Geopolityka
Wojna w Afganistanie: anarchia polityczna i słabnący talibowie
W 2015 r. sytuacja wewnętrzna w Afganistanie uległa dramatycznemu pogorszeniu. Jednak nie oznacza to, że talibowie są bliscy przejęcia władzy. Afganistan ma, przede wszystkim, problem z anarchizacją sytuacji politycznej i pogarszającą się sytuacją ekonomiczną. Niektóre działania talibów wskazują też na ich potencjalną elastyczność w negocjacjach pokojowych - w analizie dla Defence24.pl pisze Witold Repetowicz.
W końcu września świat zszokowała informacja o zajęciu przez talibów Kunduzu. Nie do końca wyjaśnione, omyłkowe zbombardowanie szpitala prowadzonego w tym mieście przez Lekarzy Bez Granic, pogorszyło jeszcze medialny przekaz. Jednocześnie talibowie zdołali mocno podkreślić swoją obecność w prowincji Badachszanu, w północnym Afganistanie, gdzie większość etniczną stanowią Tadżycy. W grudniu podjęli też ofensywę w etnicznie pusztuńskiej prowincji Helmand, gdzie zdołali opanować co najmniej cztery dystrykty, choć pełna kontrola rządu i tak obejmuje tylko stołeczny dystrykt Lashkargah. Nasilone zostały również ataki terrorystyczne. 3 stycznia doszło do ataku na konsulat indyjski w uznawanym za ostoję bezpieczeństwa i stabilności Mazar-i Szarif. W grudniu i styczniu dwukrotnie doszło też do ataku w pobliżu stołecznego lotniska w Kabulu.
Te wydarzenia, oczywiście, źle świadczą o gotowości afgańskich sił bezpieczeństwa do skutecznego odpierania ataków talibów i innych ugrupowań terrorystycznych i partyzanckich. W Helmandzie, w dystrykcie Sangin, 90 żołnierzy afgańskich zostało zmasakrowanych 21 grudnia przez talibów. Wcześniej przez wiele dni żołnierze ci bezskutecznie domagali się od Kabulu dostarczenia posiłków, alarmując o wyczerpywaniu się amunicji. Opanowanie etnicznie tadżyckich dystryktów Badachszanu, takich jak Baharak, Yamgan czy Wardudź, świadczy o poszerzaniu się etnicznej bazy poparcia talibów, popieranych dotąd głównie przez Pusztunów. W Kunduzie władze faktycznie kontrolują wyłącznie część centrum stolicy.
Można mieć jednak wątpliwości, czy można mówić o sukcesach talibów, czy raczej o dowodach słabości rządu afgańskiego. Zdaniem jednego z moich rozmówców w Kabulu, pakistańskiego eksperta od lat pracującego w Afganistanie, ofensywa talibów w Kunduzie stanowi dowód nie na ich siłę, ale słabość. Talibowie dążą bowiem do odzyskania władzy w Afganistanie, utraconej w 2001 r. Tymczasem ich niezdolność do utrzymania kontroli nad stolicą prowincji Kunduz, mimo wyjątkowo sprzyjających okoliczności, jest w istocie ich klęską. Nie wskazuje bowiem na to, by mogli oni w dającej się przewidzieć perspektywie czasowej stworzyć swoje państwo w Afganistanie. Obecna kontrola ma bowiem charakter partyzancki. To zaś może skłaniać ich do negocjacji pokojowych z rządem.
Jedną z głównych przyczyn, które stworzyły pozytywne warunki dla ofensywy talibów, była niewątpliwie (skorygowana już) decyzja USA o wycofaniu sił bojowych z Afganistanu. Zgodnie z podpisanym 30.09.2014 r. Bilateral Security Agreement (BSA) w 2015 r. siły amerykańskie miały zostać zredukowane do 9800 żołnierzy, ze wsparciem 3000 żołnierzy sojuszniczych NATO (w tym około 200 żołnierzy polskich), przy czym Obama początkowo chciał jeszcze bardziej ograniczyć tę liczbę (nawet tylko do 3 tys. żołnierzy amerykańskich). W 2016 miała nastąpić redukcja tej liczby o połowę i ograniczenie obecności sil amerykańskich i sprzymierzonych tylko do baz w Kabulu i Baghram, a w 2017 r. utrzymanie wyłącznie kilkusetosobowej misji doradczej. Ponadto, już w 2015 r. rola Amerykanów miała zostać ograniczona do zadań szkoleniowych i doradczych, ale wrześniowa ofensywa na Kunduz zmusiła ich do podjęcia działań zbrojnych. W październiku Barak Obama zmienił swoją decyzję i wstrzymał wycofywanie wojsk amerykańskich, a także przywrócił bojowy charakter misji.
Zdaniem Dr. Dawooda Moradiana, dyrektora Afghan Institute for Strategic Studies, Obama od samego początku miał tylko jeden cel w Afganistanie – wycofać się. Dlatego też skutki jego polityki tego wycofywania się są opłakane. Zarówno Moradian, jak i inni eksperci podkreślają, iż w pierwszej fazie interwencji USA udało się doprowadzić do względnej stabilizacji, jednak zaangażowanie się USA w drugą wojnę (w Iraku) doprowadziło do redukcji operacyjnych możliwości USA i w 2006 r. spowodowało wzrost aktywności terrorystycznej talibów. Natomiast Obama, mimo iż wycofał się z Iraku w czasie swojej pierwszej kadencji (2010-2011), to nie podjął w Afganistanie skutecznych działań, które doprowadziłyby do stabilizacji tego kraju.
Innym błędem USA było tolerowanie anarchizacji stosunków politycznych w Afganistanie. Obecnie sytuacja bezpieczeństwa w poszczególnych prowincjach bardziej zależy od polityki gubernatora, aniżeli od władz w Kabulu. Przykładowo, za sytuację, do jakiej doszło w Kunduzie, główną winę ponosi tamtejszy gubernator Mohammad Omar Safi, który zresztą zaraz po inwazji talibów zbiegł z kraju. Diametralnie odmienna sytuacja w prowincji Balch, którego stolicą jest Mazar-i Szarif, jest natomiast wyłączną zasługą tamtejszego gubernatora, Atta Muhammada Nura, który nie tylko zadbał o bezpieczeństwo w prowincji, ale i o jej rozwój ekonomiczny, co jest warunkiem stabilizacji. Natomiast w wielu prowincjach bezpieczeństwo opiera się na teoretycznie prorządowych milicjach lokalnych watażków, w tym eks-mudżahedinów, które często terroryzują miejscową ludność w sposób bardziej dolegliwy niż talibowie. To natomiast pomaga talibom odzyskiwać społeczne poparcie lub przynajmniej neutralność, zwłaszcza że mając świadomość własnej słabości przejawiają oni czasem daleko idącą elastyczność, zwłaszcza na północy.
Analizując błędy amerykańskiego planu wycofywania się nie można też pominąć takich kwestii, jak dopuszczenie do daleko posuniętej infiltracji struktur bezpieczeństwa przez terrorystów, a także (co jest powiązane) horrendalnej korupcji paraliżującej skuteczność rządów.
Głównym problemem Afganistanu jest jednak obecnie kryzys polityczno-ekonomiczny, który nie tylko wpływa na bezpieczeństwo, ale również stymuluje migrację Afgańczyków do Europy. W tym kontekście warto pamiętać, iż Afgańczycy stanowią drugą co do wielkości grupę wśród migrantów, którzy przybyli do Europy w 2015 r. (co najmniej 212 tys. czyli ponad 20 % ). Co prawda, wg. dr. Moradiana warunki ekonomiczne nie są tu wyłącznym stymulantem, gdyż pojawienie się w 2015 r. w Afganistanie Daesh tworzy dla niektórych grup sytuację trwałego zagrożenia, ale właściwie dotyczy to wyłącznie szyickich Hazara, stanowiących niespełna 10 % mieszkańców Afganistanu. Ponadto od 2010 r. doszło wyłącznie do jednego, choć bardzo brutalnego ataku na Hazara w Afganistanie – w listopadzie 2015 r. oddział powiązany z Daesh, zatrzymał w prowincji Zabul autobus, po czym terroryści obcięli głowy wszystkim pasażerom Hazara (innych nie ruszając), w tym kobietom i dzieciom.
Z drugiej strony, warto podkreślić, iż talibowie nie dokonują ataków na ludność cywilną, a celem ich ataków terrorystycznych (w odróżnieniu od Daesh, a także Al Kaidy) są praktycznie wyłącznie obiekty rządowe, militarne i ewentualnie obcokrajowcy. W szczególności talibowie nie atakują afgańskich ismaelitów, mimo że wg radykalnych sunnitów, ismaelici są politeistami i apostatami. Obecnie talibowie kontrolują część terenów zamieszkanych przez ismaelitów w północnoafgańskich prowincjach Baghlan i Badachszan. W tej ostatniej prowincji, w ismaelickim mieście Yamgan, talibowie ulegli presji miejscowej ludności i odstąpili od planu zniszczenia odnowionego przez Aga Khan Trust for Culture (część fundacji duchowego przywódcy ismaelitów Aga Khana IV) grobowca ismaelickiego poety i filozofa Nasira Khusrawa.
Odmienne podejście Daesh w tym zakresie wynika ze strategii tej organizacji terrorystycznej, która opiera się na podkreślaniu i pogłębianiu konfliktu szyicko–sunnickiego. Tymczasem w Afganistanie, poza okresowymi prześladowaniami szyickich Hazara, nie ma rozwiniętego konfliktu religijnego, a nawet etnicznego (wzajemne niechęci np. między Tadżykami i Pusztunami nie przybierały form pogromów i to też powoduje, że cywile w zasadzie nie są tu celem ataków). Talibowie godzą się też, pod naciskiem lokalnych społeczności, na kontynuowanie na zajętych przez siebie terenach, działalności rozwojowej i humanitarnej instytucji powiązanych z Aga Khanem tj. klinik Aga Khan Health Service i mikrobanków (The First MicroFinanceBank) i to pomimo tego, że wg. dominującej interpretacji islamistów pożyczki te są sprzeczne z szariatem. Przedstawiciele banku wyjaśnili mi, że maja własną interpretację zgodności ich działalności z Koranem i pod wpływem starszyzny plemiennej talibowie przyjmują ją do wiadomości. Jest to zresztą fenomen, gdyż mimo braku jakichkolwiek narzędzi egzekucyjnych nieściągalność zadłużenia nie przekracza 1 %.
Źródłem problemów politycznych Afganistanu, obok wspomnianej wyżej korupcji oraz terroru milicji „prorządowych”, blokujących inwestycje w prowincjach, jest dwuwładza. Wybory prezydenckie w 2014 r. zakończyły się impasem, gdy Abdullah Abdullah, kandydat zdominowanej przez Tadżyków Koalicji Narodowej, zakwestionował wybór Pusztuna Ashrafa Ghaniego. W rezultacie Ahmed Ahmed został „Szefem Egzekutywy”. Stanowisko to, nie przewidziane przez afgańską konstytucję, zostało specjalnie stworzone, by zakończyć konflikt, doprowadziło to jednak do wzajemnego blokowania się obu „prezydentów”, kompetencje Ahmeda Ahmeda niewiele się różnią bowiem od prezydenckich.
Ponadto, we wszystkich ministerstwach podzielono stanowiska tak, by obie strony mogły się nawzajem blokować. To z kolei doprowadziło do paraliżu instytucji, a co za tym idzie również utrudnień dla przedsiębiorców, pogłębiając kryzys. Innym czynnikiem stymulującym bezrobocie, biedę i aktywność kryminalną było też wycofanie się wojsk USA, gdyż doprowadziło to do utraty pracy przez tysiące osób (w tym kontekście zrozumieć można fenomen banku Aga Khana – wpływ tej instytucji na rozwój gospodarczy jest na tyle nieoceniony, iż wywołuje społeczną presję na zwrot pożyczek, by nie doprowadzić do zakończenia działalności tej instytucji działającej obecnie aż w 19 prowincjach Afganistanu). W strategii wycofania nie wzięto w ogóle tego pod uwagę. Dlatego obecnie największym problemem bezpieczeństwa Kabulu nie jest ani groźba zamachów terrorystycznych, ani też - tym bardziej - ofensywy talibów (wejście talibów do Kabulu w dającej się przewidzieć perspektywie jest całkowicie nierealne), lecz groźba kryminalnego porwania dla okupu.
Należy też pamiętać, że talibowie w Afganistanie nie są obozem jednolitym i często dochodzi do „zmiany barw” niektórych grup. Poza dominującym nurtem następcy mułły Omara, to jest mułły Akhtara Mansoura, pozostaje część talibów, kwestionujących jego wybór. Ponadto część terrorystów, partyzantów i lokalnych milicji kieruje się swoimi interesami, zazwyczaj o charakterze kryminalnym. Talibowie kontrolują przy tym afgański przemyt opium. Ewentualne negocjacje pokojowe są sprzeczne z interesami tych, których nie interesuje udział we władzy, czy też agenda polityczna, czy ideologiczna, lecz działalność kryminalna lub którzy realizują interesy podmiotów trzecich.
To ostatnie dotyczy przede wszystkim Daesh w Afganistanie. Tzw. wilajat Chorasanu stworzono w styczniu 2015 r., a na jego czele stoi były więzień Guantanamo Abdul Rahim Muslim Dost. Choć ocenia się, że siła Daesh w Afganistanie jest niewielka, to organizacja ta zdołała przejąć kontrolę nad znaczną częścią prowincji Nangarhar, a także zaznaczyć swą obecność m. in. w Badachszanie (gdzie jednak talibowie Mansoura ich zmarginalizowali). Szczególną uwagę zwraca jednak to, że Daesh w Afganistanie dysponuje znacznie większymi środkami finansowymi aniżeli talibowie, mimo iż nie kontroluje żadnych szlaków narkotykowych. Istnieją doniesienia o nocnych lądowaniach helikopterów w Nangarhar, dostarczających Daesh wzmocnienia osobowego, czy broni, a także informacje o dwukrotnie wyższym żołdzie w porównaniu z talibami, i inne, stwierdzające, że na terenach zajętych przez Daesh terroryści za wszystko płacą, w przeciwieństwie do innych ugrupowań. Oznacza to, że ponad wszelką wątpliwość Daesh ma wsparcie zewnętrzne, przy czym istnieją trzy wiarygodne teorie na temat tego, kto ich wspiera. Może to być wywiad pakistański, Arabia Saudyjska, albo sam „kalifat”.
Pompowanie pieniędzy przez Baghdadiego w afgański oddział oznaczałoby, że Daesh ma tu dalekosiężne plany i traktuje Afganistan jako odwód nr 2 po Libii, na wypadek całkowitego wyparcia z Syrii i Iraku, co może nastąpić w 2016 r. Dla Arabii Saudyjskiej Daesh w Afganistanie może być narzędziem szachowania Iranu ze wschodniej flanki, co byłoby bardzo wygodne i prawdopodobne w obliczu coraz bardziej pogłębiającego się konfliktu szyicko-sunnickiego. Pakistan, natomiast, jest tradycyjnie uznawany przez Afgańczyków za ich największego wroga i źródło problemów. Stabilizacja Afganistanu jest nie na rękę Pakistanowi z wielu powodów m.in. alternatywnych szlaków tranzytowych, pretensji terytorialnych związanych z nieuznawaniem przez Afganistan tzw. Linii Duranda i żądaniem zwrotu dawnej Północno-Zachodniej Prowincji Przygranicznej z Peszawarem, a także narastającego konfliktu dotyczącego wykorzystania zasobów wodnych rzeki Kabul. Przeciwnicy tej teorii twierdzą jednak, że Pakistan - od kiedy sam stał się celem ataków Al Kaidy i Ruchu Haqqani - przestał wspierać talibów, a tym bardziej nie wspierałby Daesh.
Choć organizacja ta nie odgrywa teraz strategicznego znaczenia to, jak to ujął w rozmowie ze mną ambasador UE w Kabulu, Franz-Michael S. Mellbin, stanowi istotne zagrożenie polityczne. Talibowie Mansoura przejawiają bowiem potencjalną gotowość negocjacyjną i to powoduje, że niezadowoleni z układów z rządem talibscy radykałowie, a także niezainteresowani pokojem watażkowie i narkobaronowie, mogą przejść do Daesh, gwałtownie przekształcając te organizację w dominującą siłę terrorystyczną. Również i tym należy tłumaczyć wzrost aktywności talibów w 2015 r., Mansour musiał bowiem udowodnić, że kontroluje sytuacje i ma zdolność marginalizacji konkurentów (cel, który nie został w pełni osiągnięty). Są również sygnały, iż pogarszająca się sytuacja ekonomiczna, połączona z dużymi zasobami finansowymi Daesh, pcha w szeregi tej organizacji coraz więcej afgańskiej, zradykalizowanej młodzieży z prowincji.
Choć 2015 r. pokazał, wbrew pozorom, słabość talibów, niezdolnych do odzyskania kontroli politycznej, nie oznacza to, że należy się szybko spodziewać sukcesu w rozmowach pokojowych. Póki co, talibowie pokazują wprawdzie elastyczność, ale bardzo umiarkowaną. Tymczasem nie można pogodzić systemu politycznego opartego na wyborach z systemem szariackim, do którego dążą talibowie. Porozumienie może być osiągnięte wyłącznie wówczas, jeśli talibowie zgodzą się na udział we władzy w ramach obecnego systemu lub wykrojenie im suwerennego emiratu z obecnego terytorium Afganistanu – póki co nie widać gotowości zgody na pierwsze rozwiązanie po stronie talibów i zgody rządu na drugie rozwiązanie. Obecna sytuacja powoduje też dość zaskakujące (przynajmniej pozornie) zwroty w nastrojach społecznych. Choć wielu Afgańczyków jest niezadowolonych z wycofania się USA ze względu na skutki ekonomiczne i bezpieczeństwa, to coraz więcej osób idealizuje okres rządów Nadżibullaha i rosyjskiej okupacji. W Kabulu, czy też na północy, wśród Tadżyków, łatwo jest spotkać się z opinią, iż Rosja lepiej zagwarantowałaby stabilizację w Afganistanie niż USA.
Witold Repetowicz
Analiza powstała w rezultacie wyjazdu studyjnego do Tadżykistanu, Uzbekistanu i Afganistanu, w ramach projektu realizowanego przez Związek Stowarzyszeń Grupa Zagranica „Wizyty studyjne dla dziennikarzy” w ramach projektu „World-wise Europe: A more coherent Europe for a Fairer World” współfinansowanego przez Komisję Europejską.
onepropos
Kto finansuje ISIS w Afganistanie? Może trochę światła rzuci wypowiedź izraelskiego ministra obrony Moshe Yaalon sprzed paru dni, w rozmowie z greckim odpowiednikiem: “As you know, Daesh (Islamic State, previously ISIS/ISIL) enjoyed Turkish money for oil for a very, very long period of time."
www
hehehe jasne, szefowie izraelskiego MON od zawsze dawali sie podsłuchiwać dziennikarzom ;-))))). Poczytaj sobie o tzw. przecieku kontrolowanym ...
AXI
Przypomina mi się scena z filmu ,,Służby Specjalne" w której kapitan WSI tłumaczy chorążemu SKW o co chodzi w tej wojnie... Kiedyś na defence24 pojawił się art.,,Amerykanie dozbrajają Al.-Kaidę". Jedno i drugie razem wyjaśnia (prawie) wszystko. Ten konflikt można wygasić błyskawicznie - tylko komu na tym zależy ?! Z jednej strony mówi się podatnikowi w USA ,że trzeba dozbroić i wyszkolić walczących z Sowietami bojowników (bo walczą o: wolność ,niepodległość i ...demokratyczne wartości). Później mówi się podatnikowi, że trzeba stabilizować sytuację ,dlatego potrzebna jest odbudowa. Następnie Amerykanie słyszą, że bojownicy to terroryści ...i potrzebne są miliardy na ich bombardowanie. Na końcu tych umiarkowanych trzeba dopuścić do przetargów finansowanych z pieniędzy amerykańskiego podatnika. Wisienka na torcie- operacja zakończyła się chaosem i niech Afgańczycy się martwią sami (można im jeszcze wcisnąć trochę zardzewiałego złomu w promocyjnych cenach). Tylko pacjent psychiatryka by się nie pogubił.
antygłupek
Głupota Zachodu: zwalczał tam Rosjan to ma teraz Talibów. Zwalcza Talibów to będzie mieć ISIS...