- Analiza
- Wiadomości
Rosjanie zakłócają broń precyzyjną. I co z tego? [ANALIZA]
Zakłócanie uzbrojenia naprowadzanego satelitarnie jest możliwe. Jednak nie oznacza to, że pociski z GPS, choćby GMLRS do systemu HIMARS i M982 Excalibur do artylerii lufowej, są nieprzydatne. Trzeba tylko odpowiednio je wykorzystywać lub stosować alternatywną amunicję. Natomiast nie powinno się bezkrytycznie chwalić rosyjskich systemów WRE, bo tak naprawdę nie ma czego.

Autor. 26. brygada artylerii SZ Ukrainy
Kremlowska propaganda już od dawna pracowała nad stworzeniem legendy o skuteczności rosyjskich systemów walki elektronicznej (WRE). Medialna praca Rosjan przyniosła konkretne efekty, w tym okresowo pojawiające się na Zachodzie opinie o przewadze, jaką Rosja ma w tej dziedzinie nad NATO. W tym wszystkim prawdą jest jedynie to, że Rosjanie mają najwięcej aktywnych systemów walki elektronicznej i wykorzystują je w sposób masowy. Robią to jednak najczęściej nie „inteligentnie”, ale „na rympał” – poprzez niecelowane generowanie zakłóceń szumowych o dużej mocy.
Tymczasem najlepsze zakłócanie to takie, w którym przeciwnik nie wie, że jest zakłócany. Lepiej bowiem utrzymywać go w świadomości, że nic się nie dzieje, niż „zabielić” mu ekran monitora, alarmując, że za chwilę nastąpi atak. Problem dla Kremla jest w tym, że Rosjanie nie mają zdolności do zakłócania celowego, nastawionego na konkretne urządzenie wojskowe, oszukując je lub blokując jego odbiornik. Świadczy o tym chociażby łatwość, z którą działają radary ukraińskiej obrony powietrznej. Stoją poza zasięgiem rosyjskich systemów WRE, albo posiadają układy przeciw zakłóceniom odporne na działanie rosyjskich zagłuszarek.
Zobacz też
Jest to o tyle dziwne, że już w Związku Radzieckim wykorzystywano tego rodzaju rozwiązania. Wydawało się, że z kontynuowaniem ich rozwoju nie będzie większego problemu. Ponadto Rosjanie bez przerwy chwalili się skutecznością swoich systemów WRE, które miały być odpowiedzią na przewagę krajów NATO, jeżeli chodzi o systemy dowodzenia i naprowadzania. Między innymi twierdzili, że potrafią wprowadzać do systemów obserwacji fałszywe cele, zmieniać niezauważenie dokładność układów nawigacji satelitarnej GPS (ang. Global Positioning System), jak również destabilizować systemy łączności poprzez wprowadzanie do nich np. nieprawdziwych meldunków i rozkazów.
By tym groźbom i przechwałkom nadać wiarygodność, Rosjanie próbowali pokazywać możliwości swoich systemów WRE również w czasie pokoju. Ich zakłócanie w przypadku systemu GPS rzeczywiście okazało się skuteczne, jednak najczęściej tylko w odniesieniu do systemów cywilnych, w tym samolotów pasażerskich oraz statków handlowych. Stało się nawet regułą, że jednostki pływające i samoloty poruszające się blisko granic Rosji muszą być przygotowane na alternatywne prowadzenie nawigacji, bez udziału konstelacji satelitów GNSS (ang. Global Navigation Satellite System).
Rosjanie pilnowali przy tym, by artykuły na temat tych „sukcesów” ukazywały się w mediach, podbudowując legendę ich „niepokonanych” systemów WRE. Takim „sukcesem” były więc dla nich skargi pilotów fińskich linii lotniczych Finnair i litewskich Transaviabaltika o zakłóceniach sygnału GPS podczas przelotów w pobliżu Obwodu Królewieckiego, a także na lotnisku Savonlinna w południowo-wschodniej Finlandii.
Szczególnie mocno nagłośniono przypadki zakłócania statków handlowych w północnym rejonie Morza Czarnego (głównie nieopodal rosyjskiego portu Noworosyjsk). W 2017 roku (a więc jeszcze przed atakami ukraińskich nawodnych dronów kamikaze) było to działanie tak brutalne, że odbiorniki GPS pokazywały statkom cywilnym pozycję nie na morzu, ale głęboko na lądzie.

Autor. M. Dura / Defence24
I nie miało tu dla Rosjan znaczenia, że w ten sposób naruszali międzynarodowe zasady bezpieczeństwa oraz to, że ich działanie podchodzi po definicję terroryzmu państwowego. Mało też zwraca się uwagę, że w przypadku wojskowych odbiorników GPS rosyjskie zakłócanie jest już o wiele mniej skuteczne, a NATO-wskie okręty oraz samoloty bez problemu operują np. w rejonie Morza Czarnego. Ostatecznym dowodem tego stała się wojna na Ukrainie, w której rosyjskie systemy WRE w odniesieniu do systemów wojskowych nie spełniają wszystkich stawianych im zadań. Jeżeli już to się udaje, to tylko na określonym obszarze i przez krótki czas.
Te trudności są najprawdopodobniej wynikiem ogólnego zacofania rosyjskiego przemysłu elektronicznego. Nie oznacza to oczywiście, że rosyjscy naukowcy i konstruktorzy w jakiś sposób ustępują wiedzą teoretyczną swoim zachodnim odpowiednikom na uczelniach i w instytutach naukowych. Jednak przepaść techniczna i technologiczna, która z miesiąca na miesiąc powiększa się, nie daje im żadnej możliwości, by masowo produkować urządzenia rywalizujące z tym, co wykorzystuje wojsko na Zachodzie, a teraz także na Ukrainie.
Rzeczywiste zakłócanie czy ukraińska dezinformacja?
Jak na razie nie ma dokładnych informacji na temat tego, jak skutecznie działają rosyjskie zestawy WRE w odniesieniu do ukraińskiego systemu łączności i obserwacji technicznej. Zupełnie inaczej jest w przypadku wpływu Rosjan na system GPS. W tym przypadku ukraińskie raporty na temat coraz większych problemów, które sprawiają im rosyjskie systemy WRE, są zasadniczo zaprzeczeniem polityki informacyjnej, jaką generalnie prowadzi się w czasie wojny.
Nigdy bowiem nie potwierdza się sukcesów przeciwnika, ani też nie informuje o negatywnych skutkach, które przyniosły jego działania. Tymczasem Ukraińcy robią coś zupełnie przeciwnego, choćby wskazując, że rosyjskie systemy WRE zmniejszają skuteczność takich systemów uzbrojenia jak pociski GMLRS do wieloprowadnicowych wyrzutni rakiet M142 HIMARS czy pocisków M982 Excalibur stosowanych w artylerii lufowej. Część obserwatorów potraktowało to jako potwierdzenie przewagi, którą Rosjanie mają w dziedzinie walki elektronicznej nad Ukrainą.
President @ZelenskyyUa:
— Defense of Ukraine (@DefenceU) November 19, 2023
“I am grateful to everyone who makes Ukraine stronger and the enemy's losses greater. Our drone operators are consistently effective.”
📹: @United24media pic.twitter.com/sxJNRwf7lN
Ale część przypomina także przypadek z II wojny światowej, gdy Brytyjczycy zaczęli ujawniać w prasie informacje na temat ogromnych strat zadawanych im przez rakiety V-1 i V-2, drukując nawet listy nazwisk ofiar nalotów. Później okazało się, że była to operacja dezinformacyjna, dzięki której Niemcy powtarzali swoje ataki w miejscach niezamieszkałych, a nie w miastach. I tak może być również w przypadku Ukrainy. Ukraińcy informują więc o skuteczności rosyjskich systemów WRE, a jednocześnie nadal precyzyjnie niszczą systemami HIMARS stanowiska dowodzenia i punkty logistyczne przeciwnika, które w jakiś sposób poczuły się bezpieczne.
Warto więc zastanowić się, co rzeczywiście Rosjanie mogą zrobić swoimi systemami WRE, a także jakie skutki rzeczywiście przynoszą te działania.
GPS na rosyjskim celowniku
Skuteczność aktywnych rosyjskich kompleksów walki elektronicznej w odniesieniu do cywilnego systemu nawigacji satelitarnej GPS nie powinna nikogo dziwić. Rosjanie w tym przypadku doskonale wiedzą, jaki sygnał muszą zakłócić, jak on „wygląda” oraz na jakich częstotliwościach pracuje (1575,42 MHz i 1227,6 MHz).
Przypomnijmy, że każdy satelita konstelacji GPS (jest ich około trzydziestu) przekazuje na Ziemię dane o swojej pozycji i czasie mierzonym przez precyzyjny, pokładowy zegar atomowy. Odbiornik odbierający sygnał porównuje ten otrzymany „czas” ze swoim wewnętrznym zegarem, a następnie oblicza, jak daleko jest konkretny satelita przy użyciu metody triangulacyjnej w celu obliczenia swojej lokalizacji (triangulacja to sposób określania własnej pozycji na podstawie położenia co najmniej dwóch innych punktów, odległość do których jest znana).

Autor. lemz.ru
Dla określenia pozycji 2D użytkownika (szerokości i długości geograficznej) jego odbiornik GPS musi odbierać sygnały co najmniej z trzech satelitów. Dla określenia położenia 3D (szerokości i długość geograficznej oraz wysokości) trzeba już danych z czterech satelitów. Rosyjskie systemy WRE próbują więc „zaprezentować się” jako jeszcze jeden, fałszywy satelita, z tym że z o wiele silniejszym sygnałem. Jednak w przeprowadzeniu tego rodzaju operacji przeszkadza kilka „ale”.
Najważniejszym z nich jest to, że systemy zakłócające w pasmach gigahercowych są ograniczone horyzontem radiowym wynikającym z krzywizny Ziemi. Rosjanie nie zakłócają bowiem satelitów konstelacji GNSS, ale odbiorniki odbierające od nich sygnały. Mogą to robić tylko w odniesieniu do tych urządzeń, których anteny są widziane przez anteny ich systemów zakłócających. Bez zaatakowania satelitów i użycia samolotów WRE nie ma więc możliwości wyłączenia systemu GPS na terytorium całej Ukrainy, ponieważ musiałoby to wiązać się z rozstawieniem tam wielu nadajników naziemnych. A do tego Ukraińcy z pewnością nie dopuszczą.
Jeżeli więc mówi się o możliwości zakłócenia przez „zachwalany” system Krasucha-4 urządzeń znajdujących się w promieniu nawet do 400 km, to należy dodać, że owszem, jest to prawdą, ale tylko w odniesieniu do celów znajdujących się na pułapie około 4900 m. Zestaw ten pracuje bowiem w paśmie gigahercowym (do 18 GHz), więc wysyłane przez niego sygnały, nawet z anteny kierunkowej, nie „trafią” niczego, co znajduje się poniżej horyzontu radarowego.
W przypadku pasm megahercowych, wykorzystywanych przez systemy łączności KF, jest łatwiej, ponieważ w ich przypadku fale rozchodzą się nieprostoliniowo. W ten sposób zbudowany koło Czarnobyla radziecki radar pozahoryzontalny Duga, pracujący na częstotliwości 4-30 MHz, z nadajnikiem o mocy 10 MW, potrafił zablokować łączność CB w Portugalii (działającą w paśmie 27 MHz).
Zobacz też
W pasmach: gigahercowym, VHF i UHF jest inaczej. Tam horyzont jest barierą nie do przebycia. To właśnie dlatego zagłuszarki systemu GPS w tym zakresie częstotliwości wynosi się jak najwyżej (np. na budynki i maszty), ponieważ dla anteny naziemnej (na wysokości około 9 m) stosowanej przeciw systemom nawigacji satelitarnej na ukraińskich pojazdach (np. na armatohaubicach) ten zasięg działania zmniejsza się do maksymalnie 30-40 km.
Drugim „ale” jest to, że anteny zakłócanych odbiorników muszą odbierać sygnały zakłócające. Istnieje możliwość takiego zabezpieczenia urządzeń GPS, by nie odbierały zakłóceń idących z określonych kierunków. Jest to możliwe, o czym świadczy choćby tania i prosta amunicja krążąca (drony kamikaze) Backfire, która jest wprowadzana do służby przez Ukrainę. Zgodnie z ukraińskim komunikatem mają one być wyposażone specjalny typ anteny GPS, „której zagłuszenie jest prawie niemożliwe”, przez co dron ma być „bardzo odporny na wrogie systemy walki elektronicznej”.
Zobacz też
W podobny sposób można zabezpieczyć anteny GPS na statkach powietrznych i pociskach manewrujących, których górna część nie jest przecież widoczna z dołu. Wystarczy więc tylko w takim miejscu umieścić antenę nawigacji satelitarnej, by sygnały zakłócające do niej nie dochodziły, albo odpowiednio ją zaprojektować. To właśnie dlatego powstały anteny kierunkowe CRPA (ang. Controlled Reception Pattern Antenna) tworzące swoisty filtr przestrzenny, odbierając sygnały docierające tylko z określonych kierunków i tłumiąc to, co przychodzi z kierunków niepożądanych. Być może to właśnie tego rodzaju rozwiązanie zastosowano na przenoszonych przez samoloty pociskach manewrujących AGM-158 JASSM, które Amerykanie testowali pod względem odporności na zakłócenia już w 2017 r.
Trzecim „ale” są systemy przeciwzakłóceniowe zamontowane w wojskowych odbiornikach GPS, z którymi Rosjanie jak na razie sobie nie radzą. Już obecnie odbiorniki te wyposażono w moduły SASM (ang. Selective Availability Anti-Spoofing Module) eliminujące odbiór sygnałów sfałszowanych. Dają one odbiornikom GPS:
- możliwość korzystania z bardziej precyzyjnych i zaszyfrowanych sygnałów kodu P(Y) konstelacji GPS, co zwiększa precyzję pozycjonowania poprzez techniki selektywnej dostępności SA (ang. Selective Availability);
- odporność na celowo wywoływane niedokładności w pozycjonowaniu poprzez układ przeciwdziałania fałszowaniu AS (ang. Anti-Spoofing).
Rosjanom nie udało się jak na razie skopiować sygnału P(Y), przez co „podszywanie się” pod satelitę w wydaniu rosyjskim udaje się tylko w odniesieniu do cywilnych odbiorników GPS. W przypadku urządzeń najprostszych Rosjanie nadają więc silniejszy sygnał, którego zadaniem jest imitowanie standardowego, prawdziwego sygnału GPS. Dla użytkownika będzie to oznaczało przede wszystkim błędne oszacowanie aktualnej pozycji lub również czasu. Zmanipulowanie bardziej zaawansowanych odbiorników jest już trudniejsze. Może polegać np. na powtórnym nadawaniu silnych sygnałów GPS, które zostały zarejestrowane w innym miejscu albo czasie.
Jeszcze trudniejszym sposobem zakłócania sygnału GPS jest tzw. atak przeniesienia (ang. carry-off). Wymaga on więcej czasu, ponieważ w tym przypadku działa się etapami. Najpierw konieczne jest nadawanie fałszywego sygnału GPS zsynchronizowanego z sygnałem prawidłowym odbieranym przez atakowany obiekt. Później stopniowo zwiększa się moc zakłócenia, by zdominować „siłą” prawdziwy sygnał z satelity.
Zobacz też
Część obserwatorów przypuszcza, że to właśnie w ten sposób Irańczykom udało się przechwycić amerykański rozpoznawczy bezpilotowiec RQ-170 Sentinel w 2011 r. w północno-wschodnim Iranie. Według źródeł irańskich najpierw miało to polegać na zakłóceniu systemu łączności z amerykańskim operatorem, co spowodowało automatyczne przejście na autopilota kierowanego sygnałami GPS. Wtedy Irańczycy mieli sfałszować sygnał GPS na tyle, by amerykański dron wylądował na terenie Iranu, zakładając, że to jest jego baza w Afganistanie.
I tu do działania weszła propaganda Kremla. Niby przypadkiem wypuszczono do prasy informację o wykorzystaniu w tym celu zestawu rozpoznania elektronicznego 1Ł222 Awtobaza, który miał zostać wcześniej dostarczony do Iranu. Najprawdopodobniej to była typowa dezinformacja. Po pierwsze, nie jest to urządzenie specjalnie do tego przeznaczone (to system rozpoznania, który działa pasywnie). Po drugie, dron RQ-170 wykorzystuje również bezwładnościowy system nawigacji, którego nie da się zakłócić. Nie jest on tak dokładny jak GPS, ale z pewnością nie pomyliłby Iranu z Afganistanem.

Autor. mil.ru
Najprawdopodobniej RQ-170 został więc zestrzelony (o cym świadczą m.in. uszkodzenia na jego kadłubie). To, że dodano do tego inną otoczkę, wynika z czystej polityki propagandowej. Świadczy o tym choćby fakt, że duże amerykańskie bezpilotowce cały czas latają na Bliskim Wschodzie, a nigdy później nie doszło do podobnego zdarzenia, choć Predatory i Reapery wykorzystują podobne odbiorniki GPS jak RQ-170. Dotyczy to również Syrii, gdzie Rosjanie przecież rozstawili swoje najnowsze systemy WRE. A tam ich udokumentowanym „sukcesem” stało się tylko zakłócenie samolotów pasażerskich nad cywilnym lotniskiem w Tel Awiwie i nad Cyprem.
Oczywiście Rosjanie stworzyli systemy teoretycznie specjalizujące się w zakłócaniu systemu GPS, w tym w „spoofingu”. Jednak rozwiązania takie jak Krauscha, Borisoglebsk-2 i Żytiel okazują się skuteczne głównie w odniesieniu do odbiorników cywilnych, a w niewielkim stopniu przeszkadzają systemom wojskowym. Przykładem mogą być NATO-wskie ćwiczenia Trident Juncture 2018, które odbyły się m.in. w Finlandii i Norwegii. Zarejestrowano tam błędne wskazania systemu GPS na niektórych wojskowych pojazdach i statkach powietrznych, jednak nie wpłynęło to na przebieg manewrów.
Rosjanie najlepiej zakłócają GPS... w Rosji
Zakłócanie sygnału GPS ma jeszcze jeden poważny problem – działa w obie strony. Rosjanie nie mają możliwości zakłócania konkretnych odbiorników systemu GPS nad konkretnym obszarem, ale robią to dookólnie lub sektorowo, „atakując” elektronicznie tak naprawdę wszystkie obiekty znajdujące się w wiązce anteny nadawczej systemu WRE.
Jeżeli więc problemy będą mieli Ukraińcy, to będą mieli je również Rosjanie, i to często na o wiele większym obszarze (nadajniki zakłóceń stawia się kilka kilometrów przed linią frontu, a więc obszar nimi „zdestabilizowany” jest teoretycznie większy po stronie rosyjskiej). Tymczasem nie jest dla nikogo tajemnicą, że system GPS jest wykorzystywany również w Rosji, także przez rosyjskie siły zbrojne. W internecie pojawiły się nawet zdjęcia rosyjskich samolotów bojowych, w których piloci doraźnie doczepiali w kokpicie komercyjny odbiornik GPS.
W przypadku systemów cywilnych często o wiele większe znaczenie od określania pozycji ma czas przekazywany z systemu GPS. Jest on bowiem stosowany do synchronizowania komputerów działających w sieci. Wykorzystują go firmy tworzące ogólnopaństwową lub globalną sieć klientów (np. sieci elektroenergetyczne, systemy bankowe i finansowe, systemy zarządzania kryzysowego itd.). Szacuje się, że „6 do 7 proc. produktu krajowego brutto Unii Europejskiej (PKB) jest bezpośrednio zależne od dostępności GPS”.
Jednak wewnątrz Rosji to nie ma dla Kremla żadnego znaczenia. To właśnie tam okazało się, że Rosjanie są najlepsi w zakłócaniu siebie samych. Doszło u nich do swoistej histerii. W momencie pojawienia się nad ich terytorium jakichkolwiek ukraińskich bezpilotowców zakłócają oni sygnał GPS na bardzo dużych obszarach, nie przejmując się, że atakowane są również np. cywilne statki powietrzne. Problemy są szczególnie widoczne nad cywilnymi lotniskami w dużych rosyjskich miastach, np. w Moskwie, gdzie samoloty pasażerskie (w tym oczywiście zagraniczne) wykorzystują nawigację satelitarną.

Autor. GPSJam
Zachodni dziennikarze już od kilku lat zwracają uwagę, że system GPS jest szczególnie mocno zakłócany tam, gdzie właśnie przebywa Władimir Putin. To przeciwdziałanie elektroniczne w Federacji Rosyjskiej bardzo dobrze pokazują mapy opracowane przez specjalistyczny portal GPSJam. Są tworzone na podstawie raportów samolotów o dokładności ich danych nawigacyjnych. Ukraina nie jest więc faktycznie oceniana (poza Odessą), ponieważ nad tym krajem latają praktycznie tylko wojskowe statki powietrzne.
Niestety nie oznacza to, że w rejonach walk takich zakłóceń (w tym silnych) się nie odnotowuje. Najczęściej to są przypadki niemożliwe do zarejestrowania przez cywilne systemy, stąd nie zostały uwzględnione przez GPSJam. Jednak mapa ta jest interesująca, ponieważ pokazuje, co dzieje się z GPS w Federacji Rosyjskiej. A tam, szczególnie na dużych obszarach zachodniej i południowej Rosji, zakłócanie jest systemowe i totalne.
Wbrew pozorom nie trzeba do tego wykorzystywać wojskowych kompleksów WRE, ponieważ nadajnik zakłóceń systemu GPS można zbudować niewielkim kosztem i przy zaledwie odrobinie wiedzy technicznej. Tego rodzaju rozwiązania mogą nawet kupić prywatne osoby, np. by zakłócić odbiornik satelitarny w pojazdach (sposób wykorzystywany np. przez złodziei samochodów, ludzi chcących unikać opłat drogowych i kierowców zawodowych, którzy nie chcą być śledzeni przez swoich szefów).
Jak „siłowo” można zakłócić sygnał GPS?
Nie potrafiąc zakłócać „inteligentnie” wojskowych odbiorników GPS, Rosjanie robią to „siłowo” stosując po prostu nadajniki o dużej mocy. Nie jest to zresztą trudne, biorąc pod uwagę moc sygnału dochodzącego na Ziemię z konstelacji satelitów GNSS, która jest na poziomie średnio 1,5 dB. Dla porównania, sygnał odbierany w domowej telewizji ma poziom od 25 do 46 dB. Nawet niewielki nadajnik może więc zakłócić odbiorniki systemu GPS w promieniu kilku kilometrów.
Przykładem może być Londyn w 2013 r. Każdego dnia lipca w okolicach London Stock Exchange ktoś przez dziesięć minut blokował system GPS (wpływając na systemy nawigacyjne samochodów oraz przeszkadzając w prowadzeniu transakcji finansowych). Sprawcą okazał się kierowca, który wykorzystując niewielką zagłuszarkę próbował ukryć się przed swoimi szefami. Okazało się, że taki tani i mały nadajnik podłączony do gniazda od zapalniczki może stworzyć problemy nawet w promieniu 500 m.
A przecież Rosjanie mają o wiele silniejsze zagłuszarki, i to często umieszczone bardzo wysoko. Na obszarze, gdzie sygnał blokujący dochodzący do odbiornika jest bardzo silny, trudno się przed nim ochronić. Często rzeczywiście pozostaje jedynie zasłanianie anteny odbiornika z kierunku przychodzenia zakłóceń. W tym przypadku moduły SASM niestety nie pomogą.

Autor. amazon.pl
Jednak Ukraina pokazuje, że skupienie wystarczającej energii zakłóceń na dużym obszarze i przez długi czas jest bardzo trudne. Jest to szczególnie widoczne przy atakach WRE prowadzonych przez Rosjan przeciwko pociskom rakietowym (np. GMLRS) i artyleryjskim (np. Excalibur). Ocena skuteczności Rosjan w tego rodzaju działaniach wzbudza najwięcej kontrowersji. W większości przypadków w tych opiniach się przesadza, ponieważ rosyjskie jammery nie zapobiegają użyciu tego rodzaju systemów uzbrojenia, a najwyżej wpływają na ich dokładność. Trzeba bowiem pamiętać, że standardowy pocisk artyleryjski kalibru 155 mm może odchylić się od atakowanego punktu najczęściej na maksymalnie kilkanaście metrów. W przypadku pocisków Excalibur promień ten można zmniejszyć nawet do mniej niż 4 m.
Jeżeli więc nawet teoretycznie sygnał systemu GPS zniknie, to i tak celność Excaliburów w najgorszej sytuacji będzie taka sama jak w przypadku pocisków standardowych, pozbawionych naprowadzania. Filmy prezentowane przez Ukraińców często pokazują, że w większości przypadków jest to dokładność zupełnie wystarczająca np. do eliminowania rosyjskiego sprzętu.

Autor. @front_ukrainian / X
W rzeczywistości ta celność jest jednak lepsza, ponieważ pociski i rakiety naprowadzane systemem GPS nie wykorzystują go jedynie w końcowej fazie lotu, ale również wcześniej, do korygowania trajektorii. Skuteczność zakłóceń byłaby więc stuprocentowa tylko wtedy, gdyby zakłócanie odbywało się od razu po opuszczeniu przez pocisk wyrzutni lub lufy. A to jest niemożliwe z powodu horyzontu radarowego oraz ograniczonych możliwości mocowych (wpływających na skuteczność zakłóceń) rosyjskich systemów WRE.
Nawet tak silne nadajniki jak w systemie Krasucha-4, z antenami kierunkowymi, musiałyby być nakierowane dokładnie na nadlatujące pociski, by legitymować się stuprocentową skutecznością. Jednak Krasucha-4 ich nie wykrywa, więc nie może ich śledzić, ponieważ od tego są radary. Tymczasem jak dotąd nie pojawiły się informacje o automatycznym połączeniu tych dwóch systemów.

Autor. KRET.com
Rosjanie mają oczywiście systemy antydronowe zabudowane w komplecie z radarem wczesnego wykrywania, czego przykładem jest kompleks RLK-MC-A (ROSC-1). Są to zestawy małego zasięgu, wykrywającego małe drony w odległości nie większej niż 10 km. Tak silne systemy jak Krasucha-4 działają samodzielnie i włączają się w określonym sektorze, nie wiedząc wcześniej, kiedy i skąd dokładnie nadlecą ukraińskie pociski, a także czy będą naprowadzane na GPS.
Ten sposób ochrony własnych wojsk jest bardzo niebezpieczny. Tak silne działające nadajniki można bardzo łatwo namierzyć i zaatakować. Rosjanie przekonali się o tym wielokrotnie, czego dowodem są statystyki strat prezentowane przez portal Oryx na bazie opublikowanych w sieci zdjęć i filmów. Wynika z nich, że od 24 lutego 2022 r. Rosjanie utracili piętnaście kompleksów R-330Ż Żytiel oraz czternaście typu R-330BMV i R-394BMV Borisoglebsk-2B, wyspecjalizowanych m.in. w zakłócaniu systemu GPS.

Autor. mil.ru
Oznacza to, że tylko od lipca 2023 r. te straty zwiększyły się o siedem kompleksów w przypadku Żytieli i o cztery zestawy Borisoglebsk. Co ważne, kilka z tych kompleksów (w tym również RLK-MC-A) zostało zniszczonych przez komercyjne, „cywilne” kwadrokoptery przerobione przez Ukraińców na drony kamikaze. To oznacza że „myśliwy” został skutecznie zaatakowany przez teoretycznie „tropioną” zwierzynę.
Oczywiście nikt nie zaprzecza, że Rosjanie zakłócają ukraińskie odbiorniki systemu GPS, jednak jak na razie nie przerywa to w żaden sposób ukraińskich działań bojowych, a najwyżej w jakiś sposób je utrudnia. Dowodem na to jest chociażby trafianie przez Ukraińców np. w bardzo chroniony Most Kerczeński oraz w Dowództwo Floty Czarnomorskiej w Sewastopolu. Ta ochrona GPS nie jest więc szczelna, a często nie dotyczy nawet obszarów strategicznego znaczenia, jak choćby lotniska wojskowe.
Zobacz też
Oczywiście rosyjska propaganda na pewno będzie dbała o to, by okresowo pojawiały się informacje o bezsilności zachodnich systemów uzbrojenia w obliczu ich kompleksów WRE. Taką opinię wystawiono wcześnie bombom ślizgowym JDAM (Joint Direct Attack Munition). Teraz próbuje się pod nią podciągnąć systemy rakietowe klasy HIMARS i MLRS oraz pociski Excalibur. Później na pewno przyjdzie czas na pociski manewrujące Storm Shadow/SCALP-EG.
Losy rosyjskich okrętów Mińsk, Rostow-na-Donu i Askold w stoczniach Sewastopol i Kercz zaprzeczają tym opiniom.

Autor. Ministerstwo Obrony Ukrainy
Rosyjskie systemy WRE i Polska
Jedynym krajem odpornym na rosyjską propagandę, jeżeli chodzi o systemy walki elektronicznej, jest Polska. Niestety nie jest to związane z logiczną oceną sytuacji, ale z generalnie lekceważącym podejściem (byłego) Ministerstwa Obrony Narodowej do tego zagadnienia. Wiemy więc, z jakimi zagrożeniami mamy do czynienia, jednak niewiele robimy, by ich uniknąć.
Wyjątkiem jest polski przemysł zbrojeniowy, który stara się zapobiec rosyjskiemu przeciwdziałaniu elektronicznemu, odpowiednio projektując własne rozwiązania. Jest to dobrze widoczne w radarach PIT-Radwar, które mają bardzo nowoczesne systemy przeciw zakłóceniom, i to zarówno w odniesieniu do zjawisk naturalnych, jak i sztucznych. W podobny sposób postępują producenci łączności (np. Radmor i Transbit) oraz bezpilotowców (WB Electronics). To właśnie z tego powodu polskie drony FlyEye są tak odporne na rosyjskie przeciwdziałanie, o czym niejednokrotnie informowała strona ukraińska.

Autor. IAI
Gorzej jest w przypadku aktywnego przeciwdziałania i elektronicznego ataku. Polski resort obrony nie traktuje zakupów systemów WRE w sposób priorytetowy, czego dobrym przykładem są smutne losy programu Kaktus. Pomimo pozytywnych wyników badań opracowany system rozpoznawczo-zakłócający ostatecznie nie został zamówiony. Polskie wojsko nie ma więc odpowiedniej ilości systemów przeciwdziałania elektronicznego, a tym bardziej czegoś, czym mogłoby systemowo atakować rosyjskie systemy radioelektroniczne.
Tymczasem to, czym Rosjanie cały czas się chwalą, może być dla nich śmiertelnym zagrożeniem. Wiedząc o tym, że na linii styczności wojsk będzie ogromna liczba rosyjskich systemów zakłócających, można zawczasu przygotować całą gamę uzbrojenia wyspecjalizowaną właśnie w niszczeniu tego rodzaju rozwiązań. Pomaga w tym fakt, że wykrywanie zagłuszarek GPS nie jest żadnym problemem. Świadczą o tym chociażby gotowe i dostępne na rynku rozwiązania cywilne w tej dziedzinie. Ich przykładem może być opracowany już w 2014 r. przez firmę Exelis system Signal Sentry 1000, który wykrywa źródła celowych ataków i niezamierzonych zakłóceń sygnałów GPS, jak również dokonuje geolokalizacji w 3D.
Trudniejsze jest już niszczenie tych nadajników, ale i w tej dziedzinie nie zaczyna się od zera. Skoro powstały przenoszone drogą lotniczą pociski przeciwradiolokacyjne (np. AGM-88 HARM i nowsze AARGM), to mogą też powstać mniejsze pociski przeciw zagłuszarkom, zdolne do niszczenia niewielkich nadajników zakłóceń montowanych na masztach, budynkach czy pojazdach. Nie muszą przyjmować formę rakietowej amunicji lotniczej. Jednak są środki tańsze, jak chociażby bezpilotowce, które można wyposażyć w głowice uderzeniowe i układy namierzające źródła promieniowania elektromagnetycznego.

Autor. @front_ukrainian
Izraelczycy wprowadzili tego rodzaju rozwiązania przeciwko radarom, tworząc amunicję krążącą IAI Harpy, a później IAI Harop. Jednak to duże i kosztowne drony, które mogą oczekiwać w powietrzu przez ponad sześć godzin na włączenie przez przeciwnika stacji radiolokacyjnej, by później ją zaatakować. Może więc warto opracować małe bezzałogowce WRE, które będą towarzyszyły dronom kamikaze i torowały im drogę do właściwych celów, eliminując wszystkie zagłuszarki?
Ideałem byłoby wypracowanie rozwiązań, które dałyby przeciwnikowi wyraźny sygnał: „włączysz zakłócanie – zginiesz”. Jak dotąd Rosjanie swoimi systemami walki elektronicznej kompletnie ignorują coś, co kiedyś określało się mianem ciszy radiowej.

Autor. M. Dura / Defence24
Teraz w Polsce trzeba zrobić wszystko, by kiedyś za to drogo zapłacili.
WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS