Reklama

Geopolityka

Brazylijski szturm na demokrację

Autor. Ricardo Stuckert/Luiz Inacio Lula da Silva/Twitter

W niedzielę zwolennicy byłego prezydenta Brazylii Jaira Bolsonaro wdarli się do budynków rządowych w stolicy kraju. Obecny prezydent Luiz Inacio Lula da Silva nazwał demonstrantów „faszystami” dopuszczającymi się w Brasilii czynów „barbarzyńskich”. Obaj politycy, których wielomiesięczny spór doprowadził do starć w stolicy najludniejszego kraju Ameryki Południowej, mierzyli się w przeszłości z zarzutami korupcyjnymi. Obrazy, które zarejestrowano przypominają te które mogliśmy oglądać w czasie ataku zwolenników Donalda Trumpa na Kapitol z 6 stycznia 2021 r.

Reklama

Wojna na Ukrainie - raport specjalny Defence24.pl

Reklama

Dziesiątki tysięcy demonstrantów - zwolenników byłego prawicowego prezydenta Jaira Bolsonaro - wdarło się w niedzielę do budynku brazylijskiego Sądu Najwyższego, Kongresu i pałacu prezydenckiego, rozbijając okna, wywracając meble i niszcząc dzieła sztuki. Policja przejęła budynki rządowe po trzech godzinach oblężenia i rozproszyła tłum przy użyciu gazu łzawiącego.

Czytaj też

Jak podała Żandarmeria Wojskowa Brazylii wyniku protestów zatrzymano ponad 1200 radykalnych zwolenników b. prawicowego prezydenta Jaira Bolsonaro, podejrzanych o udział w niedzielnym ataku na państwowe instytucje w Brasilii. Według służb państwowych większość zatrzymanych wzięła udział w szturmie na główne instytucje państwa w Brasilii, demolując m.in. siedziby parlamentu, prezydenta i sądu najwyższego.

Reklama

Podczas poniedziałkowego zatrzymania większość zwolenników b. prezydenta Bolsonaro nie stawiała oporu. Wcześniej policja podawała, że w stolicy po niedzielnych zamieszkach zatrzymano około 300 osób. Zablokowano też wyjazd kilkudziesięciu autokarów, którymi do stolicy przybyły w sobotę tysiące zwolenników Bolsonaro. Z informacji służb medycznych stanu federalnego wynika, że w zamieszkach wywołanych przez prawicowych radykałów w stolicy rannych zostało około 50 osób.

We wspólnym oświadczeniu dwóch organizacji dziennikarskich Abraji oraz Jeduca wynika, że co najmniej pięciu dziennikarzy zostało zaatakowanych w czasie szturmu zwolenników byłego prezydenta Brazylii Jaira Bolsonaro na budynki rządowe. We wspólnym oświadczeniu dwóch organizacji przekazano, że doszło również do przypadków uszkodzenia lub kradzieży sprzętu potrzebnego reporterom do pracy.

Zwolennicy Bolsonaro od miesięcy koczowali przed koszarami wojskowymi w Brazylii, żądając interwencji militarnej w celu obalenia wybranego w wyborach prezydenta Luli da Silva i organizowali się przez 17 tysięcy grup WhatsApp - według brazylijskiego dziennika „O Globo". Czekali na okazję do przeprowadzenia ataku na instytucje państwowe.

Czytaj też

Były prezydent krytykuje szturm zwolenników

Były prezydent Brazylii Jair Bolsonaro, przebywający obecnie w USA, skrytykował w niedzielę wieczorem atak na urzędy państwowe. Zaznaczył jednak, że podobnych działań miała dopuszczać się lewica w 2013 i 2017 r.

W opublikowanych na Twitterze postach Bolsonaro stwierdził, że nie popiera tego rodzaju działań, gdyż są one niewłaściwe w warunkach demokracji.

"Pokojowe manifestacje, w formie zgodnej z prawem, stanowią część demokracji. Jednak wtargnięcia do budynków publicznych, jakie miały miejsce dzisiaj, a także były praktykowane przez lewicę w 2013 r. i 2017 r., wymykają się tej regule" – napisał Bolsonaro.

Były szef państwa napisał też, że odrzuca "oskarżenia bez dowodów", jakie w niedzielę wysunął prezydent Lula, zarzucając mu, że przyczynił się do inwazji na urzędy państwowe w Brasilii.

"Przez cały okres mojej kadencji zawsze przestrzegałem Konstytucji, szanując i broniąc praw, demokracji, przejrzystości i naszej świętej wolności" - podkreślił Bolsonaro.

Prezydent Luiz Inacio Lula da Silva oskarżył swojego poprzednika o "podżeganie" do ataków. Były prezydent odrzucił zarzuty i potępił przemoc. Część zwolenników Bolsonaro uważa, że zaprzysiężony 1 stycznia 2023 r. Lula doszedł do władzy w efekcie oszustwa wyborczego.

Gubernator stolicy zawieszony

Sędzia brazylijskiego Sądu Najwyższego Alexandre de Moraes postanowił w niedzielę późnym wieczorem zawiesić na okres 90 dni gubernatora stanu federalnego, w którym znajduje się stolica kraju Brasilia, Ibaneisa Rochę. Zarzucił mu zaniedbania w dziedzinie bezpieczeństwa.

Czytaj też

Zdaniem de Moraesa Rocha dopuścił się zaniedbań, które umożliwiły niedzielny atak zwolenników byłego prezydenta Jaira Bolsonaro na budynki mieszczące siedziby najwyższych władz w stolicy kraju Brasilii.

Wcześniej Rocha zdymisjonował sekretarza ds. bezpieczeństwa Andersona Torresa motywując to tym, że federalne służby bezpieczeństwa nie sprostały wyzwaniu, jakim było strzeżenie obiektów rządowych, parlamentu, pałacu prezydenckiego i Sądu Najwyższego.

Sędzia de Moraes zarządził także likwidację w ciągu 24 godzin obozów zwolenników Bolsonaro, które zorganizowali przed bazami wojskowymi w rejonie stolicy oraz odblokowanie wszystkich dróg i budynków.

Ponadto sędzia polecił platformom społecznościowym Facebook, Twitter i TikTok zablokowanie kont użytkowników "rozpowszechniających antydemokratyczną propagandę".

Waszyngton potępił szturm zwolenników Bolsonaro na budynki publiczne w Brasilii

Prezydent USA Joe Biden i czołowi przedstawiciele jego administracji potępili w niedzielę ataki zwolenników byłego prezydent Brazylii Jaira Bolsonaro na budynki najwyższych organów państwa w stolicy kraju Brasilii. Wezwali do ich natychmiastowego przerwania i przestrzegania zasad demokracji.

Prezydent Biden określił sytuację w Brazylii jako "odrażającą" a jego doradca ds. bezpieczeństwa narodowego Jake Sullivan oświadczył, że Stany Zjednoczone potępiają „wszelkie próby podminowania demokracji w Brazylii".

"Prezydent Biden pilnie śledzi sytuację. Nasze poparcie dla demokratycznych instytucji Brazylii jest niewzruszone. Brazylijska demokracja nie ugnie się przed przemocą" - napisał Sullivan na Twitterze.

Sekretarz stanu Antony Blinken napisał, również na Twitterze, że USA przyłączają się do apelu prezydenta Brazylii Inacio Luli da Silvy o natychmiastowe zaprzestanie ataków.

Europa potępia „atak na demokrację"

Josep Borrell, wydał oświadczenie, w którym potępił „w najostrzejszych słowach antydemokratyczne akty przemocy" i wyraził „pełne poparcie dla prezydenta Luli i brazylijskiego systemu demokratycznego", dodając: „Miejsce rozstrzygania sporów politycznych odbywa się w ramach brazylijskich instytucji demokratycznych, a nie poprzez przemoc na ulicach". Przewodnicząca Parlamentu Europejskiego Roberta Metsola powiedziała: „Demokrację należy zawsze szanować".

Prezydent Andrzej Duda na Twitterze napisał „Demokracja nie jest doskonała. Bywa, że tylko 50%+1 wyborców jest zadowolonych. Ale nic lepszego nie wymyślono by zapewnić ludziom pomyślność. Stąd instytucje demokratyczne, w tym wybory to świętość. Prezydent Lula wygrał i ma poparcie demokratycznego świata, w tym Polski!"

Brazylijska demokracja w zapaści?

Według czasopisma "Foreign Affairs" demokracja w Brazylii jest w zapaści, a do tej sytuacji doprowadziły wewnętrzne tendencje, które wystąpiły jeszcze przed objęciem urzędu prezydenta przez Jaira Bolsonaro w 2019 r.

"Nieco ponad trzy dekady po zakończeniu dyktatury wojskowej w latach 80. siły zbrojne Brazylii odzyskały ogromne wpływy polityczne. Rządom we wczesnych latach 2000 udało się odzyskać znaczną kontrolę cywilną, między innymi poprzez utworzenie ministerstwa obrony i wyznaczenie cywilów do kierowania nim. Ale od 2018 roku wszyscy ministrowie obrony Brazylii są generałami" - skomentowało "Foreign Affairs".

Czytaj też

Również amerykański ośrodek analityczny Carnegie Endowment for International Peace stwierdził w swoim raporcie, że brazylijska polityka była mocno podzielona jeszcze przed wygraniem wyborów prezydenckich przez Bolsonaro w 2018 r. W ocenie Carnegie Endowment punkt zwrotny w brazylijskiej polityce nastąpił w 2013 r., gdy doszło do masowych protestów w najważniejszych miastach kraju. "Protesty wywołane gniewem z powodów ekonomicznych, jak podwyżki cen biletów autobusowych i metra, wkrótce wywołały szersze wzburzenie z powodu niewystarczających usług publicznych, a następnie, w ciągu kolejnych kilku lat, z powodu systemowej korupcji całej klasy politycznej" - opisał amerykański ośrodek.

Niezależni dziennikarze i działacze społeczeństwa obywatelskiego są narażeni na nękanie i brutalne ataki, a rząd ma trudności z poradzeniem sobie z wysokimi wskaźnikami przestępczości i nieproporcjonalnej przemocy wobec mniejszości oraz wykluczeniem ekonomicznym - stwierdzono w raporcie Freedom House, podsumowującym sytuację w Brazylii w 2021 roku. "Korupcja jest zjawiskiem powszechnym na najwyższych szczeblach władzy, przyczyniając się do powszechnego rozczarowania tradycyjnymi partiami politycznymi. Poważnym problemem pozostaje dyskryminacja" - oceniła amerykańska organizacja działająca na rzecz wolności obywatelskich.

Wewnętrzna gra o władzę w Brazylii

Zarówno Lula - były robotnik i przywódca strajków w okresie rządów brazylijskich generałów - jak i Bolsonaro - obejmujący w 2019 roku fotel prezydenta po kampanii skupiającej się na walce z korupcją - mierzyli się w trakcie swojej politycznej kariery z zarzutami dotyczącymi korupcji. Sprawujący swoją trzecią kadencję w roli prezydenta Lula spędził przez to w więzieniu ponad 19 miesięcy.

Lula, po opuszczeniu w 2011 roku stanowiska głowy państwa z poparciem społecznym sięgającym 90 proc., stał się przedmiotem zakrojonej na szeroką skalę kampanii wymierzonej w korupcję na styku polityki i biznesu. W roku 2017 został uznany za winnego korupcji i prania brudnych pieniędzy. Po ponad 19 miesiącach więzienia został zwolniony w roku 2019; w kwietniu 2021 roku brazylijski Sąd Najwyższy potwierdził unieważnienie wyroków korupcyjnych, pozwalając Luli kandydować w wyborach prezydenckich w roku następnym.

Bolsonaro - konserwatywny zwolennik "rządów silnej ręki" - objął urząd prezydenta w styczniu 2019 roku po uzyskaniu 55 proc. głosów w drugiej turze wyborów. W trakcie swojej kampanii, w której mierzył się z kandydatem założonej przez Lulę Partii Robotniczej, często podkreślał potrzebę walki z niszczącą Brazylię korupcją. W czasie swojej prezydentury został jednak oskarżony o zbieranie wynagrodzeń od pracowników-widmo - praktykę polegającą na zatrudnianiu bliskich współpracowników, a następnie przywłaszczaniu części z przysługujących im wynagrodzeń pochodzących z budżetu państwa.

"Rodzina Bolsonaro i jego najbliższy krąg zdają się być pogrążeni w działalności przestępczej i są stale oskarżani o przywłaszczanie pieniędzy innych ludzi" - powiedział w 2020 roku Drew Sullivan z globalnej sieci dziennikarzy śledczych zajmujących się przestępczością zorganizowaną i korupcją (OCCRP).

Czytaj też

Brazylijscy dziennikarze śledczy ujawnili również w 2022 roku, że na przestrzeni ostatnich 30 lat rodzina Bolsonaro kupiła za gotówkę ponad 50 nieruchomości. "Nie musisz być geniuszem finansów, żeby wiedzieć, że używanie takich sum w gotówce jest sposobem na pranie pieniędzy pochodzących z nielegalnych źródeł" - zauważył jeden z badających sprawę dziennikarzy.

W październikowych wyborach prezydenckich - zdobywając 50,83 proc. głosów - zwyciężył Luiz Inacio Lula da Silva. Były prezydent - w przemówieniu po ogłoszeniu wyników - nie powiedział, czy uznaje zwycięstwo Luli w wyborach, szef jego gabinetu poinformował jednak, że Bolsonaro zaakceptował proces przekazania władzy, a Sąd Najwyższy ogłosił, że prezydent uznał tym wynik głosowania.

Pod koniec listopada Bolsonaro zakwestionował część wyników wyborów prezydenckich i złożył w sądzie skargę domagając się ich weryfikacji. Sąd Wyborczy Brazylii skargę odrzucił. Przed zaprzysiężeniem Luli na prezydenta Bolsonaro opuścił kraj udając się do Stanów Zjednoczonych. Przed wylotem zapowiedział, że jeszcze wróci do Brazylii.

Część brazylijskich komentatorów twierdziło wówczas, że dyskrecja, z jaką Bolsonaro zaplanował swój wyjazd, może świadczyć o tym, że ma on obawy, iż po objęciu władzy przez administrację Luli stanie się celem ataków ze strony środowiska nowego prezydenta.

Źródło:PAP / Defence24
Reklama

Komentarze (5)

  1. DDR

    Teraz tylko czekać jak z tym demokratycznym mandatem zamieni Brazylię w Wenezuele

  2. Piotr Glownia

    Ludzie mają pełne prawo powiedzieć socjaliście czy innemu rewolucyjnemu wichrzycielowi, że nie będzie rządził nimi i stanąć w obronie własnych rodzin przed państwem. Czy to pierwszy raz mamy Pomarańczową Rewolucję na świecie? Niech wymuszą, jeśli mogą, wcześniejsze wybory prezydenckie w Brazylii z całą masą cudzoziemskich obserwatorów. To powinno rozwiązać problem z uczciwymi wyborami. To nie rozwiąże problemu ze zgniłym, zniewieściałym, zfaszyzowanym i zdegenerowanym społeczeństwem, które w większości głosuje na rewolucyjnych złodziei niszczących normalne społeczeństwo swoimi amoralnymi i utopijnymi wynalazkami,

  3. WolnyPowolny

    Z "Teorii sposkowych" - wynika ze i w USa (kapitol) i tu sa pewne podobiestwa/ W USa - Trump oskarzyl o falszwanie wyborow. Senat mial sie tym zajac i atak na KApitol (Policjanci sami otwierali bramki dla tlumu) mial byc rezyzesrwany przez CIa - bo wtedy debata o "Sfalszwaniu" wyborow odeszla w niepamiec. Kto chce debatowac gdy barbazyncy atakuja? Najprosciej odrazu pominac temat. Podobnie tutaj dzieki umozliwoniu ataku na parlament (wbrew woli bylego prezdenta) - ma sie silny argumnt do wzmiconenia wladzy.

    1. BrettOKeefe

      Strasznie naiwni ci konserwatyści w USA i w Brazylii.

  4. Sorien

    Aby im bliżej do Chin nie było i źle nie będzie

  5. Pt

    Jasny gwint! Szykuje się niezły zamtuz!

Reklama