Reklama
  • Analiza
  • Komentarz
  • Wiadomości

Druga wojna na kontynencie? Turcja grozi Grecji [KOMENTARZ]

Niedawne groźby Erdogana pod adresem Grecji są częścią gry jaką Turcja usiłuje prowadzić w relacjach z USA z jednej strony i Rosją z drugiej. Jest to również próba przykrycia niepowodzeń dyplomatycznych Turcji. Wojna turecko-grecka jest mało prawdopodobna, ale nie może być w pełni wykluczona, gdyż desperacja tureckiego przywódcy przed przyszłorocznymi wyborami rośnie.

Grecki Ah-64A Apache Fot. US Navy
Grecki Ah-64A Apache Fot. US Navy
Reklama

Na początku września turecki prezydent Recep Tayyip Erdogan zaostrzył swoją retorykę pod adresem Grecji, otwarcie grożąc jej wojną. Turcja kwestionuje grecką suwerenność w obrębie Morza Egejskiego. Chodzi w szczególności o przestrzeń powietrzną oraz wody terytorialne (a także Wyłączną Strefę Ekonomiczną). Erdogan w swych groźbach posuwa się jednak dalej, sugerując możliwość zajęcia przez Turcję greckich wysp na Morzu Egejskim.

Reklama

Obecna granica turecko-grecka została ustalona w traktacie z Lozanny, zawartym w 1923 r., po tzw. wojnie o niepodległość Turcji. Zastąpił on wcześniejszy, korzystniejszy dla Grecji, traktat z Sevres, który przyznawał Grecji m.in. kontrolę nad Smyrną (dzisiejszy Izmir). To właśnie m.in. do opanowania Smyrny przez oddziały tureckie nawiązywał Erdogan w swoim pełnym gróźb przemówieniu wygłoszonym 3 września. Kilka dni później, 9 września, Turcy hucznie obchodzili stulecie zajęcia tego miasta. Wcześniej, 30 sierpnia, świętowany był natomiast Dzień Zwycięstwa, upamiętniający stoczoną tego dnia w 1922 r. bitwę pod Dumlupinar, którą Grecy przegrali i która otworzyła Turcji drogę do korzystnego dla siebie rozstrzygnięcia wojny.

Zobacz też

Erdogan wezwał Greków by „pamiętali Izmir", a także zacytował strofy znanego tureckiego wiersza (nawiasem mówiąc miłosnego) „przyjdę nagle pewnej nocy", które były z kolei hasłem rozpoczęcia inwazji na Cypr w lipcu 1974 r. Turecka okupacja północnej części Cypru trwa do dziś. W 2020 r., w trakcie kryzysu związanego z próbą zakwestionowania przez Turcję cypryjskich i greckich Wyłącznych Stref Ekonomicznych na Morzu Śródziemnym, Erdogan groził nowym atakiem na Cypr. Towarzyszyły temu nielegalne działania tureckich statków eksploracyjnych w obrębie złóż gazu w cypryjskiej Wyłącznej Strefie Ekonomicznej, a także groźby inwazji na najdalej wysuniętą na wschód (już poza basenem Morza Egejskiego) grecką wyspę Kastelorizo. W 2021 r. Erdogan, w czasie swojej wizyty na Cyprze, wykluczył reunifikację wyspy. Kilka miesięcy wcześniej, wybór ultranacjonalistycznego Ersina Tatara na prezydenta samozwańczego Cypru Płn. sprzyjał też coraz większej unifikacji okupowanej części wyspy z Turcją.

Reklama

W 2022 r. Turcja zintensyfikowała swoje naruszenia greckiej przestrzeni powietrznej, dokonując ich praktycznie codziennie. Tylko jednego dnia, 23 sierpnia, doszło aż do 78 naruszeń. Działania Turcji skłoniły w końcu kwietnia br. greckiego premiera Kiriakosa Mitsotakisa do stwierdzenia, że Turcja nie jest dla Grecji „ani sojusznikiem, ani przyjacielem" i wykluczenia udziału lotnictwa tego kraju w corocznych ćwiczeniach NATO Tiger Meet, które w tym roku odbyły się w maju w Grecji. Tuż po ich zakończeniu Turcja dokonała kolejnej eskalacji naruszeń dokonując lotów na odległość zaledwie 2,5 mil morskich od greckiego miasta Alexandroupolis. Wydarzenia te miały miejsce tuż przed kluczowym dla NATO szczytem w Madrycie i greckie dowództwo wojskowe oskarżyło Turcję, że jej antygreckie prowokacje są „rachunkiem płaconym Rosji", w związku ze zintensyfikowaną współpracą między Moskwą i Ankarą po wybuchu wojny na Ukrainie. Warto przy tym podkreślić, że Grecja, podobnie jak cała UE (a w przeciwieństwie do Turcji) zamknęła przestrzeń powietrzną dla Rosji i nałożyła na nią sankcje. Grecja udzieliła też pomocy wojskowej (choć niewielkiej) i humanitarnej Ukrainie, podczas gdy wkład turecki w wyposażenie wojskowe Ukrainy ma wyłącznie charakter komercyjny.

Zobacz też

Turcja jednocześnie zwiększyła w 2022 r. presję migracyjną na Grecję. Warto przy tym przypomnieć, że już kryzys migracyjny z 2015 r. miał charakter tureckiego ataku demograficznego na Europę. Nowy atak przy użyciu migrantów, Turcja postanowiła przeprowadzić w lutym 2020 r. ale został on powstrzymany przez Grecję, a wybuch pandemii koronawirusa przyczynił się do wstrzymania tych działań przez Turcję. Tymczasem od początku 2022 r. do końca sierpnia granicę turecko-grecką przekroczyło 155 tys. nielegalnych imigrantów, a tylko w sierpniu liczba ta wyniosła 25 tys. Władze Grecji nie mają przy tym wątpliwości, że strumień migracyjny nie jest spontaniczny, lecz jest stymulowany przez Turcję w ramach weponizacji migracji (broń D). W związku z tym, Grecja przyjęła w końcu sierpnia decyzję o rozbudowie muru wzdłuż granicznej rzeki Evros, przedłużając go z dotychczasowych 40 km o kolejne 80 km.

Reklama

W odpowiedzi na te działania Grecji turecki prezydent jeszcze przed szczytem NATO w Madrycie zapowiedział, że Mitsotakis „już dla niego nie istnieje". Natomiast w początkach września stwierdził, że to Grecja naruszyła 147 razy turecką przestrzeń powietrzną (opierając to oskarżenie na nie uznawaniu granic greckiej przestrzeni powietrznej) i zarzucił jej, że łamie traktat z Lozanny dokonując militaryzacji wysp na Morzu Egejskim. Problem w tym, że Grecja wskazuje na zapisy Konwencji z Montreux z 1936 r., która zmieniła w tym zakresie wcześniejsze uregulowania. Ponadto Grecja swoje działania uzasadnia agresywnymi działaniami Turcji, w tym okupacją północnej części Cypru i prowokacjami na Morzu Śródziemnym.

Zobacz też

Warto przy tym przypomnieć, że turecka inwazja na Cypr w 1974 r. odbyła się za przyzwoleniem USA. Obecnie jednak sytuacja się zmieniła. Choć administracja Joe Bidena stara się zachować względną neutralność w swej retoryce to Grecja ma zdecydowanie większe wpływy w USA niż Turcja.Dotyczy to w szczególności Kongresu. To właśnie działania lobbingu greckiego, we współpracy z lobbingiem armeńskim, kurdyjskim, indyjskim, częścią chrześcijańskiej prawicy i środowisk żydowskich oraz neokonserwatywnych, doprowadził do przyjęcia poprawek do ustawy budżetowej w znacznym stopniu blokujących możliwość sprzedaży Turcji jakiejkolwiek broni (jest przy tym pozostawiona pewna furtka  w tej blokadzie). Turcja, po tym jak została wykluczona z projektu samolotów F35, w odpowiedzi na zakup rosyjskiego systemu S-400, stara się o 40 nowoczesnych myśliwców F-16 Block-70 i modernizacji 80 F16 starszej wersji. Tymczasem w lipcu Grecja podjęła działania w celu zakupienia 20 myśliwców F-35. Administracja Bidena wyrażała gotowość pójścia w tym zakresie na kompromis z Turcją i sprzedania jej zmodernizowanych F-16, gdyż zakłada, że w przyszłorocznych wyborach Erdogan straci władzę. Dlatego też Biden i jego ekipa nie chcą doprowadzać do radykalnego zaognienia relacji, gdyż wiedzą, że zostanie to wykorzystane przez Erdogana przeciwko opozycji. Jednakże nic nie wskazuje na to by Kongres podzielał takie podejście, a kolejne prowokacje tureckie i wojenne groźby Erdogana tylko dolewają oliwy do ognia, dając dodatkowe argumenty greckim lobbystom.

Reklama

Turecki prezydent liczy jednak na to, że zmiękczy stanowisko Waszyngtonu, groźbami kolejnych układów z Moskwą. W szczególności chodzi o kwestię ratyfikacji akcesji Szwecji i Finlandii do NATO. Do końca września jedynie Turcja i (być może) Węgry tego nie dokonają. Żądania Turcji wobec Szwecji i Finlandii dotyczące ekstradycji rzekomych terrorystów są przy tym wyłącznie zasłoną dymną, gdyż w rzeczywistości Turcja oczekuje ustępstw od USA. Dotyczy to m.in. kwestii samolotów i bardziej przychylnego wobec Turcji stanowiska w sporze z Grecją. Póki co jednak Erdogan pozostaje w tym zakresie z pustymi rękami. Dlatego też nasilają się również kontakty Turcji z Rosją, które mają również służyć wywieraniu nacisku na Waszyngton. Ostatnio Turcja powtórzyła sugestię, że dalsze blokowanie zakupu zmodernizowanych F16 może skłonić ją do zakupu SU-57 od Rosji. Ponadto za kilka dni dojdzie do trzeciego już od czasu rosyjskiej inwazji  na Ukrainę spotkania Erdogana z Putinem. Na szczycie tym omawiana będzie m.in. rewizja układu odblokowującego możliwość eksportu zboża z ukraińskiego portu w Odessie. Rosja domaga się w zamian zniesienia części sankcji i chce decydować o tym, do których krajów Ukraina będzie sprzedawać swoje zboże. Turcja przy tym już poparła roszczenia Rosji, a Erdogan jednocześnie zasugerował, że Rosja powinna udzielić Turcji zniżki na gaz kupowany przez Turcję od Rosji. O ile jednak układy rosyjsko-tureckie w tym zakresie są coraz bardziej intensywne, to póki co starania Turcji o akceptację jej planów inwazji terenów kurdyjskich w Syrii są bezskuteczne. Nie ma również przełomu w tureckich staraniach o cichą normalizację relacji z Assadem, co miałoby pomóc Erdoganowi pozbyć się syryjskich uchodźców z Turcji przed wyborami.

Ok. 3,6 mln syryjskich uchodźców w Turcji to jeden z najgorętszych tematów przed wyborami parlamentarno-prezydenckimi, które powinny się odbyć w Turcji najpóźniej w czerwcu 2023 r. Wszelkie sondaże wskazują przy tym na to, że Erdogan nie ma w nich szans. Tymczasem w Turcji narasta agresja wobec uchodźców, w tym zabójstwa, a liderka opozycyjnej Dobrej Partii Meral Aksener zapowiedziała pozbycie się uchodźców, nazwanych przez nią śmieciami, do 2026 r., jeśli partia ta będzie współrządzić. Erdogan w takiej sytuacji ma cztery opcje pozbycia się Syryjczyków tj. zmuszenie ich do powrotu do Syrii w wyniku dealu z Assadem; przesiedlenie ich na teren zajmowane obecnie przez Kurdów (które musiałby wcześniej zdobyć); przerzucenie ich przez Rosję na Białoruś i skierowanie w stronę Polski; wypchnięcie ich w stronę Grecji. Dlatego rozbudowa muru przez Grecję stała się kolejnym elementem komplikującym plany Erdogana i jednocześnie dodatkowym impulsem dla jego gróźb rozpoczęcia wojny z Grecją.

Reklama

Choć tureckie groźby militarnego ataku na greckie wyspy na Morzu Egejskim wpisują się w dotychczasową grę Erdogana i prawdopodobieństwo wybuchu wojny jest póki co niewielkie, to jednak nie można takiego ryzyka wykluczyć. Grecja, w listach wysłanych do UE i NATO, ostrzegła, że działania Turcji „są czynnikiem destabilizującym spójność i jedność NATO oraz osłabiają południową flankę Sojuszu w sytuacji kryzysowej", dodając, że brak stanowczej reakcji UE i NATO stwarza „zagrożenie wystąpienia sytuacji podobnej do tej, która aktualnie rozwija się w innej części naszego kontynentu" (wyraźna aluzja do rosyjskiej inwazji na Ukrainę). Problem w tym, że reakcja międzynarodowa na groźby Erdogana wciąż jest bardzo stonowana.

Zobacz też

Na to, że groźba wybuchu wojny jest realna wskazuje też Michael Rubin z American Enterprise Institute, uzasadniając to coraz większą desperacją Erdogana przed wyborami, a także fatalną sytuacją gospodarczą Turcji, ze słabnącą w błyskawicznym tempie lirą oraz ponad 80-procentową inflacją. Tymczasem tureckie plany uzyskania wsparcia bogatych państw arabskich z Arabią Saudyjską i ZEA, mimo pewnej normalizacji, nie przyniosły zbyt dużych rezultatów. W szczególności plany nowej tureckiej inwazji na Syrię oraz ataki dokonywane na terenie Iraku spotkały się z kolejnym potępieniem „ingerencji w wewnętrzne sprawy państw arabskich" ze strony Ligii Państw Arabskich, na jej posiedzeniu w Kairze na początku września. Ponadto w końcu sierpnia doszło na Morzu Śródziemnym do kolejnych, wspólnych manewrów marynarek wojennych Grecji, Egiptu, Arabii Saudyjskiej i Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Nie można również ignorować znaczenia symboli takich jak stulecie podpisania traktatu z Lozanny (24.07.1923 r.). W Turcji i na Bliskim Wschodzie od dawna kolportowana jest informacja jakoby traktat ten został zawarty tylko na 100 lat. Choć samo w sobie twierdzenie to jest absurdalne, to skłania ono do pomysłów rewizjonistycznych. W tureckiej infosferze od dawna krążą „zmodyfikowane" mapy Turcji, a jedną z nich, na której wyspy egejskie były zaznaczone jako część Turcji, prezentował niedawno Devlet Bahceli, nacjonalistyczny lider MHP i jednocześnie główny sojusznik Erdogana.

Reklama

Wybuch wojny turecko-greckiej byłby ciosem dla NATO w sytuacji i tak skomplikowanej przez wojnę na Ukrainie. Najprawdopodobniej miałby również fatalny skutek dla Turcji, niemniej, błędne kalkulacje rosyjskie przed inwazją na Ukrainę pokazują, że nie można wykluczyć podjęcia decyzji irracjonalnej. Poza tym, przynajmniej w krótkiej perspektywie, wojna z Grecją zjednoczyłaby Turków przeciwko zarówno Grecji jak i Zachodowi (można się bowiem spodziewać wsparcia dla Grecji ze strony przynajmniej Francji i USA, a być może także innych państw UE i NATO, jak również części państw arabskich). Opozycja (z wyjątkiem kurdyjskiej HDP) zostałaby postawiona pod ścianą i zmuszona do licytacji na antygreckie wypowiedzi oraz krytykę Zachodu.

Zobacz też

Wojna odwróciłaby też uwagę od problemów gospodarczych i zwiększyłaby poparcie dla Erdogana, ułatwiając mu też rozprawę z krytykami (tak jak to miało miejsce w przypadku Putina w Rosji po ataku na Ukrainę). Obecna sytuacja jest jednak inna niż w 1974 r., więc prawdopodobieństwo, iż w wyniku takiej wojny Turcja przestałaby być członkiem NATO byłoby bardzo duże, a to byłoby katastrofalne dla tego państwa. Natomiast z całą pewnością wielkim beneficjentem ewentualnej inwazji tureckiej na Grecję i w konsekwencji gigantycznego kryzysu wewnętrznego NATO, byłaby Rosja.

Reklama
WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS
Reklama
Reklama