Geopolityka
Teherański bazar Rosji, Iranu i Turcji
Irańsko-turecko-rosyjski szczyt w Teheranie był propagandowym sukcesem przede wszystkim dla Iranu oraz Putina. Wszystko wskazuje natomiast na to, że Erdogan wyjechał z pustymi rękami, nie uzyskawszy zgody na nową inwazję w Syrii. Inne ustalenia, w szczególności dotyczące współpracy inwestycyjnej i energetycznej, nie mają charakteru przełomowego w wymiarze geopolitycznym.
Kluczową sprawą teherańskiego szczytu były tureckie plany ataku na kurdyjskie tereny w północnej Syrii. Turcja chce zająć miasto Tel Rifaat oraz region Manbidż, które obecnie kontrolowane są przez Syryjskie Siły Demokratyczne (SDF), a także dokonać inwazji na inne tereny kontrolowane przez Kurdów i zniszczyć Autonomiczną Administrację Syrii Północno-Wschodniej (AANES). SDF jest kluczowym sojusznikiem USA w walce z Państwem Islamskim (ISIS) i Amerykanie potwierdzili niedawno, że nie zgadzają się na turecki atak na AANES i nie zamierzają się wycofywać ze swoich baz na tym terenie. Problem w tym, że Tel Rifaat znajduje się poza obszarem działań sił amerykańskich w Syrii i przestrzeń powietrzną kontroluje tam Rosja. Dotyczy to również Manbidż i niektórych innych terenów AANES, z których w 2019 r. Trump wycofał siły amerykańskie by otworzyć drogę dla inwazji tureckiej. Turcja zdołała jednak wówczas zdobyć tylko Sere Kanije oraz Tel Abyad, a kontrolę nad częścią opuszczonych baz amerykańskich przejęli Rosjanie.
Potrzebna wojna
Erdogan od kilku tygodni zapowiada nową inwazję na Syrię, pragnąc zdyskontować skomplikowaną sytuację międzynarodową, wytworzoną przez inwazję rosyjską na Ukrainę. Wojna jest mu potrzebna by ratować swoje szanse na reelekcję w przyszłorocznych wyborach (obecnie są one mizerne), a także odwrócić uwagę od katastrofalnej sytuacji ekonomicznej. Zaangażowanie zarówno USA jak i Rosji w tą wojnę odwróciło uwagę tych państw od sytuacji na Bliskim Wschodzie. Ponadto Turcja założyła, że obie strony będą zabiegać o jej poparcie, więc zaczęła ostro licytować, wykorzystując również kartę jaką jest członkostwo Szwecji i Finlandii w NATO. USA, przynajmniej póki co, dały Turcji do zrozumienia, że nie są gotowe jej niczego dać, a już na pewno nie głów Kurdów na tacy. Nie jest to przypadek, że prezydent USA Joe Biden w czasie swojej wizyty na Bliskim Wschodzie nie odwiedził również Ankary, a od początku jego urzędowania nie doszło do żadnej wizyty międzypaństwowej na najwyższym szczeblu między Turcją a USA. Z drugiej strony Rosji z całą pewnością zależy na współpracy z Turcją, która od początku wojny oddaje jej znaczne przysługi m.in. nie przyłączając się do sankcji i zamknięcia przestrzeni powietrznej, oferując schronienie majątkowi proputinowskich oligarchów czy też rozbijając dyplomatyczny „kordon sanitarny" wokół Rosji i osobiście Putina i współpracując w procederze kradzieży ukraińskiego zboża.
Czytaj też
NATO i Kurdowie w tle
„Wisienką na torcie" dla Kremla jest kwestia blokowania przez Ankarę członkostwa Szwecji i Finlandii w NATO. Rosja musiała przy tym i tak mocno zredukować swoją obecność w Syrii by przerzucić siły i środki na Ukrainę. Powstała w ten sposób próżnia stała się przedmiotem rywalizacji Turcji i Iranu, przy czym zbytnie umocnienie się Iranu w Syrii zawsze było dla Rosji problemem ze względu na relacje rosyjsko-izraelskie. Dlatego można się spodziewać, że Putin od dawna był skłonny zgodzić się na zajęcie przez Turcję Tel Rifaat i Manbidż, choć oficjalnie Rosja sprzeciwiała się tureckiej inwazji. Iran jednak nie zgadzał się na to z dwóch powodów. Po pierwsze, wzmacnianie się regionalne Turcji jest dla Iranu niepokojące, gdyż oba kraje, mimo pewnej przestrzeni kooperacyjnej, są w wymiarze geopolitycznym regionalnymi rywalami. Po drugie zajęcie Tel Rifaat przez Turcję oznacza, że protureccy dżihadyści znajdą się w bezpośrednim sąsiedztwie dwóch szyickich miast w północnym Allepo tj. Nubl i al-Zahraa, które w latach 2012 – 2016 były oblegane przez dżihadystów (po zajęciu tych miast planowali oni wybić wszystkich mieszkańców). Ponadto Turcja zajęłaby strategiczne pozycje w sąsiedztwie miasta Aleppo, co mogłoby doprowadzić do nowych walk o to miasto. W obecnej sytuacji dla Rosji nie byłby to problem, gdyż zależy jej na maksymalizacji chaosu ale uderzałoby to w interesy geopolitycznej koncepcji irańskiego „szyickiego półksiężyca".
Erdogan zapewne liczył, że Iran będzie skłonny ustąpić ze względu na korzyści jakie mu zaoferuje Rosja, a także zainteresowanie Iranu osłabianiem przez Turcję spójności NATO. Warto w tym kontekście dodać, że propaganda rosyjska wytworzyła percepcję dynamiki relacji kurdyjsko-tureckich w północnej Syrii, w której Kurdów „zdradzają" Amerykanie, a atak Turcji to „atak NATO", natomiast Rosja „broni" Kurdów. Dlatego nawet jeśli Turcja zaatakuje Tel Rifaat, to odium „zdrady" spadnie nie na Rosję i Iran ale na USA i NATO. Ponadto należy pamiętać, że problem kurdyjski występuje również w Iranie, który również zwalcza na swoim terenie kurdyjską partyzantkę (choć jej siła jest znacznie słabsza w Iranie). Podkreślił to zresztą sam Erdogan w Teheranie, na wspólnej konferencji prasowej z Raisim, gdzie wspomniał o związkach miedzy kurdyjską guerillą w Iranie (PJAK) a Partią Pracujących Kurdystanu (PKK). Turcja od wielu lat stara się namówić Iran do wspólnych działań przeciwko PKK w Iraku, ale Iran nie jest tym zainteresowany. Co więcej, od co najmniej pocz. 2021 r. proirańskie milicje szyickie w Iraku zaczęły atakować pozycje tureckie i weszły w sojusz taktyczny z PKK, co spowodowało narastające napięcia w stosunkach irańsko-tureckich.
Czytaj też
Wszystko wskazuje na to, że szczyt w Teheranie nie przyniósł przełomu w tym zakresie. Jedynym konkretnym (przynajmniej oficjalnie) rezultatem na linii Teheran-Ankara jest przedłużenie o 25 lat kontraktu na sprzedaż irańskiego gazu do Turcji. Ponadto ze strony irańskiej padły również bardzo ogólne deklaracje „współpracy w zakresie zwalczania terroryzmu" bez sprecyzowania kogo Iran uważa za terrorystów. Problem w tym, że dotychczas percepcja Iranu i Turcji w tym zakresie nie tylko nie była spójna ale wręcz przeciwnie, często całkowicie sprzeczna. W szczególności niemiłe dla uszu Erdogana musiały być słowa Najwyższego Przywódcy Iranu Alego Chameneia, który przestrzegł tureckiego prezydenta przed inwazją na Syrię i podkreślił, że Iran sprzeciwia się „zagranicznej interwencji" w Syrii. W tym kontekście Turcji pozostało przyłączenie się do rytualnych filipik antyamerykańskich Iranu i Rosji tj. potępienia sankcji nałożonych przez USA na Damaszek, zrzucania na USA winy za sytuację humanitarną oraz żądania wycofania sił USA z Syrii. Przyłączenie się Erdogana do takiego przekazu można przy tym uznać za triumf Teheranu i Kremla, ze względu na rozbijanie solidarności NATO i osłabianie wydźwięku szczytu NATO w Madrycie. Jeżeli chodzi o Syrię to sprawa nie wydaje się jednak całkowicie zamknięta. Nie można bowiem wykluczyć, że oficjalne stanowisko Iranu (a także Rosji) to tylko teatr, by zrzucić odpowiedzialność za „zdradę Kurdów" na USA. Z drugiej jednak strony być może Iran i Rosja realistycznie ocenili, że Turcja podda się i tak naciskom ze strony USA i nie zdoła zablokować członkostwa Szwecji i Finlandii w NATO, więc nie ma za co jej wynagradzać. Faktem jest natomiast, że syryjskie siły rządowe od paru dni dokonują koncentracji w rejonie Aleppo, a natychmiast po zakończeniu szczytu irańsko-turecko-rosyjskiego, do Teheranu przyleciał w trybie pilnym syryjski minister spraw zagranicznych Fajsal Mekdad. Erdogan natomiast powtórzył swoje groźby inwazji na północną Syrię. Być może zatem tajne ustalenia są jednak inne.
Rosyjsko-irańskie zbliżenie
Znacznie bardziej efektownie wyglądają ustalenia rosyjsko-irańskie na szczycie w Teheranie. Chodzi w szczególności o zapowiedź zainwestowania przez Gazprom 40 mld dolarów w irański przemysł naftowy. Oznacza to, że Iran zakłada, iż reaktywacji umowy w sprawie irańskiego programu nuklearnego (JCPOA) nie będzie (co niestety jest bardzo prawdopodobne), a zatem również nie będzie inwestycji Zachodu. Tyle, że czas pokaże na ile Rosja będzie w stanie zrealizować zapowiadane inwestycje. Ponadto strony uzgodniły, że rozliczenia będą między nimi dokonywane w lokalnych walutach, z ominięciem dolara. Tyle, że zarówno turecka lira, jak i rosyjski rubel oraz irański rial mają podobny problem – są bardzo słabymi walutami (delikatnie mówiąc). Ponadto na przeszkodzie pogłębiania współpracy ekonomicznej Rosji i Iranu stać będzie to, że oba kraje są konkurentami, tj. mają podobne potrzeby importowe i możliwości eksportowe.
W wymiarze trójstronnym szczyt w Teheranie nie przyniósł żadnych konkretnych ustaleń (przynajmniej oficjalnie). Służył natomiast dla wzmacniania propagandowej narracji wszystkich trzech uczestników. Dla Iranu byłą to przede wszystkim odpowiedź na szczyt w Dżeddzie z udziałem Bidena i przywódców 9 państw arabskich. Dlatego oficjalne media irańskie w komentarzach podsumowujących uderzyły w pompatyczne tony, podkreślając utworzenie nowego układu geopolitycznego. To oczywiście ma mało wspólnego z rzeczywistością ale dla Iranu jest okazją do zademonstrowania, że kraj ten liczy się również w grze dyplomatycznej. Nie jest też przypadkiem, że przedstawiciele Iranu tuż przed szczytem w Teheranie zaczęli sugerować, że są już w stanie wyprodukować bombę atomową (ale, jak twierdzą, tego nie robią bo nie mają takiego planu). Miało to ustawić Iran w rozmowach w pozycji „mocarstwowej". Iran, nie tracił też żadnej okazji w czasie szczytu w Teheranie, by krytykować nie tylko USA, ale i NATO, niejako „zapominając", że w szczycie brał udział prezydent kraju członkowskiego NATO. Przy czym „zapominaniu" o tym sprzyjał całkowity brak reakcji na te ataki ze strony Erdogana. Dotyczyło to w szczególności oceny wojny na Ukrainie, która, zdaniem Alego Chameneia, była „konieczna", gdyż inaczej wojnę tę zaczęłaby „niebezpieczna kreatura" NATO. Jest to dość istotne wsparcie dla rosyjskiej propagandy, wykraczające nieco poza dotychczasową rytualną narrację irańską obwiniającą NATO i USA za wojnę na Ukrainie ale podkreślającą wsparcie dla ukraińskiej suwerenności i integralności terytorialnej.
