Reklama

Geopolityka

Zjednoczone Emiraty Arabskie pytają o F-35. Powstanie zubożona wersja? [KOMENTARZ]

Fot. Lockheed Martin
Fot. Lockheed Martin

Atrament na historycznym porozumieniu z Izraelem jeszcze dobrze nie wysechł, a już Zjednoczone Emiraty Arabskie wystąpiły do USA z formalnym zapytaniem o możliwość sprzedaży im samolotów F-35A Lightning II. To pierwszy, ale znaczący krok na drodze do pozyskania tych samolotów od Waszyngtonu.

Oficjalnie nie wiadomo, ile maszyn chciałoby zakupić to pierwsze arabskie i drugie islamskie (po Turcji) państwo, które w ogóle ma możliwość dokonania amerykańskiego samolotu bojowego 5. generacji. Można jednak spekulować, biorąc pod lupę wypowiedź ministra spraw zagranicznych ZEA. Na zebraniu generalnym ONZ 25 września miał on powiedzieć, że logicznym jest wzmocnienie floty F-16 w jego kraju poprzez zakup F-35. Jeżeli wzmocnienie to miałoby oznaczać wymianę obecnie eksploatowanych F-16 na F-35 w stosunku 1:1, wówczas oznaczałoby to zakup około 77 samolotów (tyle F-16E i F posiada obecnie Abu Zabi). Emirackie F-16 są jednak nowe i należą do najlepszych przedstawicieli rodziny Fighting Falconów służących obecnie na świecie. Nie reprezentują wprawdzie wariantu Block 70/72, ale biorąc pod uwagę ich wiek, łatwo byłoby je do takiego standardu podnieść.

Bardziej prawdopodobne, że „wzmocnienie” F-16 nastąpiłoby kosztem floty drugiego eksploatowanego obecnie w ZEA typu myśliwców – Mirage 2000. Emiraty posiadają oficjalnie w służbie 57 takich maszyn różnych wersji. Maszyn dodajmy – używanych w ostatnich miesiącach bojowo w Libii. Zastąpienie ich pod koniec przyszłej dekady wydaje się celowe, tak ze względu na wiek jak i zaawansowanie techniczne francuskich maszyn.

Idąc tym tropem możliwe więc, że Zjednoczone Emiraty Arabskie będą zainteresowane zakupem około 50 F-35. Zakres tej inwestycji może oczywiście okazać się większy, biorąc pod uwagę zaogniającą się sytuację w regionie i możliwości finansowe naftowych Emiratów. Dość przypomnieć, że Katar, który do niedawna miał pojedynczą eskadrę Mirage 2000 lecz zakupił w ostatnich latach 36 myśliwców Rafaele, 24 Eurofighter Typhoony i 36 F-15QA, a oprócz tego zastanawia się nad dokupieniem kolejnych 36 Rafale i 36 F-15QA.

Katar czyni te inwestycje w odpowiedzi na wrogość pozostałych państw arabskich w regionie, z których ZEA jest jednym jego najzacieklejszych geopolitycznych przeciwników. Rozbudowa lotnictwa ZEA ponad obecny stan liczebny także jest więc niewykluczona.

Całą sytuacją nie jest zachwycony Izrael, którego politycy i wojskowi zdają się nie reagować na argument, że odległość między ZEA a Izraelem to praktycznie granica zasięgu operacyjnego F-35A, a maszyny te będą stwarzały przede wszystkim zagrożenie dla Iranu a nie dla państwa żydowskiego, z którym nawiązano zresztą właśnie stosunki dyplomatyczne i handlowe.

Chodzi zapewne o precedens, jakim jest możliwość sprzedaży państwu arabskiemu maszyny o parametrach porównywalnych z najlepszymi samolotami Israeli Defence Forces. Szczególnie, że - podobnie jak operujące właśnie nad Libią Mirage 2000 - mogłyby one przecież działać z baz innego arabskiego państwa, np. Egiptu.

Dzięki swoim własnościom stealth, sensorom i możliwościom prowadzenia walki elektronicznej, F-35 jest postrzegany jako broń zdolna do przeniknięcia przez nowoczesne systemy obrony powietrznej. Dlatego Izrael domaga się teraz jeśli już nie zakazu sprzedaży, to przynajmniej stworzenia dla ZEA specjalnej, "osłabionej” wersji tego samolotu. Jego przedstawiciele argumentują, że ze względu na dysproporcję geograficzną i demograficzną to właśnie przewaga techniczna stanowiła o bezpieczeństwie Izraela.

Przypomnijmy jednak, że podobna sytuacja z eksportem sprzętu miała już miejsce w przeszłości. Kiedy w 1979 roku Egipt podpisał pokój z Izraelem i uznał to państwo, wkrótce potem rozpoczęły się tam dostawy amerykańskiego uzbrojenia, w tym myśliwców F-16A (w ramach programu Peace Vector). I żaden egipski F-16 nigdy nie zbombardował Izraela, choć z drugiej strony państwo to niemal równolegle otrzymało znacznie bardziej zaawansowane F-15A/B.

image
Reklama
Reklama

"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie

Komentarze

    Reklama