Reklama

Geopolityka

Zamach w Iranie a groźba regionalizacji konfliktu [ANALIZA]

Pogrzeb generała Kassema Sulejmaniego.
Pogrzeb generała Kassema Sulejmaniego.
Autor. Maryam Kamyab, Mohammad Mohsenifar/Wikimedia Commons/CC 4.0

Zamach w Iranie zwiększa prawdopodobieństwo regionalizacji wojny Izraela z Hamasem. Wskazują na to również zmiany taktyczne dokonane przez Izrael. Jednak póki co zarówno Iran, jak i Hezbollah zachowują wstrzemięźliwość. W szczególności Izrael póki co nie został oficjalnie oskarżony o sprawstwo zamachu w Kermanie.

Reklama

W zamachu terrorystycznym, do którego doszło 3 stycznia w Kermanie, zginęło ok. 100 osób (podawana liczba 103 ofiar śmiertelnych została dzień później obniżona do 95, niemniej może ona wciąż wzrosnąć ze względu na dużą liczbę rannych), a ponad 200 zostało rannych. Miał on miejsce w okolicach cmentarza, na którym jest pochowany gen. Kassem Sulejmani, w czwartą rocznicę zabicia go przez USA na lotnisku w Bagdadzie. Do eksplozji doszło  w trakcie trwających tam uroczystości z tym związanych. Trudno zatem uznać to za przypadek, podobnie jak to, że nastąpił on dzień po zabiciu w Bejrucie jednego z liderów Hamasu Saleha al-Aruriego oraz nieco ponad tydzień po zabiciu w Damaszku jednego z dowódców Sepah Radhiego Musawiego (blisko związanego z Sulejmenim). Warto przy tym dodać, że Aruri był najbliższym Iranowi człowiekiem w kierownictwie Hamasu. Do ataku na niego przy użyciu bezpilotowca doszło w bejruckiej dzielnicy Dahije, czyli twierdzy Hezbollahu.

Reklama

By zrozumieć te relacje, trzeba cofnąć się do 2011 roku. W związku z wybuchem wojny w Syrii wspierany przez szyickie siły Iranu i Hezbollahu alawicki reżim syryjski Baszara al-Assada prowadził wojnę z sunnickimi rebeliantami wspieranymi przez sunnickie państwa arabskie i sunnicką Turcję. Ponieważ Hamas też jest sunnicki i wywodzi się z nurtu Bractwa Muzułmańskiego (zwalczanego przez Assada), doprowadziło to do konfliktu między Hamasem z jednej strony i Hezbollahem oraz Iranem z drugiej. Aruri odegrał kluczową rolę w doprowadzeniu do rekoncyliacji między tymi stronami i włączenia Hamasu do „Osi Oporu” kierowanej przez Iran. W Hamasie uchodził wręcz za pro-Hezbollahowego jastrzębia, który miał świetne relacje zarówno z liderem Hezbollahu szejkiem Hasanem Nasrallahem, jak i przedstawicielem Sepah przy Hezbollahu Sajedem Azadim. Aruri miał odbywać z Nasrallahem cotygodniowe narady, a także być w stałym kontakcie z gen. Esmailem Qaanim, następcą Sulejmaniego na stanowisku lidera Sił al-Kuds.

Przywódca Hezbollahu Hasan Nasrallah.
Przywódca Hezbollahu Hasan Nasrallah.
Autor. domena publiczna

Zabicie Aruriego było zatem nie tylko ciosem w Hamas ale, podobnie jak wcześniej Musawiego, wymierzonym w Iran, i to bardzo celnym. O ile Iran jest stosunkowo łatwo w stanie zastąpić Musawiego kimś innym, to w przypadku tak cennego rzecznika irańskich interesów w sunnickiej organizacji może to być znacznie trudniejsze. Niemniej zdecydowanie istotniejsze, również w kontekście zamachu w Kermanie, jest to, że oba ataki (w Damaszku i w Bejrucie) wskazywały na przyjęcie przez Izrael nowej taktyki polegającej na ograniczeniu skali operacji militarnej w Strefie Gazy (ale jej nie przerwanie) i rozpoczęcie serii uderzeń w cele związane z Iranem poza terytorium Palestyny. Nie chodzi tu przy tym wyłącznie o wcześniej zapowiadaną likwidację liderów Hamasu. Jest zresztą wciąż kwestią otwartą, czy Izrael zdecyduje się na uderzanie na terytorium sojuszników USA, tj. Kataru i Turcji. Póki co tego nie robi.

Reklama

Uderzenia w cele związane z Iranem wpisują się w logikę Izraela, który nigdy nie ukrywał, że uważa, iż to Iran był mózgiem operacji Hamasu z 7 października. Ponadto Izrael, a w szczególności premier Benjamin Netanjahu, od wielu lat dąży do militarnej konfrontacji z Iranem (oczywiście pod warunkiem wsparcia jej przez USA oraz, optymalnie, szeroką koalicję międzynarodową). Izraelski premier potrzebuje też przekonującego sukcesu, by uchronić się przed odpowiedzialnością za dopuszczenie do ataku z 7 października. Obecnie takiego sukcesu nie ma i jest wątpliwe, by mógł go osiągnąć w Gazie. Niedawne utrącenie reformy sądownictwa przez Sąd Najwyższy pokazuje, że pętla nie tylko nie rozluźnia się na jego szyi, ale wręcz zaciska.

Czytaj też

Izrael ostatnio wycofał znaczną część sił ze Strefy Gazy, gdyż obecnie nie musi prowadzić tam działań o dużej intensywności. Hamas wprawdzie wciąż ma zdolność wystrzeliwania rakiet w kierunku Izraela, ale ich celność jest znikoma. Do zniszczenia Hamasu jest daleko. Izrael postawił sprawę jasno, że nie odstępuje od tego celu, ale nie musi się też z tym obecnie śpieszyć, zwłaszcza, że rozwijająca się katastrofa humanitarna stłoczonych na południu Palestyńczyków nie jest istotnym czynnikiem determinującym jego działania. Takim czynnikiem byłaby natomiast zdolność istotnego uderzenia ze strony Hamasu w przypadku regionalizacji wojny, ale Hamas nie ma takiej zdolności. Może to więc wskazywać na to, że Izrael dokonuje przegrupowania sił, antycypując duże prawdopodobieństwo konfrontacji na pełną skalę z Hezbollahem, a być może również wojny z Iranem.

Paradoksalnie na taki scenariusz może wskazywać również wycofanie amerykańskiego lotniskowca USS Gerald Ford z wybrzeża Libanu. Nie można wykluczyć, że Hezbollah dysponuje pociskami przeciwokrętowymi zdolnymi do zadania Amerykanom strat, a to doprowadziłoby do eskalacji i wciągnięcia USA do bezpośredniego udziału w wojnie. Oczywiście atak Hezbollahu na Amerykanów byłby możliwy wyłącznie wtedy, gdy Izrael dokonałby ataku na Liban w celu unicestwienia tej organizacji, co byłoby łatwiejsze, ale zarazem kosztowniejsze niż zniszczenie Hamasu w Gazie. Hezbollah ma bowiem znacznie większe możliwości rażenia terytorium Izraela. Dlatego wygodniejsze z punktu widzenia Netanjahu jest sprowokowanie Nasrallaha do eskalacji, a nie uderzenie jako pierwszy. Póki co lider Hezbollahu wydaje się to rozumieć, więc unika wciągnięcia w pułapkę, przykrywając swoje kunktatorstwo kolejnymi płomiennymi mowami, z których nic nie wynika. Tak było również z jego ostatnim przemówieniem wygłoszonym z okazji 4. rocznicy zabicia Kassema Sulejmaniego w dzień po izraelskim ataku na Dahije i tuż po zamachu w Kermanie.