Czytaj też
Dla Putina szczyt ten był natomiast sukcesem w tym sensie, że pokazywał, iż nie znajduje się on w izolacji międzynarodowej. W szczególności ważne w tym kontekście było jego spotkanie z Erdoganem, bądź co bądź przywódcą jednego z państw NATO. Była to więc drwina ze szczytu NATO w Madrycie, który miał być demonstracją jedności i solidarności Sojuszu i definiował Rosję jako największe zagrożenie. Erdogan swoją obecnością w Teheranie i uściskiem dłoni z Putinem dokonał zaprzeczenia przekazu szczytu w Madrycie. Erdogan sądził przy tym, że jadąc na spotkanie z dwoma państwami obłożonymi sankcjami i mającymi napięte relacje z wieloma państwami (podczas gdy Turcja ostatnio znormalizowała swoje relacje z Izraelem i państwami arabskimi), będzie występował na nim jako strona najsilniejsza. Wszystko jednak wskazuje na to, że tak nie było, a Erdoganowi pozostało zemszczenie się na Putinie za afront z marca 2020 r. i przetrzymanie go przez niespełna minutę w oczekiwaniu na swoje wejście. Sukcesem PR Turcji jest przy tym to, że w wielu mediach ta scena zdominowała cały przekaz z teherańskiego szczytu.
Szabelkajakulani
Mam wrażenie, że Erdogan widział już siebie na dożywotniej prezydenturze i może tronie sułtańskim jako ten który przywrócił potęgę Porty Otomańskiej. Wielu, także w Polsce pochwalało dbanie o interes i stanowczość przywódcy Turcji. Tylko, że Erdogan zaczyna wpisywać się w schemat tych wszystkich nowożytnych krypto-dyktatorów o wybujałym ego i funkcjonujących w ramach pseudo-demokracji. Efektywnie Turcja dzisiaj jest w dziwnym momencie - macha szabelką do wszystkich na około, ale ma blisko 3-cyfrową inflację, angażuje się w konflikty jak mocarstwo na prawie każdej granicy. Straszy wojną w Syrii, Iraku, aktywnie wspiera Azerbejdżan i jeszcze żąda wysp od Grecji (na ch,, im te wyspy?). Do tego jest w konflikcie dyplomatycznym z państwami UE i USA. Dość dużo jak na państwo o gospodarce tej wielkości. Chyba sondaże, które zwiastują słaby wynik wyborczy napędzają Erdogana do dziwnych i nerwowych ruchów.
easyrider
Ooo. To dbanie o interes Turcji i stanowczość miałyby być zarzutem?
easyrider
Iran powinien zaproponować Rosji, że dostarczy im co im będzie potrzebne w zamian za 50 gotowych głowic nuklearnych dających się zainstalować w ich rakietach. Rosja nie ma innej waluty, mającej wartość dla Iranu. Skoro my wykluczyliśmy Iran z grupy naturalnych sojuszników przeciwko sunnickiej większości, to sami jesteśmy sobie winni.
Janka74
Każdy z tych 3 panstw ma zupełnie inne interesy.. po co Iranowi inwestycje gazpromu w przemysł naftowy gdy Gazprom z powodu sankcji ma import podzespołów nie może utrzymać własnych pół naftowych. Północna Syria i Irak to kocioł. Nabranie się tam Turcji napełni nic nie da, zwiększy tylko wydatki... No nie wiem. Jedyne co ten szczyt dał to to że się odbył i Izrael i Arabia S muszą się bardziej pilnować