Reklama

Geopolityka

Tajwan tykającą bombą. Nowa strategia powstrzymywania Chin [ANALIZA]

Joe Biden
Autor. The White House/Wikimedia Commons/CC 3.0

Na początku zimnej wojny Stany Zjednoczone ustami ówczesnego prezydenta Harry’ego Trumana ogłosiły nową doktrynę polityki zagranicznej, która miała zapobiec ekspansji wpływów Związku Radzieckiego. Czy dziś USA starają się powtórzyć ten manewr w stosunku do Chin?

Reklama

Czytaj też

Stany Zjednoczone po zakończeniu II wojny światowej zostały niejako zmuszone przez ówczesny stan na kontynencie europejskim do przejęcia przywództwa w późniejszym świecie zachodnim. Osłabione wojną Francja oraz Wielka Brytania nie byłyby w stanie podjąć tego wyzwania, a wręcz musiały pogodzić się z tym, że ich przedwojenny status światowych mocarstw minął bezpowrotnie. Do tego doszło również kolejne zagrożenie, jakim była ekspansywna polityka Związku Radzieckiego, który starał się poszerzyć swoją strefę wpływów, i to nie tylko w Europie czy Azji, ale też na innych kontynentach.

Reklama

W 1946 roku na stolik sekretarza stanu George'a Marshalla trafił tak zwany "długi telegram", którego nadawcą był George Kennan, ówcześnie pracownik ambasady USA w ZSRR. Sprawa została przez niego przedstawiona w bardzo jasny sposób. Związek Radziecki będzie dążył do konfrontacji z państwami kapitalistycznymi i nie będzie możliwa dalsza pokojowa koegzystencja obu tych światów.

Czytaj też

W 1947 r. prezydent Truman wygłosił orędzie, które można uznać za początek doktryny powstrzymywania wobec Związku Radzieckiego, choć nie został on w niej wymieniony z nazwy. Oficjalnie była mowa o walce z totalitaryzmem i wsparciu dla wolnych narodów, które walczą z uciskiem. Przekaz podprogowy był jednak jasny - koniec izolacjonizmu USA, czas na aktywną walkę z komunizmem. Później, właśnie dzięki George'owi Kennanowi, przyjęła ona nazwę strategii (tudzież doktryny) powstrzymywania.

Reklama

Gdyby spojrzeć na chronologię zimnej wojny, można w niej znaleźć szereg konfliktów zastępczych (ang. proxy wars), które potwierdzają to, jak Stany Zjednoczone realizowały zadania związane z powstrzymywaniem ekspansji wpływów komunistycznych na świecie. Nierzadko odbywało się to przy użyciu radykalnych kroków. Przykładów jest wiele: wojna domowa w Grecji, Ameryka Południowa, wojna koreańska, wojna w Wietnamie, angażowanie się na Bliskim Wschodzie czy stała piecza nad Europą Zachodnią. Wszystko to wpisywało się w cele postawione jeszcze w drugiej połowie lat 40.

Czytaj też

Niekwestionowany hegemon i pauza strategiczna

Okres, jaki nastąpił po upadku Związku Radzieckiego, określa się często mianem świata pozimnowojennego, ale też coraz częściej pojawia się w dyskursie publicznym określenie pauzy strategicznej, co nawet lepiej oddaje Zeitgeist tych lat. Gdyby chcieć w jakiś sposób podzielić ten czas, to w stopniu roboczym można to rozłożyć na trzy etapy. Pierwszy, czyli okres 1990-2008, to czas wręcz niekwestionowanej pozycji Stanów Zjednoczonych jako hegemona światowego.

Aktywna polityka zagraniczna, liczne interwencje oraz misje humanitarne były tego najlepszym obrazem. Jednym z najbardziej kluczowych rejonów dla amerykańskiej strategii stał się wtedy Bliski Wschód. Przykłady tego zaangażowania można mnożyć: konflikt izraelsko-palestyński, wojna z Irakiem, walka z terroryzmem i fundamentalizmem islamskim, przeciwdziałanie rozprzestrzenianiu broni masowego rażenia oraz sztandarowa walka o demokrację i prawa człowieka. Również późniejsza wojna w Syrii wchodzi w ten zakres. Do tego należy doliczyć wieloletnie umacnianie stosunków z Arabią Saudyjską, Egiptem czy Jordanią.

Czytaj też

Jednak nie wszystko poszło wedle planów Waszyngtonu. Zdestabilizowany Irak był i pozostaje powodem jednej z największych katastrof humanitarnych XXI w. Dodatkowo zburzyło to obraz bezproblemowego i odgórnego narzucania demokracji oraz zasad społeczeństwa obywatelskiego. Tak rewolucyjne zmiany przyszły wraz z Arabską Wiosną kilka lat później, tym samym pokazując, że zmiany systemowe muszą zajść oddolnie. Nie można zapomnieć również o amerykańskim stosunku do Iranu.

Skupiając swoją uwagę głównie na tychże terenach, Biały Dom stracił z oczu realne zagrożenie, jakie w międzyczasie pojawiło się w Azji Południowo-Wschodniej. Co więcej, zaczęło ono doskonale wykorzystywać amerykańskie zaangażowanie oraz coraz większe kłopoty gospodarcze państw zachodnich i USA.

Czytaj też

Pierwszym tak wyraźnym sygnałem zmiany tego stanu rzeczy był kryzys gospodarczy 2008 r., który nie tylko wstrząsnął amerykańską gospodarką, ale też stał się momentem, w którym to Chiny zaczęły powoli unosić głowę. Ameryka częściowo przespała ten czas i obudziła się dopiero pod koniec drugiej kadencji Baracka Obamy. Zaś za kadencji Donalda Trumpa już było jasnym, że teraz Waszyngton musi swoje siły przekierować na Pacyfik, bo to właśnie tam czai się najgroźniejszy rywal.

Natomiast czy da się jednoznacznie wskazać wydarzenie, które tę pauzę zakończyło? Coraz częściej można zauważyć, że specjaliści wskazują w tym wypadku okres pandemii lub początek wojny na pełną skalę na Ukrainie, acz szala przechyla się na rzecz tego drugiego jako wydarzenia, które rzeczywiście spowodowało tąpnięcie w geopolityce. Jednak to też nie oznacza tego, że Chiny oraz Stany Zjednoczone dopiero teraz zaczęły dążyć do konfrontacji. W końcu pewne traktaty, układu sojusznicze czy relacje pamiętają jeszcze czasy zimnej wojny.

Nowy Rimland i Heartland

Na początku XX w. Halford Mackinder stworzył teorię Heartlandu, czyli strefy rozciągającej się (wedle różnych koncepcji) od Europy Wschodniej przez Rosję, Azję Centralną (Kazachstan, północny Iran etc.) aż po zachodnie granice Chin. Polegała ona na tym, że panowanie w jego obszarze było w zasadzie kluczem do posiadania największych wpływów na świecie. Ziemie te były nazywane potocznie "Wyspą Świata". Choć przez lata znalazła ta wizja zwolenników, jak i przeciwników to nie można nie zauważyć, że wywarła ona ogromny wpływ na postrzeganie geografii jako nieodłącznego czynnika wielkiej polityki.

Z kolei w opozycji do Heartlandu stał Rimland Spykmana. W jego wypadku pozycję dominującą miała dawać nie owa Wyspa Świata, a tereny znajdujące się wokół niej. Korelowała ona bardzo mocno z teorią innego człowieka, czyli Alfreda Mahana. Ten ostatni widział kluczową rolę marynarki wojennej i mórz, nad którymi kontrola gwarantować miała przewagę na arenie międzynarodowej. Obie te koncepcje znalazły zastosowanie w okresie zimnej wojny.

Czytaj też

I teraz należałoby zadać pytanie, czy USA w podobny sposób chcą odnieść powyższe teorie do Chin, tak jak kiedyś znalazły one zastosowanie w przypadku Rosji, a później Związku Radzieckiego? Pod pewnymi względami tak. Pekin stara się uzyskiwać jak największe wpływy w Azji Środkowej oraz w Europie, które to połączenia w ramach inicjatywy Pasa i Szlaku stanowiłyby swego rodzaju by-pass w razie ewentualnej blokady morskiej na Morzu Południowochińskim. Poza tym należy pamiętać, że Federacja Rosyjska, która leży na lwiej części symbolicznego Heartlandu, obecnie ma nieformalny status młodszego partnera Chin.

Z kolei gdyby patrzeć na to, w jaki sposób Amerykanie przez lata budowali swoje sojusze w Azji, to też można zaobserwować pewien schemat:

  • Korea Południowa – sojusz wojskowy (1953);
  • Japonia – sojusz wojskowy (1960);
  • Filipiny – sojusz wojskowy (1951);
  • Tajlandia – sojusz wojskowy (1962);
  • ANZUS, czyli układ sojuszniczy USA, Australii i Nowej Zelandii (1951);
  • AUKUS, układ sojuszniczy USA-Wielka Brytania-Australia (2021);
  • nieoficjalny QUAD, czyli umowa o współpracy militarnej pomiędzy Japonią, Indiami i Australią.
Autor. Christian Lue / Unsplash

Do tego dochodzą liczne umowy wojskowe: z Brunei, Bangladeszem, Kambodżą, Indonezją, Malezją, Singapurem, Sri Lanką, Wyspami Salomona, Papuą, Timorem Wschodnim, Wietnamem, Tongą, Fidżi, Nepalem i Mongolią oraz niedawne zbliżenie z Indiami, które są najsilniejszym rywalem Chin w regionie. Ponadto można tu dodać również ponowny wzrost zainteresowania Waszyngtonu Bliskim Wschodem oraz Kaukazem Południowym. To wszystko układa się w szczelny kordon naokoło Chin, wzniesiony na podobnej zasadzie, jak zastosowana kilkadziesiąt lat temu strategia powstrzymywania wobec Związku Radzieckiego.

Chiny podpisały umowy o charakterze wojskowym z Fidżi, Samoa, Wyspami Salomona i Kambodżą. Natomiast jedynym partnerem, z którym Chiny mogłyby mieć jakąś wspólnotę interesów w regionie, jest Pakistan. Chiny posiadają wiele umów z tymi samymi państwami co USA, ale są one głównie natury gospodarczej, a nie stricte militarnej czy sojuszniczej. Tej ostatniej szczególnie Pekin stara się nie używać, a inne państwa woli traktować jako partnerów zwykłych lub strategicznych.

Czytaj też

Za taką koncepcją w wykonaniu Stanów Zjednoczonych może przemawiać jeszcze jedna, nieco paradoksalna kwestia, a mianowicie wiekowe elity. Takie osoby jak prezydent Joe Biden czy nawet 100-letni Henry Kissinger wywodzą się z tego pokolenia polityków, którzy oryginalną strategię powstrzymywania jeśli nie wprowadzali, to byli jej naocznymi światkami, będąc aktorami ówczesnych wydarzeń. To doświadczenie, które pewnie w warunkach pokoju i stabilizacji byłoby raczej zbędne, tutaj może okazać się wręcz kluczowe do zastosowania pewnych schematów działań w polityce zagranicznej.

Tajwan jak tykająca bomba

Xi Jinping wielokrotnie podkreślał, że jednym z jego celów będzie doprowadzenie do zjednoczenia Chin. Jednak ten proces tymczasowo uległ spowolnieniu (choć nie zatrzymaniu) ze względu na wojnę na Ukrainie. Na taki jej przebieg Pekin z pewnością nie był przygotowany, stąd też przyjął stanowisko obserwatora wydarzeń, który chce działać na rzecz jak najszybszego rozwiązania konfliktu.

Z drugiej strony, Chiny nie mogą też czekać wiecznie, jeśli chcą zrealizować plan zjednoczenia z Tajwanem. Amerykańskie uderzenia w rynek mikroprocesorów oraz nowoczesnych technologii nie pozostawiają wątpliwości, że złoty czas globalizacji, z której państwo chińskie czerpało ogromne korzyści, powoli dobiega końca. Do tego dochodzą coraz większe problemy demograficzne Państwa Środka, a to oznacza, że najbliższe lata mogą być ostatnim dzwonkiem dla Pekinu. Czy pokuszą się i zaryzykują takie kroki, czy jednak odpuszczą Formozę, czym przyznałyby się do klęski polityki jednych Chin?

Reklama

"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie

Komentarze (6)

  1. Chyżwar

    Prędzej, czy później cały umowny Zachód będzie się z Chińczykami i ruskami strzelać.

    1. Sorien

      Nie tylko chińczycy i ruscy będą do nas walić jeszcze paru się znajdzie a nie daj Boże by nam nie szło tak dobrze jak się wydaje to dołączali by przeciw nam inni których mieliśmy za sojuszników.

    2. bezreklam

      Moglo byc inaczej- Swiat wielo biegunowy gdzie Np UE prawdzi wlasna poltke neutralna - zamaist isc na pasku USa.

  2. bezreklam

    A pozatym teraz jest wojna nie z - tylko - O POLYDNIE. O globalne Poludnie. Kto przejmie Globalne poludnie. Chiny chca, Indie tez chca byc liderem i USa (czesto za pomoca gruzb, sankcji, czy okupacji) Indie po spotkaniu G20 chcialy by byl szefem panstw neutralnych i Poludniwych Ale tez wiedza ze sama nie dadza rady USa w razie czego i Chinom tez - dlatego Indie potrzebuja Rosji do równwazenia sil. Duzo by pisac - wylania sie nowy pozadek spoleczny - ale inaczej to widze niz artykol z punktu widznia USA

  3. Tadeusz Żeleźny - analityk systemowy

    Tajwan to jedno - ale w Zatoce Perskiej rośnie egzystencjalne zagrożenie dla USA - wyparcie petrodolara petrojuanem. Dlatego Europa staje się drugorzędna dla USA, które chcą jak najszybciej wyjść na IndoPacyfik. Zamiarem USA jest zepchnąć wszelkie koszty wojny ukraińskiej na państwa Flanki z Polską na czele. Zostaniemy sami - i dlatego musimy zbudować swój suwerenny sojusz regionalny państw zagrożonych przez Rosję. Dla Polski naturalnym sojusznikiem jest NORDEFCO - wspólnie utrzymamy Bałtów i uzyskamy pełną kontrolę Bałtyku. NORDEFCO jest związane z UK konfrontacją o Arktykę i na GIUK. Budują silne lotnictwo - za kilka lat będzie silniejsze od rosyjskiego - także siły morskie -ale mają słabe siły lądowe. My na odwrót - więc powstaje naturalna komplemetraność i synergia sił na zasadzie "win-win". Dlatego jest to sojusz wiarygodny - i zdeterminowany do powstrzymywania Rosji.

    1. Sorien

      Usa nie są głupie i same sobie Europy nie zostawia bo wiedzą że Niemcy że swoimi francuskimi klakierami zrobią to co zawsze - dogadają się z ruskimi . Chcą by jak najwieksze koszty Europa ponosiła ale sami sobie nas nie zostawia . Sojusz panstw wschodu UK i północy jest romantyczny ale w sytuacji wygranej przez proniemieckie partie stanie się czysta fikcja. Zresztą Niemcy tak czy siak mają duże wpływy w Norwegi , Szwecji i Finlandii więc tak czy siak kije w szprychy będą pchać. Stawiać na najsilniejszego w stadzie na usa bo tylko usa może w tym stadzie temperować Niemców jak i pomagać nam SKUTECZNIE z ruskimi

    2. rwd

      Papierowy sojusz daje papierowe bezpieczeństwo.

    3. bezreklam

      Armia USa w Europie jest w rownej mierze by pilnowac Feanzow i NIemcow i ogolnie UE pod butem

  4. rwd

    Wielu dzisiejszych strategów, historyków i analityków z USA uważa, że doktryna powstrzymywania była największą pomyłką jak przydarzyła się Stanom w całym XX w. Korea i Wietnam nie miały takiego znaczenia jakie wówczas próbowano im przypisać a nakłady, które Amerykanie ponieśli chcąc wygrać z komuchami w Azji były ogromne. Jeszcze większe były straty poniesione przez utratę autorytetu w polityce międzynarodowej i wewnętrze podziały w społeczeństwie amerykańskim. Konflikt o Tajwan, to reminiscencje tamtych wydarzeń, kiedy to USA próbowało powstrzymać pochód komunizmu w Chinach z wiadomym skutkiem.

    1. Sorien

      Brak stawiania oporu i rozlewanie się komuny na świecie groziło by III WS.... Ruskie mając poczucie siły w sojusznikach mogli by się odważyć zaatakować nato .... tego niestety te biedne podzielone i niewiarygodnie nie myslace (lekko powiedziane)społeczeństwa usa jak i Europy niestety nie rozumieją

  5. DIM1

    Myślę na głos... Taiwan (aktualnie) jest krajem demokratycznym, co Chiny spróbują wykorzystać. Bez złudzeń dla wyspy zaciskając pętlę wokół Tajwanu, jednak unikając strzałów. Jendnocześnie kusząc elity gwarancjami, a ludność pokojem. Chińczycy są mądrzy i najpierw spróbują tego sposobu. Poza tym myślę, że złoty okres może i minął, ale czas gra na ich korzyść - tak czy owak są coraz potężniejsi, tak czy owak będą wkrótce światowym nr.1

  6. Sorien

    Ten kordon wokół chin można uznać jako zart .... mongolia ma umowę wojskowa z USA ... serio ? Papier wszystko przyjmie to samo tyczy się kilku innych panst . Usa straciło bezpowrotnie możliwość rozszerzania wpływów z Azji wycofując się z Iraku i Afganistanu . Opuścili Kazachstany i bliski Wschód i zostawili ich na pastwę chin i im wiernych za kasę watazkow

Reklama