Reklama

Geopolityka

Niemcy: dwugłos ws. Rosji i Ukrainy. Moskwa testuje Berlin przed wyborami? [KOMENTARZ]

Fot. bundesregierung.de
Fot. bundesregierung.de

Koncentracja wojsk rosyjskich u granic Ukrainy to niewątpliwie wyzwanie dla niemieckiej sceny politycznej, która już teraz jest zdominowana wizją walki o władzę i niepewności po końcu okresu rządów Angeli Merkel. Zaś dzięki agresywnej polityce Kremla musi zmierzyć się także z rosnącym kryzysem dotykającym podstaw bezpieczeństwa Europy. 

W kontekście obecnej sytuacji międzynarodowej, związanej z masywną koncentracją wojsk rosyjskich na granicy z Ukrainą, rodzą się liczne pytania o potrzebną reakcję Zachodu. Uwaga jest oczywiście skupiona na Stanach Zjednoczonych oraz NATO i UE. Trzeba zauważyć, że w przypadku Waszyngtonu da się zaobserwować, że administracja Joe Bidena czytelnie sygnalizuje wsparcie dla Kijowa. Wyrażane oczywiście w pewnych elementach przekazów dyplomatycznych, ale należy pamiętać też o np. misjach ISR własnych statków powietrznych w regionie. Jak również o możliwości wprowadzenia na akwen Morza Czarnego dwóch niszczycieli.

W przypadku NATO już dawno dostrzegalne jest widzenie kwestii bezpieczeństwa flanki wschodniej nie tylko poprzez pryzmat państw członkowskich, ale również odpowiednio zbudowanej relacji z partnerami poza samego Sojuszu. Co w przypadku obecnej sytuacji kryzysowej jest tym bardziej podkreślane jako odpowiednia droga strategiczna. Jednakowoż, NATO nie może być postrzegane jako strona wobec sytuacji bezpieczeństwa państwa nie należącego do układu obronnego. Stąd należy brać pod uwagę, że działania natowskie mogą dawać przestrzeń dla aktywności poszczególnych członków Sojuszu, nie tylko Stanów Zjednoczonych, ale np. Wielkiej Brytanii.

W przypadku UE, to chyba po wręcz ikonicznej wizycie Josepa Borrella w Moskwie raczej oczekiwania nie są zbyt wielkie. Dotyczy to samej Ukrainy, ale chyba również innych aktorów trwającej rozgrywki. Chociaż wspomniany Borrell miał na Twitterze stwierdzić, że UE wspiera ukraińską suwerenność i integralność terytorialną. Miano wyrazić, także w unijnym imieniu, wielki niepokój towarzyszący rosyjskim działaniom wokół Ukrainy.

Jednakże kluczowa dla bezpieczeństwa Ukrainy gra może rozegrać się w Berlinie, który -co więcej -czekają w najbliższym czasie istotne przetasowania wyborcze oraz kadrowe. Należy bowiem zauważyć, że już teraz stronnictwa polityczne w Niemczech niejako pozycjonują się względem czasu niepewności co do rządów po odejściu Angeli Merkel. Zaś sprawa relacji z Rosją, i tego nie możemy ukrywać, u naszych zachodnich sąsiadów stanowi możliwość wskazania na zróżnicowanie oferty względem obecnych wyborców. Chociaż generalnie, na pierwszy rzut oka (pomijając skrajnie lewicową Die Linke i skrajnie prawicową AfD) zauważalny jest konsensus i niechęć przed eskalacją konfliktu, to wszystko zaczyna się zmieniać, gdy spojrzymy na czasami bardzo delikatne szczegóły. Stąd też, daje się zaobserwować właśnie swego rodzaju pauzę w konkretnym działaniu ze strony obecnie rządzących w Berlinie względem napięcia wokół Ukrainy. Albowiem odpowiednim pytaniem jest, czy koalicja przed wyborami jest w stanie wypracować silną i jednorodną postawę wobec agresywnych działań Rosji.

Oczywiście, trzeba zaznaczyć, że sama kanclerz Angela Merkel rozmawiała już telefonicznie z prezydentem Rosji Władimirem Putinem. Zaś jak wskazano w oficjalnym komunikacie tematem rozmowy była, co naturalne, m.in. zwiększona rosyjska obecność wojskowa w okolicach wschodniej granicy Ukrainy. Sama kanclerz widziałaby działania sprzyjające obniżeniu obecnego napięcia poprzez ograniczenie koncentracji rosyjskich wojsk. Federalna minister obrony Annegret Kramp-Karrenbauer także z CDU zażądała wręcz od Moskwy deklaracji rosyjskich zamiarów względem tego rodzaju koncentracji wojsk. Minister bardzo jasno miała uznać, że jeśli rosyjskie władze nie mają nic do ukrycia, to przecież z łatwością mogą wyjaśnić, które jednostki są elementem dyslokacji i dlaczego. Trzeba zaznaczyć, że takie komentarze niemieckiej szefowej resortu obrony strona rosyjska miała skwitować stwierdzeniem, że Rosja nie jest zobowiązana nikomu tłumaczyć się z ruchów wojsk na swoim terytorium. Strona niemiecka skrytykowała także brak Rosjan na posiedzeniu Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE), kiedy Ukraina chciała rozmawiać o eskalacji sytuacji w rejonie swojej granicy. „Potrząsanie szabelką” ze strony Władimira Putina jako niezwykle niebezpieczne dla stabilności regionalnej zdefiniował rzecznik frakcji parlamentarnej CDU/CSU ds. polityki zagranicznej Jürgen Hardt.

Nils Schmid z SPD miał stwierdzić, że trwająca obecnie rosyjska dyslokacja wojsk na kierunku ukraińskim jest nieodpowiedzialna, gdyż może wprowadzać w błąd i tworzyć napięcie. Jego zdaniem wiele wskazuje na to, że jest to zarówno pokaz siły wobec władz Ukrainy, jak i test wobec nowej administracji w Stanach Zjednoczonych oraz jedności społeczności międzynarodowej. Jednakże, jak podkreślił na łamach „Der Tagesspiegel” dziś powinniśmy wyraźnie okazywać solidarność z Ukrainą, ale jednocześnie nie dać się prowokować i unikać niepotrzebnej paniki. Jego zdaniem dotyczy to również ukraińskich rządzących. Co ciekawe, przedstawiciel SPD wezwał obie strony do powstrzymania się od użycia wszelkich środków napędzających spiralę eskalacji.

Zaś minister spraw zagranicznych Heiko Maas wywodzący się właśnie z SPD powiedział w wywiadzie dla Süddeutsche Zeitung, że Niemcy i Francja zaoferowały „wsparcie kroków deeskalacyjnych” w formacie normandzkim. Pytaniem otwartym w wielkiej koalicji pozostaje również fakt, iż na stole negocjacji z Rosją pozostają tak istotne kwestie jak Nord Stream 2 czy też zakupy szczepionki Sputnik V. W tym ostatnim przypadku przypomnieć trzeba stanowisko ministra zdrowia Jensa Spahna, który widziałby nawet potrzebę wynegocjowania bilateralnej umowy z Moskwą właśnie w przypadku szczepionek na koronawirusa. Nie można więc pomijać faktu, że kanclerz Merkel stoi zapewne przed wysoce trudną sytuacją wewnątrz własnego zaplecza rządowego, nie mówiąc już o parlamentarnym. Wiedząc również, że w CDU i CSU trwa ostra walka o przywództwo i potencjalną możliwość objęcia stanowiska kanclerza federalnego.

Większą swobodą mogą wykazać się za to przedstawiciele FDP. Cytowany przez „Der Tagesspiegel” Bijan Djir-Sarai miał stwierdzić, że rzeczywistość „wyraźnie pokazuje, iż Putin nie jest zainteresowany środkami budowy zaufania”. Polityk reprezentujący niemieckich liberałów wezwał też ministra spraw zagranicznych Heiko Maasa z SPD do przeprowadzenia pilnej rozmowy ze swoim rosyjskim odpowiednikiem Siergiejem Ławrowem. W jej trakcie, niemiecki szef resortu spraw zagranicznych miałby wyjaśnić, że jakakolwiek „dalsza eskalacja (względem Ukrainy -JR) nie pozostanie bez konsekwencji”.

Przy czym wskazywany Djir-Sarai dość realnie ocenił możliwości oddziaływania ze strony Europejczyków, definiując je jako nieduże. W „Der Tagesspiegel” wskazywał bowiem, że narzędzia, którymi Unia Europejska dysponuje są rzeczywiście bardzo małe lub nieliczne. Co więcej są używane zbyt wolno i z wahaniem. Jego zdaniem sama „retoryka europejska wobec polityki Rosji dominuje obecnie w formule pustych słów – a sam Putin nie jest już pod wrażeniem tego”. Przedstawiciel FDP wskazał, że przede wszystkim pozostaje pole manewru w przypadku moratorium na gazociąg Nord Stream 2 i rozbudowania oraz nasilenia sankcji personalnych względem kluczowych Rosjan. Deputowana należąca do FDP Renata Alt uznaje przy tym, że jej zdaniem przed wyborami w Rosji, które odbędą się we wrześniu (nota bene, podobnie jak w Niemczech...), prezydent Putin chce odwrócić uwagę od katastrofalnych problemów gospodarczych państwa, używając do tego właśnie dyslokacji wojsk.

Omid Nouripour z Zielonych wezwał za to do wspólnej interwencji w sprawie działań rosyjskich względem Ukrainy zarówno kanclerz Angelę Merkel jak i prezydenta Francji Emmanuela Macrona. W „Der Tagesspiegel” polityk zaznaczył, że jego zdaniem nie ma obecnie znaczenia, czy Kreml chce przesunąć fizycznie front za pomocą działań wojskowych, czy tylko przetestować chociażby administrację Joe Bidena. Liczy się to, że rosyjskie siły zbrojne swoimi działaniami wywołują eskalację. Wobec tego, zdaniem Nouripour jeśli Merkel i Macron będą działać szybko w zakresie wspierania Ukrainy, osłabią powagę rozwiązań prawa międzynarodowego, ale także własną pozycję negocjacyjną w formacie normandzkim. Czas jego zdaniem zmierzyć się z kontrowersyjnym projektem gazociągu Nord Stream 2.

Reklama
Link: https://sklep.defence24.pl/produkt/operacja-ukraina/
Reklama

Trzeba podkreślić, że Die Linke ma być raczej zdania, iż to Ukraina odpowiada za obecną sytuację kryzysową, kierując ostrzeżenia przede wszystkim do Ukrainy, a nie do Rosji. Zdaniem Sevim Dagdelen „groźby Ukrainy wobec Krymu, ignorowanie przez Kijów porozumienia z Mińska i koncentracja wojskowa w regionie są niezwykle niepokojące”. Co więcej miała dodać, że niemieckie władze muszą działać tak, aby sytuacja nie uległa dalszej eskalacji i przede wszystkim opowiadać się za wzajemnym wycofaniem wojsk oraz przestrzeganiem porozumienia mińskiego. Współgra to wręcz idealnie z obecną narracją Kremla. Siergiej Ławrow ma bowiem również oskarżać władze w Kijowie o pogorszenie sytuacji w rejonie granicy rosyjsko-ukraińskiej. Dodatkowo, szef rosyjskiego resortu spraw zagranicznych wręcz wzywał Francję i właśnie Niemcy do wywarcia wpływu na Ukrainę w zakresie deeskalacji całej sytuacji kryzysowej.

Tutaj trzeba dodać parę słów komentarza. Stosunkowo najbardziej pryncypialne stanowisko wobec Rosji z dużych niemieckich partii (choć i tak akceptujące np. Nord Stream 2) wykazuje frakcja Angeli Merkel. Agresywnym działaniom Moskwy przeciwni są także Zieloni, którzy jednak są sceptyczni wobec współpracy z USA i np. zwiększania wydatków na obronę czy utrzymania udziału Berlina w systemie Nuclear Sharing (co jest obiektywnie niekorzystne dla całej sytuacji bezpieczeństwa w Europie Środkowo-Wschodniej). Będąca obecnie w koalicji z CDU/CSU socjaldemokratyczna SPD stara się "puszczać oko" do Moskwy (i prorosyjsko/pacyfistycznie nastawionego elektoratu), choć sprzeciwia się jej agresji. Natomiast liberalna FDP, pomimo zdecydowanego stanowiska, jest dosyć słaba, jeśli chodzi o wyniki w sondażach. Radykalnie lewicowa Die Linke i prawicowa Alternatywa dla Niemiec są mocno (i w przeciwieństwie do SPD - otwarcie) prorosyjskie.

Na ten opis stanowisk wobec Rosji (i transatlantyckiego systemu bezpieczeństwa) trzeba nałożyć kontekst nadchodzących wyborów parlamentarnych. Większość sondaży daje frakcji CDU/CSU poniżej 30 proc. m.in. z uwagi na błędy popełnione przy zarządzaniu odpowiedzią na pandemię koronawirusa i zarzuty o działania zbliżone do korupcji wobec niektórych polityków chadecji, a typowany na kandydata na kanclerza Armin Laschet jest mocno niepopularny wśród obywateli Niemiec. W koalicji trwa zresztą spór o to, kto ma być kandydatem na kanclerza, bo wywodzący się z CSU Markus Soeder ma większe poparcie w sondażach, ale na jego kandydaturę nie chce się zgodzić kierownictwo CDU. 

Jeśli więc frakcja kanclerz Merkel nie wejdzie do rządu utworzą go co najmniej dwie partie lewicowe, czyli "rozumiejący Rosję" z SPD i Zieloni. Gdyby do takiej koalicji weszli liberałowie z FDP, to mogliby być głosem hamującym najbardziej prorosyjskie działania szczególnie z SPD. Jeśli jednak rząd tworzyłaby "zielono-czerwono-czerwona" koalicja z udziałem socjaldemokratów, Zielonych i Die Linke (a takie rozwiązanie dopuszcza kierownictwo SPD, także z uwagi na różnice programowe pomiędzy lewicą a liberałami), to można by się spodziewać ze strony Berlina dalszego osłabienia wsparcia dla Ukrainy i systemu bezpieczeństwa transatlantyckiego. O wszystkim zdecydują więc niemieccy wyborcy.

Jak widać, rok wyborczy może być kluczowy zarówno jeśli chodzi o motywacje strony rosyjskiej, ale też reagowanie Niemiec i przez to struktury UE. Trzeba bowiem obserwować, że kanclerz Merkel nie ma obecnie zbyt dużej swobody mając na uwadze polityczne kalkulacje własnej partii politycznej oraz sojuszniczej z CSU, nie wspominając o innych aktorach koalicyjnych. Najważniejsze jest jednak to, że zapewne w Moskwie zdają sobie z tego bardzo dobrze sprawę. Stąd też, być może obecną sytuację kryzysową względem Ukrainy nie powinniśmy traktować w pierwszej kolejności tylko jako test administracji Joe Biedna, ale też (a może przede wszystkim?) jako test Berlina i tamtejszych aktorów politycznych oraz wyborców.

współpraca Jakub Palowski

Reklama

Komentarze

    Reklama