Reklama
  • Komentarz
  • Opinia

Modernizacja Sił Zbrojnych a przemysł krajowy

Pojawiają się liczne głosy, że nasza zbrojeniówka nie jest w stanie wykonać  skomplikowanych systemów uzbrojenia i tym samym istnieje potrzeba zakupu kompletnych systemów uzbrojenia za granicą. Jesteśmy opóźnieni technologicznie i organizacyjnie, i w ogóle nie umiemy wyprodukować porządnego sprzętu, a jeśli już produkujemy, to bardzo drogo. A już skomplikowanych systemów typu obrona przeciwlotnicza krótkiego zasięgu, okrętów czy bezpilotowców w ogóle nie można wyprodukować  w Polsce, a nawet jeśli, to na pewno nie wykona tego część przemysłu będąca we władaniu Skarbu Państwa.

Fot. Artur Zakrzewski/MON
Fot. Artur Zakrzewski/MON

Najlepiej kupić gotowy sprzęt i nie kupować licencji – bo po co? Gdy po 10 latach zajdzie potrzeba modernizacji sprzętu, wtedy można będzie licencję tą kupić. Nikt nie myśli o tym, że koszt zakupu sprzętu stanowi 25-30 % kosztów jego utrzymania w tzw. cyklu życia, najwyżej pisze się o tym w prasie.

Oczywiście, jest mnóstwo argumentów przemawiających za zakupem sprzętu za granicą. Nie stworzyliśmy bowiem jakiś super najnowocześniejszych produktów typu np. Grippen lub Tiger czy Apache. Poza kilkoma przykładami, większość przemysłu tkwi w czasach PRL, no może się wyłamują ci „prywatni” producenci. Ja, osobiście, nie dzielę przemysłu na państwowy, prywatny czy zagraniczny. Ważne jest natomiast, aby stwarzał miejsca pracy w Polsce i dawał Polakom zarobić.  Jednakże, z  punktu widzenia bezpieczeństwa Państwa, taki podział jest istotny. Lepiej bowiem mieć kontrolę nad wytwórcą państwowym lub prywatnym, ale władanym przez obywateli lub polskie instytucje, niż nad podmiotem władanym przez zagranicznych właścicieli, nawet sojuszników.  Nigdy nie wiadomo, jak w momencie poważnego kryzysu ten sojusznik się zachowa, i czy np. nie ograniczy naszym wojskowym dostępu do jakichś kodów itp.

Argumenty o zacofaniu polskiego przemysłu zbrojeniowego nie są do końca prawdziwe – polska zbrojeniówka, ta „państwowa” i ta „prywatna” - ma wiele dobrych produktów. Niestety, MON nigdy - tak naprawdę - poza Rosomakiem na licencji fińskiej, nie zamówił całego, pełnego produktu. Z różnych względów jest wola lub przyzwyczajenie, aby kupować gotowe produkty za granicą, nie dbając o licencje i możliwości dalszej modernizacji, kody źródłowe, cykl życia produktu itp. Czas to zmienić. Zakup licencji na Rosomaka pokazał, że możemy stworzyć całkiem dobry i bardzo nowoczesny produkt. Okazało się, że możemy posiadać licencje, rozwijać system i go modernizować. Pozostaje pytanie: dlaczego nie możemy pójść tą drogą w przypadku systemów przeciwlotniczych i przeciwrakietowych średniego i krótkiego zasięgu??? Wybraliśmy opcję amerykańską, ze względu na  zobowiązania sojusznicze, gotowość  zapewnienia nam ulokowania, w krótkim czasie, operacyjnych baterii - i to jest zrozumiałe. Podjęto decyzję i należy ją realizować. Natomiast nic nas nie zmusza do poddania się na dyktatowi jednego konkretnego dostawcy. W  USA kilka wielkich koncernów zajmuje się kwestiami obrony przeciwrakietowej i przeciwlotniczej, i o ile administracja USA chce, żeby kupowano wyroby amerykańskie, to zazwyczaj się nie wtrąca w to, który z amerykańskich dostawców zostanie wybrany. A w tym przypadku „zazwyczaj” to trafne słowo. Z informacji dochodzących zza Atlantyku wynika, że ich przyszła obrona przeciwrakietowa ma mieć charakter otwarty i przy użyciu modułów od poszczególnych producentów. Może i my podążylibyśmy tą drogą. Moim zdaniem wybór dostawcy programu Wisła determinuje fakt, że partnerzy amerykańscy zostaną wybrani jako - co najmniej - dostawcy większości technologii do programu Narew, jak nie główni dostawcy. Dlatego tak ważnym jest, aby w negocjacjach dotyczących programu Wisła uczestniczyli przedstawiciele przemysłu, inaczej obudzimy się z ręką w nocniku.

W polskim interesie pozostaje umiejętna gra pomiędzy konkurującymi amerykańskimi dostawcami, jak i prowadzenie rzeczowych i twardych negocjacji z władzami USA –nadzieja pozostaje, ale czy możemy to zrobić??? To się okaże. Pamiętajmy, że prezesi koncernów otrzymują premie za kontrakt i jeśli z góry mają wygraną pozycję, to są mało elastyczni, a gdy na plecach czują oddech konkurencji (amerykańskiej), to stają  się bardziej elastyczni.

Kilka słów o zmianach w prawie: ostatnio pojawiło się kilka projektów regulacji prawnych, mających na celu zapewnienie polskiemu przemysłowi uprzywilejowanie w zamówieniach obronnych. Uważam, że ta idea jest słuszna. W praktyce, największe państwa europejskie wyróżniają swoje największe koncerny. Praktycznie niemożliwym jest np. we Francji, aby koncern zagraniczny bez współpracy z koncernem francuskim dostał duże zamówienie obronne, podobnie jest w Niemczech i Anglii. Trzeba uczyć się ich praktyki, a co do naszego systemu prawnego należy zastanowić się, czy postulowane zmiany wprowadzać w jednym akcie prawnym, czy też w kilku. Natomiast ważnym jest, aby spróbować wprowadzić zapisy zobowiązujące MON do stosowania art. 346  Traktatu do postępowań wykorzystujących technologie otrzymane w ramach offsetu lub w inny sposób, w związku z zakupami systemów uzbrojenia na potrzeby Sił Zbrojnych.


 

Jarosław Kruk jest partnerem zarządzającym w Kancelarii Prawniczej Kruk i Wspólnicy.  W latach 1997-2000 pracował jako radca prawny w Departamencie Prawnym MSWiA co pozwoliło mu na poznanie specyfiki funkcjonowania administracji publicznej, a zwłaszcza sfery związanej z bezpieczeństwem państwa.  W latach 2007-2010 kierował kompleksową obsługa prawną na rzecz Ministerstwa Gospodarki dotyczącą offsetu.

Wszystkie teksty autora na blogu Defence24.pl


 

Zobacz również

WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS
Reklama
Reklama