Lotniskowiec USS Gerald R. Ford.
Lotniskowiec USS Gerald R. Ford.
Autor. USS Gerald R. Ford (CVN 78) / Twitter

Iran jest jak dotąd beneficjentem ataku Hamasu na Izrael oraz jego skutków. Nastąpiła bowiem konsolidacja postaw antyizraelskich (i antyzachodnich) w regionie zdominowanym przez Arabów i sunnitów. To zaś sprzyja poprawie pozycji Iranu w tym nie zawsze przychylnym dla niego (delikatnie mówiąc) środowisku. Ponadto Iran uruchomił swoje przystawki, by atakowały Izrael oraz obecność USA w regionie, samemu pozostając z tyłu i nie podejmując żadnych bezpośrednich ataków. Taka sytuacja jest bardzo dla niego wygodna, ale również korzystna dla USA, gdyż Joe Biden i jego administracja wiedzą, że uderzenie Iranu w Izrael pociągnie za sobą konieczność wsparcia militarnego dla Izraela ze strony USA i może doprowadzić do wojny z Iranem, której Amerykanie pragną uniknąć (nawet Donald Trump zablokował takie plany, a następnie pozbył się promującego je Johna Boltona).

Z drugiej strony, ze względów wizerunkowych Iran nie może pozwolić sobie na pozostawianie bez odpowiedzi poważnych ataków na siebie. Tak było, gdy w odpowiedzi na zabicie Sulejmaniego Iran dokonał ataku rakietowego na bazę Al-Assad w Iraku, gdzie znajdowali się amerykańscy żołnierze. Uderzenie to zostało przy tym przeprowadzone tak, by Iran mógł ogłosić, że skutecznie odpowiedział, a USA nie musiały dokonać dalszych kroków. Jednakże jeśli Iran obarczy Izrael odpowiedzialnością za dokonanie zamachu w Kermanie, to wątpliwe jest by odpowiedź mogła zostać „uzgodniona” w podobny sposób tj. nie prowadzący do dalszej eskalacji. Jeśli bowiem Izrael rzeczywiście stoi za tym zamachem, to jego celem jest sprowokowanie Iranu do eskalacji, by następnie wciągnąć USA do wojny.

Izraelski żołnierz podczas interwencji wojskowej w Libanie, styczeń 1993 roku. W tle transporter opancerzony M113.
Izraelski żołnierz podczas interwencji wojskowej w Libanie, styczeń 1993 roku. W tle transporter opancerzony M113.
Autor. Barkai Wolfson / Biuro Rzecznika Sił Obronnych Izraela / Wikimedia Commons

Po zamachu w Kermanie pojawiły się sprzeczne informacje na temat sposobu jego przeprowadzenia. Najprawdopodobniej nie miał on charakteru ataku samobójczego, lecz doszło do niego w wyniku zdalnej detonacji dwóch ładunków ukrytych w walizkach. Warto przy tym podkreślić, że zamachy terrorystyczne nie są czymś obcym w Iranie, choć częstotliwość ich przeprowadzania, a także ich skala, są ograniczone. Ponadto dochodzi do nich głównie w dwóch ostanach Iranu: Sistanie-Beludżystanie oraz Chuzestanie. Wprawdzie Kerman graniczy z tym pierwszym, ale nie dochodziło tu wcześniej do znaczącej aktywności beludżyjskich terrorystów.

Jak dotąd największym zamachem głównej beludżyjskiej organizacji terrorystycznej Dżaisz al-Adl był atak na autobus z żołnierzami Sepah. Zginęło 27 osób, a 13 zostało rannych. Doszło do niego na terenie Sistanu-Beludżystanu, a ponadto Dżaisz al-Adl (w przeciwieństwie do zlikwidowanego w 2010 Dżundullahu) nie atakował dotąd celów niezwiązanych ściśle z władzami i wojskiem. Z kolei największym atakiem chuzestańskich separatystów było ostrzelanie defilady wojskowej w Ahwazie, do którego doszło 22 września 2018 r. W ataku tym zginęło 25 osób (w tym dzieci), a 60 zostało rannych. Ponadto, swoją aktywność zaznaczyło w Iranie również ISIS. W październiku 2022 r. terrorysta związany z Państwem Islamskim ostrzelał pielgrzymów w mauzoleum Szach Czeragh w Szirazie, zabijając 13 osób i raniąc ponad 40. W czerwcu 2017 r. ISIS zaatakowało w Teheranie parlament oraz mauzoleum Chomeiniego, zabijając 17 osób.

Czytaj też

Skala zamachu w Kermanie jest zatem zdecydowanie większa, niż jakiegokolwiek dotąd (pomijając zamachy mudżahedinów ludowych na początku lat 80.) i został on przeprowadzony poza obszarem szczególnego ryzyka. Można zatem powątpiewać, czy jakakolwiek organizacja terrorystyczna działająca na terenie Iranu mogła przeprowadzić go samodzielnie. ISIS zwykło dość szybko ogłaszać swoją odpowiedzialność, podczas gdy w tym wypadku do tego nie doszło. Natomiast jeśli rzeczywiście stoi za tym inne państwo, to bezpośrednim realizatorem, poza beludżyjskimi lub chuzestańskimi separatystami, mogli być też mudżahedini ludowi. Ta marksistowsko-islamistyczna organizacja do 2003 r. wspierała Saddama Husajna, więc była uznawana przez USA za organizację terrorystyczną. W ciągu ostatnich 20 lat nawiązała jednak bliską współpracę z Izraelem i amerykańskimi neokonserwatystami oraz prawdopodobnie pomogła Izraelowi w atakach na irańskich naukowców. Warto przy tym zwrócić uwagę, ze dzień przed zamachem w Iranie w Knesecie występował irański aktywista Wahid Beheszti, który apelował do Izraela, by zaatakował zbrojnie Iran (od czego odcięła się większość antyreżimowej opozycji irańskiej). Inną zastanawiającą kwestią jest to, że Izrael nie przyznał się do zabicia Aruriego, oficjalnie sugerując, że zrobił to ktoś inny. Było to dość niezrozumiałe, ale jeśli Izrael miał coś wspólnego z zamachem w Kermanie, to nabiera to pewnej logiki. Nie ulega bowiem wątpliwości, że Izrael odrzuci wszelką odpowiedzialność za zamach w Kermanie.

Pytaniem otwartym jest to, czy Iran oskarży Izrael o dokonanie tego zamachu. Zależy to przy tym nie od stanu faktycznego, ale od kalkulacji Iranu. Jeśli bowiem Iran zdecyduje się oficjalnie oskarżyć Izrael, to będzie musiał dokonać mocnego uderzenia w to państwo ze wszelkimi jego konsekwencjami. Prawdopodobieństwo regionalizacji wojny, a także udziału w niej USA, będzie wówczas bardzo wysokie. Nie ma też najmniejszej wątpliwości, że odbiłoby się to bardzo negatywnie na zaangażowaniu USA w Ukrainie i zwiększyłoby prawdopodobieństwo uruchomienia kolejnych konfliktów (np. na Pacyfiku) w celu wykorzystania rozproszenia aktywności USA. Z drugiej strony, władze Iranu mają świadomość, że choć koszt takiej wojny dla Izraela i USA byłby wysoki, to dla nich mogłaby skończyć się katastrofalną klęską. Ryzyko jest więc ogromne.

Irański system rakietowy Fateh-110.
Irański system rakietowy Fateh-110.
Autor. Fars Media Corporation, CC BY 4.0, commons.wikimedia.org

Dlatego nie dziwi pewna wstrzemięźliwość władz Iranu we wskazywaniu winnego. Wprawdzie w pierwszych reakcjach pojawiły się sugestie, że stoi za tym Izrael (np. ze strony wiceprezydenta Mohammada Mochbera czy też znanego prorządowego komentatora Mohammada Marandiego) ale w komentarzach Najwyższego Przywódcy Alego Chameneia oraz prezydenta Ebrahima Raisiego brak już wzmianki o Izraelu. Również w irańskich mediach taka sugestia nie jest póki co eksponowana. Władze Iranu zapowiedziały jednak szybkie ustalenie sprawców i adekwatną odpowiedź więc wciąż nie można wykluczyć, że do oskarżenia Izraela jednak dojdzie. Zwłaszcza, że można się spodziewać, że Izrael dokona kolejnych ataków na cele irańskie.

Reklama

Komentarze (6)

  1. Markus

    Super analiza, tylko jedna uwaga: "NA Ukrainie", mówimy NA Ukrainie !!

    1. suawek

      Możemy też mówić: "W Ukrainie".

    2. Hmmm.

      Oczywiście. Na Ukrainie, na Litwie, na Słowacji, na Węgrzech, na Łotwie. Zasada jest prosta: kraje z którymi w przeszłości mieliśmy związki terytorialne zasługują na "na", a ludzie, którym bliższe są feminatywy mówią "w".

  2. Hmmm.

    Myślę, że Izrael jeszcze przyspieszy, by wciągnąć Iran w wojnę ze Stanami.. im bliżej uzyskania przez iran bomb jądrowych, tym mniej zabawnie się zrobi. A na Izrael nie trzeba wiele bomb, bo to malutkie państewko i prawdopodobnie sezonowe

  3. bezreklam

    Kiedys uwiebialem pana REputowicza - nawet sledzilem profil na FB - ale odkad zauwazlem ze jakby nie dostrzega destrukcjnego wplwu USa i Izeala moj zapal oslabl. Moze byc ze znany dzinnikarz nie moze dostrzec tego co widac golym okiem dla malego rzuczka jak ja. JA nie moge nic stracic. Mnie na granicy z IZealem najwzej rzetrzepia. Zawodywy dzinnikarz juz ma duzo wiecej do straty. Ale i tak....na tle innych dobry artykol- moja recenzja

  4. Sorien

    Izrael prowokuje wojnę ale igra z ogniem - trochę to przypomina rosyjska ruletkę .... W teorii Iran bez szans ale przez ta wojnę może na świecie uruchomić się reakcja łańcuchowa i sytacja daleko od bliskowschodniego pola bitwy może tak się potoczyć że USA stracą zdolność skutecznej obrony Izraela a wtedy on sam otoczony duża ilością wrogów może przestać istnieć.... Co z tego że mają najnowocześniejszy sprzęt- ale za mało amunicji....

    1. Hmmm.

      Kilka lat temu Kissinger przewidywał koniec Izraela w ciągu 10 lat.

    2. Davien3

      @Hmmm Kissinger przewidywał wiele rzeczy i niewiele z nich sie sprawdziło.

  5. Hmmm.

    Izan za kilka miesięcy może mieć 4-5 bomb jądrowych, zdolnych razić balistycznie wszystkich aktorów na Bliskim Wschodzie i wątpię, żeby dał się sprowokować Izraelczykom, których bezwzględność świadczy o dużej seterminacji, by nie powiedzieć desperacji.

    1. Rusmongol

      Izrael ma ich już kilkadziesiąt. Myślę że Izrael jest tak zdesperowany że na pierwsze wspomnienie że Iran ma jedną bombr A wladuja w niego swoje.

    2. papa lebel

      Możliwe, z tym że będą to bomby typu jak z filmu "Dictator" S.B.Cohena:)

    3. Davien3

      @Hmmmm i co mu da te 4-5 ładunków jadrowych jak nie dość ze nie mają jak ich dostarczyc do Izraela to jeszcze Izrael ma ich ponad 100 i ma jak je wysłac do Iranu Moze tez zwyczajnie nalotami doprowadzic Iran do epoki kamienia łupanego bez broni jądrowej a Iran nie ma nawet jak im oddać.

  6. Monkey

    Wczoraj, tj. 4 stycznia do zamachu przyznał się ISIS? Czy to prawda? Trudno powiedzieć, ale wojna na Bliskim Wschodzie z pomiędzy Iranem oraz Izraelem z możliwym udziałem USA spowodowałaby ogromny zamęt, który być może pomógłby takim organizacjom jak IS ponownie łowić ryby w mętnej wodzie. Tyle, że wtedy chyba nie przyznaliby iż to oni…

Reklama