Geopolityka
Etiopia: wojskowa odpowiedź w bogatym regionie kraju [KOMENTARZ]
W Etiopii narasta napięcie na linii władze centralne a władze jednego z regionów, tym samym niewykluczona jest interwencja zbrojna. Wojsko ma potencjalnie przywrócić kontrolę nad bogatym obszarem Tigraj, który był znany z krytyki posunięć obecnego premiera Abiy Ahmeda.
Władze Etiopii ogłosiły stan wyjątkowy i wskazały na mobilizację zasobów wojskowych do działań w strategicznie ważnym regionie Tigraj. Etiopski premier Abiy Ahmed zaznaczył, że ofensywa jest bezpośrednią odpowiedzią na krwawe uderzenie przeprowadzone przez lokalne siły Ludowego Frontu Wyzwolenia Tigraj (TPLF). Na celowniku miała znaleźć się rządowa baza wojskowa (Mekelie), a w toku ataku miało dojść do strat zarówno materialnych, jak i w ludziach. Mowa jest o próbie przejęcia składów amunicji artyleryjskiej oraz innego wyposażenia, przez siły lokalne.
To, zdaniem władz w Addis Abebie było przekroczeniem, jak to sformułowano, czerwonej linii. Przy czym, trzeba zastrzec, iż cała sprawa ataku na bazę wojskową jest nadal prezentowana tylko przez jedną ze stron sporu, a więc władze. Stąd też wymagane jest zachowanie znacznej dozy ostrożności w ocenie tego incydentu. Szczególnie, że w ostatnim czasie, przedstawiciele Tigraj oraz władz oskarżali się nawzajem o dążenie do militarnej konfrontacji.
Czytaj też: Rajd amerykańskich komandosów w Afryce
Dotychczas TPLF było uznawanym stronnictwem politycznym i nawet wchodziło w skład koalicji rządzącej krajem do zeszłego roku. Dziś na szczeblu krajowego parlamentu miano zasugerować uznanie Frontu za strukturę terrorystyczną. Zaś wcześniej w kraju wyrzuconych z aparatu władzy miało być szereg polityków wywodzących się z tego regionu. Oficjalną narracją premiera Abiy Ahmeda była walka z korupcją, której pochodną były wspomniane działania kadrowe na szczeblu ogólnokrajowym. Druga strona jednak ma to traktować w kategoriach represji politycznych względem bogatego i wpływowego dotychczas regionu kraju.
Oficjalnie wskazano przy tym, że w całym regionie Tigraj przez przynajmniej sześć miesięcy ma obowiązywać stan wyjątkowy. Władze zamierzają wprowadzić również blokadę informacyjną, odnoszącą się do komunikacji telefonicznej i internetowej. Na obszarem zamknięta została przestrzeń powietrzna, a więc umożliwione miały być swobodne działania sił powietrznych należących do wojska. Etiopski rząd uznał, że nie jest w stanie prowadzić operacji w tej części kraju jedynie za pomocą sił porządkowych oraz policyjnych, stąd też niezbędne jest zastosowanie wojska.
Czytaj też: Turecki pancerz jedzie do Afryki
Zdaniem władz Etiopii, użycie sił zbrojnych jest potrzebne, aby ratować państwo oraz region przed spiralą zdarzeń mogących prowadzić do destabilizacji. Trzeba zaznaczyć, że niedawno władze lokalne odrzuciły nominację nowego dowódcy dla jednostek znajdujących się w regionie i odesłały go do Addis Abeby. Pojawiają się sugestie, że część wojsk rządowych stacjonujących w bazach w Tigraj przeszła pod kontrolę lokalnych władz. Jednakże, takie stwierdzenia są dementowane przez rządzących w Addis Abebie.
Prezydent regionu Debrestion Gebremichael, miał również potwierdzić dziennikarzom, że siły rządowe szykują operację wojskową. Lecz jego zdaniem ma to być swoista kara za zorganizowanie wyborów we wrześniu, wbrew woli władz centralnych. Te, tłumacząc się pandemią koronawirusa chciały ich przełożenia, co miało skutkować dłuższym sprawowaniem władzy przez premiera Abiy Ahmeda. Pikanterii dodaje fakt, że politycy z regionu Tigraj bezpośrednio wpływali na władzę całego państwa od 1991 r. do 2018 r. Wówczas, miał pojawić się nowy rząd z premierem Abiy Ahmed i sytuacja zaczęła dryfować w kierunku sporów oraz obecnie konfliktu. Obecnie, w związku z blokadą informacyjną regionu, nie pojawiają się już głosy władz lokalnych. Tym samym, nie można potwierdzić również doniesień, że pierwsze operacje wojskowe zostały podjęte przez wojska rządowe. Jak również nie można określić skali lokalnego oporu, o ile same walki zaistniały.
Czytaj też: Rosyjskie transportery zdobywają Afrykę
Trzeba też zauważyć, że odwołującym się do stanu wyjątkowego i możliwości zastosowania sił zbrojnych, jak również blokującym komunikację (telefony, Internet), jest laureat pokojowej nagrody Nobla z 2019 r. Wówczas właśnie wspomniany premier Abiy Ahmed Ali miał być nagrodzony za pracę na rzecz porozumienia pokojowego z Erytreą, zakończenie stanu wyjątkowego w kraju, przywrócenie wolności słowa (w tym w etiopskiej przestrzeni Internetu), etc. Dziś zamierza przeprowadzić operację wojskową względem bogatego i wpływowego politycznie regionu Tigraj, który sprzeciwia się jego rządom.
Co więcej, to nie jedyny problem dla władz z Addis Abeby, gdyż nadal istnieje sprawa finalizacji wszystkich kwestii spornych wokół projektu tamy budzącej ostry sprzeciw Egiptu - wspieranego przez Amerykanów w tym zakresie (wielomiliardowa inwestycja infrastrukturalna Grand Ethiopian Renaissance Dam GERD). Głośnym echem odbił się w tej sprawie komentarz prezydenta Donalda Trumpa, który ostrzegał Etiopię przed brakiem porozumienia z Egiptem. 2 listopada poinformowano, że rozmowy trójstronne mają być kontynuowane w formacie dostosowanym do pandemii. Uczestniczą w nich przedstawiciele Etiopii, Egiptu i Sudanu, ale też UE, Banku Światowego oraz oczywiście Unii Afrykańskiej.
W dodatku w całym 2020 r. wciąż mowa jest o kolejnych napięciach etnicznych w kraju. Wystarczy nadmienić problem walk z tzw. Armią Wyzwolenia Oromo, operującą w rejonach pogranicza z Sudanem Południowym. Przy tym wszystkim ocenia się, że w toku działań kontrpartyzanckich wojska rządowe mogły dopuścić się aktów przemocy, również tej motywowanej etnicznie. Stąd też, można śmiało przypuszczać, że Abiy Ahmed może już za chwilę stać kolejnym przywódcą z pokojową nagrodą Nobla na koncie, który stanie się budzącym kontrowersje przywódcą czasu wojny.