Reklama

Geopolityka

Projekty broni ofensywnej Japonii

Fot.  Greg Goebel (Public Domain)
Fot. Greg Goebel (Public Domain)

Rozwój systemów ofensywnych przez dwóch potencjalnych wrogów Japonii, to jest Chiny oraz Koreę Północną, a także problemy z ich neutralizacją, sprawiają, że Tokio zmienia swoją doktrynę i coraz śmielej odchodzi od koncentrowania się na obronie. Japońscy decydenci nie ukrywają już, że chcą wyposażyć swoje jednostki w systemy rakietowe dalekiego zasięgu, zdolne razić cele na terytorium nieprzyjaciela.

Gdyby patrzeć jedynie przez pryzmat zapisów prawa, to jest konstytucji Japonii z 1947 roku, to niniejszy artykuł nie mógłby powstać. Artykuł 9 ustawy zasadniczej jednoznacznie głosi, że Tokio „na zawsze wyrzeka się wojny jako suwerennego prawa narodu, a także groźby użycia lub faktycznego użycia „siły do rozwiązywania sporów międzynarodowych”. Niniejszy zapis dodaje, że „lądowe, morskie, powietrzne, a także jakiekolwiek inne rodzaje sił zbrojnych nigdy nie będą tworzone”. Co istotne, według badań opinii publicznej z czerwca 2020 roku, 69% ankietowanych opowiada się przeciwko zmianom w tych zapisach, a jedynie 29,9% popiera nowelizację. 76,2% pytanych osób za powód sprzeciwu wskazało chęć utrzymania pokoju, podczas gdy 56% obawy przed militarnym wzrostem potęgi Japonii.

Chociaż formalnie Japonia nie ma żołnierzy, ani sił zbrojnych, to tak zwane Japońskie Siły Samoobrony (JSDF) są jednymi z najlepiej wyposażonych i wyszkolonych formacji wojskowych na świecie. Posiadają samoloty bojowe, w tym F-15 i nabywane obecnie F-35, niszczyciele, piechotę morską, a nawet małe lotniskowce, formalnie określane mianem niszczycieli śmigłowcowych. Wyraźny w ostatnich latach rozwój JSDF to efekt rządów premiera Shinzo Abe z Partii Liberalno-Demokratycznej, który dokonał poważnych zmian zarówno w japońskiej mentalności jak i systemie prawnym. Po pierwsze Abe, pierwszy premier Japonii urodzony po II wojnie światowej, najmłodszy w historii i najdłużej urzędujący (2006-2007, 2012-2020), przełamał barierę psychologiczną i pokazał, że Japonia – ciągle borykająca się z duchami II wojny światowej – może mieć siły zbrojne, może o nich otwarcie mówić oraz może je wykorzystywać samodzielnie oraz we współpracy z sojusznikami.

Po drugie, w 2014 roku dokonano nowej interpretacji artykułu 9. Pozwala ona na użycie siły, także w obronie sojuszników (co jednak wywołało niezadowolenie zarówno Chin jak i Korei Południowej). Premier Abe chciał, aby zmiany poszły dalej. Usunięcie zapisów artykułu 9 pozwoliłoby na w pełni otwarte zbrojenia, także w zakresie systemów ofensywnych, co ciągle pozostaje kontrowersyjnie tak z perspektywy prawnej jak i psychologicznej oraz dyplomatycznej. Gdy Abe z powodów zdrowotnych odchodził ze stanowiska we wrześniu, uznał on fiasko w zakresie nowelizacji konstytucji za swoją największą porażkę. Chciał on w ustawę zasadniczą explicite wpisać JSDF, aby raz na zawsze zakończyć dyskusje o ich legalności.

image
Reklama

 

Gotowość na zagrożenia

Nowy premier Yoshihide Suga podziela linię polityczną poprzednika, co jednak nie może dziwić, bowiem w latach 2012-2020 Suga był szefem gabinetu Abe. Według Tokio największym wyzwaniem są Korea Północna oraz Chiny. Co do tego pierwszego państwa to Pjongjang co jakiś czas testuje rakiety balistyczne, z których niektóre przelatują nad Japonią. Co więcej, według informacji wywiadowczych Korea Północna z powodzeniem rozwija mniejsze, taktyczne rakiety, które również mogłyby zagrozić Japończykom. Przykładem niech będzie ogłoszony publicznie przez północnokoreański reżim test rakiety balistycznej krótkiego zasięgu w marcu 2020 roku. Szczególną uwagę Japończycy zwracają na rakiety KN-23, które Pjongjang przetestował w maju, lipcu i sierpniu. Według Tokio mogą one przebić się przed japońską obronę przeciwrakietową.

Szczególnie Chiny w ostatnich latach prowokują Tokio do aktywizacji polityki wojskowej. Oba państwa dzieli historia, to jest okres II wojny światowej i japońskiej okupacji Chin. Obecnie to również spór terytorialny. Militarny potencjał Chin systematycznie rośnie, także na wodach Morza Wschodniochińskiego, co niepokoi Japończyków – ci mają świadomość, że w dłuższej perspektywie nie mogą równać się z Chinami ani finansowo, ani tym bardziej demograficznie. W białej księdze obronności z 2020 roku Japonia stwierdziła, że Chiny – które wysyłają okręty i samoloty w pobliże spornych wysp Senkaku – „nieubłaganie i jednostronnie działają tak, aby siłą zmienić status quo". Japończycy przyznają, że żaden ich system nie jest w stanie poradzić sobie z nową generacją chińskich rakiet, w tym hipersonicznymi pociskami Dongfeng DF-17.

image
Fot. y.ganden (CC BY 2.0)

 

Systemy defensywne

Przez długi czas administracja Shinzo Abe stawiała na rozwiązania stricte defensywne. Emanacją tego podejścia było zbudowanie w ostatnich latach nowoczesnej obrony przeciwrakietowej. Ta składa się obecnie z dwóch elementów. Pierwszy, morski, to niszczyciele z systemem Aegis. Japonia ma w służbie czynnej siedem takich jednostek, uzbrojonych w rakiety SM-3, przeznaczonych do przechwytywania rakiet w środkowej fazie ich lotu. To cztery niszczyciele typu Kongo, dwa typu Atago i jeden typu Maya. Ósmy okręt typu MAya wkrótce wejdzie do służby. Tokio bada możliwość wprowadzenia do floty jeszcze dwóch okrętów z systemem Aegis BMD z radarami  Lockheed Martin AN/SPY-7. Na chwilę obecną nie wiadomo o jakiej konstrukcji mowa, ale spekuluje się, że mógłby być to typ Maya. Nowe przeciwrakietowe okręty miałyby mieć wyporność rzędu 9 tysięcy ton.

Drugi komponent to lądowy Patriot PAC-3, będący na wyposażeniu lotnictwa (JSADF – Japan Air Self-Defense Force). Produkowany jest on lokalnie przez Mitsubishi Heavy Industries na licencji. Obecnie Japończycy mają siedem baterii, głównie wokół Tokio i na Okinawie. System ten w Japonii przeznaczony jest do neutralizowania zagrożeń balistycznych w ostatniej fazie ich lotu. W latach 2019-2020 Japonia wdrożyła rakiety PAC-3MSE oraz planuje pozyskać rakiety woda-powietrze SM-6. Warto nadmienić, że na terytorium Japonii znajdują się również dwie stacje radiolokacyjne AN/TPY-2, a także amerykańskie baterie Patriot. Do zadań przeciwlotniczych Japonia wykorzystuje ponad dwadzieścia baterii starszych PAC-2.

image
Fot. JMSDF

Jednocześnie Japonia zidentyfikowała szereg problemów związanych z opieraniem odstraszania jedynie na obronie. Po pierwsze, to rozwiązanie reaktywne, to znaczy spychające Japonię do bierności, podczas gdy to przeciwnik od początku miałby swobodę operacyjną. Po drugie, obrona przeciwrakietowa jest niezwykle droga, co w dłuższej perspektywie stanowi problem nawet dla państw tak bogatych jak Japonia. Po trzecie, Japończycy prognozują rozwój środków napadu powietrznego, co sprawia, że w przyszłości Tokio będzie musiało radzić sobie z jeszcze większą liczbą potencjalnych rakiet i bezzałogowców, starających się przebić przez obronę. Ta, przy zmasowanym ataku, będzie nieskuteczna.

O zachodzącej obecnie zmianie najlepiej świadczy projekt pozyskania przez Japonię Aegis Ashore (Baseline 9) z towarzyszącymi stacjami radiolokacyjnymi AN/SPY-7(V)1. System miał wesprzeć okręty, a w razie trudności pogodowych – gdy niszczyciele nie mogłyby operować – wziąłby na siebie ciężar zwalczania zagrożeń w środkowej fazie ich lotu. W 2017 roku Tokio ogłosiło, że w odpowiedzi na północnokoreańskie zagrożenie pozyska dwie jednostki – jedna miała stacjonować w północnej prefekturze Akita (na wschód od Korei Północnej), a druga w południowej Yamaguchi (na południowy wschód od Korei Północnej).

image
E-2D / Fot. JSDF (CC BY-ND 2.0)

Ostatecznie w lipcu tego roku minister obrony Taro Kono ogłosił, że Japonia z Aegis Ashore rezygnuje. Zaskoczyło to japońskich sojuszników, w tym przede wszystkim Stany Zjednoczone, które liczyły, że japoński Aegis Ashore pozwoli US Navy przesunąć część ze swych okrętów do innych zadań. Nic więc dziwnego, że decyzja Tokio mocno rozczarowała Amerykanów. Jako powód podano obawy o życie i zdrowie ludności cywilnej – otóż oddzielający się w locie silnik startowy (booster Mk 72) rakiety SM-3 Block IIA spadłby na terytorium Japonii. Według Kono prace nad zmianą oprogramowania, by usunąć tę niedogodność, zakończyły się niepowodzeniem, a modyfikacje w sprzęcie zajęłyby dekadę i pochłonęły nawet 1,8 mld USD.

Wydaje się, że to jedynie wymówka, aczkolwiek faktycznie miejscowa ludność protestowała, podnosząc nie tylko ten argument, ale również obawy przed szkodliwym promieniowaniem oraz ryzykiem, że staną się naturalnym celem ataku. Zasadniczym powodem niezadowolenia Japończyków i ich rezygnacji z Aegis Ashore jest najprawdopodobniej wysoka cena (4,2 mld USD) przy ograniczonych możliwościach, bowiem system przewidziany był jedynie do zwalczania rakiet balistycznych. Ze zdolności neutralizowania rakiet manewrujących ostatecznie zrezygnowano z powodów finansowych. Według źródeł japońskich wpływ na ostateczną decyzję miało niezadowolenie Tokio z radaru Lockheed Martin AN/SPY-7(V)1, który wybrano zamiast Raytheon AN/SPY-6. Ten drugi jest tańszy i w pełni kompatybilny z okrętami US Navy typu Arleigh-Burke Flight III.

Systemy ofensywne

Odejście Abe sprawiło, że ten nie był w stanie dokończyć wszystkich projektów, w tym nowej opracowania strategii bezpieczeństwa narodowego, co będzie jednym z pierwszych zadań premiera Sugi. Niemniej jednak w swej ostatniej decyzji przygotował swojemu następcy grunt pod równie ważny, co kontrowersyjny projekt zbudowania rakietowych zdolności uderzeniowych. Chociaż dokument ten nie mówi o tym otwarcie, to odnosi się do konieczności stworzenia odstraszania i zdolności tak zwanej aktywnej obrony, w tym możliwości przeprowadzenia uderzenia wyprzedzającego nieuchronny atak.

Nawet i bez nowej strategii bezpieczeństwa narodowego Japonia szybkim krokiem zmierza w stronę systemów ofensywnych. Dotyczy to chociażby rakiet powietrze-powietrze, w tym rozwijanego z Wielką Brytanią projektu JNAAM (Joint New Air-to-Air Missile), opartego na technologiach rakiet MBDA Meteor. Docelowo rakiety JNAAM trafić mają na wyposażenie F-35. Ministerstwo Obrony chce przeznaczyć 11,4 mln USD na produkcję prototypu w japońskim roku podatkowym 2022 (od 1 kwietnia 2022 do 31 marca 2023 roku). Później oba państwa mają dokonać ocen i podjąć decyzje co do ewentualnych zmian technicznych lub o rozpoczęciu produkcji seryjnej. Program ma zakończyć się do marca 2024 roku.

Jednocześnie Japonia nabywa norweskie rakiety JSM (Joint Strike Missile), również przewidziane dla F-35, których Tokio łącznie nabędzie 147 egzemplarzy (w tym 63 wariantu A, podczas gdy reszta to B – ten pojawi się w służbie w roku podatkowym 2024). Pierwsze dostawy mają rozpocząć się w kwietniu 2021 roku. To ważny projekt, bowiem JSM zapewnią Japończykom zdolność rażenia celów naziemnych i nawodnych w promieniu 500 km, a więc zarówno w Chinach jak i Korei Północnej (szczególnie w przypadku tego drugiego państwa japońskie F-35 będą mogły liczyć na skryte podejście na dystans strzału). Nie wiadomo ile rakiet Japonia zamówiła od Kongsberga, który przyznał, że umowy są dwie – z marca i listopada 2019 roku. Prócz tego Tokio planuje wyposażyć swoje wojsko w rakiety AGM-158B JASSM-ER oraz przeciwokrętowe AGM-158C LRASM. Te z kolei w pierwszej kolejności przeznaczone są dla japońskich F-15J/DJ. Szczególnie te pierwsze zapewnią Japończykom zdolność rażenia celów z oddali – o ile zasięg LRASM z 450-kilogramową głowicą to według szacunków maksymalnie 560 km, dla JASSM-ER to około 930 kilometrów.

Czwartym systemem ofensywnym, który Japonia wprowadza do służby są rodzime (Mitsubishi Heavy Industries) rakiety manewrujące powietrze-ziemia ASM-3. Nowy wariant (ASM-3ER) podwoił ich zasięg do około 400 kilometrów. Pocisk został pokazany opinii publicznej w  lipcu 2020 roku. ASM-3 mogą być przenoszone przez wielozadaniowe samoloty F-2, ale nie F-35 (rakiety są zbyt duże dla amerykańskiej maszyny). W przyszłości mogą znaleźć się na pokładzie obecnie projektowanych F-3.

image
P-1 / Fot. Airwolfhound (CC BY-SA 2.0)

Prócz tego od 2019 roku Japonia rozwija rodzime projekty rakiet hipersonicznych, które będą naprowadzane na cel nawigacją satelitarną oraz inercyjną. Niewiele wiadomo o szczegółach, ale według niektórych źródeł pierwszy wariant ma pojawić się już w 2026 roku i jego zadaniem będzie wsparcie obrony wysp Riukiu w pobliżu Tajwanu, które umożliwiają chińskie próby przejścia z Morza Wschodniochińskiego na Morze Filipińskie i na otwarte wody Pacyfiku. Drugi, kilka lat później, otrzyma nową głowicę o zwiększonych zdolnościach penetracyjnych. Wariant ten będzie przeznaczony do niszczenia lotniskowców. Pracę nad silnikiem strumieniowym (scramjet) prowadzą Mitsubishi Heavy Industries oraz rządowa agencja ATLA (Acquisition, Technology & Logistics Agency).

Działania bez precedensu

Wydaje się, że Japonia nie zboczy z przyjętego kursu. Według japońskiej prasy koncepcja sił ofensywnych to nie jedynie pomysł Shinzo Abe, bowiem Partia Liberalno-Demokratyczna w swej większości chce, aby Japonia posiadała możliwość rażenia odległych celów. Oznacza to, że najprawdopodobniej inicjatywa ta będzie kontynuowana przez nowego premiera, który w przyszłym roku ma zastąpić Abe na stanowisku przewodniczącego partii. Samego pomysłu też nie można traktować jako chwilowy kaprys, bowiem ten narodził się już w 2017 roku.

Oczywistym jest, że wejście do służby ofensywnych systemów nie zakończy wysiłków, bowiem skuteczne odstraszanie w ramach „aktywnej obrony” wymaga posiadania również systemów rozpoznania oraz śledzenia, co Japonia będzie musiała nabyć samodzielnie lub przynajmniej starać się otrzymać dostęp do amerykańskiej infrastruktury. Co ważne, chociaż na chwilę obecną Japonia zakłada pozyskanie ograniczonych zdolności konwencjonalnych, to sam fakt tworzenia sił ofensywnych jest wydarzeniem bez precedensu, pokazującym dalszą militaryzację na obszarze Azji-Pacyfiku. Może to wywołać reakcję Chin, choć z drugiej strony Pekin i tak już modernizuje swoje siły zbrojne, w tym wojska rakietowe i ograniczony program Japonii raczej nie będzie istotnym katalizatorem. Ciekawą kwestią jest możliwa reakcja Korei Południowej, która – pomimo, że oba państwa łączy sojusz ze Stanami Zjednoczonymi – alergicznie reaguje na militarną emancypację Japonii.

Reklama

Komentarze

    Reklama