Reklama

Geopolityka

T-64 fot. CHKBM

Zełenski chce Ukrainy bliżej NATO. Rosja protestuje

NATO zdecydowanie wspiera suwerenność i integralność terytorialną Ukrainy - zapewnił w rozmowie telefonicznej z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim sekretarz generalny Sojuszu Jens Stoltenberg.

"Zadzwoniłem do prezydenta Zełenskiego, żeby wyrazić poważne zaniepokojenie działaniami wojskowymi Rosji na Ukrainie i wokół niej oraz ciągłymi naruszeniami zawieszenia broni. NATO zdecydowanie wspiera suwerenność i integralność terytorialną Ukrainy. Pozostajemy wierni naszej ścisłej współpracy" - poinformował we wtorek na Twitterze Stoltenberg.

W Donbasie, gdzie w lipcu ubiegłego roku weszło w życie zawieszenie broni, od początku roku obserwowana jest eskalacja sytuacji. W pierwszych miesiącach 2021 roku zginęło tam ponad 20 ukraińskich żołnierzy. Co więcej, na terytorium Rosji trwają przemieszczenia wojsk w pobliżu granic z Ukrainą, w tym także w rejonie półwyspu krymskiego. Istnieją obawy o podjęcie przez Rosjan intensywniejszych działań wobec Ukrainy.

Tydzień temu na nadzwyczajnej sesji ukraińskiej Rady Najwyższej (parlamentu) szef sztabu generalnego Rusłan Chomczak powiedział, że Rosja zwiększa liczebność swych wojsk przy granicy z Ukrainą.

Reklama
Reklama

"W ostatnich tygodniach obserwujemy bardzo niebezpieczną tendencję - wzrost liczby naruszeń rozejmu ze strony rosyjskich okupacyjnych wojsk i liczby poległych ukraińskich obrońców" - powiedział prezydent Wołodymyr Zełenski, cytowany przez jego biuro.

Prezydent Ukrainy oświadczył, że jego kraj dąży do reformowania armii i sektora obronnego. "Ale samymi reformami nie da się powstrzymać Rosji" - dodał w kontekście swojej rozmowy z sekretarzem generalnym NATO. 

"NATO to jedyna droga do zakończenia wojny w Donbasie" - oznajmił Zełenski i zaznaczył, że "prawdziwym sygnałem" dla Rosji byłoby otrzymanie przez Ukrainę planu na rzecz członkostwa (Membership Action Plan) w NATO.

Rzecznik prasowy Kremla Dmitrij Pieskow oświadczył w odpowiedzi, że ruchy rosyjskich wojsk nie powinny niepokoić innych krajów i że Rosja przemieszcza swoje siły według własnego uznania. "Federacja Rosyjska podejmuje konieczne środki, by zagwarantować bezpieczeństwo swoich granic" - oznajmił.

Dodał też, że wejście Ukrainy do NATO pogłębiłoby konflikt w Donbasie. Oświadczył, że kwestia ta jest "nie do przyjęcia" dla mieszkańców tzw. republik ludowych powołanych przez prorosyjskich separatystów na wschodzie Ukrainy.

"Jeśli zapytacie o zdanie kilka milionów ludzi w proklamowanych republikach (tzw. donieckiej i ługańskiej republice ludowej - strukturach separatystów w Donbasie-PAP), to zrozumiecie, że członkostwo w NATO jest dla tych ludzi zdecydowanie nie do przyjęcia" - powiedział Pieskow.

Rzecznik nie odpowiedział na pytanie, jakie działania, w razie eskalacji konfliktu w Donbasie, podejmie Moskwa w celu ochrony tamtejszych mieszkańców posiadających paszporty rosyjskie. Zapewnił jednak, że bezpieczeństwo obywateli jest "bezwarunkowym priorytetem" dla Rosji i osobiście dla prezydenta Władimira Putina.

Trwające od 2014 roku walki między siłami ukraińskimi a wspieranymi przez Rosję rebeliantami na wschodzie Ukrainy pochłonęły - jak się ocenia - ponad 13 tys. ofiar śmiertelnych.

W kontekście zaostrzenia sytuacji w Donbasie i w rejonie Krymu na Defence24.pl przedstawiano trzy scenariusze zaostrzenia sytuacji:

Siły „pokojowe”

Sugeruje to, iż jedną z planowanych przez Moskwę akcji może być zaostrzenie konfliktu w Donbasie i stworzenie narracji w której separatystów trzeba „bronić” przed ukraińskimi siłami rządowymi. To mogłoby stać się pretekstem dla wprowadzenia „Mirotworców”, tak zwanych rosyjskich sił pokojowych, czyli de facto legalizacji obecności pewnej części rosyjskich sił zbrojnych na tym terenie. Oficjalnie Rosja byłaby „trzecią stroną” na prośbę władz „republik” donieckiej i Ługańskiej wprowadzającą stabilizację w konflikcie, który Moskwa ukazuje od początku jako spontaniczne „powstanie” przeciw „prozachodnim faszystom” którzy w 2014 roku przejęli władzę w Kijowie. W działania te mogłaby również zostać wciągnięta Białoruś. Ten scenariusz pozwoliłby Moskwie stać się rzekomo legalnie stroną w tej sytuacji polityczno-militarnej i zyskać spory wpływ na sytuacje na Ukrainie. Problemem jest niska wiarygodność takich działań na arenie międzynarodowej, która mogłaby skutkować kolejnymi sankcjami.

Odwrócenie uwagi

Sytuacja na pograniczu z Krymem, w strefie zawieszenia broni i na granicy Rosji z obszarami kontrolowanymi przez separatystów są w tej chwili pod obserwacją nie tylko wielu ekspertów, dziennikarzy i analityków. Nad Morzem Czarnym od kilku dni znacznie częściej pojawiają się amerykańskie samoloty i bezzałogowce rozpoznawcze. Politycy wygłaszają poważne oświadczenia. Prezydent Biden powiedział, że nie zostawi Ukrainy samej w przypadku konfliktu Uwaga została zwrócona na południe, co znaczy, że np. coś ważnego może się zdarzyć w innym miejscu, choćby na Białorusi. Może pojawią się tam niespodziewanie rosyjskie wojska, a może nastąpią innego typu zawirowania. Coś może zacząć dziać się w Syrii, w Afryce lub np. w Mjanmie, gdzie podczas ostatniego krwawego święta armii obecni byli wysokiej rangi goście z Moskwy. A może konflikt w Donbasie czy na Krymie wybuchnie, gdy wszyscy zmęczymy się czekaniem i odwrócimy wzrok w inną stronę?

Prężenie muskułów

Wiele wskazuje na to, że ogromne siły i środki mają wraz z agresywnymi działaniami propagandowymi wpłynąć jedynie na sytuacje polityczną i dyplomatyczną w regionie. Część komentarzy mówi o sygnale dla administracji Bidena, ale nie wydaje się to optymalną metodą sygnalizowania czegokolwiek Waszyngtonowi. O wiele bardziej prawdopodobny kierunek to Kijów. Groźba otwartego konfliktu ma zmiękczyć przed zbliżającymi się rozmowami pokojowymi. Moskwa może liczyć, że presja skłoni prezydenta Zełeńskiego do ustępstw, np. w kwestii dostaw wody dla Krymu, czy jakiegoś rodzaju legalizacji rosyjskiej obecności w Donbasie. Jak dotąd jednak prezydent Ukrainy deklaruje, że wierzy w „negocjacje pokojowe, jako najszybszą i najskuteczniejszą taktykę”, jednocześnie jasno wykreślając czerwoną linię, poza którą się nie cofnie.

Należy również pamiętać, że celem Rosji nie jest militarne zwycięstwo nad Ukrainą czy zajęcie i przyłączenie do Federacji Rosyjskiej Doniecka i Ługańska. Chodzi o to, aby w długiej perspektywie odzyskać kontrolę nad Ukrainą i ponownie podporządkować ją władzy Moskwy. Najlepiej w ramach Federacji Rosyjskiej lub UOBZ. W krótkiej perspektywie wymaga to zablokowania bliższej integracji Ukrainy z UE i NATO. Udało się to uzyskać, dzięki wywołaniu konfliktu zbrojnego, co daje Rosji wpływ na sytuację, ale nie daje kontroli nad krajem. W odróżnieniu np. od sytuacji w Gruzji, ostateczne cele wymagają więcej czasu i finezji. Co nie wyklucza użycia sił zbrojnych jako narzędzia nacisku, a niekoniecznie ataku. Putin wykorzystuje wojsko i wojnę jako kolejne narzędzie w polityce międzynarodowej oraz wewnętrznej. Obecnie wojna z Ukrainą nie jest mu potrzebna.

PAP/Defence24.pl

Reklama

"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie

Komentarze (1)

  1. Wawiak

    Czy Rosja nie rozumie, że to nie NATO ja otacza, tylko kraje UCIEKAJĄ OD NIEJ DO NATO? Może wreszcie kiedyś zada sobie pytanie: "dlaczego oni to robią?" I nie, to nie jest to, że "wszyscy ich nienawidzą", tylko to, że jedyne co Rosja przynosi innym krajom to nędza i upadek. Aby to się skończyło, wpierw Rosja sama musi się zmienić: stać się normalnym krajem, w którym rządzą normalni ludzie, a nie grupa oligarchów traktująca resztę kraju, jak swój prywatny folwark, który ma jedynie im przynosić zyski.

Reklama