Geopolityka
Wcielani siłą w rosyjskie szeregi. Jak Rosja „rekrutuje” na okupowanych terenach Ukrainy
Obwód zaporoski. Część okupowana przez rosyjskie wojska. Do domu jednego z ukraińskich policjantów, który nie zdążył się ewakuować, wkracza uzbrojony rosyjski oddział. Mężczyzna dostaje ultimatum – albo zaciągnie się do „milicji” albo jego rodzinie stanie się krzywda. Na okupowanych przez Rosjan ukraińskich terytoriach trwa przymusowy werbunek do zbrojnych formacji walczących przeciwko Ukrainie. To pogwałcenie konwencji genewskiej.
1500 dolarów – tyle wynosi łapówka w okupowanej przez separatystyczno-rosyjskie quasi-władze części Donbasu. Za taką kwotę można otrzymać „rezerwę", czyli uniknięcie posłania na front. Do czerwca w okupowanej części Donbasu zmobilizowano 140 tys. mężczyzn. Prawie 50 tys. posłano już na front. Chociaż są i źródła mówiące nawet o 100 tys. separatystów na froncie. Moskwa musiała przycisnąć separatystycznych namiestników do tego stopnia, że kopalnie przestały pracować – brakuje pracowników, bo mężczyzn wcielono do wojska. Wydobycie węgla spadło pięciokrotnie. 75 proc. pseudo-państwowych przedsiębiorstw w okupowanej części Donbasu ma braki kadrowe. Żony żołnierzy z tzw. 206. Pułku Milicji Ludowej ŁRL urządziły protest antywojenny. Inicjatorka manifestacji została aresztowana przez służby separatystów i nagrała znaną jeszcze z czasów sowieckich „samokrytykę".
Czytaj też
Głośny był przypadek opisany przez dziennikarzy BBC. Sergiej, 20-letni mieszkaniec Doniecka, który jest jedynym żywicielem rodziny i ma chore serce idąc do piekarni został porwany przez jedną z separatystycznych milicji. Po trzech dniach „unitarki" został skierowany na front pod Chersoniem. Tydzień później został ranny i trafił do szpitala. Gdy wyleczył rany, zdezerterował. Na popularnych na wschodzie platformach VKontakte i Telegram aż roi się od zapytań matek, które pytają co może dziać się z ich synami, którzy przepadli na ukraińskim froncie.
Stan umundurowania, wyposażenia i uzbrojenia tzw. oddziałów separatystycznych jest fatalny. To żony ekwipują żołnierzy w bieliznę i jedzenie bo na okupowanych terenach są problemy nawet z dostępem do wody (o zaprowiantowaniu i nowych ubraniach nie ma nawet co wspominać). Oddziały te są przez rosyjskie dowództwo używane jako „mięso armatnie". Opozycyjny antyputinowski portal Medusa opublikował relację Anny – żony jednego ze „zmobilizowanych" w Donbasie mężczyzn. Wynika z niej, że jej mąż liczył na brak mobilizacji bo pracował w pseudo-państwowym banku w Ługańsku. Został jednak wysłany pod Charków, gdzie „kopał okopy". Co robił w rzeczywistości możemy się tylko domyślać. Anna, wspomina także, że mężczyźni bali się w Ługańsku wychodzić z domu by nie dorwały ich grupy „łapaczy", które porywały wręcz ludzi z ulicy i wcielały siłą w szeregi tzw. ludowych milicji. Przymusowy pobór obejmuje mężczyzn do 60 roku życia. Obejmuje także tych, których wcześniej nie zakwalifikowano do służby wojskowej ze względu na zły stan zdrowia. Jedna z żon wcielonego do wojska mężczyzny napisała skargę do rosyjskiego Ministerstwa Obrony. W odpowiedzi otrzymała cyniczne zapewnienie, że „Rosja nie ma prawa ingerować w wewnętrzne sprawy republiki".
Czytaj też
W poniedziałek, Serhij Hajdaj, ukraiński szef władz regionu ługańskiego, poinformował że „rosyjskie siły wysyłają do walki mieszkańców okupowanych od niedawna miast w obwodzie". W dużych miastach regionu, zajętych przez armię rosyjską latem, zostało 10-15 proc. mieszkańców. "Niestety nie traktowali na poważnie informacji o mobilizacji mężczyzn na wcześniej okupowanej części regionu, nie widzieli ryzyka dla siebie" - podkreśla Hajdaj.
" (...) nie mając domu, który został zniszczony przez wroga, przekształcają się w nikczemników, idąc zabijać mieszkańców sąsiednich miejscowości. Niektórzy z nich dobrowolnie. Inni natomiast nie wierzą licznym ostrzeżeniom, widzą ogłoszenia z nieprawdopodobnie wysokim wynagrodzeniem i są z jakiegoś powodu przekonani, że to polepszy warunki ich życia. A po kilku dniach pokornie idą do okopów" - pisze gubernator.
Czytaj też
Jak stanowi artykuł 51 Konwencji Genewskiej: „Mocarstwo okupacyjne nie może zmuszać osób podlegających ochronie do służby w swych siłach zbrojnych lub pomocniczych. Wszelki nacisk lub propaganda zmierzające do dobrowolnego wstępowania do nich są wzbronione". Rosja ma Konwencje Genewskie za nic i łamie jej najważniejsze zapisy chroniące ludność cywilną.
Od 30 czerwca wprowadzono także „cichą" mobilizację na okupowanym Krymie. Okupacyjne władze nakazują rodzinom poległych żołnierzy zmobilizowanych na Krymie ukrywać informacje o śmierci bliskiego. Pogrzeby mają być przeprowadzane w tajemnicy. Ukraińska strona informuje, że z ponad 100 pochówków żołnierzy na Krymie, o których się dowiedzieli, nawet połowa poległych mogła mieć ukraińskie obywatelstwo. Krym stał się także rezerwuarem okupacyjnych władz na południowym froncie. Choćby ukraińscy nauczyciele odmówili pracy dla nowych okupacyjnych władz. To właśnie z Krymu są ściągani nauczyciele do szkół w okupowanych miejscowościach by „uczyć" dzieci według rosyjskiej propagandy.
Czytaj też
W okupowanych przez Rosjan części obwodu zaporoskiego zmuszani szantażem do pracy na rzecz Moskwy są ukraińscy policjanci. Z pewnością będzie wysoka dezercja z rosyjskich milicji ponieważ takich „ochotników" czeka najgorsza kolaborancka służba: łapanki na ukraińskie patriotyczne elity (kolegów z szeregów policji, urzędników, oraz ich rodziny), aresztowania osób, które uczestniczyły w Majdanie lub walczyły w Donbasie przeciwko separatystom, współudział w zbrodniczej pacyfikacji. Z okupowanych terytoriów docierają informacje o brutalnych rewizjach, rabunkach oraz gwałtach okupacyjnych oddziałów.
"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie