Reklama

Geopolityka

Rosyjski atak na Ukrainę: kryzys żywnościowy i presja Moskwy [KOMENTARZ]

Autor. АрміяINFORM/CC-BY 4.0

O potencjalnym kryzysie żywnościowym mówi się coraz szerzej. Nie pytamy już czy nastąpi, a raczej zastanawiamy się kiedy. Wydaje się bowiem, że chociaż ceny żywności na rynkach światowych idą w górę, to zapasy mają starczyć jeszcze do końca roku, według wcześniejszych deklaracji różnych państw. To jednak jest mniej pocieszająca informacja dla państw biednych i kruchych (fragile states). Tutaj już ceny żywności wpływają na i tak wydrenowane kieszenie obywateli, a stanowi ona znaczącą część koszyka konsumpcji, więc trudno jest tu mówić o obniżaniu stopy życiowej i rezygnacji z dóbr konsumpcyjnych wyższego rzędu.

Reklama

Wojna przeciwko bezpieczeństwu żywnościowemu

Reklama

Problem jest na tyle poważny, że trafił pod obrady Rady Bezpieczeństwa ONZ, która informuje, że około 40 milionów osób znajduje się na krawędzi głodu - na przedostatnim etapie przed uznaniem sytuacji przez Narody Zjednoczone za klęskę głodu.

Oczywistą przyczyną problemów jest rosyjska napaść na Ukrainę. Praktycznie na początku wojny oba kraje zaspokajały 30% światowego eksportu pszenicy i 80% eksportu oleju słonecznikowego. Obydwa już w trakcie wojny deklarowały, że obetną swój eksport pszenicy o 7 mld ton, a to mniej więcej tyle, ile zgromadziły Stany Zjednoczone w ramach rezerwy żywnościowej. W związku z tym od początku roku ceny pszenicy na globalnych rynkach wzrosły o 40%.

Reklama

Do problemów z podażą żywności dokładają się rosyjskie działania blokujące przepływ statków ukraińskich, a także kradzież zboża przez rosyjskie wojsko. Szef Światowego Programu Żywnościowego David Beasley nazwał to „deklaracją wojny wobec światowego bezpieczeństwa żywnościowego, która będzie skutkowała głodem, destabilizacją i masową migracją na świecie".

Niestety na sytuację spowodowaną wojną nakłada się trudna sytuacja pogodowa w tym roku. Susze od października do wiosny nawiedziły południowe równiny Stanów Zjednoczonych. Ponad połowa terenów uprawnych w Kansas została sklasyfikowana jako znajdująca się w stanie ciężkiej suszy. W tym samym czasie zbiory oziminy w Chinach spodziewane są jako najgorsze od dłuższego czasu z powodu obfitych opadów, które opóźniły zasiewy. Tych samych problemów z zasiewem obecnie też doświadcza Ameryka. Susza pojawiła się także w tym roku w rejonie Maghrebu.

Czytaj też

To kwestia podaży żywności, ale jest jeszcze kwestia cen. Wojna przyczyniła się do wzrostu kosztów produkcji rolnej poprzez wzrost kosztów paliw, a także wzrost cen nawozów sztucznych, których wytwarzanie jest energochłonne. Do tego, jeżeli popatrzymy na mapę, odbiorcy zbóż z Rosji i Ukrainy skoncentrowani są w obszarze MENA, a także w Afryce, relatywnie blisko, co oznacza wzrost kosztu transportu tych zasobów w przypadku szukania alternatywnych eksporterów żywności.   

Nie jest jednakże tak, że ceny żywności zaczęły rosnąć od momentu rosyjskiej inwazji. Jeżeli popatrzymy na wykres cen pszenicy, to zobaczymy wzrost od połowy 2021 roku. To skutek dużych zakupów ze strony Chin, które wtedy postanowiły zwiększyć swoje rezerwy. Według informacji z grudnia Chiny posiadają rezerwy zabezpieczające kraj na półtora roku i zgromadziły 50% światowych zapasów pszenicy, a ponad 60% kukurydzy i ryżu. Przypomnijmy, że kraj ten, który zamieszkuje 20% światowej populacji. Wykres cen pszenicy od połowy roku 2020, kiedy Chiny rozpoczęły gromadzenie żywności, pozwala szacować, że są odpowiedzialne za 1/3 obecnego wzrostu cen.

Czytaj też

Komu zagrażają braki żywności

Kto jest najbardziej podatny na załamanie na rynku żywności? Przede wszystkim dotychczasowi importerzy, którzy szukają obecnie dostawców mogących zastąpić Rosję i Ukrainę. Wśród najbardziej uzależnionych od obydwu rynków w kontekście pszenicy (pow. 50% importu) wymienić należy Egipt, Tunezję, Libię, Turcję, Azerbejdżan, Liban, Jemen, Sudan, Senegal, Mali, Bangladesz i Pakistan, a w pewnym stopniu Indonezję, Kenię i Nigerię. Częściowo pokrywa się też to z uzależnieniem od importu oleju słonecznikowego; tu dojdą jeszcze postsowieckie państwa w Azji Środkowej i Indie.

Nawet jeżeli wierzymy, że kraje posiadające duże strategiczne rezerwy, jak USA czy Chiny, oraz działania zapobiegające, doprowadzą do tego, że nie czeka nas ogólny brak żywności, to jednak nie można wykluczyć, że znaczne niedobory pojawią się lokalnie. Obecna sytuacja generuje wzrost cen na rynkach, a to prowadzi do narażenia państw upadłych i kruchych, które nie są w stanie szybko zorganizować uzupełnienia niedoborów, a dystrybucja żywności w nich jest nieefektywna.

Dla niektórych krajów nie jest to przyszłość roku 2023. Z problemami już mamy do czynienia w Libanie, gdzie kryzys uderzył w trakcie Ramadanu (kojarzonego nie tylko z postem, ale i z wieczornymi spotkaniami rodzinnymi), również w Tunezji, a limity cen chleba wprowadza Egipt i zwiększa dotacje. Zamieszki z powodu braku żywności pojawiły się na Sri Lance, gdzie nałożyły się kwestie rosnących cen paliw i tejże żywności, brak wpływów z turystyki oraz decyzja o ograniczeniu importu nawozów sztucznych, co obniżyło zbiory. Nawet Turcja, która wydaje się krajem stabilniejszym, zmaga się obecnie z ogromną, wcześniej wywołaną inflacją, której opanowanie będzie jeszcze trudniejsze ze względu na oczekiwane braki na rynkach światowych.

Czytaj też

Czy Europa jest bezpieczna?

Wydaje się, że w zakresie żywności kraje Europy są bezpieczne, co nie oznacza, że jej cena nie będzie rosła. Niemniej jednak sytuacja w innych krajach generuje pośrednie zagrożenia dla bezpieczeństwa naszego regionu.

Widać już dzisiaj, że część krajów, których wyżywienie zależy od rosyjskiego eksportu, nie może zdecydowanie przyłączyć się do potępienia i izolowania Rosji za jej agresywne działania na Ukrainie. Nie jest to jedyny element, ale w przypadku Egiptu czy Turcji, tego czynnika nie należy lekceważyć.

Drugim zagrożeniem, dość oczywistym, jest obawa przed masową migracją do Europy, zwłaszcza z krajów położonych nad Morzem Śródziemnym. Wzrost imigracji widzimy już od dwóch lat; jest rezultatem pogarszającej się sytuacji gospodarczej spowodowanej pandemią, a kwestia żywności to będzie dodatkowy czynnik. Znając nastroje z lat 2015-16 można przyjąć, że doprowadzi to do intensywnej debaty i napięć w europejskim społeczeństwie, przekładających się na politykę i relacje między państwami. Obrazy osób uciekających przed głodem i skrajną biedą będą zderzały się z obawami o bezpieczeństwo i spokój Europejczyków. Biorąc pod uwagę taki scenariusz, trudno nie podejrzewać Rosji o celowe działania naruszające bezpieczeństwo żywnościowe na świecie i pośrednie uderzenie w ten sposób w Zachód.

Wyrażane są też obawy przed kolejnymi rewolucjami, jakie miały miejsce w trakcie Arabskiej Wiosny, także spowodowanej sytuacją żywnościową. Egipt takich zamieszek zaznał wcześniej, już w 1977 roku, w związku z obcięciem dopłat do chleba, a także i w 2017; zmusiło to władze do wycofania się z redukcji dopłat do piekarni. Nie musi to jednak oznaczać upadku władzy. Sara Nowacka z PISM twierdzi w „DGP", że dyktatury przećwiczyły już protesty z 2011 roku. Prawdopodobnie także sieci społecznościowe nie będą stanowiły takiego zaskoczenia jako narzędzie organizowania się grup protestów, jak było to w trakcie Arabskiej Wiosny.

Wreszcie, co wydaje się mniejszym zagrożeniem bezpieczeństwa, ale może odgrywać rolę w długofalowej polityce, możemy mieć do czynienia z dyplomacją żywnościową, tak jak działo się to w trakcie pandemii ze szczepionkami. Chiny, które jak wyżej pokazano zbudowały pokaźne rezerwy żywności, mogą być gotowe do udzielania pomocy wybranym krajom, rozwijając swoje wpływy w otoczeniu Europy.

Czy uda nam się złagodzić kryzys?

To, że dużo się o kryzysie mówi, nie oznacza jednak, że wiele się w tej sprawie robi. Jest to kolejna sytuacja, gdy przywódcom państw trzeba przypominać, że film „Don't look up", nie jest instrukcją, lecz satyrą na infantylizm społeczny i imposybilizm klasy politycznej. Wydaje się, że kraje, które miałyby potencjał złagodzenia skutków kryzysu, mogą spóźnić się z reakcją.

Mamy oczywiście do czynienia z głosami, że należy już teraz zapobiegać problemom na rynku żywności. Australia deklaruje rekordowe zbiory zbóż w tym roku, ale prawdopodobnie będzie uzupełniała braki w swoim sąsiedztwie, chociażby w Indonezji. Na spotkaniu Modi - Macron w tym miesiącu w Paryżu padła deklaracja współdziałania Indii i Francji w łagodzeniu zbliżającego się kryzysu. Tydzień po spotkaniu Indie zablokowały eksport pszenicy z kraju, prowadząc do wzrostu cen o 6% i niepokojów w ciągu jednego dnia. Nie jest to jednak jakiś okrutny cynizm premiera Indii, lecz ogromna fala upałów, która nawiedziła kraj, budząc obawy o zbiory.

Z częściową pomocą zagrożonym obszarom może przyjść Unia Europejska, która prognozuje, że w ciągu najbliższych dwóch lat jej eksport zboża wzrośnie o 30%, a import spadnie o ponad 40%.  Łącznie może się to znacząco przyczynić do zwiększenia podaży na rynkach. Zwiększane są też areały obsiewania zbóż przez podjęcie decyzji uwalniającej obszary, które zasadniczo powinny leżeć odłogiem, co zwiększy powierzchnię obsianą o 10-15%. UE nie będzie jednak w stanie zastąpić produkcji oleju słonecznikowego. UE wraz z USA chcą poza tym stworzyć platformę pomocy krajom dotkniętym kryzysem żywnościowym, ale i zabezpieczyć dostawy nawozów sztucznych, które zostały także ograniczone z powodu wojny.

Czytaj też

Wspomnieć należy też o inicjatywie Deutsche Bahn, która zarówno ma łagodzić stres żywnościowy jak i pomóc Ukrainie w eksporcie. Niemieckie koleje pomagają ominąć rosyjską blokadę i wywieźć około 25 milionów ton zalegającego wg FAO na Ukrainie zboża. DB Cargo chce wywozić 2-3 pociągi dziennie przez Polskę do portów nad Morzem Północnym i Adriatykiem.

Na pocieszenie należy dodać, że portale zajmujące się spekulacjami na rynkach towarowych twierdzą, że rynek uległ panice, gdy nałożyły się negatywne informacje dotyczące wojny, suszy i egoistycznych zachowań niektórych państw. Zdaniem ekspertów w okolicy czerwca-lipca ceny żywności powinny zacząć spadać. Prawdopodobnie jednak nie wrócą do poprzednich poziomów, co oznacza, że zagrożenia wymienione w tym artykule pozostaną aktualne.

Reklama

"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie

Komentarze (1)

  1. easyrider

    Państwa biedne same muszą na siebie pracować. To nie nasz problem. Co najwyżej organizacji charytatywnych. Rosji się nie bać, bo oni się żywią strachem słabych. Wysyłać broń, sprzęt, amunicję i szkolić Ukraińców. Rosyjskie systemy zakłócać, samemu zestrzeliwać rosyjskie rakiety, które lecą na cele po stronie ukraińskiej, blisko naszej granicy. Samoloty zresztą też. Byle spadły po ukraińskiej stronie. I zaprzeczać, że to natowskie rakiety. Ukraińcom wskazywać cele i dać rakiety średniego zasięgu, by mogli niszczyć ich jednostki artyleryjskie. Flotę czarnomorską, blokującą porty powoli wytopić. Zerwać z Rosją i Białorusią stosunki dyplomatyczne, tak by wstrzymać jakikolwiek ruch przez granicę. Politykom takim jak Macron poradzić by dali Rosji np. Korsykę albo Gujanę Francuską, jeśli chcą by Putin zachował twarz. Powoli kremlowski bardach rozpadnie się.

    1. Chyżwar

      Słusznie prawisz.

Reklama