Reklama

Polityka obronna

Izrael eskaluje konflikt. To próba przywrócenia skutecznego odstraszania?

Autor. Daniel Borman/flickr/CC BY 2.0

Coraz bardziej napięta sytuacja na Bliskim Wschodzie każe stawiać pytania, o to, w jakim kierunku zmierza toczący się tam konflikt. Czy ostatnie izraelskie działania skutkujące eliminacją ważniejszych członków Hezbollahu i Hamasu sprawią, że przeciwnicy Tel-Awiwu wstrzymają się z kolejnymi atakami?

Od krwawego ataku Hamasu na Izrael mija właśnie 10 miesięcy. Przez ten czas śmierć poniosło kilkadziesiąt tysięcy osób (w zdecydowanej mierze są to cywile), a konflikt zamiast powoli zmierzać ku końcowi, eskaluje. Ogromnym problemem jest też to, że walki nie ograniczają się już wyłącznie do Strefy Gazy, ale rozprzestrzeniają się również na kolejne terytoria i dotykają - pośrednio i bezpośrednio - coraz więcej podmiotów stosunków międzynarodowych.

Reklama

Bolesny 7 października

Niespokojna sytuacja na Morzu Czerwonym związana z terrorystyczną działalnością Huti, coraz częstsze walki na pograniczu libańsko-izraelskim, ataki na amerykańskie oddziały wojskowe w Iraku – to tylko kilka z wydarzeń pokazujących, jak trudna jest sytuacja w rejonie Bliskiego Wschodu i jego okolicach. Ostatnie dni i śmierć przedstawiciela Hezbollahu Fuada Szukra (w Bejrucie) oraz zabójstwo lidera politycznego skrzydła Hamasu, Ismaila Hanija (w Teheranie) z pewnością nie wpłyną na poprawę obecnego stanu rzeczy.

Czytaj też

Powstaje pytanie, jaki cel mógł mieć Izrael atakując właśnie w taki sposób. Ciekawą hipotezę przedstawia w tej materii Dalia Dassa Kaye z „Foreign Affairs”, która wskazuje na to, że poczynania władz w Tel-Awiwie w głównej mierze mają za zadanie zwiększyć zdolności odstraszania Izraela, a mówiąc precyzyjniej – zmienić postrzeganie tych zdolności u izraelskich wrogów.

Izrael postanowił zagrać na deeskalację poprzez… eskalację, o czym szerzej mówiliśmy w ostatnim Przeglądzie Tygodnia Defence24. Decyzja o takiej strategii wynika prawdopodobnie z kilku powodów. Jednym z nich jest historia, a mianowicie fakt, że eliminacja poszczególnych liderów Hamasu czy Hezbollahu nie jest niczym nowym dla izraelskich służb i niejednokrotnie takie działania wpływały odstraszająco na wrogów Izraela i przyczyniały się do powstrzymania ich przed dalszym zaognianiem konfliktu z silniejszym rywalem.

Czytaj też

Drugim bardzo istotnym powodem takiego postępowania Izraela jest chęć wyraźnego zakomunikowania dalszego posiadania zdolności odstraszania. Mowa o zdolnościach, które 7 października zostały skutecznie zakwestionowane przez Hamas. Był to bardzo bolesny cios wymierzony w reputację izraelskiego wywiadu i sił zbrojnych tego kraju. To właśnie wtedy padł mit Izraela zdolnego do skutecznej obrony przed atakami z zewnątrz.  

W tekście w „Foreign Affairs” postawiono tezę mówiącą m.in. o tym, że działania Izraela z ostatnich dni i eliminacja wysokich przedstawicieli dwóch terrorystycznych grup zadziały się właśnie po to, żeby potencjalni napastnicy nawet nie pomyśleli o próbie dokonania podobnego ataku do tego sprzed dziesięciu miesięcy. Problem polega na tym, że uderzenie w październiku było tak przełomowe i tak wiele zadziało się w ostatnich miesiącach, że powrót do status quo ante wydaje się być niemożliwy.

Atak Hamasu zburzył mit Izraela dotyczący tego, że jest on taką potęgą, że skutecznie odstrasza wszystkich zainteresowanych atakiem i że jego mieszkańcy mogą żyć bezpiecznie za ufortyfikowanymi granicami i prosperować bez robienia postępów ws. pokoju z Palestyńczykami” – czytamy.

Reklama

Podrażniony Iran

Ostatnie działania władz w Tel-Awiwie są bardzo ryzykowne i mogą tak naprawdę przynieść zupełnie odwrotny skutek. Likwidacja Ismaila Haniji na terytorium Iranu i to w momencie zaprzysiężenia nowego prezydenta tego kraju Masuda Pezeszkiana była podwójnym policzkiem dla władz w Teheranie. Uderzyła w islamską zasadę gościnności (gościna oznacza ochronę ze strony gospodarza) oraz ośmieszyła zdolności obronne Iranu. Dlatego też każde inne działanie, niż brak odwetu będzie ogromnym zaskoczeniem. Otwarta pozostaje forma ataku i czas jego nadejścia, o czym szczegółowo pisał dr Witold Repetowicz na łamach Defence24.pl.

Czytaj też

Irański kwietniowy odwet na Izraelu, choć w ogromnej mierze skutecznie powstrzymany, nadszarpnął zdolności broniących się i dobitnie pokazał ich uzależnienie od amerykańskiej pomocy. Fakt, że Iran zdecydował się na taki krok świadczy też o tym, że reputacja izraelskiego odstraszania jest już na zupełnie innym poziomie, niż przed październikiem 2023 r. Biorąc pod uwagę rosnące zdolności Iranu, a także fakt, że nie jest on odosobnionym podmiotem politycznym zainteresowanym uderzeniem w Izrael, sytuacja Tel-Awiwu staje się coraz trudniejsza. Z pewnością „pomaga” w tym polityka prowadzona przez Benjamina Netanjahu, który – zdaniem części ekspertów – przedłuża i zaognia konflikt mając w tym interes polityczny.

Izrael znalazł się w bardzo trudnym, być może najtrudniejszym od dziesięcioleci, położeniu. Zdaniem autorki tekstu w „Foreign Affairs” jest jedna zasadnicza różnica dzieląca obecny kraj z tym z 1948 roku i rządów Dawida Ben-Guriona. Ówczesny izraelski premier był zdania, że najlepszą rekompensatą słabości Izraela jest wzmocnienie jego spójności społecznej, dążenie do pokoju oraz pogłębienie stosunków międzynarodowych. Dziś wydaje się, że obecne władze przyjęły całkowicie odwrotny kierunek, pokładając wiarę w brutalną siłę mającą na celu przywrócenie skutecznego odstraszania. Odstraszanie za pomocą eskalacji jest bardzo ryzykowną grą, świadczą o tym ostatnie miesiące i prawdopodobnie będą świadczyć kolejne tygodnie.

Reklama
Reklama

Komentarze (1)

  1. MC775

    Izrael idzie po prostu ścieżką Ukrainy, tylko to będzie na dużo większą skalę. Najpierw sprowokują wszystkich dookoła, dadzą się zaatakować, później USA ich obronią a na końcu Izraelici zrobią z siebie męczenników i na odbudowę kraju wyssą z każdego kontynentu świata miliardy USD.

Reklama