Wojsko, bezpieczeństwo, geopolityka, wojna na Ukrainie
Co planuje Putin wobec wschodniej Ukrainy? [KOMENTARZ]
Jest rzeczą bezsporną, że dwa pseudopaństwowe twory utworzone w 2014 roku na wschodniej Ukrainie: tzw. Doniecka Republika Ludowa i Ługańska Republika Ludowa nie mogą być rozwiązaniem docelowym i samodzielnie nie mają szans na przetrwanie. Przez siedem lat nie udało się jednak wypracować akceptowalnego przez obie strony wyjścia z tej patowej sytuacji i coraz więcej znaków wskazuje, że to rosyjskie władze zaproponują siłą ostateczne rozwiązanie.
Władze w Kijowie zdają sobie coraz bardziej sprawę, że narzucone siłą przez Rosję rozwiązanie nie będzie w żadnym przypadku powrotem do podziału terytorialnego sprzed 2014 roku. Dla Kremla oddanie Ukrainie opanowanego przez separatystów terenu byłoby bowiem oznaką słabości, a tego nie życzyłby sobie Prezydent Federacji Rosyjskiej Władimir Putin, który pilnie potrzebuje wizerunkowego sukcesu. Nigdy nie zadeklarował on bowiem, że jego celem jest bezwarunkowy powrót władz ukraińskich do Doniecka i Ługańska. Coraz więcej wskazuje natomiast na zamiar wchłonięcia tego terytorium przez Federację Rosyjską.
Przygotowania do takiej operacji już się prawdopodobnie rozpoczęły, o czym od pewnego czasu ostrzegał główny zarząd wywiadu ukraińskiego ministerstwa obrony. Oceniał on, że Federacja Rosyjska jest gotowa na zakrojone na szeroką skalę prowokacje przeciwko Ukrainie. Na bazie tych informacji ukraiński minister spraw zagranicznych Dmytro Kuleba wprost oskarżył Rosję o systemowe pogorszenie bezpieczeństwa w Donbasie i na Krymie.
Sprawa musi być rzeczywiście poważna, skoro kategoryczne deklaracje w tej sprawie złożył nawet ukraiński prezydent Wołodymyr Zełenski - zwolennik spokojnego i pokojowego normowania sytuacji w strefie konfliktu. Trzeba pamiętać, że to właśnie Zełeński osobiście rozmawiał przez telefon z Putinem 26 lipca 2020 roku oceniając pozytywnie fakt zawarcia wtedy rozejmu. Szybko jednak zasłona opadła, ponieważ ustalony z wysiłkiem rozejm z całkowitym i wszechstronnym przerwaniem ognia trwał w sumie dwie godziny.
Oczywiście Zełenski nadal zwraca uwagę, że tzw. „napinanie mięśni” przez Rosjan poprzez różnego rodzaju manewry wojskowe i prowokacje graniczne są dosyć częste i z założenia mają stwarzać atmosferę zagrożenia i presji podczas rozmów pokojowych. Jednak ich ilość w ostatnim czasie musiała tak przekroczyć normę, że ukraiński prezydent na Facebooku zadeklarował gotowość Ukrainy do odpowiedzi na takie prowokacje.
Zełenski potwierdził także, że eskalacja sytuacji na wschodniej Ukrainie była zauważalna od początku tego roku i według niego, tylko w pierwszych miesiącach 2021 roku, zginęło 22 ukraińskich żołnierzy, a 57 zostało rannych. Tymczasem, gdy wprowadzono warunki pokojowe z 27 lipca 2020 roku, te straty w skali miesięcznej były dziesięciokrotnie mniejsze.
„Rozbudowa rosyjskiej armii na granicy z Ukrainą i napinanie mięśni w postaci ćwiczeń wojskowych oraz prowokacje wzdłuż granicy to tradycyjna rosyjska sprawa. W ten sposób stara się stworzyć atmosferę zagrożenia i jednocześnie wywrzeć presję w negocjacjach w sprawie zawieszenia broni i pokoju. Nasza armia to nie tylko siła i potęga, to także mądrość i rozwaga. Nasze państwo to jedność. Zawsze jesteśmy gotowi na wszelkie prowokacje”.
Ukraińsko – rosyjska wojna psychologiczno-propagandowa
Natężenie wojskowych działań przy granicy ukraińsko-rosyjskiej jest rzeczywiście wcześniej niespotykane, ale zwiększyła się także intensywność operacji psychologicznych i akcji propagandowych inspirowanych przez władze Kremla. To właśnie stamtąd wysyłane są komunikaty, w których straszy się Ukrainę skutkami ewentualnej ofensywy na Donbas. Rzeczywisty przekaz tych ostrzeżeń jest jednak inny. Ma on bowiem pokazać wielką dysproporcję sił, jaka istnieje między rosyjskimi, a ukraińskimi siłami zbrojnymi.
Nie chodzi więc o powstrzymanie władz w Kijowe od ataku na wschodnią Ukrainę, ale o niedopuszczenie do kategorycznej i natychmiastowej reakcji na ewentualny konflikt – przynajmniej w początkowym jego okresie. Kreml chce więc uzyskać taki sam efekt, jaki udało się mu osiągnąć na początku 2014 roku. Wtedy jednak udało się to zrobić dzięki bezczynności skorumpowanych, ukraińskich polityków, generałów i admirałów, którzy później znaleźli schronienie w Rosji (np. dowódcy marynarki wojennej Ukrainy kontradmirała Denysa Berezowskiego).
Czytaj też: Zdrada ukraińskiego admirała
Rosjanie liczą teraz, że nawet chwilowe zawahanie się władz w Kijowie w odpowiedzeniu siłą na siłę, da im czas by zająć te tereny, które są im potrzebne (w tym prawdopodobnie do lądowego połączenia się z Krymem) i późniejsze ich zatrzymanie zgodnie z zasadą: „co Rosja raz zajęła, Rosja już nie odda”. Wymagać to może nawet zagrabienia pozostałej części ukraińskiego wybrzeża Morza Azowskiego, a więc przejęcie terenu o długości w linii prostej około 340 km. Przy nawet chwilowym braku reakcji ze strony Kijowa oraz przy ataku realizowanym z dwóch stron (również z Krymu) jest to zadanie do zrealizowania.
Czytaj też: Rosjanie boją się utraty Krymu? [FOTO]
Jedynym co powstrzymuje rosyjskie władze od takiej operacji jest brak motywu. Ale i to może się już niedługo zmienić np. po przeprowadzeniu w Donbasie powszechnego i sterowanego z Moskwy referendum
Metoda małych kroków
Przygotowanie Rosjan do przejęcie wschodniej Ukrainy zaczęło się praktycznie od momentu utworzenia w 2014 roku tzw. Donieckiej Republiki Ludowej i Ługańskiej Republiki Ludowej (DRL i ŁRL). Początkowo władzom na Kremlu chodziło najprawdopodobniej jedynie o zdestabilizowanie sytuacji w całej Ukrainie i zmuszenie rządu w Kijowie do wycofania się z proeuropejskich planów. Kiedy to się jednak nie udało, tereny DRL i ŁRL stały się dla Rosji wielkim problemem. Szacuje się, że ich utrzymanie może kosztować rosyjski budżet nawet ponad dwa miliardy dolarów rocznie.
Te koszty będę się zresztą z roku na rok zwiększały ze względu na coraz trudniejszą sytuację w Donbasie. Pogłębiają ją walki przygraniczne, jak również konieczność utrzymywanie przez separatystów nieproporcjonalnie dużych sił zbrojnych biorąc pod uwagę liczebność całego regionu. Szacowane są one na 32 tysiące żołnierzy, z czego ponad 1/3 stanowią Rosjanie (najemnicy, rosyjscy wojskowi, oddelegowani dowódcy oraz instruktorzy).
To m.in. z powodu tej liczby wojsk ocenia się, że miesięczne dochody tamtejszej ludności są trzykrotnie mniejsze od tego, co zarabiają Ukraińcy na terenie zarządzanym przez Kijów i Rosjanie w przygranicznym obwodzie rostowskim. To zróżnicowania będzie się zresztą zwiększało – szczególnie w odniesieniu do Ukrainy, jeżeli uda się tam podtrzymać tempo rozwoju, a skutecznego wsparcia udzielą kraje zachodnie. Jest to tym bardziej prawdopodobne, że w tym samym czasie, na terenach opanowanych przez separatystów wyraźnie spadł dochód PKB na jednego mieszkańca i to co najmniej o połowę. I nie można się temu dziwić, chociażby patrząc na zmniejszającą się liczbę działających firm: zarówno w obwodzie donieckim (do 2019 roku o 56%), jak i w obwodzie ługańskim (do 2019 roku o 71%).
Dodatkowo nowoczesne, ukraińskie zakłady przemysłowe zostały rozgrabione – w tym również przez Rosjan, a pracujący w nich specjaliści wyjechali szukając nie tyle miejsc pracy, ale przede wszystkim chroniąc siebie i swoje rodziny. Kryzys pogłębiło wprowadzenie administracji zewnętrznej w ponad 40 zakładach przemysłowych należących do Ukrainy i ukraińskich spółek prywatnych jak również zawłaszczenie pozostałej części przemysłu i wprowadzenie elementów centralnego sterowania gospodarką. Podejrzewa się zresztą, że działalność największych spółek w DRL i ŁRL jest kontrolowana przez rosyjskie służby specjalne.
Twórcy tej grabieżczej polityki byliby na pewno pociągnięci do odpowiedzialności, gdyby w Donbasie władzę przejęli ponownie Ukraińcy. Dodatkowo Kijów na pewno wykorzystałby sytuację i nawet w obecności zagranicznych mediatorów i międzynarodowych komisji wykazałby skalę grabieży ze strony Rosji, jak również przestępstwa – w tym zbrodnie wojenne. W konflikcie, który wybuchł w 2014 roku miało zginąć ponad 13000 osób, z czego wiele wcale nie w wyniku bezpośrednich działań wojennych. Dla ludzi, którzy łamali prawo, jedynym rozwiązaniem jest więc całkowite podporządkowanie się Federacji Rosyjskiej, która inspirowała przecież wcześniejsze działania separatystów i jak dotąd zapewniała im pełną bezkarność.
Przygotowanie Rosji do ostatecznego zajęcia Donbasu prawdopodobnie już się więc zaczęło i w pierwszej kolejności polegało na zachęcaniu mieszkających tam Ukraińców do opuszczania tych terenów, tak aby pozostali tam jedynie Rosjanie. I rzeczywiście, nierówne traktowanie w zależności od narodowości spowodowało, że ukraińscy obywatele bardzo często decydują się na opuszczenie swoich domów szukając nowego życia: nie tylko w samej Ukrainie, ale np. w Polsce. Szacunki ONZ wskazują, że w strefie dotkniętej konfliktem mogło w ten sposób postąpić nawet ponad milion osób. Przyśpieszenie tego procesu nastąpiło m.in. przez:
- Wzmacnianie politycznej, wojskowej i gospodarczej zależności Donbasu od Rosji i zwiększanie politycznej, wojskowej i gospodarczej izolacji Donbasu od właściwej Ukrainy;
- Inspirowane przez Rosjan wprowadzenie przez separatystów w grudniu 2016 roku blokady ruchu towarowego z Ukrainą. Pomogła w tym zresztą wprowadzona w życie kilka miesięcy później decyzja władz w Kijowie o ograniczeniach w przewozie towarów wartych powyżej 400 dolarów i ważących więcej niż 75 kg na osobę;
- Ustanowienie niewielkiej linii przejść przez graniczną strefę rozgraniczenia;
- Sztuczne zwiększanie bezrobocia (najprawdopodobniej do ponad 40%) i obniżanie płac w DRL i ŁRL;
- Przyzwolenie na działania organizacji kryminalnych oraz działających często poza prawem bojówek militarnych (oskarżanych coraz głośniej o zbrodnie wojenne);
- Zubożanie ludności (ponad jedna czwarta ludności Donbasu ma według danych ONZ problemy z dostępem do podstawowych produktów żywnościowych);
- Tworzenie barier administracyjnych czyniących ludność pochodzenia ukraińskiego obywatelami drugiej kategorii;
- Całkowite opanowanie telewizji, w której nadawane są głównie rosyjskie programy informacyjne, oczerniające działanie władz ukraińskich nakładając na nie całkowitą odpowiedzialność za sytuację w regionie;
- Wykorzystywanie mediów społecznościowych – przede wszystkim do zmniejszenia popularności na Wschodniej Ukrainie prezydenta Wołodymyra Zełenskiego;
- Wspomaganie prorosyjskich organizacji i instytucji kulturalno-oświatowych, w tym utworzonego w 2017 roku Komitetu Integracyjnego „Rosja–Donbas” i ośrodka Ruskij Centr organizującego m.in. obchody rosyjskich świąt.
Coraz bardziej agresywne są przy tym działania propagandowe, które mają przedstawiać Rosję jako wsparcie, a Ukrainę i państwa zachodnie jako agresora ignorującego problemy miejscowej ludności. Z jednej strony ogranicza się więc, albo nawet blokuje dostęp zachodnich i ukraińskich organizacji humanitarnych na terytorium Donbasu, a z drugiej zaś strony organizuje z medialną oprawą dostawy pomocy z Federacji Rosyjskiej, głównie w ramach tzw. białych konwojów. Szacuje się, że takich dostaw było w sumie już ponad 100.
Czytaj też: Do Donbasu wjechał setny konwój "humanitarny"
I dla Kremla nie ma tu znaczenia, że wjazd takich pojazdów na faktyczne terytorium Ukrainy odbywa się bez zgody władz w Kijowie oraz poza kontrolą ukraińskiej straży granicznej i służb celnych. Od razu pojawiły się więc oskarżenia, że w konwojach poza żywnością i lekarstwami przewozi się również z Rosji amunicję i broń, a z powrotem ciała zabitych, rosyjskich żołnierzy i separatystów.
Poza ukierunkowaną odpowiednio „pomocą” stosuje się także działania administracyjne zachęcające mieszkańców Donbasu do starania się o rosyjskie paszporty. Zgodę na to może jednak uzyskać tylko część ukraińskich obywateli, jak również nie daje to wszystkich praw, jakie posiadają mieszkańcy Federacji Rosyjskiej. Ubieganie się o rosyjskie obywatelstwo jest zresztą tylko krokiem prowadzącym do właściwego celu - do ogłoszenia referendum, w którym ogromna większość mieszkańców Donbasu zagłosuje za odłączeniem się od Ukrainy i przyłączeniem do Rosji. Szacuje się, że obecnie tylko mniej niż jedna piąta mieszkańców DRL i ŁRL jest za powrotem do stanu sprzed 2014 roku. Obrona tych pozostałych, ponad 80% ludzi, będzie już wystarczającym, politycznym i wojskowym motywem dla Putina do zrobienia tego samego, co wcześnie uczynił z Krymem.
Działania separujące Donbas od władz w Kijowie już się zresztą rozpoczęły. Ukraina nie ma np. żadnej kontroli nad towarami wywożonymi poza granice DRL i ŁRL. W tym celu otworzono w grudniu 2017 r. nową linię kolejową łączącą Donbas z Rosją bez konieczności wjeżdżania na terytorium Ukrainy. Rozliczenia finansowe również odbywają się poza Kijowem m.in. poprzez firmy zarejestrowane w Osetii Południowej.
Protesty państw zachodnich i groźby władz na Kremlu
Coraz wyraźniej widoczne przygotowania Rosjan do siłowego rozwiązania sytuacji na wschodniej Ukrainie nie mogło nie zostać dostrzeżone przez kraje zachodnie. Nie bez powodu grupa analityczna Conflict Intelligence Team określiła koncentrację rosyjskich wojsk przy granicy z Ukrainą za największą od 2015 roku. Podobnie dzieje się zresztą na Krymie, gdzie liczebność wojsk znacznie przekracza rzeczywiste potrzeby tego regionu.
Rosjanie oczywiście uspakajają głosem rzecznika Kremla Dmitrija Pieskowa, że „nikomu to nie powinno przeszkadzać i nikomu nie zagraża” oraz, że „na obrzeżach Rosji wzmaga się aktywność NATO, innych sojuszy, poszczególnych krajów - to wszystko zobowiązuje nas do czujności”. Wszyscy mają jednak w pamięci również słowa wypowiedziane przez prezydenta Putina, że wybuch jakiegokolwiek konfliktu w Donbasie równocześnie „zniszczy” Ukrainę. Do takiego scenariusza już od kilku lat przygotowywano są rosyjskie siły zbrojne ćwicząc szybki przerzut wojsk na Krym i południowo-wschodnią Ukrainę oraz ustalając cele ewentualnego ataku.
Ta niespotykana wcześniej aktywność Rosjan wywołała przede wszystkim zaniepokojenie władz amerykańskich, które jako pokaz poparcia dla rządu prezydenta Wołodymyra Zełenskiego demonstracyjnie prowadzą konsultacje z władzami w Kijowie, jak również przygotowują kolejne, wspólne ćwiczenia wojskowe (Cossack Mace, Rapid Trident i Sea Breeze).
Podobnie zaniepokojone są władze Unii Europejskiej. Tutaj jednak opinie są bardziej stonowane uważając obecne działania Rosjan głównie za pokaz siły, mający wymusić ustępstwa w kolejnych rozmowach pokojowych jak również zmniejszyć zakres sankcji nałożonych na Rosję za aneksję Krymu. Wspólnemu wspieraniu Ukrainy przez Europę i Stany Zjednoczone nie sprzyja również dwugłos jeżeli chodzi o budowę gazociągu Nord Stream 2, której to inwestycji bronią Niemcy.
Dlatego to przede wszystkim Amerykanie oficjalnie potępiają „niedawną eskalację rosyjskich agresywnych i prowokacyjnych działań we wschodniej Ukrainie” i potwierdzają „nasze niezachwiane poparcie dla suwerenności, integralności terytorialnej i aspiracji euroatlantyckich Ukrainy” (amerykański sekretarz obrony Lloyd Austin).
Pomaga w tym także NATO. Sekretarz generalny Paktu Jens Stoltenberg napisał we wtorek 6 kwietnia br. na Twitterze, że skontaktował się telefonicznie z prezydentem Wołodymyrem Zełenskim, aby wyrazić poważne zaniepokojenie rosyjskimi działaniami wojskowymi na Ukrainie i wokół niej, jak również trwającymi naruszeniami zawieszenia broni.
„Zadzwoniłem do prezydenta, aby wyrazić poważne zaniepokojenie działaniami wojskowymi Rosji na Ukrainie i wokół niej oraz trwającymi naruszeniami zawieszenia broni. NATO zdecydowanie wspiera suwerenność i integralność terytorialną Ukrainy. Pozostajemy wierni naszej ścisłej współpracy”.
To wsparcie wojskowe ze strony Zachodu dla Ukrainy zaczyna być zresztą coraz większe. W marcu na Ukrainę drogą morską (na statku „Ocean Glory”) dotarł np. ładunek o wadze 350 ton – w tym 35 pojazdów Humvee. Specjalistyczny sprzęt wojskowy dociera również drogą lotniczą o czym informują ukraińskie, lokalne media.
Pomoc ma także wymiar konkretnych pieniędzy. Przykładowo na początku marca 2021 r. amerykański departament obrony ogłosił, że Stany Zjednoczone przekażą w roku finansowym 2021 Ukrainie 125 milionów dolarów, jako pomoc we współdziałaniu z NATO i w zachowaniu integralności terytorialnej. Przelew w tym roku dodatkowych, większych pieniędzy, jest uzależniony tylko od skuteczności reform prowadzonych w ukraińskich siłach zbrojnych.
Sytuacja bez wyjścia
Tereny opanowane przez separatystów są problemem dla wszystkich. Rosjanie mają oczywiście rozwiązanie, ale jego wprowadzenie wywołałoby trudne do oszacowania skutki, na które borykająca się z problemami rosyjska gospodarka nie jest jeszcze gotowa.
Akceptowalnego przez władze na Kremlu rozwiązania nie ma też sama Ukraina. Co gorsza, część polityków w Kijowie uważa, że szybkie wchłonięcie Donbasu może przynieść więcej szkody niż pożytku. Pozostająca tam obecnie w większości ludność pochodzenia rosyjskiego będzie niewątpliwie stanowiła hamulec dla prozachodnich poczynań Kijowa tworząc swoistą V kolumnę i stanowiąc dodatkowe obciążenie dla całej Ukrainy. Nikt bowiem nie wątpi, że naprawienie sytuacji na terenach obu pseudorepublik będzie czasochłonne i bardzo kosztowne.
Dodatkowo narzucane przez Rosjan warunki ewentualnej integracji (z gwarantowanym wysokim stopniem autonomii dla DRL i ŁRL) może doprowadzić do uprawomocnionej utraty kontroli nad tym regionem, dając jednocześnie władzom na Kremlu polityczne narzędzie do bezpośredniego ingerowania w wewnętrzne sprawy Ukrainy i w polityczne procesy, jakie będzie przechodziło to państwo na drodze do pełnej integracji z Europą.
Najgorsze jest jednak to, że takiego akceptowalnego rozwiązania nie znalazły również państwa zachodnie. Jak się bowiem okazuje Putin nie przejmuje się żadną krytyką, wypiera się wszystkiego nawet przyłapany na kłamstwie i zupełnie nie odczuwa osobiście sankcji nałożonych przez Zachód na Federację Rosyjską. Z kolei sankcje te są odczuwalne przez „szarych” Rosjan, którzy nafaszerowani propagandą są coraz bardziej przeciwni tego rodzaju polityce państw zachodnich. Dotychczasowe działania pogrążyły bowiem rosyjską gospodarkę, ale w bardzo małym stopniu dotknęły osobiście te osoby, które są odpowiedzialne za aneksję Krymu i rebelię w Donbasie.
Czas działa w tym przypadku na niekorzyść Ukrainy. Analitycy wskazują na postępujące wyobcowanie Donbasu, który przestaje być „ukraiński” w coraz większej ilości dziedzin. Powrót do poprzedniej sytuacji może być więc już za kilka lat fizycznie niemożliwy. I być może o to właśnie chodzi Putinowi.
Andrettoni
Proponuję autorowi by przeczytał "Zdrada ukraińskiego admirała", własny tekst z 2014, który wyskoczył tutaj jako "czytaj też". Warto porównać własne opinie z 2014 roku z rzeczywistością 2021. To co wtedy było "niedorzeczne" dzisiaj po prostu jest faktem. Zamiast "propagandy sukcesu" trzeba wczuć się w to co tak naprawdę przyświecało poczynaniom Kremla. Czy Krym i Donbas są warte strat gospodarczych? Czy Taiwan jest wart olbrzymich nakładów na chińska flotę? Skutki tego są takie, że Stany Zjednoczone zostały zmuszone do gigantycznego dodruku dolara oraz przyspieszonej rozbudowy, przebudowy i modernizacji armii i są pod stałą presją sojuszników. "Na ile wiarygodne są gwarancje USA". Główna waluta USA to wiarygodność. Tymczasem ta wiarygodność jest cały czas podważana i testowana.
Aśka
Nasza armia to nie tylko siła i potęga, to także mądrość i rozwaga. Nasze państwo to jedność. Zawsze jesteśmy gotowi na wszelkie prowokacje”. Prezydent Ukrainy - Wołodymyr Zełenski. I o co krzyk? Kijów da sobie radę. A my trzymajmy się jak najdalej od tej awantury.
Hanys
Zawsze mówiłem że DRL o ŁRL powinny być wcielone do Rosji tak samo jak Krym. Żadne ofensywy ukraińskie na Donbas nie byłyby teraz szykowane, ale dzięki Ukraińcom, Kreml ma teraz okazję naprawić ten błąd. W bonusie z lądowym połączeniem z Krymem i ostateczną likwidacją problemów z wodą na półwyspie. Reszta Ukrainy będzie z resztą miała proces i będzie musiała Krymowi wypłacić reparacje.
Walerian
A może tu nie trzeba wojska, tylko trochę solidarności że strony kilku europejskich państw ze wskazaniem głównie na Niemcy? Może trzeba powiedzieć, że w przypadku agresji Rosjanie będą mogli sami wypić swoją ropę i gaz, bo odbiór surowców i wymiana handlowa z nimi zostaną zakończone? Zapłacenie wyższej ceny np Arabom za surowce energetyczne może być znacznie tańsze od kosztów zbrojeń przeciwko ruskim?
Andrettoni
Moim zdaniem Ukraina ma tzw. "drugie dno", podobnie jak Taiwan. Chiny i Rosja po prostu testują USA wywierając stały nacisk. W momencie kiedy Amerykanie nie zrealizowali swoich gwarancji w obronie integralności Ukrainy, stali się mniej wiarygodni. Stała presja powoduje, że muszą wiarygodność stale potwierdzać, a to oznacza stałe koszty utrzymania wojsk, ale też presję psychiczną na żołnierzy i społeczeństwo. Stała groźba oznacza, że żołnierz amerykański jadący do Polski musi kalkulować czy przypadkiem nie wybuchnie wojna i nie umrze. Wojny nie ma, ale jest stałe jej prawdopodobieństwo. To samo dotyczy Taiwanu i wszystkich innych newralgicznych miejsc. Gdyby konflikty rozwiązać nastąpiło by odprężenie i "powrót do normalności". Ich trwanie jest jak krwawiąca rana. W którymś momencie społeczeństwo USA może po prostu wymusić wycofanie się USA na różnych obszarach, bo w kraju demokratycznym to wyborcy decydują co robi rząd. Rządy autorytarne są odporne na taką presję, a przynajmniej znacznie odporniejsze.
viper
Rosja miałaby włączyć zdegenerowany "ruski mir" na Donbasie bezpośrednio do swojego terytorium? Jeszcze jeden gwóźdź do trumny tego kraju. Nie wiem jakie miałaby z tego tytułu odnieść korzyści poza pogłębieniem sankcji międzynarodowych i kolejnym wyścigiem zbrojeń, którego jako upadła gospodarka zwyczajnie nie wytrzyma.