Geopolityka
USA pokazują zdolności. Konsekwencje likwidacji szefa Al-Kaidy
Zabicie Ajmana az-Zawahiriego to duży sukces USA, choć nie będzie on miał dużego wpływu na zdolności operacyjne dzihadystycznych organizacji terrorystycznych. Okoliczności likwidacji szefa Al Kaidy są przy tym kłopotliwe dla talibów i tych, którzy dążą do formalizacji relacji z nimi. USA pokazały też, że wojna na Ukrainie nie ograniczyła ich zdolności reakcji w innych częściach świata.
Zawahiri, jako współautor ataku na USA, przeprowadzonego 11 września 2001 r., był niewątpliwie symbolem dżihadystycznego terroryzmu. Dlatego też uznawany był za najbardziej poszukiwanego terrorystę, a nagroda za jego głowę wynosiła 25 mln dolarów. Jednakże jego zdolności operacyjne, a także realny wpływ na dżihadystyczną aktywność terrorystyczną na świecie, od dawna były mizerne. Dotyczyło to zresztą również jego poprzednika, Osamy bin Ladena, w ostatnich latach jego życia. Ukrywający się w Pakistanie i stale tropiony twórca Al Kaidy nie był w stanie skutecznie kierować organizacją i planować kolejne ataki w wymiarze globalnej wojny ze światem „niewiernych". Po 11 września jedynym zamachem zaplanowanym przez centralne kierownictwo Al Kaidy był zamach w Mombasie, w Kenii, zaplanowany zresztą jeszcze przed 11 września. Charyzma Bin Ladena powodowała jednak, że był symbolem jednoczącym cały ruch dżihadystyczny. Zawahiri nie odznaczał się podobnymi przymiotami i choć jego przywództwo w Al Kaidzie było niekwestionowane, ze względu na to, iż był prawą ręką Osamy bin Ladena, to jego rola jako lidera tej organizacji została sprowadzona do masowej produkcji ideologicznych tyrad w formie pisemnej oraz audiowizualnej. Ta nieskuteczność centralnego kierownictwa Al Kaidy doprowadziła do dezintegracji tej organizacji.
Czytaj też
Czytaj też
Najbardziej spektakularne i brzemienne w skutkach było wypowiedzenie posłuszeństwa przez iracką Al Kaidę pod przywództwem Abu Bakra al-Baghdadiego i stworzenie przez niego konkurencyjnej organizacji tj. Państwa Islamskiego. Choć po utracie wymiaru terytorialnego przez „kalifat" w 2017 r. straciło ono główny atut w rywalizacji z Al Kaidą i uległo znacznemu osłabieniu, to wciąż pozostało głównym zagrożeniem terrorystycznym dla Zachodu. Kolejnym ciosem dla Zawahiriego było odcięcie się syryjskiej franczyzy tj. Dżabat an-Nusry od Al Kaidy, co z kolei podyktowane było pragmatyzmem tej formacji, pragnącej dokonać liftingu swojego wizerunku w oczach społeczności międzynarodowej (co zresztą nie do końca się udało). Podobne procesy zaszły w Libii, gdzie po obaleniu Muamara Kadafiego, część środowisk powiązanych wcześniej z Al Kaidą starała się pozbyć odium terrorysty i wejść do polityki (np. Abdelhakim Belhadż), a część związała się z Państwem Islamskim, które w latach 2015-2016 zdołało stworzyć tam najsilniejszy „wilajet" poza Irakiem i Syrią. W 2012 r. bardzo obiecująco dla Al Kaidy wyglądała sytuacja w Mali, gdy dżihadystyczne organizacje z nią powiązane zdołały opanować północną część tego państwa i ruszyły na Bamako. Interwencja francuska zapobiegła temu ale niestabilność regionu Sahelu powoduje, że zagrożenie dzihadystyczne utrzymało się tam na bardzo wysokim poziomie. Tyle, że Zawahiri nie miał większego wpływu na aktywność tamtejszych struktur, którymi kierował przede wszystkim lider Al Kaidy Islamskiego Maghrebu Abdelmalek Drukdel, a także Mokhtar Belmokhtar i Iyad ag Ghali. W tym kontekście likwidacja Drukdela przez Francuzów w czerwcu 2020 r. była znacznie poważniejszym ciosem dla zdolności operacyjnych Al Kaidy, niż neutralizacja Zawahiriego.
Czytaj też
Przejęcie przez talibów kontroli nad Afganistanem stanowiło dla Zawahiriego zastrzyk nowej nadziei, choć dość krótkotrwałej i nie chodzi mi tylko o przerwanie jej pociskami Hellfire R9X. Lider Al Kaidy, mógł oczekiwać (i to słusznie jak się okazało), że zobowiązanie talibów do odcięcia się od Al Kaidy będzie martwym zapisem Porozumienia z Dohy. W rzeczywistości po przejęciu przez nich władzy przeniósł się do Kabulu i przebywał w odległości 3 km od pałacu prezydenckiego i choć wychwalał lidera talibów Haibatullaha Achundzadę jako „emira wiernych", to z jego wypowiedzi wynika, że widział konflikt wewnętrzny wśród talibów i interpretował go jako starcie prawdziwych wierzących z frakcją hipokrytów, idącą na pasku Pakistanu i chcącą sprzedać Al Kaidę „niewiernym". Tymi pierwszymi byli oczywiście Haqqani, natomiast tymi drugimi frakcja związana z synem mułły Omara mułłą Yacoobem, piastującym obecnie funkcję ministra obrony, a także z mułłą Baradarem, który był głównym negocjatorem porozumienia z USA. Problem w tym, że raptem miesiąc temu, w trakcie obchodów muzułmańskiego święta Eid al-Adha, Akhundzada podkreślił, że Islamski Emirat Afganistanu nie będzie stanowić zagrożenia terrorystycznego dla innych państw i chce normalizacji stosunków ze wszystkimi, w tym USA. Oczywiście, okoliczności likwidacji Zawahiriego powodują, że pojawia się pytanie o to na ile szczera była ta deklaracja.
Kluczowe znaczenie ma bowiem fakt, że Zawahiri przebywał w domu należącym do jednego z najbliższych ludzi ministra spraw wewnętrznych Siradżuddina Haqqaniego. Według informacji podawanych przez lokalne źródła w ataku miał zresztą zginąć również syn i zięć Haqqaniego, a on sam miał później uciec do rodzinnej Paktii. Informacje te nie zostały jednak potwierdzone, co jednak nie przesądza sprawy. USA, po krytyce ich operacji likwidacji drugiego lidera ISIS, w której zginęli cywile, w tym dzieci, zainteresowane były podkreślaniem, że nie było innych ofiar poza celem. Z kolei wśród talibów zapanowało wyraźne zamieszanie i zakłopotanie, a przyznanie, że Zawahiri był w towarzystwie najbliższej rodziny ministra spraw wewnętrznych Emiratu, byłoby kompromitujące. Dlatego w pierwszym oświadczeniu (oczywiście potępiającym atak jako rzekome złamanie porozumień z Dohy) w ogóle nie wspomniano o miejscu ataku, a także o tym, kto był jego celem. Dopiero w środę szef biura talibów w Dosze Suhail Szahin, odniósł się do faktu, iż zabitym był Zawahiri, twierdząc, że talibowie nie byli tego świadomi. USA natomiast w swoim oświadczeniu uznały, że fakt przebywania Zawahiriego w Kabulu oznacza złamanie przez talibów porozumienia z Dohy.
Czytaj też
O ile to, że Haqqani ochraniali Zawahiriego nie budzi wątpliwości to otwartym jest pytanie jaka była rola przeciwników Haqqanich oraz Pakistanu, a także kto wystawił lidera Al Kaidy Amerykanom. Wiadomo też, że raptem 3 dni przed zabiciem Zawahiriego doszło w Taszkiencie do spotkania przedstawicieli Departamentu Stanu i Departamentu Skarbu USA z delegacją talibów w sprawie wykorzystania 3,5 mld dolarów, tj. połowy afgańskich rezerw finansowych zamrożonych przez USA, na pomoc humanitarną w Afganistanie (druga połowa na mocy kontrowersyjnego wyroku sądu amerykańskiego została przeznaczona na odszkodowania dla rodzin ofiar 11 września). Fakt, że Zawahiri został zlokalizowany w Kabulu, pod parasolem ochronnym ministra spraw wewnętrznych Emiratu, teoretycznie daje uzasadnienie Amerykanom utrzymania blokady i sankcji. Niemniej możliwe jest też to, że talibowie (przynajmniej frakcja Yacooba i Baradara) wystawili Zawahiriego Amerykanom w ramach tajnego dealu. Według innej wersji za wystawienie Zawahiriego odpowiada pakistański wywiad ISI. Istnieje też wersja, według której Siradżuddin Haqqani miał pośredniczyć w rozmowach między pakistańskimi talibami (TTP) a władzami Pakistanu, a głowa Zawahiriego miała być ceną za wykreślenie go przez USA z czarnej listy terrorystów (jest ona jednak najmniej prawdopodobna).
W każdym razie talibowie będą obecnie pod presją w związku z ich staraniami uzyskania uznania międzynarodowego. Skomplikuje to też plany tych państw, które zaczęły już formalizować swoje relacje z talibami tj. w szczególności Rosji i Chinom. Nie są też wykluczone kolejne takie ataki na innych terrorystów Al Kaidy, gdyż wiadomo, że Zawahiri nie był jedynym przebywającym w Afganistanie. Jeśli natomiast rzeczywiście Haqqani osłaniali Zawahiriego bez wiedzy reszty talibów to zwiększy to napięcia między frakcyjne i prawdopodobieństwo zbrojnej konfrontacji między nimi. Destabilizacja Emiratu jest tymczasem na rękę USA, gdyż stanowi to zagrożenie dla Chin, Iranu i Tadżykistanu (będącego członkiem Organizacji Układu Bezpieczeństwa Zbiorowego, a zatem pośrednio dla Rosji). Talibowie mają zresztą jeszcze inny problem. Bez względu na to czy rzeczywiście wystawili Zawahiriego Amerykanom czy nie to głosy takie się pojawiły i są one kompromitujące dla talibów w oczach świata dżihadystycznego. A to może zachęcić do ataków ze strony radykalniejszych grup przeciwko talibom. Dlatego Państwo Islamskie Prowincji Chorasan (IS-K), które od przejęcia władzy przez talibów stara się zintensyfikować ataki na nich, propaguje takie oskarżenia, jednocześnie wyśmiewając domniemaną naiwność znienawidzonego przez nich Zawahiriego.
Czytaj też
W tym kontekście sprawa następstwa po Zawahirim jako lidera Al Kaidy jest drugorzędna. Talibowie mają własnego emira Haibatullaha Akhundzadę. Lokalne franczyzy Al Kaidy, w tym w szczególności afrykańskie (które stanowią potencjalnie największe zagrożenie dla Europy), działają samodzielnie. Ponadto jako potencjalnych następców wymienia się Saifa al-Adela oraz Abdel Rahmana al-Maghrebiego. Problem w tym, że obaj przebywają w areszcie domowym w Iranie, a kierowanie Al-Kaidą z szyickiego Iranu wywoła masowy bunt, zważywszy na postrzeganie szyitów przez dżihadystów jako apostatów. Będzie to zatem woda na młyn anty-alkaidowej propagandy Państwa Islamskiego. Jako potencjalnych liderów Al Kaidy wymienia się też afrykańskich liderów Al Kaidy Yazida Mebraka oraz Ahmeda Diriye, ale są oni bardziej zainteresowani prowadzaniem walki w Afryce (odpowiednio: w Maghrebie i w Somalii) niż globalną agendą.
Czytaj też
Warto też podkreślić, że udana operacja USA likwidacji lidera Al Kaidy w czasie, gdy USA skoncentrowane są na wojnie na Ukrainie, jest sygnałem, że kraj ten nie utracił bynajmniej zdolności supermocarstwa i jest w stanie równocześnie reagować w różnych teatrach działań. Jest to ostrzeżenie skierowane w szczególności do Rosji i Chin. Ponadto USA pokazały, że są w stanie skutecznie reagować na zagrożenia w Afganistanie mimo pełnego wycofania się z tego kraju i mogą liczyć na siatkę na informatorów (prawdopodobnie rekrutujących się z szeregów samych talibów).
"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie