- W centrum uwagi
- Wywiady
Niemcy nie mają woli do realnych inwestycji w armię [WYWIAD]
„Patrząc na to, co ministerstwo obrony zrobiło od 2014 r., jakie przeprowadziło zmiany w Bundeswehrze, która została sprofilowana jako armia ekspedycyjna po reformie z 2011 r., to należy stwierdzić, że te zmiany były bardzo niewielkie” – powiedziała w rozmowie z Defence24.pl Justyna Gotkowska, ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich ds. bezpieczeństwa oraz koordynator projektu „Bezpieczeństwo i obronność w Europie Północnej”.

Lidia Gibadło: Po długich rozmowach CDU/CSU oraz SPD udało się zawrzeć porozumienie i czeka nas powtórka rządów chadeków i socjaldemokratów. W jaki sposób umowa koalicyjna wpłynie na kształt polityki obronnej Niemiec?
Justyna Gotkowska: Nie spodziewam się dużych zmian. Po pierwsze, polityka bezpieczeństwa nie jest priorytetem tego rządu. Po drugie w umowie koalicyjnej nie ma żadnych przełomowych zapowiedzi. Jest to dosyć ogólne podsumowanie tych kierunków polityki bezpieczeństwa, które zostały wyznaczone w czasach poprzedniego rządu również składającego się z chadeków i socjaldemokratów. Chodzi przede wszystkim o rozwijanie unijnej Wspólnej Polityki Bezpieczeństwa i Obrony (WPBiO) oraz realizację wszystkich towarzyszących jej inicjatyw przyjętych w ubiegłym roku, czyli mechanizmu stałej współpracy strukturalnej w dziedzinie obronności (PESCO), skoordynowanego rocznego przeglądu w zakresie obronności (CARD) oraz Europejskiego Funduszu Obronnego (EDF).
Nowością jest zapis o tym, że Niemcy chcą bardziej rozbudowane dowództwa operacyjne w Unii, które będą prowadzić operacje cywilne i wojskowe. Ten postulat był podnoszony wcześniej przez Berlin i Paryż, ale wykracza on ponad to, na co w Unii została do tej pory wydana zgoda. Małą nowością jest to, że Niemcy będą chciały dążyć do utworzenia, czegoś w rodzaju PESCO w obszarze cywilnego reagowania kryzysowego. Myślę, że tutaj wiele państw, np. Szwecja, będzie popierało Berlin.
Ciekawym i ważnym zapisem umowy jest punkt o znaczeniu relacji transatlantyckich i NATO dla bezpieczeństwa RFN oraz zapis o tym, że Niemcy będą starały się prowadzić dialog z Waszyngtonem w obliczu dostrzeganych przez Berlin głębokich zmian w USA. Jest to ważny zapis, biorąc pod uwagę wszystkie dyskusje, które toczą się w tej chwili w Niemczech pomiędzy obozem, który chce nadal współpracować z USA, mimo niepopularności Trumpa w RFN, a obozem, który twierdzi że prezydentura Donalda Trumpa w USA jest cezurą i w relacjach transatlantyckich będzie tylko gorzej. Przedstawiciele tego obozu twierdzą, że w związku z tym trzeba rozwijać autonomię strategiczną Europy w polityce bezpieczeństwa i obronnej. Przyjęta umowa koalicyjna podkreśla, że relacje transatlantyckie są bardzo ważne i że Niemcy będą starały się prowadzić z Waszyngtonem dialog nie tylko w zakresie bezpieczeństwa, ale także w szeregu innych obszarów.
Czytaj też: Zachwiane filary bezpieczeństwa - polityka zagraniczna i bezpieczeństwa oczami Niemców [KOMENTARZ]
Polityka transatlantycka jest dla Niemiec ważna, ale zdaje się, że w umowie koalicyjnej nie znalazł się zapis o 2 proc. PKB przeznaczanych na obronność?
Według mnie takiego zapisu faktycznie w dokumencie nie ma – choć dyskusje na ten temat prowadzą rozliczni analitycy w Niemczech. Chodzi o zapisy jednego z paragrafów, który jest tak skonstruowany, że różne osoby po jego przeanalizowaniu mogą wyciągnąć różne wnioski. Jeśli zapytać polityków CDU, czy w umowie koalicyjnej jest zapisane dążenie do 2 proc., to odpowiedzą, że tak, natomiast politycy SPD temu zaprzeczą.
O wiele ważniejszy jest jednak inny paragraf, który mówi o tym, że wydatki na obronność będą bazowały na porozumieniu z 2017 r. i na planach finansowych uzgodnionych na lata 2017-2021 zapisanych w dokumentach ministerstwa finansów. Według tych planów Niemcy zwiększą swój budżet obronny to 42,3 mld euro w 2021 r., ale to będzie ok. 1,3 proc. PKB. Do tego istnieje możliwość zwiększenia wydatków, na które chadecja i socjaldemokraci się zgodzili, ale będzie to miało miejsce w bardzo niewielkim stopniu, przynajmniej tak jak zostało to zapisane w umowie.

Szczególnie socjaldemokraci naciskali na to, żeby ten wzrost wydatków na obronność połączyć ze wzrostem wydatków na współpracę rozwojową, pomoc humanitarną, a także pomoc gospodarczą i finansową. Ponad to, co uzgodniono do 2017 r., ministerstwo obrony dostanie przykładowo więcej pieniędzy tylko wtedy, gdy w tym samym czasie więcej pieniędzy zostanie przeznaczonych na projekty pomocy rozwojowej. Dlatego koszt zwiększania wydatków na obronność należy pomnożyć przez dwa - jeśli Niemcy będą chciały przeznaczyć miliard euro więcej na obronność, będą musiały przeznaczyć miliard więcej na pomoc rozwojową. Myślę, że socjaldemokraci będą obstawiali przy tym powiązaniu w związku z sytuacją polityczną i skręcaniem socjaldemokracji na lewo.
Á propos programu politycznego socjaldemokratów, w czasie kampanii wyborczej pojawił się postulat usunięcia z terytoriom Niemiec amerykańskiej broni jądrowej. Myśli Pani, że socjaldemokraci będą dążyli do realizacji tego celu?
Temat ten był przedmiotem negocjacji koalicyjnych. Ostatecznie, w umowie koalicyjnej zostało zapisane, że Niemcy nie będą dążyły do wycofania amerykańskiej broni atomowej z terytorium RFN dopóki Sojusz Północnoatlantycki będzie sojuszem nuklearnym, biorąc pod uwagę sytuację bezpieczeństwa oraz zmiany geopolityczne, a także sytuację związaną z proliferacją broni atomowej.
Myślę zatem, że postulaty socjaldemokratów zostały odparte przez chadeków, którzy zdają sobie doskonale sprawę, że gdyby Niemcy powtórzyły zapis z 2009 r., kiedy pod wpływem liberałów z FDP wpisano do umowy koalicyjnej sondowanie możliwości wycofania broni atomowej z terytorium RFN, Niemcy straciłyby zupełnie wiarygodność u sojuszników, szczególnie w obliczu wojny rosyjsko-ukraińskiej, aneksji Krymu oraz wzmacniania filaru obrony zbiorowej NATO. Wycofanie broni atomowej USA z terytorium Niemiec było postulatem wygłoszonym pod wyborców niemieckich socjaldemokratów i według mnie zdaniem wielu chadeków jest to niezgodne z niemiecką racją stanu.
W czasie zimnej wojny, a nawet w pierwszych latach członkostwa Polski w NATO Bundeswehra w pewien sposób specjalizowała się w konwencjonalnej obronie. Miała liczne jednostki pancerne, artylerii, przeciwlotnicze. Po ostatnich redukcjach ten potencjał został w bardzo dużej części utracony. Jest szansa, że będzie odbudowany?
Wiele osób zajmujących polityką bezpieczeństwa miało nadzieję, że Niemcy po 2014 r. na serio wezmą się za poprawę stanu niemieckiej armii i odczują wyzwanie rzucone przez Rosję w takim stopniu, że rzeczywiście wprowadzą adekwatne zmiany w szczególności w wojskach lądowych, ale nie tylko. Jednak parząc na to, co ministerstwo obrony zrobiło od 2014 r., jakie przeprowadziło zmiany w Bundeswehrze, która została sprofilowana jako armia ekspedycyjna po reformie z 2011 r., to należy stwierdzić, że te zmiany były bardzo niewielkie.
Dobrze obrazuje to udział RFN w tzw. szpicy (ang. Very High Readiness Joint Task Force, VJTF – przyp. red.), w której Bundeswehra będzie państwem ramowym w 2019 r. Niemieckie pododdziały prowadziły ćwiczenia przygotowujące je do udziału VJTF w listopadzie ubiegłego roku i ponownie tak jak w 2015 r. armia miała problem ze zgromadzeniem sprzętu wojskowego na potrzeby jednego batalionu pancernego. "Der Spiegel" raportował, że połowa czołgów po 1-2 dniach nie nadawała się do dalszego wykorzystania ze względu na problemy techniczne. To pokazuje, że Niemcy nie odrobiły swojej pracy domowej, co więcej nie widzą takiej potrzeby. Skromny wzrost wydatków na obronność pokazuje, że nie jest ona priorytetem, a w Niemczech nie ma rzeczywistej woli inwestowania w Bundeswehrę.
W planach ministerstwa obrony jest wprawdzie przyjęcie nowej Koncepcji Bundeswehry, która będzie określała jakie zdolności wojskowe niemiecka armia powinna rozwijać w perspektywie 2030 r. Zapowiadane jest, że priorytetowym zadaniem Bundeswehry będzie udział w operacjach obrony zbrojowej, choć przy jednoczesnej partycypacji w misjach reagowania kryzysowego. Jednak możliwości wprowadzenia faktycznych zmian będą ograniczone przez możliwości finansowe resortu, biurokrację, problemy kadrowe czy problemy z efektywnością procesów zbrojeniowych.
Odpowiedzią na te braki jest realizacja kontraktu na Leopardy?
W rzeczywistości kupno dodatkowych czołgów Leopard 2 jest efektem roszad miedzy landami i wycofania brytyjskiego batalionu z Dolnej Saksonii. Tak się składa, że jeden z polityków zasiadających w komisji obrony nastawał na to, żeby tę jednostkę wojskową utrzymać w jego okręgu wyborczym i żeby w związku z tym reaktywować jeden batalion pancerny Bundeswehry. Z tego względu po 2014 r. podjęto decyzję o zwiększeniu liczby czołgów Leopard 2 z 225 do 328 i reaktywowaniu jednostki pancernej we współpracy z Holandią. Ten przykład bardzo dobrze pokazuje, jak Niemcy myślą o obronności.
Na ile za całą tę sytuację odpowiada obecna minister obrony Ursulę von der Leyen?
Myślę, że to nie jest jedynie jej wina. Ursula von der Leyen jest w Bundeswehrze postrzegana jako kontrowersyjna minister z tego względu, że promuje wyłącznie siebie pod kątem aspiracji do bycia przyszłą panią kanclerz. Ma także opinię minister, która nie broni Bundeswehry, a przy wpadkach takich jak afera wokół żołnierza, który miał mieć powiązania z neonazistami, oskarżyła całą armię o odchylenie prawicowe, przeciwko czemu były bardzo duże protesty. To zaważyło o jej negatywnej opinii wśród żołnierzy. Ale von der Leyen oprócz tego że promuje europejskie projekty integracji wojskowej, popiera także współpracę euroatlantycką i forsuje zwiększenie finasowania Bundeswehry.
Większość komentatorów spodziewała się, że von der Leyen pozostanie na stanowisku minister obrony w kolejnym rządzie wielkiej koalicji – i tak się stało. Jej ponowna nominacja nie znajdzie aprobaty wśród większości osób powiązanych z wojskiem w RFN z wyżej wymienionych powodów. Jednak von der Leyen ma dobre notowania wśród partnerów i sojuszników i mimo rozlicznych deficytów w Bundeswehrze potrafi sprawnie promować współpracę wojskową z RFN w roli głównej w Europie. Ponadto nie wydaje się, aby na razie CDU miała na razie lepszego kandydata do tego resortu.

Kłopoty niemieckich sił zbrojnych nie ograniczają się tylko do problemów personalnych - są to także kwestie procesów planistycznych i ich wypełniania. Do tego dochodzi problem z zakupami uzbrojenia i sprzętu wojskowego oraz ze współpracą z niemieckimi i europejskimi firmami zbrojeniowymi. Występują też braki części zamiennych do sprzętu w wojskach lądowych - problem ten ciągnie się od 2011 r., kiedy ze względów finansowych bardzo je ograniczono. Problemy Bundeswehry są jednak generalnie konsekwencją braku postrzegania zagrożeń dla Niemiec zarówno ze strony Rosji, jak i południowego sąsiedztwa. Do tego dochodzi niechęć i brak woli do forsowania tego tematu przez polityków wobec niemieckiej opinii publicznej niechętnej do zaangażowania wojskowego zagranicą i do postrzegania Bundeswehry jako faktycznej siły zbrojnej, która ma wypełniać zadania wojskowe.
Biorąc pod uwagę wszystkie te czynniki, czy Niemcy planują jakieś zmiany w strukturach odpowiedzialnych za modernizację, przyjęcie więcej specjalistów do urzędu ds. uzbrojenia BAAINBw?
Trudno powiedzieć. Na pewno złą informacją dla Bundeswehry, jeśli chodzi o kwestie polityki zbrojeniowej, jest prawdopodobne odejście z ministerstwa obrony sekretarz stanu Katrin Suder, która przeszła z firmy doradczej McKinsey i zabrała się za porządki w kwestiach polityki zbrojeniowej. Jest ceniona zarówno przez Bundeswehrę, jak i przez urzędników, jako osoba, która ma pomysły, wolę działania i przeprowadza swoje zamierzenia. Przykładowo jeśli chodzi o egzekwowanie kar dla niemieckich firm, które nieterminowo dostarczają sprzęt dla Bundeswehry, a to stanowi duży problem.
Pełnomocnik Bundestagu Hans-Peter Bartels wzywa do tego, aby na obronę do końca kadencji przeznaczyć 1,5 proc. PKB. Biorąc pod uwagę siłę niemieckiej gospodarki, dałoby to dość duże dodatkowe środki. Czy realizacja tego postulatu jest realna? Część komentatorów obawia się sytuacji, w której niemieckie siły zbrojne otrzymałyby tak solidny zastrzyk funduszy.
Myślę, że jest to bardzo „niemiecki” argument, mówiący o tym, że państwa Europy Środkowej nie byłyby zadowolone z dużego zwiększenia niemieckich wydatków na obronność i zaczęłyby obawiać się niemieckiej potęgi militarnej. Ale jest to argument, który nie trafia do tych państw, bo raczej to one wzywają Berlin to zwiększania wydatków obronnych. 1,5 - 1,7 proc. PKB to rozsądny cel. Biorąc pod uwagę, wielkość niemieckiej gospodarki, uzyskanie 2 proc. PKB, na obronność rzeczywiście oznaczałoby bardzo duże pieniądze dla Bundeswehry.
W konsekwencji Niemcy musiałby zacząć się zastanawiać, jak chciałyby przeznaczyć takie środki. Poziom 1,7 proc. PKB byłby wystarczający na potrzeby Bundeswehry i na pokrycie kosztów jej zobowiązań dotyczących rozwijania zdolności w ramach obrony zbiorowej, jak i uczestniczenia w operacjach reagowania kryzysowego w południowym sąsiedztwie. Trzeba pamiętać, że Niemcy leżące w centrum Europy biorą pod uwagę dwa obszary – wschodnią flankę i obronę zbiorową oraz południowe sąsiedztwo i pomoc Francji w prowadzeniu operacji reagowania kryzysowego, być może nie w charakterze wysyłania tam jednostek bojowych, ale w szerokim zakresie niebojowego zaangażowania.
A jakie jest podeście Niemiec do Europejskiej Inicjatywy Interwencyjnej promowanej przez Francję?
Ponieważ Niemcy do tej pory oficjalne nie wypowiadali się na ten temat, można wnioskować, że są do niej nastawiani raczej sceptycznie.
Jakie perspektywy pojawiają się dla współpracy z Polską w dziedzinie bezpieczeństwa?
Myślę, że współpraca miedzy Polską a Niemcami przede wszystkim powinna być realizowana w ramach natowskiego planowania obronnego i to powinno stanowić podstawę współpracy Niemiec z państwami regionu. W tej chwili w NATO trwa proces, którego zwieńczeniem, aczkolwiek nie pełnym zakończeniem, będą decyzje ze szczytu natowskiego w Brukseli w lipcu 2018 r. Ten proces dotyczy zmian w strukturze dowodzenia i w strukturze sił Sojuszu oraz wypełnienia faktyczną treścią planów ewentualnościowych NATO dla wschodniej flanki. Czyli przykładowo podporządkowanie pod dowództwa w Szczecinie i w Elblągu konkretnych jednostek, asygnowanie odpowiednich sił dla tzw. follow-on-forces (jednostek wzmocnienia, przemieszczanych do rejonu działań już po przerzucie sił natychmiastowego reagowania - red.), a następnie prowadzenie odpowiednich ćwiczeń, w tym w zakresie szybkiego przerzutu wojsk. Celem jest zwiększenie interoperacyjności, ćwiczenie planów obronnych i współdziałania w regionie. Tu jest ogromne pole do kooperacji miedzy Polską a Niemcami.
Jest to być może mało doceniane pole do współpracy, ale moim zdaniem to główny obszar dla polsko-niemieckiego współdziałania. Projekty takie jak wzajemne podporządkowanie pododdziałów w postaci kompanii lub batalionu są projektami symbolicznymi. Faktycznie punkt ciężkości polsko-niemieckiej kooperacji wojskowej powinien być gdzie indziej.
Dziękuję za rozmowę.
Współpraca: Jakub Palowski

Justyna Gotkowska. Fot. OSW
Justyna Gotkowska - koordynator projektu „Bezpieczeństwo i obronność w Europie Północnej”, analityk OSW od 2008 roku. Zajmuje się polityką bezpieczeństwa Niemiec, państw nordyckich i bałtyckich oraz NATO i WPBiO z perspektywy regionalnej.
WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS