Geopolityka
Chińska inwazja na Tajwan coraz bardziej prawdopodobna? [KOMENTARZ]
Chińska Armia Ludowo-Wyzwoleńcza (ChALW) chwali się całemu światu ćwiczeniami desantowymi, prowadzonymi w rejonie południowowschodnich wybrzeży państwa. Mają być one z natury elementem reakcji władz w Pekinie na pojawienie się amerykańskich senatorów w Republice Chińskiej na Tajwanie. Co więcej, z kongresmenami przyleciał do Tajpej amerykański transportowiec wojskowy, ewidentnie zwiększając poziom zaniepokojenia władz chińskich. Przy czym, oba wydarzenia wpisują się w szerszy obraz debaty o bezpieczeństwie Tajwanu oraz planach dwóch mocarstw globalnych (Stanów Zjednoczonych i ChRL) względem statusu wyspy.
Na wstępie należy zaznaczyć, że strona chińska wysyła dość mocne, ale co by nie mówić, nie najmocniejszą z możliwych wiadomości względem Waszyngtonu i oczywiście Tajpej. Trzeba zauważyć chociażby stopniowanie napięcia w skierowanym na odbiorcę zachodniego periodyku „Global Times”, gdzie w omawianiu tła ćwiczeń wojskowych posłużono się ocenami "zaledwie" ekspertów właśnie do artykulacji kluczowych tez strategiczno-politycznych Pekinu (przywołując chociażby Song Zhongping).
Trzeba podkreślić, że kolejnymi stopniami zwiększenia siły przekazu mogą być wypowiedzi bezpośrednio kluczowych byłych i na końcu obecnych wojskowych, nie wspominając o decydentach politycznych. Wracając jednakże do samych manewrów to ich zasadniczym zadaniem było zwiększanie zdolności desantowych w ramach 72 Grupy Armii ChALW. Wiązać się to miało zarówno z wszelkimi zadaniami logistycznymi, dedykowanymi przygotowaniu jeszcze w ramach własnych baz sił desantowych oraz zaplecza, a także bezpośrednim ćwiczeniu transportu morskiego tego rodzaju zespołu uderzeniowego w rejon działania i jego desantowaniu.
Oczywiście najbardziej efektowne i efektywne miały być elementy już stricte desantowe, które zakładały transport żołnierzy i ciężkiego sprzętu na plaże oraz realizację różnych scenariuszy uderzania na linie obronne przeciwnika oraz ich przełamywanie. To przede wszystkim, zdaniem wspomnianych chińskich ekspertów, połączone ćwiczenia morsko-lądowe są podstawą do budowania możliwości wygrania przyszłych bitew, prowadzonych, z jak określa strona chińska, tzw. tajwańskimi secesjonistami (w domyśle mowa jest oczywiście o tajwańskich siłach zbrojnych). Co naturalne manewry same w sobie, nawet bez koincydencji z wizytą polityków amerykańskich i tak przykułby uwagę świata, który dość dokładnie monitoruje rozwój sytuacji w całym regionie Indo-Pacyfiku.
Jednakże, w związku lądowaniem w Tajpej samolotu należącego do US Air Force C-17 Globemaster III i wizytą trzech kongresmenów (co ważne reprezentujących Demokratów i Republikanów) czyli Tammy Duckworth, Dana Sullivana oraz Christophera Coonsa, całość nabiera jeszcze większego znaczenia. Szczególnie, że Amerykanie obiecują wsparcie z zakresu szczepionek na COVID-19. Jest to współcześnie wysoce symboliczne, gdyż władze tajwańskie jako jedne z pierwszych wzywały do działania w kontekście ogniska epidemii w Wuhan w Chinach, a później starały się walczyć o przestrzeń debaty w sferze globalnej dyskusji nt. zwalczania samego wirusa. Dziś, niestety również na Tajwanie odnotowywana jest kolejna fala COVID-19, więc amerykańskie wsparcie może być postrzegane jako kluczowe.
Jak widać w kontekście nagłośnionych przez chińskie media manewrów, ChALW cały czas stara się wypracowywać możliwości przeprowadzenia na dużą skalę, skomplikowanej operacji desantowej, która z natury rzeczy musi opierać się na ścisłej koordynacji jednostek wojsk lądowych, piechoty morskiej, marynarki wojennej oraz lotnictwa. Chińczycy chwalą się przy tym światu, że wraz z wprowadzaniem okrętów desantowych Typ 075 i 071 wzrastają możliwości skutecznego lądowania na kierunku tajwańskim. Lecz przecież nie tylko tam, jeśli spojrzymy na inne sporne terytoria do których prawo roszą sobie współczesne Chiny w przestrzeni obecnego Indo-Pacyfiku. Jednakże, to relacje z Tajwanem są dziś papierkiem lakmusowym nowej, ostrzejszej postawy władz w Pekinie.
Czytaj też: Nowe chińskie okręty zostały wcielone do służby
Chociaż Chiny od dłuższego czasu są zdeterminowane do budowy potęgi militarnej, to jednakże dość długo potrafiły niejako skrywać kwestię jej bezpośredniego użycia w relacjach międzynarodowych. Generując przy tym obraz swego rodzaju łagodnego mocarstwa, ukierunkowanego na kwestie wymiany handlowej, globalizacji oraz współpracy technologicznej. Co naturalne, spychając odium agresywnego mocarstwa na Stany Zjednoczone, które były zaangażowane w serię konfliktów zbrojnych (co niewątpliwie ułatwiało tego rodzaju pozycjonowanie Waszyngtonu w skali globu).
Jednakowoż, już od kilku lat, a szczególnie od pandemii COVID-19 zerwano z tego rodzaju postawą. Co więcej, sam model łagodnego mocarstwa zaczął erodować w kontraście do starć granicznych z Indiami czy też bezwzględną postawą wobec systemu politycznego Hongkongu. W ostatnim czasie brutalnie i bardzo skutecznie tłumiony był opór tamtejszej opozycji politycznej i de facto kończenie z koncepcją jednego państwa i dwóch systemów (bardzo popularnym narzędziem stosowanym również wobec Tajwańczyków). Trzeba również zauważyć, że Pekinowi swobodę działania ograniczyła w znacznym stopniu twarda postawa administracji Donalda Trumpa. Bezprecedensowo punktująca w sposób głośny, ale też jak widać skuteczny realne wyzwania w rywalizacji obu globalnych mocarstw (siły zbrojne, szpiegostwo, domena technologiczna, etc.).
Nie może więc zaskakiwać kolejny głos w sprawie możliwości zbrojnej próby narzucenia kontroli nad Tajwanem przez administrację Xi Jinpinga, pojawiający się na łamach prestiżowego periodyku „Foreign Affairs”. Oriana Skylar Mastro, analityk American Enterprise Institute oraz wykładowca na Stanford University, mówi wprost o wzrastającej pokusie siłowego zjednoczenia. Szczególnie, że jej zdaniem taka twarda postawa ma zyskiwać na popularności w perspektywie społeczno-politycznej w Chinach. Można tylko dodać, że jest to również skorelowane z całą serią wystąpień amerykańskich badaczy oraz co najważniejsze wojskowych (byłych i obecnych, takich jak chociażby adm. Philip Davidson czy też adm. John Aquilino) mówiących o wysokim prawdopodobieństwu starcia militarnego o Tajwan.
Wieszczenie możliwości wybuchu wojny niestety wpisało się debatę nie tylko ekspercką, ale również dziennikarską i szerzej społeczną. Mogąc osłabić finalnie efekt zbrojnego działania ChRL. Chciałoby się stwierdzić, że przynajmniej w Europie zaakceptowaliśmy dość swobodnie w ostatnich latach siłową i bezprawną zmianę granic, zestrzelenie i porwanie samolotów cywilnych, nie mówiąc o użyciu broni masowego rażenia oraz eksplozjach w składach amunicyjnych. Jednak, wracając do sprawy samego Tajwanu, takie nagłośnienie możliwości wybuchu konfliktu, to swego rodzaju broń obusieczna dla Chin. Wydaje się, że władze w Pekinie zdają sobie z tego bardzo dobrze sprawę. Stąd też, delikatne balansowanie mobilizacją wobec założeń ostrej reakcji wojskowej na kierunku tajwańskim z działaniami osłonowymi w tym aspekcie, szczególnie jeśli chodzi o pewne narzędzia komunikacji strategicznej.
Jeden po drugim, każdy kolejny pokaz siły wywołał bowiem serię reakcji państw regionu, Stanów Zjednoczonych oraz samej Republiki Chińskiej na Tajwanie. Amerykanie i sojusznicy zdają sobie sprawę z tego, że być może ich symboliczne wezwania do deeskalacji podparte pojedynczymi rejsami okrętów czy też ćwiczeniami nie będą już wystarczające w zakresie utrzymania status quo w przypadku Republiki Chińskiej na Tajwanie. Przede wszystkim jednak wraz z administracją Tsai Ing-wen mamy do czynienia z wielką debatą o tajwańskiej obronności i przygotowaniu państwa do nowego formatu możliwej obrony własnej niezależności. Dla Chin otwiera się pewnego rodzaju okienko kiedy to inni przechodzą transformację ewidentnie dedykowaną dostosowaniu się do potencjału ChALW w Indo-Pacyfiku, ale na razie starają się wywalczyć każdy miesiąc czy rok w tym zakresie.
W końcu przestawienie się nawet takiej potęgi jak Stany Zjednoczone w nowe tryby, po latach jak to się przyjęło określać konfliktów asymetrycznych, będzie wymagało szkolenia i wdrażania konkretnych rozwiązań technologicznych. Nie mówiąc o zmasowanych programach zbrojeniowych Australii, Japonii, a nawet mozolnym modernizowaniu się Filipin. Pokusa uderzenia musi być ewidentnie coraz większa po stronie chińskich planistów i polityków. Lecz wiąże się z olbrzymim ryzykiem także niedocenienia przeciwników, ale też własnych sił.
Czytaj też: Chiny kontynuują dobre relacje z Mjanmą
Szczególnie, że w tym ostatnim przypadku mowa jest o ChALW, która dotychczas nie mogła poszczycić się jednak realnym przetestowaniem sił i środków w toku walki (w końcu ostatnie pełnoskalowe wykorzystanie zasobów militarnych to wręcz traumatyczna dla Pekinu kampania przeciw Socjalistycznej Republice Wietnamu w 1979 r.). I chociaż na papierze bardzo łatwo jest przesuwać polityczne oraz wojskowe figury (szczególnie analitykom), pozostaje pytanie o realną wartość bojową ChALW jeśli chodzi o cechy nie do końca łatwo mierzalne. Stąd też, obecne manewry w zakresie operacji połączonych chińskich sił zbrojnych są tak ważne, analogicznie do liczby ćwiczeń. W wymiarze reakcji na bieżące napięcia, ale przede wszystkim w kontekście przyszłości (niezależnie czy mowa jest o kilku miesiącach, roku, a może sześciu latach).
Jednakże, kluczową niewiadomą nie jest w tym aspekcie postawa strony chińskiej (w tym przypadku wiemy co jest celem i narzędziem do realizacji), ale amerykańskiej. Oriana Skylar Mastro zauważyła, że decydenci w Pekinie biorą pod uwagę niezbędność przewidzenia niezbędnych środków ograniczających możliwości operacyjne sił amerykańskich w regionie. Stąd też rozważane mają być, co oczywiście jest naturalne z perspektywy wojskowej, uderzenia na bazy i siły w rejonie Indo-Pacyfiku.
Czytaj też: Tajwan: testy uzbrojenia dla "czołgu na kołach"
Mogące odsunąć Amerykanów od Tajwanu i pozwolić wojskom Chin na zajecie wyspy oraz zapewne brutalną pacyfikację (również z wykorzystaniem wyspecjalizowanych formacji Ludowej Policji Zbrojnej, gdzie wymagane jest podkreślenie wysokiego profesjonalizmu strony chińskiej i być może właśnie pacyfikacja zajętego terytorium byłaby najłatwiejszym elementem całej inwazji). Stąd też tak niebezpieczne dla ChALW stają się wszelkie rakietowe programy strony amerykańskiej czy też tajwańskiej. Odnoszące się do możliwości zadania znacznych strat flocie inwazyjnej lub jej zapleczu.
Chociaż najważniejszym elementem jest, w czym można zgodzić się z Orianą Skylar Mastro, efektywność wywiadowcza na kierunku chińskim po stronie służb amerykańskich i sojuszniczych. Szczególnie, że efekt zaskoczenia we współczesnym świecie coraz trudniej osiągnąć jeśli spojrzymy na rosnące nakłady na np. SIGINT. Chiny mają oczywiście w tym aspekcie olbrzymi atut w postacie możliwości rozwinięcia operacji prosto ze zmasowanych ćwiczeń wojskowych. Jest to coś w rodzaju naszych obaw jakie pojawiają się po 2014 r. na wschodniej flance NATO względem kolejnych manewrów wojsk rosyjskich.
Jednakowoż, tak czy inaczej to od paraliżu amerykańskich i sojuszniczych możliwości wywiadowczych (niezależnie od perspektywy źródeł pozyskiwania informacji) będzie zależało niemal tyle samo, co od wyszkolenia i wyposażenia wojsk inwazyjnych. Nie możemy więc być zaskoczeni, że tak wiele nerwów pojawia się po stronie chińskiej przy każdej okazji, gdy mowa jest o przelotach maszyn załogowych i bezzałogowych ISTAR w regionie lub planach zwiększania ich floty. Nie wspominając o reakcjach na amerykańskie (i nie tylko) okręty, które są dość bogatą skarbnicą danych ISR.
Czytaj też: Kontrwywiadowczy wyścig w rejonie Azji i Pacyfiku - co możemy z niego wynieść [KOMENTARZ]
Nie da się pominąć, że Pekin testuje coraz bardziej swoją osłonę kontrwywiadowczą także względem celów osobowych. Kolejne państwowe dni bezpieczeństwa wewnętrznego, z tak wręcz nachalnym stawianiem na edukację kontrwywiadowczą również można odnieść do myślenia strategicznego w obrębie możliwości zajęcia Tajwanu. Szczególnie, że całkiem niedawno tematem przewodnim była właśnie sprawa rozbicia domniemanej siatki szpiegowskiej służb specjalnych Tajwanu, działającej w Chinach. Tak czy inaczej NSB, amerykańska IC (wspólnota wywiadowcza) oraz służby partnerskie to dość skrzętnie pomijany, ale zapewne kluczowy element zdolności odstraszania i obrony Republiki Chińskiej na Tajwanie w warunkach 2021 r. i kolejnych lat.
Lecz kluczowe staje się wskazanie na co strona amerykańska może sobie pozwolić w przypadku ataku, zarówno jeśli chodzi o możliwości szczebla operacyjnego jak i strategicznego, ale też woli działania. W tym ostatnim aspekcie mowa jest również o relacjach z partnerami bez których Waszyngton ewidentnie nie byłby w stanie efektywnie interweniować. Oriana Skylar Mastro zauważa na dość zdystansowane podejście do całej sprawy ze strony Australijczyków, ale jak zostało przypomniane nie bez przyczyny władze w Canberrze uzyskały akceptację na znaczny poziom wydatków na zbrojenia. Nie mówiąc już o zaostrzeniu prawa względem obcych działań szpiegowskich, które naturalnie można uznać jako ostrze skierowane w możliwości Chin. Stąd też, rozwijając myśl Oriana Skylar Mastro śmiało można stwierdzić, że cyt. „coś się jednak w tym zakresie zmienia”.
Generalnie dla Chin operacja względem Tajwanu byłaby największą w historii operacją aktywizującą więzy oficjalne i zakulisowe jeśli chodzi o inne państwa świata. Trzeba podkreślić, że kuszącym znakiem tych możliwości jest próba wyłuskania Nowej Zelandii z nowego formatu wywiadowczego Sojuszu Pięciu Oczu (FVEY). Jednakże, już turbulencje wokół 17+1 w Europie Środkowej i Wschodniej (na czele z postawą Litwy) mogą pokazywać, że nic nie jest jednowymiarowe, a Stany Zjednoczone nie pozostają bierne również i na tym gruncie. Można pokusić się o dygresję, że być może właśnie o tym mówimy jeśli chodzi o przygotowanie strony NATO do wyzwań z zakresu polityki chińskiej. Nie chodzi więc lub może nie chodzi tylko o odciążenie Amerykanów, ale także uzyskanie efektywnego systemu reagowania w sferach innych niż stricte militarne. Zaś chociażby aspekty ekonomiczne to współcześnie czynniki na których stronie chińskiej zależy w sposób zdecydowanie większy niż w latach zimnej wojny.
Nie zapominajmy o dyplomatycznym oraz ekonomicznym polu walki, w tej niewypowiedzianej wojnie o Tajwan. Nie można bowiem patrzeć tylko przez pryzmat stricte militarnej kampanii na skutki potencjalnej inwazji. Chiny muszą analizować problemy natury ekonomicznej, dyplomatycznej, a nawet technologicznej. Dlatego też, chociażby Oriana Skylar Mastro zauważa, że odstraszanie strony chińskiej od rozwiązań siłowych względem Tajwanu to dziś budowanie silnego segmentu państw mogących zaszkodzić chińskiej polityce gospodarczej i wywołać groźne turbulencje społeczne w przypadku narastania sprzeciwu wobec pogorszenia się warunków już uzyskanych w toku modernizacji przełomu XX i XXI w. Rozwijając tą myśl, śmiało można uznać, że pierwsza linia obrony Tajwanu nie leży w Cieśninie Tajwańskiej. To współczesna Europa, a także chociażby Afryka czy Bliski Wschód.
Oczywiście znaczna rola w tym zakresie spoczywa na stronie tajwańskiej, co nie jest nawet związane z samą kwestią relacji handlowych Tajpej. Mowa raczej o zdolności do utrzymania jak największych zasobów obronnych w zakresie działań informacyjnych w oparciu o komunikację strategiczną. Sprawy Sinciangu i Ujgurów, a także lub może przede wszystkim Hongkongu dają rzeczywiście dużą przestrzeń do analiz. Przede wszystkim Chiny mogą uznawać, że na ich bazie również w przypadku ataku na Tajwan nie spotkają się z reakcją innych państw, no może poza symbolicznymi pomrukami prasy i części polityków. Aczkolwiek w obu przypadkach nie mieliśmy do czynienia z kampanią zbrojną, z uderzeniem militarnym, gdzie istnieje druga strona wyposażona w broń i możliwości obronne. Trzeba bowiem zastanowić się czy rzeczywiście obrazy kampanii w rejonie silnie zurbanizowanym, ostrzały rakietowe i bombardowania, a także zniszczone obiekty (i to zapewne nie tylko wojskowe) nie doprowadzą do czegoś więcej jeśli chodzi o reakcję innych państw i przede wszystkim społeczeństw.
Stąd też, jakże kluczowe może okazać się wywalczenie dominacji informacyjnej oraz w domenie cyber dla strony chińskiej lub jej rozbicie przez Tajwańczyków. W tym miejscu można przypomnieć dlaczego tak strategicznym elementem jest walka radioelektroniczna dla obu stron – chińskiej oraz tajwańsko-amerykańskiej. Kto będzie mógł wyizolować komunikację, blokować ją, odpowiednio narzucać przekazy, etc. ten ewidentnie zyska znaczącą przewagę. Desantowce i dobrze wyekwipowane jednostki piechoty morskiej to jedno, a drugie to odpowiednia osłona ich pod względem przekazu, itp.
Nie mówiąc już o uzyskaniu osłony ze strony ekonomicznej, która pozwoli nie stracić lub stracić w graniach akceptowalnych chińskiej gospodarce. System opierający się na dominacji jednej partii, oferującej skok jakościowy życia obywateli to zawsze słabe miejsce systemów politycznych tego rodzaju. Pytaniem otwartym pozostaje czy duma związana z zajęciem Tajwanu i pokonaniem Amerykanów jest na tyle efektywnym czynnikiem stabilizującym chińskie społeczeństwo, żeby móc ryzykować turbulencje wewnętrzne. Gdyby to samo pytanie pojawiło się w 1950 r. śmiało można byłoby uznać, że tak, ale czy jest to diagnoza odpowiednia dla 2021 r.?