Reklama

Geopolityka

Kolejne napięcia na linii Ankara - Berlin. Bundeswehra pożegna się z bazą Incirlik?

Fot. Bundeswehr/PAO DEU EinsKtgt Counter Daesh
Fot. Bundeswehr/PAO DEU EinsKtgt Counter Daesh

Jordańskie Muffak Salti może niedługo stać się nową bazą dla sił Bundeswehry. Powodem jest kolejny w ostatnich miesiącach incydent na linii Berlin - Ankara, który rykoszetem może odbić się na współpracy NATO w regionie.  

Bundeswehra wycofa swoje wojska z bazy Incirlik? Turecki minister spraw zagranicznych twierdzi, że nic nie stoi temu na przeszkodzie. W wywiadzie dla telewizji NTV Mevlüt Cavusoglu powiedział, że decyzja należy do Berlina. "Nie będziemy ich błagać. To oni chcieli przyjechać (do Turcji - przyp.red.) i pomogliśmy im. Jeśli chcą wyjechać, powiemy im do widzenia" - stwierdził szef resortu spraw zagranicznych.

Wypowiedź ministra jest odpowiedzią na wypowiedź Ursuli von der Leyen, która w środę powiedziała, że niemiecki rząd rozpatruje możliwe opcje dla przeniesienia swoich wojsk z tureckiej bazy, a alternatywą mogłaby być Jordania, którą szefowa resortu obrony odwiedzi w ten weekend. Pod uwagę mają być brane również Cypr oraz Kuwejt. Jest to reakcja na utrudnienia, z jakimi od pewnego czasu spotykają się siły Bundeswehry stacjonujące w Turcji.

Relacje specjalnej troski 

Już w styczniu tego roku Spiegel Online, powołując się na raport niemieckiej ambasady w Ankarze, poinformował, że podczas noworocznego przyjęcia tureckich sił zbrojnych generał brygady Duman, odpowiedzialny w tureckim sztabie generalnym za kontakty międzynarodowe, stwierdził, że niemieckie plany inwestycyjne dla bazy w Incirlik będą mogły być zrealizowane pod warunkiem, że zdjęcia rozpoznawcze wykonane przez samoloty Bundeswehry będą przekazywane bezpośrednio Turcji. Te roszczenie zostało powtórzone przez Bo Arslana, doradcę do spraw zagranicznych prezydenta Recepa Tayypa Erdoğana, w rozmowie z niemieckim ambasadorem Martinem Erdmannem.

Turcja argumentuje, że pełne dane pomogłyby jej w skuteczniejszej walce z Państwem Islamskim w Iraku i Syrii. Istnieje jednak wysokie prawdopodobieństwo, że udostępnione informacje zostałby wykorzystane także w zwalczaniu sił kurdyjskich. Nie jest także wykluczone, że zdjęcia byłyby przekazywane Rosji. Dlatego Niemcy udostępniają Ankarze niepełne informacje. Ministerstwo Obrony Narodowej Niemiec wykluczyło możliwość przekazania Turcji pełnego dostępu do zdjęć rozpoznawczych wykonywanych przez nad terytorium Iraku i Syrii. W odpowiedzi Turcja zagroziła brakiem zgody na niemieckie inwestycje w bazie w Incirlik.

W marcu dziennik "Süddeutsche Zeitung" opublikował informację ministerstwa gospodarki, w której resort powiadomił, że od początku 2016 r. Niemcy jedenaście razy odmówili eksportu broni do Turcji. Informacja została ujawniona w ramach odpowiedzi na interpelację Jana van Aken reprezentującego w Bundestagu partię "Lewica". Z informacji resortu gospodarki wynika, że w latach 2010 - 2015 Berlin odmówił dostaw broni w ośmiu przypadkach. Aby pokazać jak kontrowersyjna jest to kwestia, dziennik przytoczył rządowe regulacje dotyczące sprzedaży broni do państw NATO, według których nie powinien on być "ograniczony", chyba że w wyjątkowych przypadkach ze względów politycznych. 

Samo ministerstwo w uzasadnieniu swojej decyzji miało powołać się na wspólne stanowisko państw UE dotyczące eksportu broni, które określają przypadki uniemożliwiające eksport broni. Wśród wytycznych branych pod uwagę znalazły się: "poszanowanie praw człowieka i międzynarodowego prawa humanitarnego przez państwo docelowe", "sytuacja wewnętrzna będąca efektem napięć lub konfliktów zbrojnych", a także "ryzyko wywiezienia broni do państw trzecich". 

W tym tygodniu tureckie władze odmówiły prawnikom Bundestagu oraz członkom parlamentarnej komisji obrony dostępu do bazy, w której w ramach sił NATO stacjonuje 260 żołnierzy Bundeswehry. Jest to kolejny tego typu incydent - rok temu deputowani Bundestagu nie mogli wejść na teren bazy, co było turecką odpowiedzią na przyjęcie przez Niemcy rezolucji dotyczącej ludobójstwa Ormian podczas I wojny światowej przez Turcję.

Czytaj więcej:  Berlin i Ankara na kolizyjnym kursie. Zagrożenie dla NATO [ANALIZA]

Niemiecka Agencja Prasowa, powołując się na swoje źródła, twierdzi, że decyzja Ankary jest efektem udzielania przez Niemcy azylu tureckim wojskowym, których po powrocie do kraju najprawdopodobniej czekałby proces w związku z oskarżeniem o uczestnictwo w próbie puczu z lipca ubiegłego roku. Według informacji podanych przez gazetę "Frankfurter Allgemeine Zeitung" o azyl miało ubiegać się ponad 400 posiadaczy paszportów dyplomatycznych, co zdaniem Turcji ma oznaczać wspieranie puczystów.   

Amerykańskie zaangażowanie mile widziane

Temat napiętych relacji niemiecko - tureckich pojawił się także podczas rozmowy Sigmara Gabriela oraz Rexa Tillersona. "Wierzę, że Amerykanie wykorzystają także swoje możliwości, aby porozmawiać ze stroną turecką o tym, że musimy mieć ze sobą inne relacje niż dotychczas" - powiedział szef niemieckiej dyplomacji podczas wspólnej konferencji prasowej.

Dzień wcześniej Donald Trump przyjął w Białym Domu prezydenta Turcji. I choć podczas spotkania nie zabrakło przyjaznych gestów, nie wystarczyły, aby przekonać Waszyngton do zmiany swojego stanowiska w dwóch kluczowych kwestiach z punktu widzenia Ankary. W ubiegłym tygodniu USA potwierdziły, że uzbroją Powszechne Jednostki Ochrony, kurdyjską milicję walczącą w Syrii, przed próbą zdobycia Rakki. Erdoğan nie osiągnął także zgody na ekstradycję do Turcji Fetullaha Gulena, który zdaniem prezydenta stoi za próbą puczu z lipca ubiegłego roku. Trump nie odniósł się do żadnej z tych kwestii.

Pogarszające się relacje między Ankarą a Berlinem mogą rykoszetem odbić się na współpracy w ramach NATO, choć zdaniem Jensa Stoltenberga nie będą one miały wpływu na aktywność wojsk Sojuszu znajdujących się na terenie Turcji. Biorąc pod uwagę wizytę ministra spraw zagranicznych Niemiec oraz słowa które padły podczas konferencji, wdaje się, że Berlin oczekuje wsparcia USA, ponieważ sytuacja przybiera coraz bardziej negatywny obrót dla Berlina. Dlatego zdecydowana reakcja Białego Domu mogłaby zatrzymać spiralę pogarszających się wydarzeń. Pozostaje jednak pytanie, czy bez ustępstw w kluczowych dla siebie kwestiach prezydent Turcji zgodzi się na reset w relacjach z Niemcami. 

Reklama

"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie

Komentarze (6)

  1. do III razy sztuka

    Niemcy lecą na pysk. NIkt się za nimi nie wstawi.

  2. lk5

    Sojusz turecko-rosyjski jest krótkotrwały i taktyczny. To usamodzielnienie się Turcji od USA. W dłuższej perspektywie to rywale. Z kolei Niemcy i Rosja to naturalni sojusznicy. Dlatego Niemcy nie popierają Erdogana.

    1. zeus89

      Bzdura. Współpraca Niemiec i Rosji też zawsze miała wymiar krótkotrwały. Do momentu gdy nie mają wspólnej granicy.

  3. Podbipięta

    No to mają silnik do Altaya.

    1. dk.

      Właśnie podobno mają już. Z Ukrainy.

  4. rand

    Chcialoby sie rzec, ze ma nabial ten prezydent. Skoro sa w strategicznym miejscu na mapie to chca miec z tego tytulu przywileje,a nie grozbe rozbioru lub rewolty na 1/4 terytorium.

  5. gość

    Islamizacja Niemiec i Francji postępuje w tak dynamicznym tempie, że niebawem nie będą im potrzebne eksterytorialne bazy.

  6. Moc

    Spoko. Niedługo bazować tam będą rosjanie.

    1. Lucek

      Gdzie w Turcji ? Prędzej Izrael. Erdogan traktuje Rosję jako coś co pomoże mu wymusić na EU i NATO dodatkowe korzyści dla Turcji a biedna i zacofana Rosja tego mu nie da.

Reklama