Reklama

Geopolityka

Czy wojna z Ukrainą doprowadzi Rosję do rozpadu? [OPINIA]

Autor. Ilja Warłamow, CC BY-SA 2.0

Jeśli rosyjska inwazja na Ukrainę potrwa jeszcze kilka miesięcy, nie przynosząc agresorowi znaczących sukcesów, to jej rezultatem może być implozja Federacji Rosyjskiej. Imperia, które okazują słabość rozpadają się. Ponadto, im dłużej ta wojna trwa tym większe prawdopodobieństwo przebicia propagandowej skorupy izolującej Rosjan od prawdy o tym co się dzieje na Ukrainie

Reklama

Zdecydowana większość Rosjan wciąż nie ma świadomości tego, co w istocie dzieje się od 24 lutego i jakie będą tego konsekwencje dla relacji rosyjsko-ukraińskich. Aparat propagandowy zamknął ich w skorupie dezinformacji, tworząc przekaz, że Rosja wyzwala „braci Ukraińców" spod rzekomego terroru i okupacji „neonazistów", jakoby wspieranych przez Zachód. Nie ma żadnych zniszczeń, nie ma żadnych ofiar cywilnych, nie ma żadnej wojny, jest specjalna operacja i jakieś tam bandy stawiające opór. Armia rosyjska oczywiście by sobie z nimi poradziła, ale USA i Europa terroryzują Ukrainę, wspierając „banderowców" usiłujących przeszkodzić Rosji w przywróceniu ładu i pokoju w tym kraju.

Reklama

Faktem jest, że większość Rosjan kupiła ten absurdalny przekaz, tworzący rzeczywistość równoległą. Nie może to dziwić, bo naród rosyjski zawsze był podatny na kłamstwa propagandy swojego rządu i wiarę w złowrogie knowania Zachodu przeciwko "Matiuszce Rasiji". Ale przesadą jest też zakładanie, że taki stan musi trwać permanentnie, że tej skorupy nie da się przebić, a rosyjskie masy zawsze będą trwać w wiernopoddańczym posłuszeństwie, bezkrytycznie przyjmując narrację władzy. Najwyraźniej w nienaruszalność tej skorupy nie wierzą Ukraińcy, a w szczególności prezydent Wołodymyr Zełeński, który od początku wojny zwraca się po rosyjsku do Rosjan, wzywając ich do przeciwstawienia się wojnie i polityce Putina. Temu celowi służą też telefony wykonywane przez jeńców rosyjskich do ich matek w Rosji, a także zapowiedź zwalniania tych jeńców, po których przyjadą ich matki. W Ukrainie działają również centra informacyjne dla rodzin rosyjskich żołnierzy szukających wieści o swoich bliskich, po których słuch zaginął. Rosyjskie władze nie chcą bowiem upominać się ani o jeńców, ani sprowadzać do kraju zwłok zabitych żołnierzy, gdyż chcą utrzymać społeczeństwo w nieświadomości. W czasach ZSRR, straty w wojnie w Afganistanie (i nie tylko) były maskowane pod eufemistycznym i nic nie mówiącym zwrotem „gruz 200" (oznaczało to worek z zabitym żołnierzem). Obecnie wszyscy w Rosji wiedzą co to gruz 200, więc reżim Putina doszedł do wniosku, że jak worka nie będzie to nie będzie trupa, zatem nie będzie strat własnych.

Czytaj też

Póki co to działa. Nie wobec wszystkich ale na pewno wobec przytłaczającej większości Rosjan. Na nagraniach rozmów żołnierzy z ich matkami słychać niedowierzanie, wręcz oskarżenia, że oni się mylą lub z jakichś powodów celowo kłamią. Bo w telewizji mówią co innego, a przecież Rosjanin nie jest przyzwyczajony do tego, że władza go okłamuje (nie dlatego, że go nie okłamuje ale dlatego, że twierdzą, że to Zachód kłamie, więc tak musi być). Mimo to Ukraińcy się nie zrażają i dalej starają się dotrzeć z prawdą do Rosjan. Trudno przy tym posądzać Ukraińców, że nie znają mentalności Rosjan i są naiwni. Nie, oni są po prostu cierpliwi. I jest bardzo prawdopodobne, że jeśli rosyjskie elity się nie opamiętają w porę i nie usuną Putina oraz nie zakończą szybko tej wojny, to gdy prawda w końcu się przebije przez tę skorupę, to szok będzie tak gigantyczny. Rosję czeka nowa „wielka smuta".

Reklama

Przyczyny, dla których może to nastąpić są przede wszystkim dwie: po pierwsze ogromna siła dysonansu poznawczego, a po drugie naturalny proces rozkładu imperium, które okazało swoją słabość. Jeżeli chodzi o pierwszy aspekt to trzeba mieć świadomość, że Rosjanie bronią się przed prawdą, gdyż nie chcą wierzyć w to, że napadli na swoich „braci" i ich mordują. Mimo, że rosyjska propaganda interpretuje relacje rosyjsko-ukraińskie w sposób karykaturalny, zaprzeczając istnieniu narodu ukraińskiego i całkowicie pomijając historyczne związki polsko-ukraińskie, to trudno jest jednak zaprzeczyć, że między Ukraińcami a Rosjanami istnieją (a raczej istniały) głębokie więzi kulturowe i międzyludzkie. Wydarzenia 2014 r. wpłynęły negatywnie na te relacje, ale ich nie przekreśliły. W percepcji Rosjan utrwalił się mit „banderowca" wspieranego przez Zachód i dobrych Ukraińców, darzących Rosję wzajemnym uczuciem miłości.

Czytaj też

Taki schematyzm nie jest czymś wyjątkowym. Np. w Iraku sunnici po szyickiej intifadzie 1991 r. racjonalizowali terror wymierzony w szyitów tym, że ofiarami jakoby byli irańscy przebierańcy, a zwykli iraccy szyici pozostawali w ich percepcji braćmi. Z perspektywy drugiej strony wyglądało to jednak oczywiście zupełnie inaczej. Niemniej więzi międzyludzkie między Rosją a Ukrainą po 2014 r. nie zostały zupełnie zerwane, co ulegnie definitywnej zmianie po tej wojnie. Więzy te nie przekładały się jednak na gotowość do witania rosyjskiego agresora kwiatami, a tym bardziej radość z bombardowań. Putin uwierzył we własną propagandę, co jest jednym z największych błędów jakie może popełnić zbrodniczy reżim. W propagandę wierzą wciąż rosyjskie masy, ale do czasu. Klasa średnia, czerpiąca wiedzę również z innych niż rosyjskie źródeł oraz utrzymująca intensywniejszy kontakt z Zachodem (poprzez relacje kulturalne, artystyczne, biznesowe, czy choćby wyjazdy turystyczne) już powoli przestaje.

Intelektualiści czy artyści to oczywiście nie jest fundament rosyjskiego społeczeństwa. Niemniej warto zwrócić uwagę na to, że już na samym początku tej wojny pojawiło się wiele głosów sprzeciwu i to mimo, że putinowski reżim grozi surowymi represjami. Niedawno opublikowany został list otwarty kilkudziesięciu rosyjskich intelektualistów, artystów i naukowców, w którym podkreślają, że wojna na Ukrainie to hańba dla Rosji i Rosjan, za którą będą płacić nie tylko żyjący Rosjanie ale i przyszłe, nienarodzone jeszcze pokolenia. Sygnatariusze stwierdzają, że nie wierzą w żadnych, wymyślonych przez Putina, ukraińskich „nazistów" i wzywają Rosjan do przeciwstawienia się tej wojnie. List podpisali m.in. tacy słynni rosyjscy pisarze jak Borys Akunin czy Władimir Sorokin, laureat Pokojowej Nagrody Nobla Dmitrij Muratow, gwiazda muzyki pop Walerij Meładze i dwukrotny reprezentant Rosji na Eurowizji Siergiej Łazariew. Z kolei popularny prezenter Iwan Urgant, po tym jak skrytykował wojnę, natychmiast stracił swój program. Słynna Ałła Pugaczowa, która jeszcze niedawno przyjmowała ordery z rąk Putina, a wcześniej była hołubiona przez sowieckie władze, uciekła z Rosji wraz ze swym mężem Maksimem Gałkinem (który już wcześniej krytykował i Putina i wojnę za co dostał się na czarną listę), stwierdzając, że boi się „Hitlera z Leningradu". Później wprawdzie zaczęła się z tych deklaracji wycofywać, twierdząc, że wyjechała „na wakacje" i wróci do Rosji, ale jest to związane z próbami sprzedaży pozostawionego w kraju majątku. W tym wypadku reżim Putina być może będzie starał się załagodzić sytuację, ale w innych wypadkach ci co się sprzeciwiają muszą się liczyć z surowymi represjami.

Czytaj też

A jednak demonstracje antywojenne w Rosji ciągle się odbywają. Oficjalnie uwięziono już w związku z tym 3 tys. osób ale nieoficjalnie mówi się nawet o 13 tys. Za samo nazywanie „specjalnej operacji militarnej" wojną grozi 15 lat więzienia. Już absurdalna surowość tej kary świadczy o tym, że Putin boi się, że głos antywojenny będzie się coraz mocniej przebijał do rosyjskich mas. Warto w tym kontekście też wspomnieć jeszcze jeden głos – Ludmiły Narusowej, członkini Rady Federacji (izba wyższa rosyjskiego parlamentu), która krytykowała na tym forum wojnę i mówiła o gigantycznych stratach. Narusowa jest natomiast wdową po b. merze Petersburga Anatoliju Sobczaku, który wprowadził Putina do polityki. Oczywiście są też postawy haniebne, wynikające często z oportunizmu, jak np. wiernopoddańczy i prowojenny list rektorów uczelni wyższych. Ale to normalne zjawisko w przypadku takich reżimów jak putinowski, tyle że reżimy te nie mogą liczyć na oportunistów w chwili upadku.

Im grubsza jest skorupa oddzielająca Rosjan od prawdy tym większy będzie dla nich szok gdy ona pęknie. Nie nastąpi to szybko ale im więcej trumien z rosyjskimi żołnierzami będzie wracać do Rosji, im więcej rosyjskich jeńców będzie dzwonić do swych matek, tym będzie to coraz skuteczniejsze. Rosjanie nie są chodzącymi monstrami czy dzikusami bez uczuć. Putin to zresztą doskonale wie i dlatego stara się ściągać na front żołnierzy niesłowiańskich, nie odczuwających takiej emocjonalnej więzi z „braćmi Ukraińcami" . Stąd tylu Baszkirów na pierwszej linii, a także dlatego (a nie ze względu na jakieś szczególne walory bojowe) ściągał tam Czeczenów od Kadyrowa. Dlatego też zależało mu na ściągnięciu Kazachów, niemniej ci bardzo wyraźnie odrzucili możliwość brania udziału w tej wojnie. Dlatego też teraz chce ściągać też Syryjczyków od Assada, co może tylko zaszkodzić syryjskiemu reżimowi, a na bieg wojny wpływu mieć nie będzie. Wreszcie dlatego Putin bardzo chce by Łukaszenko również wysłał swoje wojska na Ukrainę, a Łukaszenko stara się na wszelkie sposoby z tego wymigać, bo wie, że będzie to dla niego śmiertelnie groźne.

Czytaj też

Gdyby Rosja odniosła zwycięstwo to niezadowolenie zostałoby stłumione przez triumfalizm. Tyle, że Rosja nie ma i nigdy nie miała szans odnieść takiego sukcesu jaki został zamierzony tj. podbicia i ujarzmienia całej Ukrainy. Nawet jeśliby odniosła sukces militarny to czekałaby ją wieloletnia wojna partyzancka, Afganistan do sześcianu. A Afganistan doprowadził ZSRR do rozpadu i tak samo mogłoby być z Federacją Rosyjską. Tyle że obecnie niewiele już wskazuje na to by możliwe było nawet pyrrusowe zwycięstwo militarne. Bardziej prawdopodobna jest całkowita militarna klęska Rosji. Klęska ta nastąpi nawet jeśli Rosji uda się utrzymać Krym i część Donbasu kosztem ogromnych strat ludzkich i sprzętowych oraz izolacji i sankcji nie pozwalających na odbudowę potencjału zbrojnego. Warto w tym kontekście pamiętać o dwóch innych (poza klęską w Afganistanie i rozpadem ZSRR) przykładach z historii Rosji. Szaleństwo i terror Iwana Groźnego, połączone z przegraną wojną z Rzeczpospolitą, doprowadziły do wielkiej smuty w Rosji, co niemal ją unicestwiło. Nawiasem mówiąc jeden z sygnatariuszy wspomnianego wcześniej antywojennego listu otwartego napisał już wiele lat temu wizjonerską książkę „Dzień Oprycznika", w której roztoczył wizję ewolucji putinizmu do stanu nowej opryczniny (aparat terroru Iwana Groźnego). Innym dobrym przykładem tego jak klęska może wpłynąć na kondycję Rosji jest I wojna światowa i rewolucja lutowa jako efekt demoralizacji wojska przegrywającego imperium (i to mimo, że znajdowało się ono w obozie zwycięzców). To zresztą ogólna prawidłowość – imperia muszą być silne, a gdy nie są to się rozpadają. Wojny przegrane przez autorytarne reżimy doprowadzają je do upadku, a często powodują wręcz wybuchy rewolucji.

Jeśli wojna potrwa jeszcze wiele miesięcy i Rosja nie odniesie znaczących sukcesów, a za to jej armia będzie zdziesiątkowana osobowo i sprzętowo, to różne podmioty federacyjne mogą uznać, że czas się oddzielić. Zachętą do tego może być deklaracja Zachodu, że separatystyczne państwa nie będą objęte sankcjami. Z drugiej strony Rosja nie będzie miała potencjału militarnego by dokonać pacyfikacji tych tendencji separatystycznych na drodze siłowej. Możliwe jest zresztą powtórzenie scenariusza rozpadu ZSRR i przeprowadzenie rozpadu Federacji Rosyjskiej na drodze porozumienia elit. Dziś wydaje się to nieprawdopodobne ale czy ktoś w latach 80-tych przewidywał rozpad ZSRR? Również obecna wojna i to jaki jest jej przebieg wydawała się jeszcze rok temu nieprawdopodobna. Oczywiście rozpad Rosji może się wiązać z wieloma zagrożeniami, w szczególności w zakresie kontroli broni nuklearnej, niemniej rozpad ZSRR nie doprowadził do żadnych negatywnych skutków w tym zakresie i nie ma podstaw by zakładać, że teraz będzie inaczej. Istnieje jednak jeszcze jedna kwestia, do której może dojść w wyniku „wielkiej smuty XXI wieku". W Moskwie i Petersburgu przebywa kilka milionów imigrantów zarobkowych z Azji Centralnej. Jeśli Rosja zostanie zduszona sankcjami to mieszkańcy Perma czy Omska być może zacisną zęby, wierząc że to wina „nazistów" i wrogiego Matiuszce Rasiji imperialistycznego Zachodu, i zaczną jeść ziemniaki z cebulą i słoniną, zapijając to obficie bimbrem. Ale imigranci zarobkowi z Tadżykistanu, Uzbekistanu itp. nie po to przyjechali do Moskwy i Petersburga i znoszą rasizm etnicznych Rosjan by teraz głodować przez szaleństwa Putina na Ukrainie. Może wybuchnąć bunt i pogromy, a rosyjski reżim może próbować wypędzić migrantów do Europy tj. użyć ich jako broni demograficznej. Oczywiście kierując ich na polską granicę.

Reklama
Reklama