- Komentarz
- Polecane
- Wiadomości
Francuski parasol atomowy nad Europą. Błąd Trumpa? [KOMENATRZ]
Propozycja prezydenta Emmanuela Macrona, by to Francja przejęła w Europie rolę atomowego gwaranta bezpieczeństwa zmniejsza liczbę domen, którymi administracja Donalda Trumpa może szantażować swoich sojuszników. W ten sposób plan stopniowego uniezależniania się krajów europejskich od Stanów Zjednoczonych zaczyna być coraz bardziej realny.

Autor. Marine nationale
Po zakończeniu II wojny światowej gwarancją bezpieczeństwa militarnego zachodniej Europy miał być Sojusz Pónocnoatlantycki, jednak… z wyjątkiem broni jądrowej. Tutaj główną rolę miały odgrywać Stany Zjednoczone użyczając niektóre kompetencje wybranym krajom – w tym głównie Wielkiej Brytanii. Z tego założenia wyłamała się Francja, która nie wierząc w gwarancje amerykańskie, wyszła ze struktur wojskowych NATO i samodzielnie zbudowała swój potencjał atomowego odstraszania.
Jak się teraz okazało się, generał Charles de Gaulle (który zaczął badania naukowe) i premier Pierre Mendes France (który uruchomił program nuklearny) byli wizjonerami. Dzięki ich inicjatywom Francja stała się czwartym krajem na świecie, który stworzył broń jądrową (po Stanach Zjednoczonych, Związku Radzieckim i Wielkiej Brytanii). Co więcej Francuzi zrobili to niezależnie od Amerykanów, w odróżnieniu od Brytyjczyków, którzy same rakiety balistyczne muszą pozyskiwać z USA. Francja produkuje je sama, podobnie zresztą jak głowice atomowe.
„Jestem gotów na dyskusje o naszych w pełni niezależnych zdolnościach nuklearnych, jeśli miałyby one umożliwić zbudowanie większej europejskiej potęgi”
Emmanuel Macron - prezydent Francji
Teraz Francuzi proponują by stworzony przez nich na początku lat sześćdziesiątych system atomowego odstraszania objął również pozostałe kraje europejskie. Oczywiście w żadne sposób nie zrekompensuje to potencjału nuklearnego, jakim dysponują Amerykanie. Francuzi posiadają bowiem „tylko” cztery okręty podwodne z rakietami balistycznymi o napędzie atomowym (typu Le Triomphant), które mogą przenosić razem 64 pociski międzykontynentalne M51 (posiadające od 4 do 6 głowic). Z kolei Amerykanie dysponują aż czternastoma boomerami (typu Ohio) z których każdy może wystrzelić dwadzieścia pocisków Trident II D-5.
Zobacz też
Amerykanie mają także komponent lądowy składający się z 400 rakiet międzykontynentalnych Minuteman III z pojedynczymi głowicami (startujących z silosów rozmieszczonych w trzech bazach sił powietrznych: Malmstrom w Montanie, Minot w Dakocie Północnej i Warren w Wyoming), z którego Francuzi zrezygnowali w 1988 roku. Przewaga Amerykanów jest widoczna również w lotnictwie strategicznym. Stany Zjednoczone mają bowiem do dyspozycji bombowce z 322 bombami atomowymi B61 i B83 i samoloty wielozadaniowe z 230 bombami B61 (plus rakiety manewrujące AGM-86 zdolne również do przenoszenia głowic atomowych).
W przypadku Francji lotnictwo strategiczne ma do dyspozycji „zaledwie” 54 rakiety taktyczne ASMP-A (air-sol moyenne portée amélioré) z głowicą jądrową 150-300 kT o zasięgu do 600 km i prędkości 3 Mach, do których przystosowano samoloty wielozadaniowe Rafale (10 sztuk w wersji morskiej MF3, które stacjonują na lotniskowcu atomowym „Charles de Gaulle” i 40 w wersji BF3 należących do sił powietrznych). Dysproporcja posiadanych środków jest więc ogromna, jednak w przypadku broni atomowej nie liczy się ilość, ale w ogóle jej posiadanie.
Zobacz też
Jak się bowiem okazuje ponad 50 taktycznych rakiet lotniczych ASMP-A i 64 rakiety międzykontynentalne M51 na okrętach podwodnych dają Europie taką samą siłę odstraszania, jak kilka tysięcy głowic jądrowych na wyposażeniu Stanów Zjednoczonych. Tym bardziej, że nie chodzi tylko o puste deklaracje, ale o konkretne propozycje związane np. z przerzuceniem do Niemiec francuskich samolotów bojowych zdolnych do przenoszenia broni jądrowej. Tego rodzaju działania zapowiedziane przez prezydenta Macrona mogą więc poprawić nasze bezpieczeństwo, o ile w tym samym czasie zacznie się również na poważnie myśleć o stworzeniu europejskiej tarczy antyrakietowej.
Bo tej w odniesieniu do rakiet balistycznych nadal jeszcze nie ma – głównie ze względu na deklaracje składane wcześniej przez Amerykanów. Pierwsze tygodnie urzędowania Donalda Trumpa zmieniły jednak sytuację. Pojawiają się więc całkiem uzasadnione wątpliwości, czy w razie rosyjskiego ataku rakietowego na Europę, Amerykanie pomogą nam wykorzystają np. bazy rakietowe w Redzikowie w Polsce i w Deveselu w Rumunii. Jest bowiem bardzo prawdopodobne, że Trump wystawi Europie oddzielny rachunek za działanie systemów AEGIS Ashore w ramach tarczy antyrakietowej nad Europą.
Memorandum budapeszteńskie jest dowodem, że gwarancje bezpieczeństwa ze strony takich państw, jak Rosja i Stany Zjednoczone nic nie znaczą. Amerykanie odczują go bezpośrednio i to na razie, na trzy główne sposoby. Po pierwsze nie będą już głównym filarem bezpieczeństwa w NATO – czego sygnałem jest deklaracja Prezydent Macrona. Po drugie Europa sama stworzy własną tarczę antyrakietową, jednak bez korzystania z uzbrojenia amerykańskiego.
Zobacz też
Po trzecie Trump pozbawił się argumentów uzasadniających blokowanie innym krajom prac nad budową broni atomowej. To właśnie uzbrojenie jądrowe daje bowiem gwarancję bezpieczeństwa, odstraszając od ewentualnego ataku na skalę jaką użyła Rosja w odniesieniu do Ukrainy. W ten sposób postawa Amerykanów dała swoiste prawo Irańczykom do kontynuowania swoich badań, i byliby oni politycznie nierozsądni, gdyby z tego nie skorzystali.
Niestety jest również bardzo prawdopodobne, że do Iranu już niedługo dołączą inne państwa, które przez broń atomową będą próbowały zapewnić sobie bezpieczeństwo w odniesieniu do większych sąsiadów. Teoretycznie takimi państwami mogłaby być np. Japonia i Australia.
I ten wątpliwy „sukces”, Donald Trump będzie mógł rzeczywiście zapisać na swoje konto.
WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS