- Komentarz
- Wiadomości
Kiepsko wyszkoleni Ukraińcy? Burza po doniesieniach z USA [KOMENTARZ]
W lutym 2023 roku prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski odmówił zawetowania nowego prawa zaostrzającego przepisy w związku z pojawiającymi się aktami niesubordynacji w szeregach ukraińskiej armii. „Kluczem jest zachowanie dyscypliny” – napisał w uzasadnieniu ukraiński przywódca. W ostatnich tygodniach, zwłaszcza w anglojęzycznych mediach, pojawiały się artykuły z opisem niepokojących relacji w szeregach Sił Zbrojnych Ukrainy. Tezy z tych artykułów urosły niepotrzebnie do rangi krytyki całej armii bijącej się dzielnie z Rosjanami.

Ukraina ma obecnie pod bronią ok. 750 tys. żołnierzy i funkcjonariuszy (z czego ponad połowę na froncie oraz w drugiej i trzeciej linii). Uznanie, że w tak wielkiej masie wojennej nie pojawią się akty dezercji, patologii czy niesubordynacji to utopia. Dziennikarze śledczy, nauczeni wojnami w Iraku oraz Afganistanie, biorą pod lupę także ukraińskie formacje zbrojne, a łamy zachodnich mediów są pełne relacji żołnierzy. Nie zawsze pochlebnych.
Dla zachodnich mediów, nawet wśród sojuszników nie ma „świętych krów". Pierwszą kostką, która przewróciła domino serii artykułów o wewnętrznych problemach w ukraińskich formacjach były relacje zagranicznych ochotników w Legionie Cudzoziemskim lub innych oddziałach podobnego autoramentu. Pojawiły się relacje na czele z krytyką przełożonych, nieefektywnego szkolenia lub jego braku, bezsensem wielu zadań, co miało potwierdzenie w skargach do ukraińskiej prokuratury wojskowej. Do dziennikarskich śledztw dołączyli sami Ukraińcy.
Pomijając wszelako skrajne przypadki pobić, znęcenia się nad żołnierzami czy kradzieży – które kwalifikują się pod sąd wojenny, trudno zgodzić się z tak rażącą krytyką odnośnie jakości szkolenia ukraińskich formacji zbrojnych. Część ochotników, zwłaszcza wśród tych, którzy przybyli z Ameryki Południowej, na łamach mediów wyraziła swoją dezaprobatę do sytuacji w Legionie Międzynarodowym i zadeklarowała, że na Ukrainę nie wróci.
Zobacz też
Problem w tym, że w każdej masowej armii w obliczu wojny totalnej toczonej na własnym terytorium, nie ma możliwości zapewnienia jednorodnego systemu wojskowego szkolenia dla wszystkich oddziałów. Nie przez przypadek określenie „pospolite ruszenie" ma wydźwięk pejoratywny, a do masowości potrzeba rezerw kadrowych, amunicji, obiektów szkoleniowych – w tym wypadku na tyłach będących blisko linii frontu, będących na celowniku rosyjskiego lotnictwa i celem rakietowych ataków. Trudno się, więc dziwić, iż w świeżo powołanej formacji jaką jest Legion Międzynarodowy, nie wszystko zadziałało. Z podobnymi wyzwaniami musi mierzyć się każda nowo powołana lub odtwarzana jednostka.
Zobacz też
Pomijając powyższe przypadki, media w ostatnim czasie zelektryzowała sprawa podpułkownika z 46. Brygady Powietrznodesantowej. W wywiadzie dla „Washington Post" zaalarmował on świat, że nowi rekruci, którzy trafiają do jednostek frontowych są źle wyszkoleni. Do tego stopnia, że nie wiedzą jak rzuca się granatem. Stwierdził on, iż niektórzy „nowicjusze" uciekają z pozycji pod rosyjskim ogniem. Wywiad nie spodobał się przełożonym, więc oficer ten miał zostać odesłany do ośrodka szkoleniowego. Za odesłanym oficerem ujęli się członkowie ukraińskiego parlamentu i dziennikarze, więc sprawa została nagłośniona, zamiast „zamieciona pod dywan" jak pewnie chcieli inicjatorzy pozbawienia tego oficera dowództwa.
Sprawa dotyczyła elitarnej jednostki, więc problemy z ukraińskim szkoleniem stały się wiodącym wyzwaniem. Pamiętajmy jednak, że wobec wysokich strat Ukraińców na wojnie (ok. 100 tys. zabitych i rannych) szeregi siłą rzeczy muszą być uzupełniane żołnierzem niedoświadczonym i szkolonym w przyspieszonym trybie. Nie bronię tego stanu, ale zerknijmy do jakiejkolwiek pozycji z literatury pamiętnikarskiej okresu II wojny światowej – zawsze odnajdziemy tam wojenne absurdy, niekompetencję dowódców, kiepskie wyszkolenie oraz błędy na polu walki.
Amerykańscy żołnierze w czasie II wojny światowej, przechodząc cały cykl szkolenia wojskowego, od „unitarki" do specjalistycznego, daleko od wojny i tak miewali kadrowe problemy na froncie. Nie przez przypadek Stephan Ambrose nazwał swoją książkę „Obywatele w mundurach". W masowej armii zawodowcy zawsze pozostaną w mniejszości. Pamiętajmy także o fenomenie „dobrowolców", czyli ochotników, których bataliony, po roku 2014, uczyły się wojennego rzemiosła w praktyce – poprzez wysokie morale i patriotyzm nadrabiały luki w szkoleniu. Pozostając latami na linii frontu, weterani szkolili kolejne pokolenie ochotników, a ich jednostki rozrosły się do elitarnych brygad, obecnie uznawanych za najskuteczniejsze na froncie przykłademtakiej jednostki jest „Azow").
Na szczęście, ukraińscy żołnierze, znaleźli możliwość szkoleń w zachodnich krajach. Wzorem takiej pomocy są Anglicy. W prowadzonej przez Brytyjczyków szkoleniowej „Operacji Interflex" finalnie kurs ukończy 10 tys. Ukrańców. Łącznie w „Operacji Orbital", trwającej od 2015 roku, Londyn przeszkolił już ponad 22 tysiące żołnierzy. Szkolenie trwa 120 dni. Na Zachodzie szkolą się przyszłe wojskowe załogi obsługujące nowoczesną broń, która trafiła, bądź trafi nad Dniepr. Z pewnością są także kursy wojskowe, o których z uwagi na tajność dowiemy się dopiero po wojnie.
Zobacz też
Problem z krytyką jaka spada na Siły Zbrojne Ukrainy wynika także z tego, iż jest to w oderwaniu od poziomu jaki prezentuje agresor, czyli rosyjskie siły inwazyjne. To co stanowi „szczegół" w ukraińskich szeregach ma często wymiar „ogółu" wśród Rosjan. Najdobitniejszym przykładem indolencji rosyjskiego wojska na polu bitwy, od szczebla dowódcy do szeregowych, było wytracenie pod Wuhłedarem w rajdach przez pola minowe elitarnej 155. Samodzielnej Brygady Piechoty Morskiej.
Pamiętajmy, że Ukraina nie ma „głębi strategicznej", nie ma bezpiecznego zaplecza frontu, szkoli żołnierzy w warunkach totalnej obrony – państwo od najniższego rangą urzędnika do prezydenta kraju pracuje w kraju ogarniętym wojną, a rosyjska „druga armia świata", z o wiele większymi rezerwami i dalekim zapleczem szkoleniowym popełnia jeszcze większe błędy. Pomimo całego sztafażu nowych technologii wojna niestety nie wiele się zmieniła, jak mawiał francuski minister spraw zagranicznych Georges Bidault „słabym pozostaje jedna broń: błędy silnych".
WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS