Reklama

Geopolityka

Gotuje się w bałkańskim kotle. Bałkany o krok od kolejnej wojny? [WYWIAD]

Jak wygląda sytuacja polityczna na Bałkanach w 2024 roku?
Jak wygląda sytuacja polityczna na Bałkanach w 2024 roku?
Autor. Faruk Kaymak/Unsplash

„Na Bałkanach są państwa, które chciałyby, żeby miały miejsce pewne przetasowania terytorialne, które odzwierciedlałyby ich ambicje. (…) Na Półwyspie Bałkańskim nie ma ani jednego państwa, które jest zadowolone ze swoich granic” - mówi w wywiadzie dla Defence24.pl, Spasimir Domaradzki, doktor nauk o polityce z Instytutu Europy Środkowej z Uniwersytetu Warszawskiego.

Sytuacja na Bałkanach staje się coraz bardziej skomplikowana. Czy znaleźliśmy się w sytuacji, kiedy to znów po kilkudziesięciu latach dojdzie do większego konfliktu zbrojnego? Bałkany staną się kolejnym elementem walki na linii Rosja-Zachód?

Michał Górski, Defence24.pl: Od pewnego czasu słyszymy o coraz bardziej napiętej sytuacji społeczno-politycznej w Kosowie. Między innymi z tego powodu Dowództwo NATO wnioskuje o zwiększenie liczebności wojsk Sojuszu na Bałkanach Zachodnich. Co dzieje się obecnie na Bałkanach?

Dr Spasimir Domaradzki, Instytut Europy Środkowej, Uniwersytet Warszawski: Jesteśmy świadkami dwóch równoległych procesów. Po pierwsze, to konsekwencja powrotu do konfrontacyjnej relacji między Federacją Rosyjską a szeroko pojętym Zachodem. Druga kwestia dotyczy tlących się konfliktów na Półwyspie Bałkańskim. To rzutuje z kolei na kwestie europejskiego bezpieczeństwa.

O ile w latach 2000-2015 wydawało się, że pewne procesy są sterowane przez dominację Zachodu, o tyle brak doprowadzenia ich do końca (m.in. brak akcesji większości państw z regionu do Unii Europejskiej) doprowadził do tego, że w kontekście wzrostu rywalizacji między Rosją a Zachodem, ten obszar ponownie stał się przedmiotem rozgrywki geopolitycznej.

Wysiłki dyplomatyczne Zachodu od dłuższego czasu były kierowane w stronę Kosowa oraz Bośni i Hercegowiny, ale okazało się, że również Rosja wzmacnia swoją obecność w regionie i posiada swoje narzędzia wpływu za pomocą określonych grup politycznych. W przypadku Bośni i Hercegowiny mowa o przywódcy bośniackich Serbów, czyli Miloradzie Dodiku. Jeśli zaś chodzi o Kosowo to bliskie relacje między Serbią a Federacją Rosyjską również pozwalają na to, żeby Moskwa wpływała na charakter stosunków między Kosowem a Belgradem. No i oczywiście, postawa serbskich władz, które pomimo konfrontacyjnego charakteru obecnych stosunków między Rosją a Zachodem, kontynuują politykę strategicznego partnerstwa z Federacją Rosyjską.

Czytaj też

Reklama

O jakich metodach oddziaływania Rosji możemy mówić? Chodzi o kwestię militarną, szerzenie dezinformacji?

W kontekście militarnym widzimy dosyć bliskie relacje między Belgradem a Moskwą (np. dostawy rosyjskiego sprzętu do Serbii). Oba kraje przeprowadzają wspólne ćwiczenia wojskowe, a serbskie władze nie stronią od retoryki modernizacji sił zbrojnych. Wsparcie militarne miało być udzielone również siłom porządkowym w Republice Serbskiej w Bośni i Hercegowinie. Zresztą było to powodem wzrastającego niepokoju NATO, które dostrzegło, że jakiekolwiek zmiany w równowadze sił mogłyby stanowić zarzewie do ponownego zaognienia konfliktu na Bałkanach.

Należy również pamiętać, że Rosja posiada swoją bazę w postaci serbsko-rosyjskiego Centrum Humanitarnego, które jest rozlokowane w południo-wschodniej Serbii. Możemy też wskazać na bezpośrednie działania dążące do destabilizacji, jak chociażby nieudana próba puczu w Czarnogórze w 2016 r., czy też prowokacja w prawosławnym klasztorze na północy Kosowa we wrześniu ubiegłego roku.

W przypadku dezinformacji, należy zauważyć, że ona służy nie tylko Rosji, ale i Serbii. Przede wszystkim jest to wzrost własnych wpływów w państwach ościennych i ma on miejsce poprzez lansowanie narracji, która jest zgoła odmienna od tej, na której zależy państwom Zachodu i większości państw Półwyspu Bałkańskiego. Alternatywna narracja wobec UE i NATO kwestionuje istniejący ład na Bałkanach, co jest na rękę Kremlowi.

Chodzi np. o wskazywanie, że Kosowo powinno być w pełni serbskie?

Proszę zwrócić uwagę na swoisty paradoks – kwestia Kosowa odgrywa fundamentalną rolę w obecnej percepcji stosunków międzynarodowych z perspektywy Serbii. To jest z jednej strony obszar, który został utracony, ale z którym serbskie władze (bardziej niż serbskie społeczeństwo) nie chcą się pogodzić, ponieważ dostrzegają w nim olbrzymi potencjał do tego, żeby realizować swoją politykę i kreować się na obrońców serbskości.

Dla władz w Serbii coś, co de facto jest utracone, w dalszym ciągu jest bardzo skutecznym narzędziem do uprawiania polityki wewnętrznej, jak i międzynarodowej. Jest to też doskonały sposób na to, żeby podsycać rosyjską narrację, że los Serbii we współczesnych stosunkach międzynarodowych jest niefortunny. Chodzi o otrzymanie narracji, że to utrata Kosowa była dla Serbii krzywdząca, a zatem istnieje konieczność nowego rozdania, w którym niejako zostanie naprawiona niesprawiedliwość dziejowa. Zresztą, dotyczy to nie tylko Kosowa, ale i Bośni, a także Czarnogóry. W Macedonii Północnej serbskie ugrupowania polityczne są częścią bloku opozycyjnego broniącego macedońską tożsamość.

Reklama

Ostatnio Kosowo przekazało pakiet obronny Ukrainie. Jest to gest, który zaogni sytuację w regionie? Na Bałkanach widać podział na linii Ukraina-Rosja?

Nie szukałbym podziału w kwestii pomocy dla Ukrainy przez pryzmat poszczególnych państw, a przez polityczne interesy elit, które w danej chwili są u władzy. Jesteśmy świadkami kilku modeli. Mamy władze takich krajów, jak Macedonia Północna czy Albania, które jednoznacznie popierają ukraińskie wysiłki na rzecz odzyskania swojej integralności terytorialnej i pełnej niezależności.

Mamy też kraje takie, jak Serbia, które formalnie chcą być częścią Zachodu, a jednocześnie otwarcie stwierdzają, że prowadzą samodzielną politykę zagraniczną, która pomimo deklarowanej chęci członkostwa w UE, ignoruje postawę Zachodu wobec Federacji Rosyjskiej. Można wręcz stwierdzić, że prezydent Vućić prowadzi swoistą politykę „neoniezaangażowania”, która w praktyce jest na rękę również Moskwy. Republika Serbska w Bośni i Hercegowinie – to specyficzny twór, w którym Rosji udało się mocno zakotwiczyć. Wynika on z symbiozy interesów zarówno Belgradu, jak i Moskwy.

Czytaj też

Kto do Unii? Co z rozszerzeniem NATO?

Porozmawiajmy o kwestii integracji państw Bałkanów z instytucjami europejskimi. Które kraje są na najlepszej drodze do wejścia w struktury Unii Europejskiej?

To pytanie często pada i myślę, że większość ekspertów zgadza się z tym, że najbliżej członkostwa w Unii Europejskiej wydaje się być Czarnogóra. W dalszej kolejności mowa o Serbii, Macedonii Północnej czy Albanii. Widzę jednak problem trochę inaczej. Ważniejsza jest bowiem determinacja elit politycznych do zmian, które przybliżają je do członkostwa oraz postawa UE wobec perspektywy rozszerzenia. I tu sytuacja jest o wiele bardziej złożona.

W państwach regionu od dłuższego czasu widać zniechęcenie do reform oraz rozżalenie faktem, że brak jest namacalnych postępów, które zmieniłyby jakość życia obywateli. Jednocześnie brak jest wewnętrznych reform, które powinny wynikać nie tyle z zewnętrznych nacisków, ile z wewnętrznej determinacji do tego, żeby poprawić sposób funkcjonowania państw, ich administracji, walki z korupcją i przestępczością zorganizowana. Taką wolę też coraz trudniej dostrzec. Tymczasem, rośnie społeczne rozczarowanie kolejnymi unijnymi wymogami, którego władze krajowe skrupulatnie wykorzystują.

Z drugiej strony te państwa funkcjonują w pewnej rzeczywistości międzynarodowej i dzisiaj tak naprawdę problemy związane z polityką rozszerzenia nie dotyczą tylko i wyłącznie tego, czego te państwa nie robią, ale jak wygląda chęć, gotowość i determinacja państw należących do UE, co do ewentualnego rozszerzenia. Myślę, że Unia stojąca przed dylematem własnego dalszego rozwoju, nie ma zbyt wiele energii i chęci - pomimo retoryki i starań, żeby traktować na poważnie politykę rozszerzenia. I mówię to w kontekście tzw. unijnego „zwrotu geopolitycznego”.

Czytaj też

Obecnie od wybuchu pełnoskalowej wojny Rosji z Ukrainą, Unia Europejska wprowadziła nowy argument dotyczący kwestii geopolitycznego wymiaru rozszerzenia, czyli świadomości, że pozostawanie tych państw poza UE jest w swojej istocie zagrożeniem dla interesów samej Unii i jej bezpieczeństwa. Wskazywałoby to, że jak najszybsze przyjęcie tych państw byłoby w interesie UE. Tymczasem, UE nie rezygnuje z wymogów związanych z wartościami europejskimi, które można traktować jako cel reform, ale również jako wygodną wymówkę przed koniecznością przyjęcia nowych państw, w sytuacji gdy społeczeństwa niektórych państw europejskich również nie są przekonane, co do potrzeby przyjęcia nowych państw.

Idąc tym tropem, pojawienie się kwestii akcesji Mołdawii, ale i Ukrainy, doprowadziło do zamieszania na Bałkanach, ponieważ znienacka w poczekalni do członkostwa znalazło się więcej państw. Co więcej, państwa te mają fundamentalne problemy dotyczące ich integralności terytorialnej. Doprowadziło to do zgorzkniałych komentarzy np. ze strony albańskiego prezydenta, że może warto rozpocząć kilka lokalnych konfliktów, żeby zbliżyć się do członkostwa.

Polityka rozszerzenia musi być oparta na pewnej dynamice. Jeśli tej dynamiki nie ma, to nie oznacza, że strony zrezygnują z polityki rozszerzenia, ale że przestają wierzyć, że tak naprawdę warto inwestować w wysiłki na rzecz członkostwa i zaczynają szukać alternatyw.

Reklama

O jakich alternatywach mowa?

Problem polega na tym, że alternatywami są państwa takie jak Rosja, Chiny, państwa z Zatoki Perskiej czy nawet Turcja, które są w stanie oferować namiastkę wsparcia finansowego i pewnego zaangażowania. Natomiast w odróżnieniu od UE, nie wymagają one czynienia jakichkolwiek koncesji w kwestiach wartości. Elity polityczne czują się lepiej w takiej relacji, niż w tej z Unią Europejską, gdzie tak naprawdę muszą dokonywać zmian, które dla ich własnej pozycji w kraju są per saldo niekorzystne.

To zarysowuje formułę politycznego patu, w którym znajdują się relacje między UE a państwami Bałkanów Zachodnich. Unia Europejska z jednej strony mówi, że chce rozszerzenia i rzeczywiście w ramach tej narracji geopolitycznych zmian, parę kroków poczyniono. Możemy zauważyć, że tym państwom, które wcześniej nie miały statusu państwa kandydującego, przyznano go. Próbuje się naciskać na uregulowanie sporu serbsko-albańskiego w Kosowie. Znaleziono też formułę wyjścia ze sporu bułgarsko-macedońskiego, ale to nie doprowadziło do namacalnego postępu w drodze do członkostwa. Z drugiej jednak UE dalej tkwi w postawie, w której wartości są ważniejsze od kwestii twardego bezpieczeństwa. Innymi słowy, można odnieść wrażenie, że UE dostrzega niebezpieczeństwo związane z pozostawaniem państw Bałkanów Zachodnich poza UE, ale jednocześnie nie widzi powodu, żeby ich przyjmować, bo rzekomo nie są wystarczająco przygotowane.

Powiedzieliśmy o rozszerzaniu Unii Europejskiej, a jak wygląda kwestia NATO?

Sytuacja z NATO jest inna. Jest to poniekąd element, który pozwala szeroko pojętemu Zachodowi (czyli USA i UE) zajmować taką, a nie inną pozycję. Jeśli popatrzymy na mapę państw członkowskich w sojuszu północnoatlantyckim to zobaczymy, że jest tylko jeden podmiot, który nie należy do NATO, lub na jego terytorium nie ma wojsk NATO-wskich. Tym krajem jest Serbia. 

Wezwanie do powrotu zwiększenia sił NATO-wskich wskazuje, że jeśli pojawia się przekonanie, że sytuacja zmierza w złym kierunku dla bezpieczeństwa regionu, to NATO posiada potencjał, żeby go równoważyć przez zwiększenie swojej obecności. W przypadku Kosowa, każda próba destabilizacji spotyka się z natychmiastowym uruchomieniem sił pokojowych NATO KFOR, co w swojej istocie oznacza, że z perspektywy twardego bezpieczeństwa Półwysep Bałkański jest pod kontrolą NATO. Najgorszy scenariusz potencjalnej destabilizacji oznacza, że jakiekolwiek by nie było źródło destabilizacji, jest ono otoczone przez Sojusz.

Na koniec pytanie o konsekwencje ewentualnego konfliktu. Co może się zadziać?

Gdybyśmy mieli pozwolić sobie na luksus spekulacji to warto zwrócić uwagę na dwie rzeczy. Na Bałkanach są państwa, które chciałyby, żeby miały miejsce pewne przetasowania terytorialne, które odzwierciedlałyby ich ambicje.

Musimy pamiętać o drugiej stronie medalu. Na Półwyspie Bałkańskim nie ma ani jednego państwa, które jest zadowolone ze swoich granic. To nie kto inny, jak Stany Zjednoczone za czasów administracji Donalda Trumpa podrzuciły w pewnym momencie pomysł, że może ewentualna wymiana terytoriów między Kosowem a Serbią, byłaby modelem, który mógłby zakończyć ten konflikt. Propozycja nie została przyjęta entuzjastycznie. Wszystkie państwa regionu opowiadają się przeciwko takiemu rozwiązaniu, a członkostwo w Sojuszu Północnoatlantyckim jest postrzegane jako gwarancję, że zmian terytorialnych na Bałkanach nie powinno być.

Gdyby bowiem doszło do większego konfliktu, który wymknąłby się spod kontroli Sojuszowi Północnoatlantyckiemu, skutki dla europejskiego bezpieczeństwa byłyby bardzo poważne. Jednak, w obecnej konfiguracji geopolitycznej, wydaje się to być bardziej moskiewską mrzonką niż prawdopodobnym scenariuszem.

Reklama
Reklama

Komentarze (4)

  1. user_1064934

    A jakie wartości wnosi Unia Europejska i NATO? Bez jaj

  2. de Paye

    Za 20 lat cała Unia będzie jak Bałkany

  3. szczebelek

    Beczka z prochem ta koncepcja nigdy nie umrze w kontekście Bałkanów bez względu na to czy będą w UE i w NATO...

  4. Ależ

    Nie będzie żadnej nowej wojny tylko wszyscy tam chcą więcej kasy od UE