmy konsultowani na etapie projektu, teraz będziemy obserwować los ustawy Sejmie i Senacie. Trudno bez nas przyjmować te przepisy. Myślę, że na tym, by tej współpracy było jak najwięcej, zależy zarówno rządowi jak samorządowi.

Co dziś jest największym wyzwaniem dla Warszawy, jeśli chodzi o kwestie bezpieczeństwa?

W Warszawie jak w całej Polsce musimy sobie uświadomić, że „złota era bezpieczeństwa” dobiegła końca. Jeśli chcemy dalej utrzymać ten poziom poczucia bezpieczeństwa, który mamy obecnie, to musimy zacząć myśleć i działać całościowo. I co ważne – zejść na poziom mieszkańców, bo to ich mamy przede wszystkim chronić. Dlatego tak ważne jest żebyśmy budowali jeden wspólny system reagowania od poziomu samorządu do poziomu całego państwa, w którym wszystkie służby od policji, przez straż pożarną po wojsko potrafiły ze sobą współdziałać.

Dziękuję za rozmowę.

Reklama

Komentarze (2)

  1. perspicax

    Bardzo mnie zaciekawiła propozycja "autobusów na paliwo stałe". Czy chodzi o węgiel ?

  2. Orangutan

    Ciekawe czy choc maszyny do napełniania worków z piskiem są/będą kupione na przypadek powodzi, czy jednak czyn społeczny ma ratować miasto?

Reklama