Wojsko, bezpieczeństwo, geopolityka, wojna na Ukrainie
Jak Pokémony namieszały w kanadyjskiej armii?
Kanadyjskie władze wojskowe ujawniły, jakie problemy z zabezpieczeniem terenów wojskowych pojawiły się wraz z wprowadzeniem w 2016 roku aplikacji Pokémon Go. Okazało się, że ludzie szukający z telefonami komórkowymi wirtualnych stworków są w stanie przejść przez każdą barierę ryzykując nawet utratą wolności, natomiast sami wojskowi nie mieli początkowo zielonego pojęcia, jak postępować w tego rodzaju sytuacjach.
Pierwsze sygnały o „zagrożeniach” ze strony Pokemonów pojawiły się już w lipcu 2016 roku, gdy do baz wojskowych na całym świecie zaczęli wjeżdżać zupełnie przypadkowi ludzie, by wpatrzeni w ekrany smartfonów, o dziwnych porach dnia wędrować po nieruchomościach rządowych. Przyczyną okazała się wprowadzona w tym samym miesiącu przez amerykańskie przedsiębiorstwo Niantic (spółkę zależną od Google) fabularna gra komputerowa Pokémon Go korzystająca z technologii rzeczywistości rozszerzonej. Najogólniej rzecz biorąc użytkownicy tej gry mogą chwytać egzotyczne stworki - Pokémony w swoich telefonach za pomocą wirtualnych „piłek” Pokéball odnajdowanych w specjalnych stacjach „Pokéstop” oraz później rozwijać schwytane Pokémony i walczyć nimi w wirtualnych bazach „Pokégym”.
Sukces był ogromny, ponieważ ta nowa aplikacja telefoniczna od razu wspięła się na szczyty list pobrań i w ciągu zaledwie kilku tygodni wiele milionów ludzi zaczęło poszukiwać wirtualne stworki udając się często do miejsc, które nie były ogólnie dostępne. O tym jakie to rzeczywiście spowodowało zamieszanie można się było przekonać na podstawie 471 stron wewnętrznych dokumentów związanych z grą, ujawnionych ostatnio przez kanadyjskie siły zbrojne na prośbę stacji CBS News (Canadian Broadcasting Corporation News Network).
„Starcie” Pokémonów z kanadyjską armią
Materiały te pokazały m.in. jak zaskoczeni wojskowi zareagowali na aplikację Pokémon Go, będąc nią zaciekawieni, ale niestety bardzo często również zdezorientowani. Zaledwie kilka dni po udostępnieniu gry w sieci kanadyjscy żołnierze zaczęli zgłaszać wzrost podejrzanej aktywności, wokół i na terenach wojskowych. Już 10 lipca 2016 r. pojawił się raport żandarma z bazy North Bay, który o północy zauważył dwóch mężczyzn jadących w furgonetce i wykonujących w ciemnościach dziwne manewry. Po zatrzymaniu okazało się, że obaj podejrzani patrzyli w smartfony próbując złapać Pikachu.
Zaskoczenie było tym większe, że premiera aplikacji Pokemon Go w Kanadzie miała mieć miejsce dopiero siedem dni później - 17 lipca 2016 r. W Stanach Zjednoczonych uruchomiono ją jednak już 7 lipca 2016 r., i bardzo wielu graczy znalazło sposób jak „oszukać” swój telefon i ściągnąć sobie oprogramowanie tak, aby „myślało” że jest się w USA. Początkowo widać było wyraźne zdezorientowanie, o czym świadczy służbowy e-mail od jednego z żołnierzy w bazie Kingston (w stanie Ontario). Przekazywał on swoim przełożonym, że w Fort Frontenac pojawiły się zarówno Pokégym jak i Pokéstop, ale „będąc całkowicie szczery w tym temacie, kompletnie nie mam pojęcia, co to jest”.
Z ujawnionych w Kanadzie dokumentów wynika, że co najmniej trzech żandarmów w różnych bazach zostało skierowanych do patrolowania ze smartfonami i notatnikami w ręku aby szukać wirtualnej infrastruktury Pokémonów: Pokéstopów i Pokégymów. Jeden z ekspertów w bazie Borden w Ontario proponował nawet w jednym z e-maili zatrudnienie dwunastolatka, który by pomógł w wyjaśnieniu, o co w tej aplikacji rzeczywiście chodzi.
I nie chodziło tu wcale o same Pokémony, ale o ludzi, którzy zaczęli je szukać nie zważając na to, gdzie się znajdują. Przykładem może być kobieta znaleziona w jednej z kanadyjskich baz wojskowych w parku czołgowym Worthington, w czasie, gdy jej troje dzieci wspięło się na czołgi łapiąc kolejne stworki. Zaskoczeniem był również dorosły mężczyzna, którego zatrzymano w jednostce wojskowej za łapanie Pokémonów i który tłumaczył się, że stara się zdobyć więcej punktów niż swoje dzieci.
Problemem stały się też zachowujące się „podejrzanie” pojazdy, których kierowcy jadąc nie patrzyli na drogę, ale w ekran smartfona. Taki przypadek został odnotowany np. na parkingu wojskowym w bazie Greenwood w Nowej Szkocji. Wszystkie te zdarzenia spowodowały, że bardzo szybko po wprowadzeniu aplikacji Pokémon Go kanadyjskie siły zbrojne wydały publiczne ostrzeżenie. Wzywano w nim osoby cywilne do unikania terenów i mienia wojskowego w czasie grania.
Kanadyjska Wojskowa Służba Śledcza już osiem dni po starcie gry wysłała również wytyczne dla oficerów żandarmerii, w których informowano, że na terenach wojskowych znajdują się zarówno punkty Pokégym/Pokéstop, jak i same Pokémony. Zamieszanie wywołane grą generalnie zaskoczyło jednak kanadyjską armię, która początkowo nie radziła sobie z nową sytuacją, niekiedy wyolbrzymiając całą sytuację. Złożono nawet skargę do twórcy aplikacji – firmy Niantic Inc. (współpracującej z firmą Pokémon), w której wskazano na problemy związane z lokalizacja Pokéstopów na terenie baz wojskowych oraz że wzmożony ruch wizytujących może zakłócić funkcjonowanie poszczególnych jednostek.
Jak się jednak okazało poszukiwacze wirtualnych stworków nie wszędzie byli traktowani jak intruzi. Zadowoleni z obecności graczy byli np. pracownicy muzeum wojskowego w bazie wojskowej Petawawa w stanie Ontario. Odnotowano bowiem zwiększoną liczbę gości, którzy oczywiście byli szczególnie zainteresowani ekspozycją zewnętrzną (czołgów, samolotów i systemów artyleryjskich). Ujawniono nawet wytyczne kontradmirała Johna Newtona, który zalecał by zlikwidować punkty Pokéstop z miejsc, gdzie mogą być one zagrożeniem, jednocześnie dodając je do punktów mogących zwiększyć frekwencję w muzeum - zamieniając je nawet na Pokégym.
Tłumaczył przy tym rozsądnie, że „życie i praca toczą się najlepiej, jeżeli połączy się je z dobrą zabawą, zdrowiem i przyjaźnią. Jeśli Pokémon Go włącza te wartości, chroniąc jednocześnie nasze interesy, wszyscy możemy korzystać z tego połączenia technologii, gier i zdrowia”.
Reakcja różnych armii na pojawienie się Pokémonów
To co w Kanadzie wzbudzało więcej śmiechu niż obaw, w innych krajach nie było już przyjmowane z takim przymrużeniem oka. Pokémony pokazały się bowiem na całym świecie – w tym również w państwach, gdzie do spraw bezpieczeństwa armii podchodzi się bardzo restrykcyjnie. O ile więc ostatecznie godzono się z naruszaniem spokoju na cmentarzach wojskowych, to w przypadku aktywnych baz wyrozumiałość była już o wiele mniejsza. Były więc nie tylko zatrzymania, ale również ranni i przynajmniej jedna osoba zabita (21-letnia Amerykanka zastrzelona pomyłkowo przez policję w Nowym Meksyku). Stany Zjednoczone zresztą jako jedne z pierwszych zareagowały na nowy problem i poprzez Pentagon wezwały żołnierzy i pracowników wojska do usunięcia gry Pokémon Go ze smartfonów.
Szczególnie ostro przeciwko graczom występowano w Arabii Saudyjskiej (gdzie tą aplikację nazywali nawet „nieislamską”) oraz w Chinach i Federacji Rosyjskiej, gdzie uznano, że gra może stanowić zagrożenie dla bezpieczeństwa. W chińskich mediach społecznościowych rozpoczęła się nawet specjalna akcja pod hasłem: „Nie graj w Pokémon Go !!! Dzięki temu USA i Japonia mogą odkrywać tajne chińskie bazy!” Były też takie kraje jak Bośnia, gdzie ostrzegano by nie szukać Pokémonów na terenach zaminowanych w czasie wojny domowej.
Część z tych działań była rzeczywiście racjonalna, ale część wynikała z pobudek czysto komercyjnych. Widać to było szczególnie w przypadku Chin, które są uznawane za największy rynek gier i aplikacji mobilnych. Jeżeli więc wcześniej blokowano tam większość usług Google to w ten sam sposób próbowano zastopować wprowadzenie nowej gry opartej m.in. na danych pobieranych z Google Maps. I na pewno nie odbywało się to głównie z powodów bezpieczeństwa, ponieważ dostęp do chińskich baz wojskowych jest o wiele trudniejszy niż do kanadyjskich, czy amerykańskich.
Trudno jest więc przypuszczać, by osoby cywilne w Chinach poruszały się w miarę swobodnie na terenach wojskowych tak jak to jest możliwe np. w Kanadzie. Zresztą na obiektach ściśle tajnych (w USA np. w pobliżu Strefy 51) nie było przypadków forsowania płotów, chociaż fani Pokémonów próbowali określić zza płotu, jakiego rodzaju stworki mogą znaleźć wewnątrz barier. Jak się zresztą okazało nie było tam zbyt wielu rzadkich okazów, a więc wycieczka na pustynię Nevada nie była opłacalna. Jest to zresztą zrozumiałe, ponieważ tajne obiekty są najczęściej lokalizowane daleko od miast i terenów zurbanizowanych, a więc na obszarach z zasady martwych dla aplikacji Pokémon Go.
Całe zamieszanie z 2016 r. i ujawnione w Kanadzie dokumenty powinny jednak uświadomić władzom wojskowym, że istnieją zagrożenia, których wcześniej nikt się nie spodziewał – w tym również ze strony ludzi nieświadomych tego co robią. Na szczęście aplikacja Pokémon Go jest rzeczywiście czystą zabawą i celem wypuszczającej ją firmy było po prostu osiągnięcie zakładanego zysku. Zysk ten zresztą był ogromny, o czym świadczą ujawnione wyniki z maja 2018 roku. Wynikało z nich, że gra Pokémon Go miała miesięczny przychód w wysokości 104 milionów USD i 147 mln aktywnych graczy miesięcznie, co było najwyższym wynikiem od lata 2016 r.
Trzeba być jednak przygotowanym na np. nagłe pojawienie się aplikacji, w której poszukiwanie wirtualnych bonusów może być w jakiś sposób opłacalne. Wtedy dla zdobycia szczególnie rzadkiego i „drogiego” stwora lub innego artefaktu ludzie będą w stanie sforsować nawet największe płoty licząc na zysk i bezkarność. Na pytanie jak wtedy odróżnić fanatycznych graczy od sabotażystów, szpiegów lub nawet terrorystów na razie nikt jeszcze nie odpowiedział.
"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie